Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 18 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

C.J. Cherryh
‹Ogień z nieba›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułOgień z nieba
Tytuł oryginalnyHammerfall
Data wydaniasierpień 2002
Autor
PrzekładAgnieszka Sylwanowicz
Wydawca MAG
ISBN83-89004-30-5
Format444s.
Cena29,—
Gatunekfantastyka
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Ogień z nieba

Esensja.pl
Esensja.pl
C.J. Cherryh
« 1 6 7 8 9 10 »

C.J. Cherryh

Ogień z nieba

Palec z rękawiczce uniósł się groźnie, po czym zwinął się na wargach, wygodnym miejscu odpoczynku.
- Syn mojego nieprzyjaciela. Mężczyzna, który pali moje miasta, okrada mój skarbiec, rabuje moje karawany, profanuje moich kapłanów. Co mam z tobą zrobić?
Ból rozprzestrzenił się ze stawów na miękkie części ciała. Hałas w uszach sprawiał, że własny głos Marak słyszał jakby z oddali.
- Tain wydał swego syna - rzekła szyderczo Ila - więc ja go biorę. Co mam z tobą zrobić, Maraku Trinie Tainie? Jak mam cię nazywać?
Szyderstwa nie zamierzał znosić.
- Generałem swoich armii - rzekł, igrając z ogniem. - Dowódcą swojej straży.
Odchyliła się i uniosła dłoń, być może chcąc powstrzymać żołnierzy. Au′it, która wszystko zapisywała, zastygła w bezruchu z piórem zawieszonym nad stronicą swej księgi.
Dłoń Ili zatoczyła koło w powietrzu. Au′it zamknęła księgę i odłożyła pióro.
- A teraz bez zapisywania - rzekła Ila - pytam cię... gdzie jest to szaleństwo?
- Na wschodzie - odparł niewiele myśląc i zdumiewając tym samego siebie. Rzeczywiście leży na wschodzie. Wszystko jest na wschodzie. Nie ma po temu żadnego powodu, ale Marak wiedział, że tak jest. Przejmowało go to dogłębnym niepokojem.
- Pragniesz być dowódcą mojej straży - powiedziała Ila. - Mam już jednego, który mi wystarczy. Ale może dowódcą badaczy, jak to bywało zanim nastały plemiona. A więc jesteś nim. Rozkazuję ci odnaleźć dla mnie źródło szaleństwa. Masz udać się tam, dokąd idą szaleńcy, kiedy błąkają się bez celu, i dowiedzieć się, dlaczego zwracają się na wschód. Masz wrócić do mnie i zdać sprawę ze wszystkiego, czego się dowiesz. A jeśli wrócisz do mnie i powiesz prawdę, otrzymasz ode mnie prezent. Ty będziesz rządził Kais Tain.
Wśród strażników rozległ się szmer całkowitej konsternacji.
Sam Marak nie dowierzał temu, co usłyszał.
- Ustanowiłam pieczę nad Kais Tain - oznajmiła Ila - która obejmuje wszystkie osoby tam mieszkające. Zapisz to! - rozkazała, a au′it zwilżyła swoje pióro i wzięła się do pisania. - Ich życie zależy od tego, czy będę z ciebie zadowolona, a kiedy wykonasz moją wolę, ich życie będzie zależało od tego, czy ty będziesz zadowolony z nich. Jakiej innej nagrody pragniesz za swoją służbę?
Czy ma więc żyć? Dokładnie przeanalizował tę wypowiedź, szukając rozsądku w tym, co usłyszał.
Czy ma więc żyć? A może Ila zrobiła sobie okrutny żart, który kazała au′it zapisać w księdze, jakby to była prawda i prawo?
Trudno mu było zebrać myśli z bólu. Szum w uszach utrudniał usłyszenie czegokolwiek sensownego.
- Czy to wystarczy? - zapytała Ila, jakby się targowała na bazarze. - Zgadzasz się na moje warunki?
Nie potrafił myśleć na kolanach. Z trudem wstał; po kościach przebiegł mu ogień. Przeciwstawiając się mu, wyprostował plecy - i ogień dotarł też do nich.
- Moja matka - powiedział. - Natychmiast. Moja siostra. Chcę, żeby miały ochronę przed Tainem.
Ila przesunęła wyprostowanym palcem po wargach i popatrzyła na Maraka.
- Czy w domu Taina ma miejsce jakiś spór?
- On im groził. Zapewnij im bezpieczeństwo. Zadbaj o nie. A ja zdobędę dla ciebie tę odpowiedź.
- Ja się nie targuję.
- A ja tak.
Jego bezczelność ukłuła strażników. Ruszyli się ze swoich miejsc; chwycili Maraka - i powstrzymali się od dalszego działania, może bojąc się błyskawic.
- Dostarczę ci wszystkiego, czego potrzebujesz - rzekła łagodnie Ila - i mianuję cię dowódcą, jak prosisz, i dam ci wszystkie środki, o jakie poprosisz. I ustanowię pieczę nad twoją matką i siostrą, by zapewnić im bezpieczeństwo. Zgadzasz się?
To z pewnością była pułapka, jakaś sztuczka, szyderstwo. Lecz ryk w jego uszach pękł niczym tama, a szaleńcy wzdrygnęli się i odwrócili jednocześnie. Niektórzy upadli na posadzkę.
- Wyjdźcie - rzekła Ila, pokazując na drzwi. - I wyprowadźcie ich z sali! - Wycelowała palec w Maraka. - Ty zostajesz!
Jej strażnicy powoli zebrali szaleńców - niektórzy stali, niektórzy leżeli na posadzce - i oglądając się za siebie, wyszli z sali. Au′it, która została jako ostatnia, zawahała się, lecz Ila wykonała gest nawet w jej stronę i kobieta zgarnęła swój tusz oraz księgę i przemknęła do drzwi usytuowanych za kolumnami.
Wtedy Ila wstała ze swego fotela i zeszła o trzy stopnie; jedwab jej szaty szeptał, opływając jej ciało jak stara krew.
Następnie usiadła w połowie schodów, jak jakaś przekupka. Była aż tak blisko, krucha niczym świątynna porcelana. Stawy Maraka przenikały jednak igły bólu, przypominając mu przy każdym oddechu, co potrafią uczynić te urękawiczone dłonie.
Dłonie te połączyły się czubkami palców na ustach Ili. Wysoko urodzone kobiety mogły bielić twarze kosmetykami, by zademonstrować, że nie wystawiały się na słońce, i wychodzić na dwór tylko nocą. Skóra Ili nie zostawiła na jej rękawiczkach żadnych śladów. Była półprzezroczysta, biała, żywa. Głębia oczu Ili przywodziła na myśl studnie.
- Pragnę twojej lojalności - rzekła. - Czy będę ją miała?
Marak zadał sobie pytanie, jaki ma inny wybór w porównaniu z życiem i możliwością uratowania tych dwóch osób, które kocha. W darze Ili - w ustanowieniu pieczy nad nimi - kryło się tego przeciwieństwo.
- Nie widzę żadnej alternatywy - odparł. - Żadnego wyboru.
- Kiedy usłyszałam, że jesteś wśród zgromadzonych przeze mnie szaleńców, wiedziałam, że mam najlepsze środki. Jaką monetą można cię naprawdę zdobyć, Maraku Trinie? Prowincją? Wielkim domem?
Szydziła z niego. Marak zajrzał w swą duszę i ku swej niechęci stwierdził, że w zestawieniu z jej propozycją interesuje go samo życie i że interesuje go jej propozycja. Przez całą drogę do świętego miasta żył ze śmiercią. Zamiast tego Ila dawała mu przyszłość, a na dodatek życie jego matki i siostry. Wszystkie jego zasady rozpłynęły się, zniknęły jak siła z jego członków.
Siedziała jak jakaś przekupka. Rozmyślnie przeciwstawiając się odczuwanemu strachowi, Marak osunął się resztką sił na kamienną posadzkę i usiadł ze skrzyżowanymi nogami jak parobek. Wszystkie jej propozycje mogły był kłamstwem, lecz zaintrygowany i przekupiony jej pomysłem, odpowiadał jej i słuchał w takiej samej pozycji. Całym sobą pragnął odpowiedzi, pragnął powodu, celu, jakiejś logiki w swoim życiu.
- A jeśli to zrobię? - zapytał. - Co według ciebie mam znaleźć?
- Czy gdybym wiedziała, musiałabym tam kogoś posyłać?
- Jeżeli jestem szalony, to jak mam pamiętać, by wrócić?
- Jeżeli jesteś aż tak szalony - odparła - to czy będzie to miało dla ciebie jakiekolwiek znaczenie? A jeśli nie jesteś szalony, czy przysłużysz mi się? Chyba nie. Moim zdaniem tę odpowiedź może znaleźć jedynie szaleniec.
- Możliwe - rzekł Marak.
- Atakowałeś moje miasto.
- Owszem.
- I poniosłeś porażkę.
- I poniosłem porażkę - zgodził się.
- Dlaczego? - zapytała, jakby nie miała pojęcia. - Żeby je zająć? Czy zniszczyć?
Mądre pytanie, celne pytanie. W jednym słowie mówiło jej wszystko o jego pragnieniach.
Zatoczył ręką łuk, myśląc o maszynach.
- Gdyby maszyny zechciały dla nas pracować - odpowiedział - z przyjemnością siedziałbym w tej sali.
- A siedząc tu radziłbyś sobie lepiej niż ja?
- Nie wylewałbym wody na pustynię - rzekł Marak. Przy tych szalonych wzajemnych ustępstwach wspomnienie takiego marnotrawstwa wciąż go irytowało. - Zbudowałbym pod murami kamienny zbiornik na wodę i wszystkim, którzy by tego chcieli, pozwoliłbym osiąść w jego pobliżu i uprawiać owoce.
Zgodnie z kryteriami świętego miasta mogła to być głupia odpowiedź. Ila słuchała Maraka, słuchała go bardzo poważnie.
- Uważasz, że my ją marnujemy.
- Jakżeby inaczej, skoro wylewa się na pustynię? Karmicie plugastwo. Ono się tam rozmnaża.
Wargi Ili drgnęły, być może w uśmiechu.
- Chciałbyś zmienić nas w wioskę.
- To mało prawdopodobne - odparł.
- Mało prawdopodobne, że kiedyś zdobyłbyś Oburan? Nie. To zupełnie nieprawdopodobne. Było to zupełnie nieprawdopodobne, kiedy wraz z ojcem wkroczyliście na Lakht. Musiałeś przecież o tym wiedzieć.
Marak wzruszył ramionami, nie chcąc omawiać planów ojca ani ich błędnej strategii czy zniweczonego celu trzydziestu lat swego życia. Świat znów mógł się zmienić, a tymczasem on żyje, ma oczy i widzi to miejsce od środka. Rzeczywiście, to nieprawdopodobne, by on czy jego ojciec kiedyś zasiadł w tej sali jako władca całego świata, ale fortuna kołem się toczy. Jeżeli Ila tego zechce, jego los odmieni się; jeszcze nie jest martwy. Udało mu się uniknąć jej wzroku i zadał sobie pytanie, dlaczego zależy mu na jej szacunku albo czego nagle ma się bać w tej dyskusji.
Czy wierzy w jej propozycję? Nie miał pewności, ot co. A głosy wciąż wołały, wrzeszczały, ryczały mu w uszach poplątanymi słowami.
« 1 6 7 8 9 10 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Krótko o książkach: Październik 2002
— Wojciech Gołąbowski, Jarosław Loretz, Joanna Słupek, Konrad Wągrowski

Pustynia wciąga nas
— Joanna Słupek

Tegoż twórcy

Cudzego nie znacie: Przyczajony Fremen, ukryty Harkonnen
— Michał Kubalski

Z trzech stron zgniatany
— Eryk Remiezowicz

Szerokie spojrzenie
— Eryk Remiezowicz

Piekło kiepskiego przekładu
— Eryk Remiezowicz

Ciężkie czasy, lekka lektura
— Eryk Remiezowicz

W fortecach dusze duszą
— Eryk Remiezowicz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.