Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 21 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

David Weber, John Ringo
‹Marsz ku gwiazdom›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułMarsz ku gwiazdom
Tytuł oryginalnyMarch to the Stars
Data wydania10 czerwca 2004
Autorzy
PrzekładPrzemysław Bieliński
Wydawca ISA
CyklImperium Człowieka
ISBN83-7418-027-7
Format496s. 115×175mm
Cena32,90
Gatunekfantastyka
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Marsz ku gwiazdom

Esensja.pl
Esensja.pl
David Weber, John Ringo
« 1 2 3 4 5 17 »

David Weber, John Ringo

Marsz ku gwiazdom

Przeprawienie się przez ocean na sześciu szkunerach okazało się niemożliwe, gdy tylko zsumowano liczebność miejscowych oddziałów. Kiedy więc wszyscy już myśleli, że skończyli z budową statków, trzeba było razem z budowniczymi Przystani K’Vaerna zabrać się za „Snarleyowa”. Mimo że tubylczy inżynierowie nauczyli się bardzo dużo, pracując nad mniejszymi statkami, był to dla nich potworny wysiłek, którego nikt się nie spodziewał. Poertenie zaś nie starczyło już czasu na dopracowanie projektu, i dlatego statek był brzydki, kanciasty i powolny w porównaniu ze swoimi mniejszymi braćmi. Został też zbudowany z nie sezonowanego drewna, które w mardukańskim klimacie błyskawicznie zaczęło gnić. Jednak księciu Rogerowi i jego towarzyszom zupełnie to nie przeszkadzało. Zależało im tylko na tym, by statek przetrwał podróż w jedną stronę.
Chociaż „Snarleyow” nie mógł równać się szybkością ani zwrotnością z pierwszym dwumasztowym projektem Poerteny, i tak był o wiele lepszy od wszystkich statków Mardukan. Musiał być. Charakterystyczną cechą miejscowego klimatu był wiatr wiejący niemal nieustannie z północnego wschodu, czyli dokładnie z kierunku, w którym mieli płynąć. To było powodem, dla którego statki wyposażono w trójkątne żagle. Skośne ożaglowanie – technologia wprowadzona przez ludzi – umożliwiało im płynięcie pod wiatr pod kątem dużo większym niż mogły statki tubylców z ich prymitywnym prostokątnym ożaglowaniem. Statki podobnej konstrukcji pływały po ziemskich morzach już od zarania Ery Informacji, a na wodnych światach, takich jak Pinopa, wciąż były podstawowym środkiem transportu.
– Teraz to już niczego nie rozumiem – jęknął Julian. – Dobra. Przywiązywanie czegoś to „knagowanie”. Lina przywiązana do żagla to „szot”. Lina przywiązana do masztu to „sztag”. A to żelazne ustrojstwo na maszcie…
– Na bomie – poprawił go Poertena, ocierając pot. Dzień był jak zwykle parny i upalny, chociaż żagle wydymały się na lekkim wietrze. – To jest bom.
– Poddaję się!
– Spokojnie – parsknął śmiechem Pinopańczyk. – Bawisz się w to dopiero od kilku tygodni. Poza tym od żeglowania masz mnie i te czworonożne potwory. Ty tylko ciągniesz, jak powiemy „wybieraj”, i przestajesz, kiedy powiemy „luzuj”.
– I trzymam, jak powiecie „knaguj”.
– I trzymasz mocno, kiedy powiemy „knaguj”.
– To wszystko wina Rogera – powiedział Julian, kręcąc głową.
– Czego znów chcesz od Rogera? – rozległ się za nim spokojny kobiecy głos.
Julian obejrzał się przez ramię i wyszczerzył do Nimashet Despreaux. Plutonowy miała zmarszczone czoło, ale na wiecznie zadowolonym z siebie podoficerze nie zrobiło to żadnego wrażenia.
– To wina Rogera, że siedzimy w tym bagnie – odparł. – Gdyby nie on, nie musiałbym uczyć się tych głupot!
Despreaux otworzyła usta, ale Julian podniósł rękę, zanim zdążyła mu się odgryźć.
– Spokojnie, Nimashet. Wiem, że to nie jego wina. To był żart, rozumiesz?
Grymas Despreaux podkreślał klasyczną urodę jej twarzy, pociemniałej teraz ze zmartwienia.
– Roger… ciągle nie pogodził się ze śmiercią Kostasa, Adib. Ja po prostu… nie chcę, żeby ktokolwiek choćby żartował, że to jego wina – powiedziała, a Poertena kiwnął potakująco głową.
– To nie książę nas w to wpakował, Julian, tylko Święci i ten, kto podrzucił nam tego pieprzonego toombiego. – Mały zbrojmistrz wzruszył ramionami. – Do dupy z tymi twoimi żartami.
– W porządku – powiedział skruszony Julian. – Macie rację. Roger jest w dołku, co?
– Ma paskudny nastrój, jeśli o to ci chodzi – odparła Despreaux.
– Jestem pewien, że mogłabyś go jakoś rozweselić – zasugerował ze złośliwym uśmiechem.
– O, kurwa – mruknął Poertena i szybko się odsunął.
– A to ci dopiero załoga – powiedziała, podchodząc do nich, starszy sierżant Eva Kosutic. Spojrzała na wykrzywioną z wściekłości twarz Despreaux i niewinnie unoszącego brwi Juliana, i zmarszczyła czoło. – Dobra, Julian, co znowu powiedziałeś?
– Ja? – spytał plutonowy tonem urażonej niewinności, chociaż nie miał wielkich nadziei, że uda mu się uniknąć konsekwencji. Sierżant miała niemal nadprzyrodzone wyczucie chwili: zawsze pojawiała się wtedy, kiedy zaczynało się robić gorąco. – Co takiego niby miałbym powiedzieć?
Popatrzył na sierżant, potem na Despreaux, i doszedł do wniosku, że największą szansę przeżycia daje mu przyznanie się do wszystkiego. Wzruszył ramionami ze skruszoną miną.
– Zasugerowałem tylko, że znam sposób na rozweselenie Rogera – przyznał, a potem, nie mogąc się powstrzymać, znów wyszczerzył w uśmiechu zęby. – Gwarantuję, że działa. Sam jestem ostatnio znacznie weselszy.
Sierżant przewróciła oczami i skrzyżowała ręce na piersi.
– Skoro tak, to zaraz posmutniejesz! – Popatrzyła na całą trójkę i pokręciła głową. – Widzę, że Jego Niegodziwość postanowił dać wam zajęcie. Poertena, zdawało mi się, że miałeś prowadzić naukę olinowania.
– Próbowałem nadrobić zaległości z Julianem, pani sierżant – odparł Pinopańczyk, rzucając na pokład kawał liny. – Ale nie szło nam za dobrze.
– Mam to wszystko zapisane w tootsie – wzruszył ramionami Julian. – Ale niektóre informacje wydają się nieprawidłowe, a reszty po prostu nie łapię. Na przykład co to znaczy „żagiel w łopocie”?
– Że żagiel łopocze – powiedziała Kosutic, kręcąc głową. – Nawet ja to wiem, a nienawidzę żeglowania. Chyba niepotrzebnie próbowaliśmy zrobić z marines marynarzy.
– Nie są nam potrzebni, pani sierżant – pocieszył ją Poertena. – Mamy mnóstwo Mardukan.
– Zresztą i tak musimy popracować nad technikami przeprowadzania szturmu – zauważył Julian. – Cały czas walczyliśmy w polu, a przy zdobywaniu portu będzie zupełnie inaczej. A tak naprawdę nie zdobywaliśmy niczego od czasu Q’Nkok.
Sierżant zmarszczyła czoło i kiwnęła głową. Była pewna, że Julian wyskoczył z tym pomysłem dlatego, że walka jest zabawniejsza niż nauka żeglowania. Ale to nie znaczy, że nie ma racji.
– Dobrze. Zgoda. Jeśli chcieliśmy mieć żeglarzy, trzeba było zostawić was na „DeGlopperze” i przywieźć matrosów z Marynarki. Pogadam ze starym. Jeśli się zgodzi, zaczniemy ćwiczyć walkę na bliskie dystanse.
– Może nam się to przydać – zauważył ponuro Poertena. – Jeszcze nigdy nie widziałem mórz, na których nie byłoby piratów.
– No i „ryb niezwykłych rozmiarów”. – Julian parsknął śmiechem i wskazał ręką szmaragdowe wody. – Jak na razie jakoś nam idzie, co?
– Nie śmiej się – mruknęła Despreaux. – Czytałam ten dziennik. Nie mam ochoty spotykać się z czymś, co jest w stanie przegryźć na pół statek, nawet mały.
Kosutic skubnęła się w ucho.
– Jeśli nie będzie innego wyjścia, zawsze możemy dać Rogerowi scyzoryk i rzucić nim w tę rybę.
– Ooo! – Julian pokręcił głową. – Nawet jeszcze ich nie widziałaś, sierżancie, a już ich tak nienawidzisz?
* * *
Książę Roger Ramius Sergei Alexander Chiang MacClintock, Trzeci Następca Tronu Ludzkości, oderwał wzrok od spienionych fal i spojrzał na krzątaninę na pokładzie. Starszy sierżant rozpędziła grupkę zebraną wokół Juliana i czworo podoficerów właśnie rozchodziło się w czterech kierunkach. Książę przyglądał się chwilę dłużej Despreaux idącej do forkasztelu. Wiedział, że jego depresja zaczyna się jej udzielać i że musi się z niej otrząsnąć. Ale strata Kostasa była raną, która nie chciała się zagoić, a poza tym książę miał za dużo czasu na rozmyślanie o tym, odkąd zakończyli budowanie w pośpiechu statków i rozpoczęli samą podróż. Po raz pierwszy od wieków, jak mu się zdawało, nie musiał szkolić miejscowych żołnierzy, walczyć z armiami barbarzyńców, budować okrętów ani wędrować przez bezkresną dżunglę. Nikt nie próbował go pożreć, otruć, zasztyletować ani porwać, i wciąż nie mógł się nadziwić, jak bardzo to go przybija. Dużo czasu na rozmyślania nie zawsze bowiem jest dobrą rzeczą.
Mógłby wywołać z tootsa listę zabitych żołnierzy, ale nie miałoby to większego sensu. Kiedy wylądowali na planecie, marines Kompanii Bravo Batalionu Brąz Osobistego Pułku Cesarzowej byli dla niego tylko obcymi twarzami. A oficerowie i załoga okrętu desantowego „DeGlopper”, dawno zamienionego w chmurę plazmy, nawet nie twarzami, a jedynie niewyraźnymi plamami. Ale po jakimś czasie od chwili, kiedy piloci sprowadzili promy na powierzchnię tego zacofanego piekła, gdzieś pomiędzy potyczkami w pierwszym mieście, jakie napotkali, a zaciekłymi bitwami z Kranolta, marines stali się czymś więcej niż tylko twarzami. Stali mu się bliżsi niż rodzina – tak bliscy, jak części jego własnego ciała.
Dlatego każda śmierć bolała go jak uderzenie batem.
Najpierw strata połowy kompanii w Voitan, w bitwie z Kranolta. Potem towarzysząca im ciągle śmierć, kiedy przebijali się przez resztę kontynentu. Kolejni zabici przez Bomanów w Diasprze i jeszcze następni w Sindi, w starciu z główną hordą barbarzyńców. Ci, którzy padli ofiarą chrystebestii i ciem-wampirów. I krokodyli. Przeklętych krokodyli.
« 1 2 3 4 5 17 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Tegoż twórcy

Angielscy łucznicy kontra obcy
— Beatrycze Nowicka

Kosmiczne nudy
— Michał Foerster

W razie wątpliwości – strzelać
— Michał Kubalski

Tam jest rozrywka
— Eryk Remiezowicz

O jedną planetę za daleko
— Janusz A. Urbanowicz

Idzie ku lepszemu
— Grzegorz Wiśniewski

Krótko o książkach: Marzec 2002
— Magda Fabrykowska, Wojciech Gołąbowski, Jarosław Loretz, Eryk Remiezowicz

Odpowiedź jest oczywista
— Magda Fabrykowska

Krótko o książkach: Listopad 2001
— Wojciech Gołąbowski, Jarosław Loretz, Joanna Słupek

Obszernie o niczym
— Jarosław Loretz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.