WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Tytuł | Pamięć Ziemi |
Tytuł oryginalny | The Memory of Earth |
Data wydania | 20 stycznia 2011 |
Autor | Orson Scott Card |
Przekład | Edward Szmigiel |
Wydawca | Prószyński i S-ka |
Cykl | Powrót do domu |
ISBN | 978-83-7648-538-6 |
Format | 296s. 142×202mm |
Cena | 32,— |
Gatunek | fantastyka |
WWW | Polska strona |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | MadBooks.pl |
Wyszukaj w | Selkar.pl |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Pamięć ZiemiOrson Scott Card
Orson Scott CardPamięć Ziemi– Tak to ze mną ostatnio jest. – To ci pasuje. Robisz się nieźle umięśniony. Nabierasz wszystkich pozytywnych cech ojca. Masz jednak twarz swojej matki. Nafaiowi podobał się ton aprobaty w głosie Elemaka, ale wystawanie tam nago jak dudek, podczas gdy brat go oceniał, było również w jakiś nieokreślony sposób upokarzające. Issib oczywiście tylko pogorszył sprawę. – Na szczęście ma najważniejszą cechę ojca – dodał. – Cóż, wszyscy ją mamy – stwierdził Elemak. – Wszystkie jego dzieci są płci męskiej. Przynajmniej wszystkie, o których wiemy. Wybuchnął śmiechem. Nafai nie znosił, kiedy Elemak mówił w ten sposób o ojcu. Wszyscy wiedzieli, że ojciec jest cnotliwy, sypia jedynie ze swoją legalną partnerką. A przez ostatnie piętnaście lat tą partnerką była Rasa, matka Nafaia i Issiba, która co roku odnawiała z nim kontrakt. Był taki wierny, że kobiety zrezygnowały z odwiedzania go i napomykania, że będą do wzięcia, kiedy jego kontrakt wygaśnie. Oczywiście matka była równie wierna, a mimo to mnóstwo mężczyzn obsypywało ją prezentami i robiło aluzje – ale tacy właśnie byli niektórzy mężczyźni: wierność nęciła ich bardziej niż rozwiązłość, jak gdyby Rasa pozostawała wierna Wetchikowi tylko po to, żeby zachęcać zalotników do starań o nią. Partnerstwo z Rasą oznaczało również wspólne posiadanie domu, uważanego przez niektórych za najpiękniejszy, oraz widoku, który wszyscy bezsprzecznie uznawali za najpiękniejszy w Basilice. Ja nigdy bym nie wziął za partnerkę kobiety tylko z powodu jej domu, pomyślał Nafai. – Zwariowałeś czy co? – odezwał się Elemak. – O co chodzi? – zapytał Nafai. – Zimno tu jak wszyscy diabli, a ty stoisz goły i mokry. – Tak… – Nafai nie pobiegł jednak do swojego pokoju, bo to by było przyznanie się do tego, że zimno mu dokucza. Tak więc po raz pierwszy uśmiechnął się szeroko do Elemaka i powiedział: – Witaj w domu. – Nie popisuj się tak, Nyef. Wiem, że umierasz z zimna. Kurczą ci się zwisające części ciała. Nafai poszedł wolnym krokiem do pokoju. Włożył spodnie i koszulę. Naprawdę trapiło go to, że Elemak zawsze odgadywał jego myśli. Elemakowi nigdy nie przyszło do głowy, że może Nafai nie odczuwa chłodu, gdyż jest zahartowany i męski. Nie, Elemak zawsze zakładał, że jeśli Nafai postępował po męsku, było to tylko pozerstwo. Oczywiście to było pozerstwo, więc Elemak miał rację, ale ten fakt jeszcze bardziej Nafaia irytował. W jaki sposób mężczyźni nabierają męskości, jeśli nie przez udawanie, że nimi są, aż w końcu wchodzi im to w nawyk i staje się cechą osobowości? A poza tym nie było to całkowite pozerstwo. Przez chwilę, widząc Elemaka z powrotem w domu, słysząc, jak mówi o przypuszczalnym zabiciu człowieka podczas podróży, Nafai zapomniał, że jest mu zimno, zapomniał o wszystkim. W wejściu pojawił się cień. Był to Issib. – Nie powinieneś mu pozwalać, żeby tak cię trafiał w czułe miejsca, Nafaiu. – O co ci chodzi? – O to, że wprawia cię w złość. Kiedy ci docina. Nafai był autentycznie zaskoczony. – O jaką złość ci chodzi? Nie byłem rozzłoszczony. – Kiedy zażartował, że tak ci zimno – wyjaśnił Issib – myślałem, że podejdziesz do niego i walniesz go w głowę. – Ale ja nie byłem wściekły. – A więc naprawdę jesteś psychicznie chory, mój chłopcze – zawyrokował Issib. – Ja myślałem, że jesteś wściekły. On myślał, że jesteś wściekły. I tak samo myślał Naddusza. – Naddusza wie, że wcale nie byłem rozzłoszczony. – A więc naucz się panować nad wyrazem swojej twarzy, bo wygląda na to, że widać na niej uczucia, których nie doznajesz. Gdy tylko się odwróciłeś, dźgnął palcem w twoim kierunku. Myślał, że jesteś wściekły. Issib oddalił się, unosząc się w powietrzu. Nafai włożył sandały i zawiązał rzemyki na krzyż na nogawkach. Modne wśród młodych ludzi w Basilice było noszenie długich rzemyków aż do ud i związywanie ich tuż pod kroczem, ale Nafai swoje skrócił i nosił do wysokości kolan, jak prawdziwy robotnik. Gruby skórzany węzeł między nogami powodował, że młodzi ludzie chodzili majestatycznym krokiem i kołysali się przy tym z boku na bok, usiłując nie dopuścić do obtarcia ud. Nafai nie chodził majestatycznym krokiem i czuł odrazę do całej idei mody, przez którą ubranie było mniej wygodne. Oczywiście odrzucenie mody oznaczało, że różnił się od swoich rówieśników, ale zbytnio mu to nie przeszkadzało. Lubił przebywać w towarzystwie kobiet, a te, których zdanie cenił, nie zwracały uwagi na modę. Na przykład Eiadh często razem z nim wyśmiewała wysoko wiązane rzemyki sandałów. – Wyobraź sobie noszenie ich podczas jazdy konnej – powiedziała kiedyś. – Niezawodny sposób na zrobienie z byka wołu – zażartował Nafai w odpowiedzi i Eiadh roześmiała się, a potem w ciągu całego dnia kilkakrotnie powtarzała jego żart. Jeżeli istniała na świecie taka kobieta, to po co mężczyzna miał sobie zawracać głowę głupią modą? Kiedy Nafai dotarł do kuchni, Elemak właśnie wsuwał do piekarnika mrożony pudding ryżowy, który wyglądał na dość duży, by wystarczył dla wszystkich, ale Nafai wiedział z doświadczenia, że brat zamierza wziąć całość dla siebie. Podróżował przez wiele miesięcy, spożywając przeważnie zimne jedzenie, przemieszczając się prawie wyłącznie w nocy – wystarczy mu jakieś sześć kęsów, żeby skonsumować cały pudding, a potem walnie się na łóżko i będzie spał do jutrzejszego rana. – Gdzie ojciec? – zapytał Elemak. – Wyjechał na krótko w podróż – odparł Issib, który rozbijał surowe jajka nad swoimi grzankami, przygotowując je do upieczenia. Robił to dość zręcznie, zważywszy na fakt, że do utrzymania jajka w ręce potrzebował wszystkich swoich sił. Trzymał jajko kilka centymetrów nad stołem, a potem napinał odpowiedni mięsień, żeby zwolnić lewiter przytrzymujący jego ramię w górze, powodując opadnięcie ręki wraz z jajkiem na blat stołu. Jajko pękało dokładnie tak, jak powinno – za każdym razem – po czym Issib napinał inny mięsień, lewiter unosił jego ramię nad talerzem, a kaleki młodzieniec drugą ręką rozchylał jajko, które wylewało się na grzankę. Issib mógł prawie wszystko robić sam, ponieważ sprawę grawitacji rozwiązywały jego lewitery. Oznaczało to jednak, że nigdy nie mógł podróżować tak jak ojciec, Elemak i czasami Mebbekew. Z chwilą oddalenia się od pola magnetycznego miasta musiał poruszać się na swoim krześle, niezgrabnej maszynie, którą mógł jedynie przemieszczać się z miejsca na miejsce. Krzesło nie mogło mu pomóc niczego zrobić. Z dala od miasta, przykuty do swojego krzesła, Issib był naprawdę ułomny. – Gdzie Mebbekew? – zapytał Elemak. Pudding był upieczony – właściwie przepieczony, ale Elemak tak właśnie jadał śniadania: gotował jedzenie długo, aż tak zmiękło, by nie trzeba było go pogryźć. – Spędził noc w mieście – odparł Issib. Elemak się roześmiał. – Tak właśnie powie, kiedy wróci. Ale mnie się wydaje, że Meb należy do tych, którzy orzą, lecz nie sieją. Mężczyzna w wieku Mebbekewa mógł spędzić noc w Basilice tylko w jeden sposób, to znaczy w domu jakiejś kobiety. Elemak mógł docinać Mebbekewowi, że swymi zdobyczami się przechwala, ale Nafai widział, w jaki sposób Meb postępował przynajmniej z niektórymi kobietami. Mebbekew nie musiał udawać, że spędza noc w mieście; prawdopodobnie przyjmował mniej zaproszeń, niż ich otrzymywał. Elemak ugryzł olbrzymi kęs puddingu. Potem krzyknął, otworzył usta i napił się wina prosto z dzbanka na stole. – Gorące – powiedział, kiedy znów mógł mówić. – Czy nie jest zawsze takie? – zapytał Nafai. Powiedział to dla kawału, to miał być żart między braćmi. Ale nie wiadomo dlaczego Elemak zrozumiał go zupełnie na opak, jak gdyby Nafai nazwał go głupcem za to, że ugryzł gorący pudding. – Posłuchaj, chłoptysiu, kiedy będziesz się tułał, jedząc zimne posiłki i sypiając w kurzu i błocie przez dwa i pół miesiąca, to może też zapomnisz, jak gorący może być pudding. – Przepraszam – ukorzył się Nafai. – Nie miałem nic złego na myśli. – Po prostu uważaj, z kogo stroisz sobie żarty. Jakkolwiek by było, jesteś tylko moim bratem przyrodnim. – To nie ma nic do rzeczy – wtrącił wesoło Issib. – Rodzonych braci też tak traktuje. Issib najwyraźniej usiłował nie dopuścić do kłótni. Elemak wydawał się skłonny na to przystać. – Przypuszczam, że tobie jest ciężej – powiedział. – Dobrze, że jesteś kaleką, bo inaczej Nafai prawdopodobnie nie dożyłby swoich osiemnastych urodzin. |
Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.
więcej »Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.
więcej »Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner
Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner
Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner
Zaprogramowany chłopiec
— Agata Rugor
Skoki czasowe i puszczanie bąków
— Konrad Wągrowski
Esensja czyta: Lipiec 2013
— Miłosz Cybowski, Joanna Kapica-Curzytek, Jarosław Loretz, Daniel Markiewicz, Paweł Micnas, Beatrycze Nowicka, Agnieszka Szady, Konrad Wągrowski
Nadduszo, zlituj się!
— Jędrzej Burszta
Bliski krewny Endera
— Konrad Wągrowski
Żony i mężowie
— Jędrzej Burszta
Kosmiczna sielanka
— Beatrycze Nowicka
Cudzego nie znacie: Jadą, jadą Mleczną Drogą siostrzyczka i brat…
— Michał Kubalski
Cień…izna
— Jakub Gałka
Ach ten Card!
— Konrad Wągrowski