Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 16 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Wiera Szkolnikowa
‹Namiestniczka. Księga I›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułNamiestniczka. Księga I
Tytuł oryginalnyВыбор Наместницы
Data wydania11 stycznia 2011
Autor
PrzekładRafał Dębski
Wydawca Prószyński i S-ka
CyklTrylogia Suremu
ISBN978-83-7648-528-7
Format824s. 125×195mm
Cena44,—
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Namiestniczka. Księga I – fragment 2

Esensja.pl
Esensja.pl
Wiera Szkolnikowa
« 1 2 3

Wiera Szkolnikowa

Namiestniczka. Księga I – fragment 2

Oddział zatrzymał się na noc w niewielkim nadbrzeżnym miasteczku. Zamierzano rozbić obozowisko poza murami, ale podła pogoda zmusiła żołnierzy do szukania schronienia pod dachem. Żołd mieli otrzymać już w domu, gdyż sztaby doszły do słusznego wniosku, iż zmęczeni najazdem mieszkańcy wysp wszystko oddadzą walecznym wojakom imperium, byle tylko się ich pozbyć, a pieniądze lepiej tracić w ojczystych karczmach i lupanarach. Najtrudniejsze zadanie mieli dowódcy – trzeba było zapewnić podwładnym schronienie, skoro tyle lat przelewali krew, a przy okazji nie być zbyt uciążliwymi dla miejscowej ludności, która miała stać się niebawem częścią imperium. Znaleźli się więc między młotem a kowadłem.
Żołnierze zajęli cały dół gospody i pili „biały ogień” – przejrzysty napój z pszenicy, dla większej mocy przepuszczony przez wymyślną wężownicę. W imperium podobne urządzenia figurowały na liście mechanizmów zakazanych, a spis ten zatwierdzany był przez każdą namiestniczkę. Dlatego ów „biały ogień” sporo kosztował, korzystali z niego tylko lekarze. Na wyspach pędzono doskonały trunek z najlepszego zboża z dodatkiem ziół, a zwykłą siwuchę sporządzano z czegokolwiek, powiadano, że nawet z drewna. Taki napitek można było nabyć za grosze w każdej tawernie. Hałas na dole panował straszny: rechot dwudziestu pijanych gardeł, śmiechy i piski kobiet, tupanie, hurgoty. Gospoda należała do przyzwoitszych – gliniana, a dla panów nawet szklana zastawa, oddzielne taborety oraz krzesła o wysokich oparciach zamiast ław, stoły z jasnego drewna. Całe to urządzenie, ściągające tutaj porządną klientelę, okazało się przekleństwem, kiedy trzeba było przyjąć żołnierzy. Karczmarz schował się w piwnicy, jak najdalej od grzechu, przykazawszy wpierw służącym spełniać wszystkie życzenia gości. Na słowo „wszystkie” położył szczególny nacisk. Dziewkom nie ubędzie, a może uda się uniknąć większych zniszczeń.
Młodzi oficerowie siedzieli w małej salce na górze, przeznaczonej dla znamienitszych gości, i starali się nie zwracać uwagi na dochodzące z dołu odgłosy. Książę Suersenu skrzywił się, kiedy usłyszał głośniejszy od innych pisk, i osadził swojego bardziej porywczego przyjaciela:
– Siadaj, Kveigu. Że dziewuchy pomiętoszą, nie szkodzi. Byle tylko domu nie podpalili.
Sądząc z wyrazu twarzy, lord dziedzic Kve-Erro nie zgadzał się z poglądami niewzruszonego Innuona, ale się nie kłócił, posłusznie usiadł, wypił łyk piwa.
Innuon był sześć lat starszy i korzystał z wpływu, jaki miał na młodego towarzysza. Kveig rzadko spierał się z druhem: albo się z nim po prostu zgadzał, albo – co zdarzało się niezmiernie rzadko – robił swoje bez zbędnych słów. Poradzić sobie z jego absolutnie kamiennym uporem potrafił tylko Lanloss Eire, obecny głównodowodzący, a trzy lata wcześniej pierwszy dowódca, który przyjął pod swoje skrzydła nieostrzelanych szlacheckich synów. Dowódca, nauczyciel, starszy przyjaciel. Ale generała Eire nie było tutaj, więc Innuon z pewnym niepokojem obserwował młodego arystokratę, nie wiedząc, co mu za chwilę może strzelić do głowy.
Lord Dario uśmiechnął się.
– Czy to aby na pewno był tylko pisk? Nie brzmiał tak zwyczajnie, jakby którą po prostu w tyłek mocno szczypnęli. Lepiej pójść zobaczyć. Co powiesz, Verd?
Graf Viastro westchnął. Z Arno Dario przyjaźnili się już od trzynastu lat, od dnia, kiedy piętnastoletni brat grafa Invanosa pierwszy raz poprowadził swoich drużynników na barbarzyńców. Ich prowincje graniczyły ze sobą, dogodniej więc było pójść na wojnę razem. I przez wszystkie te lata Arno wytrwale próbował porządnie spić poważnego grafa, za każdym razem ponosząc zupełną klęskę. Teraz także Verd Starnis odstawił puchar.
– Powiem, że na mnie pora, trzeba jutro wcześnie wstać.
Po czym zszedł na dół. Arno zasalutował mu kubkiem i zabrał się do jedzenia, spoglądając koso na ponurego Innuona i zamyślonego Kveiga, a jednocześnie ciesząc się, że książę Suersenu jest tutaj i potrafi w razie czego powstrzymać zapalczywego młodzika. Od trzech lat się zastanawiał, co tak zbliżyło Innuona i Kveiga. Trudno bowiem znaleźć bardziej różniących się od siebie ludzi.
Zeszli się już w pierwszych dniach przymusowej służby w armii. Dekret namiestniczki o obowiązkowym udziale w kampanii dziedziców szlacheckich rodzin spadł niby grom z jasnego nieba. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie bywało. Grafowie i książęta wojowali wedle własnej woli, prowadząc własne drużyny. Teraz poprzydzielano ich jako młodszych oficerów do różnych oddziałów, bez względu na to, z jak znamienitego rodu pochodzili. Namiestniczka nie pozwoliła na wyjątek nawet tym, którzy byli jedynymi następcami. Pierwszym spadkobiercą nieżonatego jeszcze księcia Aellina był niedołężny stryjeczny dziad, a jednak Innuon musiał odsłużyć swoje, jak inni. Namiestniczka pozwoliłaby może północnemu lordowi jakoś się wykupić, ale przewidujący książę wolał nie zaciągać takich długów. Prócz tego dopóki walczył, matka nie mogła go wyswatać.
Kveig Elotono był następcą lorda Kve-Erro. Jego ojciec, stary książę, wsławił się w całym imperium paskudnym charakterem i nieprzeciętnym grubiaństwem, co nie przeszkadzało mu szczerze miłować żony, małomównej kobiety zadziwiającej urody, oraz mnóstwa córek i jedynego syna. Morscy lordowie z dawien dawna żenili się z pięknymi kobietami, których często jedynym posagiem była uroda. Dzieci wdawały się albo w matki, porażając wspaniałością rysów, albo w ojców… wtedy dziewczynki udawało się wydać za mąż z najwyższym trudem, a młodzieńcy poszukiwali największych piękności, żeby poprawić urodę przyszłych pokoleń. Kveig wdał się w matkę, stanowiąc wzór porażającej męskiej urody, niebezpiecznie balansującej na granicy zniewieściałości. Gdyby miał choć trochę dłuższe rzęsy, pełniejsze wargi, ciut bardziej miękką linię podbródka, nazywano by go ładniutkim. Ale było inaczej i natura nie przekroczyła nieuchwytnej granicy, czyniąc z młodego człowieka dzieło sztuki. Zachwycająca powierzchowność sprawiła, że Innuon chciał się z nim poznać.
Wojna jako taka obrażała poczucie estetyki księcia z północy. Uwielbiał piękno we wszystkich jego przejawach, wiążąc je nieodmiennie z czystością. Za najcudowniejszy widok na świecie uważał świeżo spadły śnieg skrzący się w księżycowym blasku. I śmierć, i krew niby także mogły być piękne, ale trzeba naprawdę wielkiego artysty, aby odkryły swą zawoalowaną urodę. Wojna przekształcała największą tajemnicę życia w zwyczajną, toporną robotę. Innuon wśród banalności i brzydoty po prostu się dusił. Młodzieńcy powoli się zaprzyjaźnili. Kveig był zafascynowany manierami Suersena, jego lekceważeniem niebezpieczeństwa i śmierci, a przy tym zupełnym brakiem tolerancji dla własnych słabości. Tylko on potrafił mieć czysty mundur, brnąc przez błoto, przed samym szturmem melancholijnie czyścić paznokcie i odmówić napicia się z brudnego kubka, choćby dręczyło go potworne pragnienie. Umiał w dwóch słowach ukazać ukryte piękno nadłamanej gałązki moknącej w drobnym jesiennym deszczu, a czasami deklamował dziwne wiersze. Był w stanie sprawić, że rozmówca nienawidził go po kilku chwilach rozmowy, ale też mógł go w tym samym czasie oczarować. Zdawało się, że książę pochodzi ze świata zupełnie innego niż ten, który znał Kveig.
Innuon przywiązał się do młodzieńca, doceniając jego szczerość. Innych podporządkowywał sobie i wykorzystywał, a przy Kveigu mógł zrzucić maskę i być sobą. Książę bardzo lubił dzielić się z młodym dziedzicem Kve-Erro swoimi poglądami na piękno. Radość nauczyciela, obserwującego postępy ucznia, różniła się nieco od radości mistrza kończącego arcydzieło, i nowość tego uczucia nie zdążyła się jeszcze przejeść północnemu lordowi. Na dobitkę szczery zachwyt pięknego młodziana grzał przyjemnym płomieniem duszę księcia, który lubił zjednywać sobie ludzi. Nie potrafił tego zrobić tylko w odniesieniu do ironicznego, choć dobrodusznego generała Eire. Ten jako jedyny nie dał się omotać urokowi Suersena, ale z jakichś przyczyn i tak wyróżniał go spośród grona oficerów.
Innuon odstawił kufel i wyjął z torby list od matki. Nie mógł już dłużej zwlekać, szukać pretekstu, żeby oddalić tę chwilę, złamał więc pieczęć. Wiadomości go nie ucieszyły. Były na tyle przykre, że książę wlał do piwa dobrą miarkę „białego ognia” i wypił duszkiem.
Kveig mrugnął współczująco.
– Jak jej na imię?
– Soenna z Ainu.
– Ach, druga z siostrzyczek. Mówią, że jest piękna.
– A co za różnica?
– No, jeśli tak bardzo ci się nie podoba, mogę polecić którąś ze swoich sióstr. Do wyboru.
Arno z rozmachem stuknął kuflem w stół.
– Nie zgódź się w żadnym wypadku! Mój brat dał się skusić na jedną z nich!
Kveig wzruszył ramionami. Należałoby ująć się za honorem starszej siostry, ale prawie nie pamiętał Gladii, za to doskonale znał Arno. Nie miał wątpliwości, że były jakieś powody, dla których lord Dario znielubił bratową.
– Wielkie dzięki. Nie wiem, jak opędzić się od jednej narzeczonej, a on mi od razu podsuwa ze dwie inne. – Innuon się uśmiechnął.
– Tak dokładnie to cztery, ale w sumie możesz wziąć tylko jedną.
– Mnie nawet jednej nie potrzeba.
Rozmowa toczyła się zwykłym torem. Innuon nie chciał się żenić, Kveig uważał małżeństwo za coś nieuniknionego i nieodwracalnego, zupełnie jak przyjście na świat. Niezależnie od woli człowieka fakt ten następuje po dziewięciu miesiącach od poczęcia. Każdy porządek rzeczy można zmienić siłą, ale czy warto? Dla przedłużenia rodu potrzebna jest kobieta, innych możliwości bogowie, jak do tej pory, nie zaproponowali. Ale na znak milczącego współczucia potraktował swoje piwo tak samo, jak przed chwilą przyjaciel.
koniec
« 1 2 3
20 stycznia 2011

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.