WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Tytuł | Vaclav i Lena |
Tytuł oryginalny | Vaclav and Lena |
Data wydania | 23 lutego 2011 |
Autor | Haley Tanner |
Przekład | Agnieszka Walulik |
Wydawca | W.A.B. |
ISBN | 978-83-7414-916-7 |
Format | 288s. 123×195mm; oprawa twarda, obwoluta |
Cena | 44,90 |
WWW | Polska strona |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | MadBooks.pl |
Wyszukaj w | Selkar.pl |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Vaclav i LenaHaley Tanner
Haley TannerVaclav i LenaDryń dryń, dzień dobry Ekaterina zaprowadziła Lenę prosto pod dom Vaclava. Lena czuła się bardzo źle i nic nie rozumiała. Nie chciała, żeby Ciotka zostawiła ją tam samą, ale nie chciała też, żeby ktokolwiek widział Ciotkę wciąż w makijażu z pracy. Niestety nic nie mogła na to poradzić. Ciotka bardzo mocno trzymała ją za nadgarstek, trochę za wysoko, tak, że Lena musiała się wygiąć, żeby ramię jej nie bolało. Stały tak i dzwoniły do drzwi. Kiedy tylko dzwonek przebrzmiał, Lena usłyszała w środku ruch. Po drugiej stronie Vaclav siedział z matką na dużej kanapie. Wszystko było czyste, a telewizor wyłączony. Nie rozmawiali o tym, jacy są podekscytowani. Kiedy zadzwonił dzwonek, oboje wstali, a Vaclav pobiegł do swojego pokoju, udając, że nagle czegoś potrzebuje, ogarnięty podnieceniem, zdenerwowaniem. Nie chciał wyglądać, jakby po prostu siedział tam i czekał na przyjście Leny. Rasia otworzyła drzwi i wlepiła wzrok w Ekaterinę, która właśnie wciskała dzwonek po raz drugi. Ekaterina miała włosy ściągnięte ciasno w kucyk na czubku głowy. Przy samej głowie były ciemnobrązowe, potem na chwilę robiły się pomarańczowe, a potem bardzo jasne. Była ubrana w jeden z tych pluszowych różowych dresów, które nosiły wszystkie młode matki i które sprawiały, że Rasia czuła się, jakby istniał jakiś klub, z którego została wyłączona. Na nogach Ekaterina miała wysokie szpilki z przezroczystego plastiku. Wszystko na jej twarzy było namalowane, jakby zaczynała od białego płótna: wielkie czarne brwi, które nie pasowały do żadnego włosa rosnącego na jej głowie, i grube ciemne linie wokół oczu, i grube różowe linie wokół ust, a nawet gruba linia tam, gdzie jej twarz kończyła się przy szczęce i zmieniała kolor. Rasia spojrzała na Ekaterinę, a potem na Lenę, która ściskała rękę Ekateriny i wyglądała na przerażoną. Na sekundę serce się w niej ścisnęło, najpierw dlatego, że nie miała córki, a potem z powodu tego, co słyszała o Lenie i o plotkach na temat zawodu Ekateriny. Chciała jedynie podnieść dziewczynkę do góry, nakarmić, przytulić i sprawić, żeby poczuła się bezpiecznie. – Dzień dobry. Miło was poznać – powiedziała. – Tak. Muszę już iść. Odbiorę ją wieczorem, dobra? – powiedziała Ciotka Leny. – Tak, oczywiście – odparła Rasia, ze wstydem zdając sobie sprawę, że wyobrażała już sobie, jak Ekaterina siada do stołu, jak ona sama podaje jej herbatę, która parowała już w kuchni, jak Lena biegnie bawić się z Vaclavem, a ona sama i Ekaterina rozmawiają o dzieciach, o problemach rodziców, o okolicy i trudnościach ze znalezieniem dobrej opieki na popołudnie, o życiu w tym kraju – wyobrażała sobie, że się zaprzyjaźnią. Ze zdumieniem i wstydem odkryła, jak bardzo jest samotna. Zdarzyło się to już kilka razy: samotność podkradała się do niej w sklepie spożywczym albo autobusie i łapała ją znienacka. – Dobrze, to do widzenia – rzuciła Ciotka Leny, Ekaterina, odwracając się, by odejść kruszącym się chodnikiem w swoich plastikowych szpilkach. Nie powiedziała do Leny ani słowa, jak do widzenia albo baw się dobrze, albo kocham cię, albo bądź grzeczna, albo nie obchodzi mnie, czy jeszcze cię zobaczę, nienawidzę cię, albo baw się dobrze na karuzeli i mam nadzieję, że spodoba ci się ocean. Po prostu odwróciła się i zostawiła Lenę samą. Rasia zauważyła, że dziewczynka wciąż ma w kącikach oczu malutkie śpiochy, i znowu poczuła, jak serce jej się ściska. Stała w otwartych drzwiach i patrzyła w osłupieniu, jak Ciotka odchodzi dużymi krokami, zapalając papierosa. Vaclav robi wielkie wejście – Wejdź do środka, Leno, bardzo się cieszę, że… zdejmij tu buty, proszę – powiedziała Rasia i wskazała na rząd butów jej rodziny, stojący obok drzwi: jej własne płaskie obcasy, brzydkie robocze buty jej męża i specjalne nowe buty Vaclava ze światełkami na piętach i rzepami, bo w Ameryce nikt, nawet małe dzieci, nie ma czasu wiązać sobie butów, i wszystko musi mieć migające światła. Lena podeszła i stanęła tak, że jej stopy ustawione były w jednej linii z pustymi butami. Miała na nogach białe wsuwane tenisówki. Nie sięgając ręką ani nie uginając ciała nawet odrobinę, zsunęła prawy but palcem lewej stopy, a potem lewy but palcem prawej. Tym sposobem zdjęła obuwie, prawie wcale się nie ruszając i nie odrywając oczu od Rasi. Przyglądający się z korytarza Vaclav widział, co zrobiła, jak zdjęła buty z minimalnym wysiłkiem, stając dokładnie w miejscu, gdzie chciała je postawić, tak że nawet nie musiała ich potem przesuwać. Uśmiechnął się lekko w myślach i podszedł, żeby się przedstawić. – Cześć. Jestem Vaclav. Miło cię poznać. Witaj w moim domu, napijesz się czegoś? – powiedział, starając się bardzo, żeby słowa nie brzmiały jak wyuczone. Lena spuściła tylko wzrok, zawstydzona, i potrząsnęła głową. W tę sobotę nie wymówiła jeszcze ani jednego słowa. Pamiętała ostatni raz, kiedy odezwała się na głos. To było w piątek rano w szkole, kiedy cicho powiedziała „jestem” podczas czytania listy obecności. Potem miała nie odezwać się już aż do poniedziałkowego ranka. – W porządku – stwierdził Vaclav. Zaczynał odczuwać lekkie skrępowanie i zastanawiał się, dlaczego Lena mu nie odpowiedziała, dlaczego spojrzała zawstydzona na podłogę. Powiedział „miło cię poznać”, ale oczywiście nie był to pierwszy raz, kiedy ją widział, bo chodzili do tej samej szkoły i byli w tej samej klasie angielskiego. Poczuł, jak robi mu się gorąco na twarzy. Zaczął się denerwować, ale zobaczył, że Lena również się rumieni i wygląda na niespokojną. Cała trójka, matka, młody magik i maleńka dziewczynka, stała w milczeniu, patrząc na podłogę pomiędzy swoimi nogami. – Czy ktoś musi skorzystać przed wyjściem z łazienki? – spytała Rasia. – Nie – powiedział Vaclav. – Już byłem. – Spojrzał na Lenę, ale ona nic nie powiedziała. – No dobrze, to ja się wysiusiam i idziemy – powiedziała Rasia, odwróciła się i poszła do łazienki, pozostawiając Vaclava i Lenę, by razem patrzyli na podłogę. Dzieci poniżej metra Kiedy szli do stacji metra, Vaclav i jego matka podejmowali niezręczne próby nawiązania rozmowy, która zaciekawiłaby Lenę, a także posługiwali się wyraźnym, prostym angielskim, żeby rozumiała i nie czuła się wykluczona, ale w ogóle nie zmuszali jej, żeby się udzielała lub odpowiadała na pytania. Rozmawiali o tym, że pod koniec lata zaczną się zajęcia w przedszkolu, o ulubionych programach telewizyjnych Vaclava i o tym, jaki gorący mieli dzień, ale Lena nie przyłączała się do nich. Przez całą drogę wzdłuż Szesnastej Zachodniej Ulicy aż do Alei U, do stacji metra i potem po schodach na peron, Vaclav i Rasia tańczyli wokół Leny, starając się, żeby zawsze była pomiędzy nimi, lecz ona szła wolno i patrzyła tylko w ziemię, więc ciągle musieli zwalniać, żeby nie została w tyle. Chcieli podtrzymać iluzję, że wszyscy cieszą się tą wycieczką. Lena nie wiedziała, co robić. Nigdy nie była gdzieś z nikim poza swoją babuszką, no i Ciotką. Kiedy żyła babuszka, prawie nie wychodziły z domu, bo babuszka była bardzo słaba, a posiłki dostarczano jej za darmo z tej miłej organizacji dobroczynnej Obiady na Kółkach – Lena i jej babuszka dzieliły się nimi. Wychodziły więc głównie tylko do sklepiku na rogu po papier toaletowy albo torby na śmieci, a i to rzadko. Ciotka zaś prawie nigdy nie zabierała Leny nigdzie. Tak więc Lena nigdy jeszcze nie jechała metrem i była przerażona, bo nie miała żadnych pieniędzy. Nie myślała jak Vaclav, który miał całkowitą pewność, że jeśli czegokolwiek będzie potrzebował, dostanie to od mamy – że jego mama będzie o tym wiedziała i przygotuje to. Lena często potrzebowała na coś pieniędzy, a Ciotka nigdy jej ich nie dawała. Lena poprosiła tylko raz, a potem już nigdy więcej. W miarę jak zbliżali się do metra, coraz bardziej się bała, że będzie musiała zapłacić, i naje się wstydu, i będzie musiała prosić o pieniądze Vaclava albo jego matkę. A zresztą, nawet gdyby miała pieniądze, to zupełnie nie wiedziała, co należy robić na stacji, gdzie zapłacić, żeby wsiąść do pociągu, i była przerażona. Kiedy doszli do metra, stanęła w miejscu i nie chciała iść dalej, bo nie wiedziała, dokąd się udać w tym dziwnym labiryncie wejść, które wyglądały jak klatki. Widziała, że ludzie przesuwają po jakimś urządzeniu pomarańczowymi kartami, a ona takiej nie miała. |
Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.
więcej »Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.
więcej »Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner
Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner
Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner