Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 13 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Lois McMaster Bujold
‹Pierścień Duszy›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułPierścień Duszy
Tytuł oryginalnyThe Spirit Ring
Data wydaniastyczeń 2004
Autor
Wydawca MT
Cena9,90
Gatunekfantastyka
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl

Pierścień Duszy

Esensja.pl
Esensja.pl
Lois McMaster Bujold
« 1 2 3 4 »

Lois McMaster Bujold

Pierścień Duszy

Fiametta wzięła klucze i odeszła, na oczach szwajcarskiego kapitana krocząc jak dama. Jednak po schodach prowadzących z dziedzińca na balkon już wbiegła, przeskakując po dwa stopnie na raz.
W wielkiej, okutej żelazem skrzyni ojca spoczywało dziesięć oprawionych w skórę ksiąg, kilka spiętych rzemieniami rulonów notatek i papierów – zaniepokojona, próbowała przypomnieć sobie, czy faktycznie ułożyła je dokładnie tak, jak leżały wcześniej – oraz wytworna szkatuła z orzechu. Kufer wypełniał aromat papieru, skóry, inkaustu i magii. Wyjęła ciężkie puzderko. Słabe szarpnięcie nerwów w ręce powiedziało jej, że wraz z zasuwającymi się ryglami zaciskają się ochronne czary. Po schodach ruszyła do pracowni. Jej cienkie skórzane pantofelki dotykały kamiennej posadzki niemal bezgłośnie. Przez przypadek usłyszała kilka słów, które wypowiedział kapitan; na ich dźwięk zesztywniała i stanęła przy drzwiach pracowni, nasłuchując.
– …matka twej córki była Mauretanką czy Afrykanką?
– Z pewnością Etiopką – stwierdził Messer Quistelli. – Była twą niewolnicą, mistrzu?
– Nie, była chrześcijanką – odparł ojciec Fiametty. – Z Brindisi. – W jego słowach Fiametta dostrzegła dziwną oschłość.
– Musiała być bardzo piękna – grzecznie rzekł szwajcarski kapitan.
– Owszem. A ja również nie byłem tak wysuszony i sponiewierany, jakim mnie dziś widzicie. Nie zawsze miałem złamany nos i siwe włosy.
Kapitan Ochs burknął coś przepraszająco. Messer Quistelli, który również odczuwał już upływ czasu, zaśmiał się z uznaniem.
– Odziedziczyła po tobie, mistrzu Beneforte, talent do sztuki, lecz nie nos? – zapytał.
– Jest z pewnością pojętniejsza od mego czeladnika o tłustych łapskach, który nadaje się tylko do noszenia drewna. Jej rysunki i wzory są bardzo dobre. Oczywiście nie wspomniałem Fiametcie o tym, nie ma wszak nic gorszego niż dumna kobieta. Pozwoliłem jej pracować w srebrze, a ostatnio także w złocie.
Messer Quistelli wydał z siebie odpowiednie „Hmmm”, by dać do zrozumienia, jakie zrobiło to na nim wrażenie.
– Myślałem wszakże o twej innej sztuce.
– Ach. – Mistrz Beneforte zniżył głos – To wielkie marnotrawstwo uczyć córkę, gdyż twe wysiłki i tajemnice przyniosą korzyść innemu mężczyźnie, którego poślubi. Wiedza to jedyny posag, na jaki mnie stać, choć artysta o moim statusie jest w stanie utrzymać rodzinę, a niektórzy szlachetni panowie toną w długach. – Westchnął ciężko, najwyraźniej chcąc zwrócić uwagę Messera Quistelli. – Czy opowiadałem panu o tym, że papież był tak zachwycony pięknem wykonanego przeze mnie złotego medalionu, że podwoił zapłatę?
– Tak, kilkakrotnie – odparł szybko Messer Quistelli, na próżno jednak.
– Zamierzał uczynić mnie również Mistrzem Mennicy, lecz wrogie podszepty doprowadziły do fałszywego oskarżenia mej osoby o nekromancję. Przez rok gniłem w lochach…
Fiametta również słyszała tę opowieść. Cofnęła się kilka kroków, po czym głośno ruszyła w kierunku pracowni. Ostrożnie postawiła szkatułę przed ojcem i oddała mu klucze. Uśmiechnął się, wytarł dłonie o szatę, wyszeptał jakieś słowo, po czym uniósł wieczko. Odchylił jedwabie chroniące schowany w środku przedmiot, który następnie wyciągnął, stawiając na stole.
Złota przyprawniczka skrzyła się w promieniach, zapierając dech w piersiach gości. Rzeźba spoczywała na bogato zdobionej owalnej hebanowej podstawce. Złote figurki o splecionych nogach unosiły wysoko dłonie – piękna naga kobieta i silny brodaty mężczyzna trzymający trytona.
– Jak na cyplach i w zatoczkach – wyjaśnił z entuzjazmem symbolikę mistrz Beneforte. Sól miała być w delikatnym statku (Fiametta uważała go raczej za łódź wiosłową) znajdującym się nieopodal rąk króla mórz; na pieprz przeznaczono grecką świątyńkę poniżej z wdziękiem uniesionej ręki królowej ziemi. Wokół mężczyzny paradowały koniki morskie, ryby i dziwne skorupiaki; wokół kobiety zaś tańczył radosny tłumek stworzeń ziemi.
Szwajcarski kapitan stał z otwartymi ustami, a Messer Quistelli wyjął z kieszonki przy pasie okulary, które poprawiał na nosie, pożądliwie wpatrując się w piękne dzieło. Mistrza Beneforte rozpierała duma.
Messer Quistelli pierwszy powrócił do zmysłów.
– Tylko czy działa? – zapytał, uparcie domagając się odpowiedzi.
Mistrz Beneforte pstryknął palcami.
– Fiametto! Przynieś mi dwa kieliszki, butelkę wina – tego gorzkiego, a nie dobrego chianti – i nieco trutki na szczury. Tylko migiem!
Fiametta czmychnęła uradowana. „Delfiny to moje dzieło. I małe zające też”. Zza pleców doszedł ją głos mistrza Beneforte, znów wykrzykującego imię czeladnika Teseo. Przefrunęła przez dziedziniec i wpadła do kuchni, gdzie Ruberta przerwała jej rzucane jednym tchem „Tatko chce!”.
– Owszem, dziewczyno, pewnam jednak, że chcieć będzie również obiadu, a ogień pod kuchnią wygasł. – Ruberta drewnianą łyżką wskazała na błękitny kaflowy piec.
– Drobiazg – Fiametta pochyliła się, otworzyła żelazne drzwiczki pieca i spojrzała w głąb czarnego kwadratu. – Piro – wyszeptała. Na martwych węgłach zatańczyły błękitne i żółte płomienie. – To powinno ­rozwiązać ­problem. – Z satysfakcją smakowała ciepło czaru na języku. Przynajmniej jedną rzecz potrafiła dobrze zrobić. Nawet tatko to mówił.
– Dziękuję, kochaniutka – rzuciła Ruberta i zabrała się za przenoszenie żelaznego kociołka. Smakowite ślady na desce do krojenia zdradzały, że gotuje coś wspaniałego z cebuli, czosnku, rozmarynu i wiosennej jagnięciny.
– Nie ma za co.
Fiametta szybko zebrała na tacy przedmioty potrzebne do prezentacji, wliczając w to ostatnie dwa weneckie kieliszki ocalałe z zestawu, który już niemal pięć lat temu uległ zniszczeniu podczas ich przeprowadzki do Montefoglia. Tatko zapomniał o soli lub pieprzu; chwyciła słoiki z najwyższej półki, po czym ruszyła do pracowni, prostując plecy.
Mistrz Beneforte, uśmiechając się do siebie, wsypał odrobinę soli do pojemnika, którym był kadłub statku. Przez chwilę jego oblicze wskazywało na tajemniczą skrytość; szeptał coś pod nosem, a na zakończenie się przeżegnał. Fiametta dotknęła ręki Quistella, gdy ten chciał powiedzieć coś, co mogło przeszkodzić ojcu w najważniejszym z etapów procesu. W odpowiedzi na szept mistrza Beneforte z przyprawniczki dobiegł pomruk – głęboki, bogaty, ale też bardzo, bardzo słaby, a przy tym harmonijny i miły dla ucha. Jeszcze rok temu nie wyczułaby go, tak jak teraz Messer Quistelli.
– Pieprzu, tatko? – zaproponowała.
– Dziś go nie użyjemy – odparł, kręcąc głową. Wrzucił czubatą łyżkę proszku na szczury do jednego z kieliszków, który oznaczył, przywiązując do nóżki wstążkę. Następnie do obu pucharków wlał wino. Proszek rozpuszczał się powoli, nieco musując.
Gdzie ten chłopak? – mruknął mistrz Beneforte po kolejnych kilku minutach oczekiwania. Na szczęście dla Teseo, chłopak się pojawił, zanim jego pan popadł w prawdziwą irytację. Z hukiem otworzył drzwi i wszedł do pracowni, z przekrzywioną na głowie czapką, na wpół związaną i obwisłą jedną rajtuzą oraz ręcznikiem nerwowo miętym w dłoniach.
– Zdołałem złapać tylko jednego wśród nieczystości, mistrzu – przepraszał Teseo. – Drugi ugryzł mnie i uciekł.
– Uhm! Może zatem zastąpię go tobą? – Mistrz Beneforte zmarszczył czoło, a Teseo zbladł.
Chłopak uniósł ręcznik, w którym – jak się okazało – więził dużego szczura. Teseo wrócił do ssania krwawiącego kciuka. Szczur szarpał się, wił, piszczał i syczał. Mistrz Beneforte złapał zwierzę mocno za kark, a w drugą ręką wepchnął mu do pyska szklaną rurę, do której wlał wino – teraz kredowo-różowe – z kieliszka oznaczonego wstążką; ciecz wpłynęła do gardła szczura. Po chwili wypuścił zwierzę na podłogę. Szczur zapiszczał raz jeszcze, po czym zaczął biegać w kółko, gryząc swój ogon. Potem wstrząsnęły nim konwulsje, aż wreszcie zdechł.
– Teraz, panowie, patrzcie – powiedział mistrz Beneforte, a na te słowa dwójka jego gości pochyliła się jeszcze bardziej, patrząc jak bierze w palce szczyptę soli i wrzuca ją do nieoznaczonego kieliszka. Nic się nie stało. Następnie mistrz wziął drugą, większą szczyptę, którą umieścił w zatrutym winie. Sól rozświetliła się, ziarna zabłyszczały pomarańczowo, powierzchnia cieczy zapłonęła błękitnym płomieniem, który zgasł dopiero po minucie. Mistrz Beneforte powoli wymieszał ciecz pipetą. Płyn w obu kieliszkach wyglądał teraz identycznie: przejrzysty i rubinowy. Mistrz uniósł oznaczony wstążką kieliszek.
« 1 2 3 4 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Tegoż twórcy

Zwierciadełko, powiedz przecie
— Eryk Remiezowicz

Cudzego nie znacie: Krótki przegląd książek
— Eryk Remiezowicz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.