WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Tytuł | Pierścień Duszy |
Tytuł oryginalny | The Spirit Ring |
Data wydania | styczeń 2004 |
Autor | Lois McMaster Bujold |
Wydawca | MT |
Cena | 9,90 |
Gatunek | fantastyka |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | MadBooks.pl |
Wyszukaj w | Selkar.pl |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Pierścień DuszyLois McMaster Bujold
Lois McMaster BujoldPierścień Duszy– Teraz… – spojrzał na Teseo, który zapiszczał niczym szczur i cofnął się o krok. – Ha! Nic nie wart ten chłopak – rzucił pogardliwie. Spojrzał na Fiamettę, na jego ustach pojawił się dziwny, natchniony uśmiech. – Fiametto. Wypij to. Messer Quistelli głośno wciągnął powietrze do płuc, a zszokowany kapitan zacisnął dłonie w niemym proteście. Fiametta jednak tylko się wyprostowała, rzuciła gościom uśmiech pełen dumy i pewności siebie, po czym wzięła kieliszek z rąk ojca. Uniosła go do ust i wypiła ciecz jednym haustem. Jej usta wykrzywił grymas, na widok którego kapitan Ochs drgnął. W oczach mistrza Beneforte pojawił się na chwilę niepokój, lecz Fiametta uspokajająco uniosła rękę. – Słone i gorzkie to wino. – Przejechała językiem po zębach, czyszcząc je ze śladów cieczy. – Nienajlepsze na śniadanie. Mistrz Beneforte uśmiechnął się triumfalnie, spoglądając na lokaja diuka. – Czy działa? Najwyraźniej. Możesz zanieść świadectwo swemu panu. – Cudownie! – rzucił Quistelli, choć jego oczy raz po raz badawczo wędrowały ku Fiametcie. A Fiametta z żalem zwalczała w sobie złośliwe pragnienie chwycenia się za brzuch, rzucenia na podłogę i wydania kilku jęków. Okazja wydawała się przednia, lecz mistrz Beneforte miał poczucie humoru, w którym nie było miejsca na żarty na jego temat. To wielkie marnotrawstwo uczyć córkę… Fiametta westchnęła. Messer Quistelli dotknął pięknego dzieła ze złota. – Na jak długo starczy? – Przyprawniczka? Na wieczność, taka jest bowiem natura niezniszczalnego złota. Czar oczyszczania? Być może 20 lat, jeśli żaden z elementów nie zostanie uszkodzony i jeśli nie będzie się z niego korzystać bez potrzeby. Modlitwę aktywującą zaklęcie wygraweruję na spodzie, spodziewam się bowiem, że przyprawniczka wytrzyma dłużej niż ja. Messer Quistelli uniósł brwi z wrażenia. – Tak długo! – Me dzieła warte są swej ceny – odparł mistrz Beneforte. Messer Quistelli zrozumiał sugestię i odłożył na ławie miesięczne pobory. Mistrz Beneforte nakazał Fiametcie schować zarówno przyprawniczkę, jak i sakiewkę. Kiedy wróciła, Messer Quistelli już wyszedł. Kapitan Ochs został jednak dłużej, co często się zdarzało. – Chodź na dziedziniec, Uri – mówił właśnie mistrz Beneforte. – Obejrzyj swego wojowniczego bliźniaka, zanim odzieję go w gliniane szaty. Ledwie dwa dni temu skończyłem nakładać wosk. A glina czeka od miesięcy. – Skończyłeś! Nie spodziewałem się, że prace zaszły aż tak daleko – powiedział kapitan Ochs. – Zaprosisz tedy diuka, by mógł podziwiać swego nowego żołnierza? Na ustach mistrza Beneforte pojawił się gorzki uśmiech, po czym położył palec na wargach. – Nie powinienem ci mówić nawet tego, nie sprawdziłem bowiem jeszcze kilku szczegółów. Zamierzam uformować ostatnie elementy i rzucić ostatnie uroki w sekrecie, by zaskoczyć mego niecierpliwego władcę Montefoglia gotową rzeźbą z brązu. A wtedy moi wrogowie nie odważą się obrażać mej pracowitości! – Wszak pracujesz nad tym, mistrzu, od ponad trzech lat – stwierdził Uri tonem pełnym zwątpienia. – Lepiej jest obiecać mniej, a uczynić więcej, niż odwrotnie. – Owszem – zgodził się mistrz Beneforte, wprowadzając młodzieńca na otwarty dziedziniec, którego bruk wciąż skrywały poranne cienie, choć powoli ponad ścianami rosła siła promieni wznoszącego się słońca. Fiametta cicho szła za mężczyznami, nie chcąc zwrócić na siebie uwagi ojca. Z pewnością odesłałby ją i nie usłyszałaby dalszego ciągu rozmowy. Pod płóciennym baldachimem stała figura przykryta pofałdowanym materiałem. Była półtora razy wyższa od mężczyzny i szara niczym duch. Mistrz Beneforte stanął na stołku i ostrożnie zdjął z rzeźby ochronną materię. Wpierw pojawiło się wysoko uniesione silne ramię mężczyzny, trzymające odciętą głowę o wężach zamiast włosów i niesamowitym grymasie śmierci na obliczu. Potem wyłoniła się spokojna twarz herosa pod skrzydlatym hełmem, a wreszcie reszta postaci – naga i gładka. Prawa ręka rzeźby zaciśnięta była na wspaniałym, zakrzywionym mieczu. Gibkie mięśnie zdawały się być gotowe do skoku; postać wyglądała tak, jakby triumfalnie wymachiwała potwornym trofeum. Półprzezroczystą rzeźbę wykonano z brązowo złotego wosku, przez co unosiła się wokół niej słaba woń miodu. – Naprawdę jest magiczna, mistrzu Prospero! – szepnął Uri, podchodząc bliżej. – Jakby zaraz miała zejść z cokołu. Lepsza nawet od gipsowego modelu! Mistrz Beneforte uśmiechnął się z zadowoleniem. – Nie ma w tym ni krzty magii, chłopcze. To czysta sztuka. Kiedy ukończę to dzieło, wsławię swe imię na wieki. Prospero Beneforte, Mistrz Rzeźbiarz. W dniu, gdy stanie na placu, raz na zawsze zamknę usta głupcom i ignorantom, którzy zwą mnie zwykłym złotnikiem czy druciarzem. „Zdobnik diuka”! Ha! Zafascynowany Uri wpatrywał się w woskowe oblicze bohatera. – Naprawdę tak wyglądam? Obawiam się, że zanadto mi schlebiłeś, mistrzu Beneforte. Prospero wzruszył ramionami. – Twarz to idealizacja. Perseusz był Grekiem, nie Szwajcarem. Nie miał też dziobatego oblicza. To twe ciało było dla mnie nieocenionym modelem. Wspaniałe, silne, pozbawione wypukłości typowych dla siłaczy. Uri udał, że drży. – Wspaniałe czy nie, nie namówisz mnie ponownie, mistrzu, do pozowania nago w zimie, podczas gdy sam siedziałeś okutany w skóry i futra. – Żarnik zawsze pełen był węgli. Myślałem, że wy, górskie kozły, jesteście odporne na chłód. – Jeśli się ruszamy. Zimy zmuszają nas do ciężkiej pracy. Męczyło mnie stanie bez ruchu. I napinanie się niczym powróz. Przez cały byłem przeziębiony. Mistrz Beneforte lekceważąco machnął ręką. – Twoje poświęcenie było warte efektu. A teraz, gdy już cię tu mam, zdejmij prawy but. Obawiam się odrobinę o stopy posągu. Niedługo zmuszę metal, by spłynął w dół niemal pięć łokci. Szczytem nie muszę się przejmować, bowiem ogień idzie ku górze. Jednak to ma być Perseusz, nie Achilles, prawda? Szwajcarski kapitan posłusznie zdjął but i pokazał palce rzeźbiarzowi, by ten uważnie je obejrzał. Mistrz Beneforte porównał ciało z woskiem, po czym chrząknął z zadowoleniem. – Jeśli będzie trzeba, dam radę naprawić. – Da się ujrzeć żyły – rzekł Uri, pochylając się ku figurze. – Niemal się dziwię, mistrzu, że nie użyłeś mych paznokci i skóry, bo zaprawdę wygląda na żywego. Będzie tak wspaniały, gdy opuści glinianą skorupę i przywdzieje skorupę z brązu? Ciało jest wszak tak delikatne. – Ha! To ostatnie mogę ci od razu zademonstrować. Właśnie odlaliśmy niewielką ozdobę w złocie. Na twoich oczach zerwę glinę i sam ocenisz, czy paznokcie mego posągu przetrwają. – Och, tatko – rzuciła natarczywie Fiametta. – Pozwolisz mnie samej? Wszystko wcześniej robiłam sama. – Z pewnością wyczułby, że przed chwilą rzuciła zaklęcie, gdyby dotknął jej dzieła tak szybko. – Dlaczego się tu wciąż kręcisz z tą nieszczęśliwą miną? Nie masz żadnych obowiązków? A może żywisz nadzieję raz jeszcze rzucić okiem na nagiego mężczyznę? – Mistrz Beneforte wskazał brodą na Perseusza z wosku. – Tatko, zamierzasz go przecież postawić na miejskim placu. Wszystkie pannice go będą widzieć – broniła się Fiametta. Czyżby przyłapał ją na tym, jak podglądała ich, gdy modelowali figurę? Uri – żywy Perseusz – wyglądał na zaniepokojonego. Spojrzał na posąg tak, jakby zamierzał poprosić o przepaskę z brązu. – Cóż, Fiametto – mistrz Beneforte zachichotał – jesteś dobrą, odważną dziewczyną i należy ci się jakaś nagroda za kielich gorzkiego wina na śniadanie, by przekonać do mnie niewiernego Quistelli. Chodź zatem. – Poprowadził oboje ku pracowni. – Zobaczysz, kapitanie, że pozbycie się wosku to najprostszy z procesów. Dziecko podołałoby temu zadaniu. – Już nie jestem dzieckiem, tatko – wtrąciła Fiametta. – Na to wygląda. Bryłka gliny wciąż spoczywała na stole. Fiametta wzięła z wieszaka na ścianie najmniejsze dłuta i w myślach odmówiła modlitwę. Bezgłośne buczenie świadczące o zaklęciu przerodziło się w niemal słyszalny pomruk. Jej ojciec i kapitan oparli się na łokciach po dwóch stronach stołu, obserwując. Uderzyła dłutem i odłamki gliny odpadły od bryłki. Z formy wyłoniło się złoto. – Ach! Pierścień – stwierdził Uri, pochylając się bliżej. Fiametta uśmiechnęła się do niego. – Niewielkie oblicze lwa – ciągnął z zainteresowaniem kapitan, podczas gdy dziewczyna palcami odrywała resztki gliny. – Och! Jakie ząbki! Jak ryczy! – Zaśmiał się. |
Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.
więcej »Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.
więcej »Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner
Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner
Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner
Zwierciadełko, powiedz przecie
— Eryk Remiezowicz
Cudzego nie znacie: Krótki przegląd książek
— Eryk Remiezowicz