Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 5 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Yoko Ogawa
‹Miłość na marginesie›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułMiłość na marginesie
Tytuł oryginalny余白の愛
Data wydania4 maja 2011
Autor
PrzekładAnna Horikoshi
Wydawca W.A.B.
ISBN978-83-7414-836-8
Format272s. 123×195mm
Cena34,90
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Miłość na marginesie

Esensja.pl
Esensja.pl
Yoko Ogawa
1 2 3 4 »
Zamieszczamy fragment powieści Yoko Ogawy „Miłość na marginesie”. Książka ukazała się nakładem wydawnictwa W.A.B.

Yoko Ogawa

Miłość na marginesie

Zamieszczamy fragment powieści Yoko Ogawy „Miłość na marginesie”. Książka ukazała się nakładem wydawnictwa W.A.B.

Yoko Ogawa
‹Miłość na marginesie›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułMiłość na marginesie
Tytuł oryginalny余白の愛
Data wydania4 maja 2011
Autor
PrzekładAnna Horikoshi
Wydawca W.A.B.
ISBN978-83-7414-836-8
Format272s. 123×195mm
Cena34,90
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
Pierwszy raz spotkałam Y w małym pokoju konferencyjnym starego hotelu, który znajdował się na tyłach Kliniki Otolaryngologicznej F. Hotel mieścił się w zaadaptowanej do tego celu rezydencji pewnego arystokraty. Pod względem architektonicznym budynek przedstawiał pewnie dużą wartość, ale sam hotel nie cieszył się wielką popularnością. Było tam niespełna dwadzieścia pokoi, do tego restauracja i bar, no i oddalone nieco od głównego budynku niewielkie muzeum ze zbiorami sztuki. To wszystko.
Jako pacjentka Kliniki Otolaryngologicznej F przyglądałam się czasem hotelowemu podjazdowi, widocznemu z mojego okna przez gałęzie kasztanowca. Samochodów, które się tam zatrzymywały, było naprawdę niewiele. Kiedy znudzony portier chował się za drzwiami, na podjeździe panowała taka cisza, jak w kościele po mszy, gdy wyjdą ostatni wierni.
Dwa dni po opuszczeniu szpitala, popołudniową porą, odwiedziłam ten hotel. Miało się tam odbyć małe spotkanie, na które mnie zaproszono.
Trzymając za uchwyt, pchnęłam bardzo stare, ozdobione witrażem drzwi obrotowe w wejściu głównym. Poruszyły się z cichym zgrzytem. Przestraszyłam się, że to znów jeden z tych nieistniejących dźwięków, które sprawiły mi tyle kłopotu. Stanęłam nieruchomo z zamkniętymi oczami. Zgrzyt, który wydawały drzwi, dobiegał z głębokiej dali. Zwykle z takiej głębi docierały do mnie słuchowe omamy. Dopiero co wyszłam ze szpitala, nie miałam jeszcze pewności, czy dobrze rozróżniam dźwięki. Kiedy orientowałam się, że to, co słyszę, naprawdę nie istnieje, mogłam tylko zamknąć oczy i czekać bez ruchu.
– Czy coś się pani stało? – spytał zaniepokojony portier.
– Nie, nic – odparłam, nie otwierając oczu.
– Może źle się pani czuje?
– Nie, naprawdę, proszę nie zwracać na mnie uwagi…
Drzwi powoli wyhamowały za moimi plecami. W tym samym momencie wrażenie dźwięku ulotniło się. Trwało to bardzo krótko, jedną, może dwie sekundy.
– …bo już wszystko w porządku – powiedziałam i otworzyłam oczy.
Chyba trochę zakręciło mi się w głowie. Portier z uśmiechem zaprosił mnie do środka.

Kiedy weszłam do sali, wszyscy pozostali uczestnicy siedzieli już na swoich miejscach. Pomieszczenie było niewielkie, stół dla ośmiu osób i krzesła zajmowały niemal całą jego powierzchnię. Stiuk w narożnikach sufitu i rzeźbione zakończenia karniszy świadczyły jednak o pewnym zbytku.
Przy stole, tyłem do kominka, siedziała kobieta w średnim wieku, ubrana w perłowoszary kostium, oraz młody mężczyzna, najwyraźniej metys. Miejsce po drugiej stronie stołu, przy ścianie, zajmował redaktor czasopisma, który był jednocześnie organizatorem spotkania. A na rogu siedział Y. Jesienne słońce, które wpadało przez południowe okno, wypełniało pokój. Światło przesączało się przez obrus, karafkę z wodą i złociste włosy młodzieńca. Tylko krzesło Y, jakby wciśnięte w szczelinę w smudze światła, pozostawało w lekkim mroku. Przeprosiłam za spóźnienie i usiadłam obok Y.
– W takim razie pozwolę sobie zacząć. Dziękuję, że znaleźliście państwo czas, aby wziąć udział w naszym dzisiejszym spotkaniu. Chcemy zebrać materiał do artykułu pod tytułem „Jak pokonałem głuchotę czuciowo-nerwową” dla naszego magazynu „Wrota Zdrowia”.
Redaktor pochylił uprzejmie głowę.
– Seria „Jak pokonałem…” cieszy się ogromnym powodzeniem wśród naszych czytelników. Dużo emocji w całym kraju wywołała choroba Gravesa-Basedowa z poprzedniego numeru, a także bezsenność dwa numery wcześniej. Tym razem we współpracy z Kliniką Otolaryngologiczną F chcemy stworzyć naprawdę wartościowy artykuł o utracie słuchu na podstawie państwa doświadczeń w walce z chorobą. Sprawa dotyczy waszego ciała, ponadto głuchota należy do dolegliwości wstydliwych, dlatego być może trudno wam o tym mówić, ale oczywiście nie pokażemy waszych twarzy, także nazwiska zostaną zmienione, byłbym więc wdzięczny, gdybyście czuli się swobodnie i mówili o wszystkim szczerze.
Skinęliśmy niepewnie głowami.
– W takim razie proszę najpierw opisać, w jaki sposób dostrzegliście pierwsze objawy choroby. Po kolei, może zaczniemy od pani. – Redaktor skierował wzrok na starszą damę.
Ta położyła dłonie na torebce, którą trzymała na kolanach, dwa, trzy razy pstryknęła biglem i zaczęła mówić.
– Pewnego ranka po obudzeniu stwierdziłam, że nie słyszę żadnych dźwięków. Zniknęły.
Wtedy zrozumiałam, że Y jest stenografem. Dokładnie w tym samym momencie, kiedy kobieta wypowiedziała pierwsze słowo, dłoń, w której Y trzymał długopis, zaczęła się poruszać po papierze. Śmigający po papierze długopis był tak dobrze zsynchronizowany z nosowym, niewzbudzającym zaufania głosem kobiety, że poczułam się, jakbym oglądała cyrkową sztuczkę. Zdumienie i zachwyt, niczym gołębie wylatujące z chusteczki prestidigitatora, frunęły ku mnie i osiadały na chwilę w moim sercu. Bezwiednie spoglądałam na przemian to na wargi kobiety, to na rękę Y i porównywałam ich ruchy. Kobieta mówiła dalej. – Najpierw pomyślałam, że spadł śnieg. Pamiętam taką ciszę z dzieciństwa, kiedy budziłam się rano, a ogród przysypany był śniegiem. Ale to nie wchodziło w grę. Był czerwiec. Nie wiedziałam, co robić. To nie była zwyczajna cisza. Zdawało mi się, że każdy zakątek ucha wypełniła nieskazitelna biel. Próbowałam naciskać uszy, potrząsać głową, ciągnąć się za włosy, ale z każdą próbą ta biel stawała się coraz gęstsza. Nic nie pomagało.
Kobieta utkwiła wzrok w magnetofonie, który stał włączony na środku stołu, i z dużą wprawą, jakby nauczyła się tego wcześniej na pamięć, wyjaśniała zawiłości swojego przypadku.
– Leżałam w łóżku, trzęsąc się ze strachu. „Jak to? Czyżbym straciła słuch w ciągu jednej nocy?”, myślałam gorączkowo. Na zewnątrz moje uszy były takie jak dawniej, ale w środku, tam, gdzie jest ich istota, na pewno się rozpuściły i został tylko pusty otwór. Trzęsłam się tak okropnie, że moje kości o mało nie wypadły ze stawów. Nie wiem, czy to objaw głuchoty czuciowo-nerwowej, czy tylko reakcja psychiczna. Potem zrobiło mi się niedobrze. Jakby wszystkie nerwy w moim mózgu dostały nagle ataku konwulsji.
– Podsumowując, na początku przestała pani słyszeć, potem były dreszcze i mdłości? – wtrącił się redaktor.
– Tak.
Kobieta skinęła głową i upiła łyk wody ze szklanki.
W tej krótkiej przerwie Y przewrócił kartkę. Kątem oka dostrzegłam wówczas jego palce. Kobieta kontynuowała wyjaśnienia, redaktor od czasu do czasu porządkował jej wypowiedź, a młodzieniec kulturalnie słuchał. Poruszała się tylko ręka Y. Miałam wrażenie, że wokół tej ręki powietrze przepływa w jakiś inny, wyjątkowy sposób. Ale tak naprawdę nie było tam nic wyjątkowego. Długopis, papier, teczka, zegarek, palce, wszystko to wyglądało najnormalniej w świecie. Może tylko jedno – pismo stenograficzne – nie było zupełnie zwyczajne.
Miałam wielką ochotę zobaczyć, jak ono wygląda. Na podstawie pociągłych, ale jednocześnie nieznacznych ruchów dłoni, która ani na chwilę nie zatrzymywała się w miejscu, wyobraziłam sobie, że musi być ono niezwykłe i fascynujące. Niestety siedziałam w miejscu, z którego nie mogłam zobaczyć pisma. Światło, kąt nachylenia i położenie papieru – wszystko to sprawiało, że miejsce pod dłonią Y pozostawało w cieniu. I choćbym nie wiem jak wytężyła wzrok, niczego poza koniuszkiem niebieskiego długopisu nie byłam w stanie dojrzeć.
Złe traktowanie w szpitalu miejskim na laryngologii, gdzie najpierw trafiła, odbiło się na jej psychice, a to z kolei pogorszyło stan zdrowia i pogłębiło głuchotę. Dopiero kiedy dostała się do Kliniki Otolaryngologicznej F, leczenie zaczęło przynosić rezultaty. Kobieta relacjonowała przebieg swojej choroby, jakby haftowała obrus, ścieg za ściegiem, centymetr po centymetrze, każda nić przylegała do innej, tworząc nierozerwalną całość.
Byłam pod wrażeniem. Jak wiele określeń znała ta kobieta, żeby opisać swoją chorobę! Zaczęłam się martwić, czy starczy mi słów, kiedy przyjdzie moja kolej. To dlatego, że odkąd zaczęły się moje problemy, uszy przestały być dla mnie zwykłym narządem. Stały się czymś w rodzaju symbolu, idei. Dama od czasu do czasu poprawiała stan podkładu na przetłuszczającym się czole, przykładając do niego chusteczkę, albo wycierała palcem kroplę wody ze szklanki.
Tylko w jednym momencie, kiedy w trakcie spotkania przyniesiono kawę i kelnerka niechcący upuściła łyżeczkę, kobieta zawahała się i przez chwilę nie mogła zebrać myśli. Wszyscy troje: kobieta, młodzieniec i ja, podnieśliśmy wtedy głowy i wymieniliśmy spłoszone spojrzenia. Na podłodze leżał dywan, toteż stuk był naprawdę niewielki, ale dla naszej trójki każdy nieoczekiwany odgłos stanowił potencjalne zagrożenie. Ani redaktor, ani Y chyba nawet nie usłyszeli tego cichego dźwięku. Tak, tylko uszy naszej trójki miały ze sobą coś wspólnego.
1 2 3 4 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.