Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 7 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Colette
‹Klaudyna w Paryżu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułKlaudyna w Paryżu
Tytuł oryginalnyClaudine à Paris
Data wydania8 czerwca 2011
Autor
PrzekładKrystyna Dolatowska
Wydawca W.A.B.
CyklKlaudyna
ISBN978-83-7414-948-8
Format240s. 123×195mm; oprawa twarda, obwoluta
Cena34,90
Gatunekobyczajowa
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Klaudyna w Paryżu

Esensja.pl
Esensja.pl
Colette
« 1 2 3 4 6 »

Colette

Klaudyna w Paryżu

Obym jutro wyglądała jak najładniej! Włożę niebieską spódnicę od kostiumu i wielki czarny kapelusz, ciemnoniebieską jedwabną szmizetkę – w ciemnych kolorach jest mi bardziej do twarzy – do której przypnę dwie herbaciane róże, ponieważ wieczorem mają ten sam odcień co moje ciało.
A gdybym tak przyznała się Melanii, że poproszono o moją rękę? Nie. Nie warto. Powiedziałaby mi: „Ja ci radzę, serdeńko, zrób tak jak u nas. Najpierw popróbuj, a potem dopiero się namyśl; wtedy chociaż targ jest uczciwy i nikt kota w worku nie bierze”. Gdyż dziewictwo tak mało znaczy w jej oczach! Znam jej teorie: „Kłamstwo, córuchno moja, kłamstwo wierutne! Doktorskie zawracanie głowy, i tyle. Przedtem, potem – jeden pies! Cóż ty myślisz, że «im» to inaczej smakuje?”. W dobrych jestem rękach, co? Lecz nad uczciwymi dziewczętami ciąży fatum; pozostaną uczciwe wbrew wszystkim Melaniom świata!
Zasypiam późno w parną noc i wspomnienia z Montigny nawiedzają mój niespokojny sen; marzy mi się szmer liści, chłodny świt i skowronki wzbijające się w niebo ze śpiewem, który naśladujemy w szkole, trąc o siebie garść szklanych kulek. Jutro… jutro, czy spodobam się jutro? Fanszetka mruczy cichutko, trzymając w łapkach pręgowanego Ślimaczka. Ile to już razy zasypiałam, uspokojona jednostajnym mruczeniem mojej najśliczniejszej…

Tej nocy miałam sny. I kiedy ociężała Melania zjawia się u mnie o ósmej, by otworzyć okiennice, zastaje mnie z kolanami pod brodą, z włosami opadającymi na twarz, pochłoniętą myślami i milczącą.
– Dzień dobry, rybeńko moja najmilsza.
– …dobry.
– Nie choraś aby?
– Nie.
– Dokucza coś, gnębi?
– Nie. Śniło mi się coś.
– A, to już gorzej! Ale byle nie dziecko i nie rodzina królewska (sic), to nie ma się co martwić. Żeby ci się tak przyśniło ludzkie łajno!
Jej przepowiednie, które powtarza mi z powagą, od kiedy tylko zaczęłam rozumieć jej słowa, nie śmieszą mnie już. Do mego snu nie przyznam się przed nikim, nawet przed tym dzienniczkiem. Za bardzo bym się wstydziła, widząc to napisane…
Poprosiłam, żeby obiad był o szóstej, i pan Maria wychodzi o godzinę wcześniej, cichy i usuwający się w cień, krzaczasty, przygnębiony. Nie unikam go od tamtego wydarzenia; wcale mi nie przeszkadza. Jestem nawet jeszcze bardziej dla niego uprzejma, prawię banały:
– Jaką śliczną dziś mamy pogodę, prawda?
– Tak pani sądzi? Parno jest i niebo się od zachodu bardzo zachmurzyło…
– Ach! Nie zauważyłam. Śmieszne, od samego rana wydaje mi się, że dziś śliczna pogoda.
Przy obiedzie, w trakcie którego ledwo dziobnęłam trochę mięsa i zatrzymuję się dopiero przy suflecie z konfiturami, pytam tatusia:
– Tato, czy ja mam posag?
– A na cóż ci to do wiadomości?
– No wiesz, jesteś doskonały! Wczoraj znalazł się jeden, co prosił o moją rękę, jutro może się znaleźć drugi. Tylko pierwsza rekuza jest trudna. A z prośbą o rękę, wiesz, to jest tak jak z mrówkami i ze słoikiem konfitur: zjawi się jedna, to już potem za nią przyjdzie trzy tysiące.
– Trzy tysiące! Szczęście, że nie utrzymujemy zbyt rozległych stosunków. Oczywiście, mój słoiku konfitur, że masz posag! Kiedy przystępowałaś do pierwszej komunii, odłożyłem dla ciebie u Meuniera, notariusza z Montigny, sto pięćdziesiąt tysięcy franków, które zostawiła ci matka, kobieta bardzo niemiła. Lepiej, żeby to było u niego, bo, rozumiesz, ze mną nigdy nie wiadomo…
Potrafi czasem powiedzieć coś tak rozczulającego, że mam ochotę go ucałować; całuję go więc. A potem wracam do swego pokoju, podenerwowana, bo robi się późno, z nastawionym uchem i bijącym sercem wyczekuję dzwonka.

Wpół do ósmej. Nie spieszy się zbytnio! Stracimy pierwszy akt. A jeżeli w ogóle nie przyjdzie? Za kwadrans ósma. Oburzające! Ten nieuchwytny wujek mógł mnie chociaż zawiadomić pneumatykiem czy przez Marcela…
Lecz w tej chwili słyszę dojmujące drrr, zrywam się i widzę w lustrze, że tak jestem blada, iż odwracam się ze wstydem. Od jakiegoś czasu moje oczy wyglądają tak, jakby wiedziały o czymś, o czym ja nie wiem.
Słyszę głosy w przedpokoju i uśmiecham się nerwowo; to znaczy, jeden tylko głos, mego kuzyna-wujka – mego kuzyna Renauda, chciałam powiedzieć. Melania wprowadza go bez pukania. Wodzi za nim przymilnym wzrokiem posłusznego psa. Renaud także jest blady, wyraźnie zdenerwowany, oczy mu błyszczą. W świetle jego srebrzysty wąs wydaje się jeszcze jaśniejszy… śliczny wąs podkręcony ku górze… gdybym śmiała, dotknęłabym, żeby się przekonać, jaki jest jedwabisty…
– Jesteś sama, moja miła Klaudynko? Dlaczego nic nie mówisz? Hej tam, jest tu kto? Czy panienka wyszła?
Panienka myśli, że może wraca akurat od którejś ze „swoich kobiet”, i uśmiecha się bez wesela.
– Nie, panienka dopiero wychodzi, z panem, mam nadzieję. Chodźmy pożegnać się z tatusiem.
Tatuś jest czarujący dla mego kuzyna-wujka, który podoba się tylko kobietom.
– Niech się pan opiekuje moją małą; to kruche stworzonko. A klucze do domu pan ma?
– Mam swój.
– Nasz da Melania. Ja zdążyłem zgubić już cztery razy i dałem za wygraną. A gdzież pana mały?
– Marcel? Marcela… Marcel spotka się z nami dopiero w teatrze, mam wrażenie.
Schodzimy po schodach bez słowa; czuję dziecinną radość na widok czekającego na dole powozu klubowego. Nawet wspaniały zaprzęg od Bindera nie mógłby zachwycić mnie bardziej.
– Wygodnie? Może podnieść szybę, żeby nie było przeciągu? Albo nie, podniosę obydwie do połowy, jest tak gorąco.
Nie wiem, czy jest gorąco, ale wiem, że mnie ściska w dołku. Zęby dygocą mi nerwowo; wreszcie mówię z trudem:
– Więc Marcel przyjdzie wprost do teatru?
Nie ma odpowiedzi. Renaud – jak to ładnie brzmi, samo tylko Renaud – patrzy przed siebie spod nawisłych brwi. Nagle zwraca się w moją stronę i ujmuje mnie za nadgarstki; ten siwiejący mężczyzna miewa odruchy tak młodzieńcze!
– Posłuchaj, Klaudynko, skłamałem przed chwilą, to nieładnie: Marcel nie przyjdzie. Twemu ojcu powiedziałem co innego i teraz nie daje mi to spokoju.
– Jak to? Nie przyjdzie? Dlaczego?
– Przykro ci, prawda? To moja wina. Jego także. Nie wiem, jak ci to wytłumaczyć. Pomyślisz, że nie było o co… Przyszedł do mnie na ulicę Bassano, czarujący, nie tak sztywny i zamknięty jak zawsze. Ale w jakim krawacie! Krepdeszynowy, udrapowany wokół szyi jak wykończenie bluzki, to tu, to tam jakaś szpilka z perłą… no, niemożliwy. Mówię mu: „Mój chłopcze, bądź… bądź tak dobry i zmień krawat, pożyczę ci któryś ze swoich”. Na to on staje okoniem, odpowiada mi sucho, wyzywająco, wdajemy się w dysputę trochę… trochę, jak dla ciebie, skomplikowaną, i wreszcie Marcel oświadcza: „Albo pójdę w tym krawacie, albo nie pójdę wcale”. Trzasnąłem za nim drzwiami, i tyle. Wielki masz żal do mnie?
– Ale przecież – mówię, nie odpowiadając mu na pytanie – pan go już widział w tym krawacie; miał go wtedy, jak spotkaliśmy pana z Maugisem na bulwarze koło Wodewilu.
Podnosi brwi z wyrazem zdumienia:
– Nie? Jesteś tego pewna?
– Zupełnie pewna; takiego krawata nie sposób zapomnieć. Jak mógł go pan nie zauważyć?
Renaud opada na oparcie, potrząsa głową i mówi półgłosem:
– Nie wiem. Zauważyłem, że miałaś podbite oczy, spłoszoną minkę sarny, którą skrzywdzono, niebieską szmizetkę i że jeden zwiewny lok łaskotał ci prawą brew…
Nie odpowiadam nic. Brak mi trochę tchu. A on urywa w środku zdania i nasuwa kapelusz na oczy oschłym gestem człowieka, który za późno się spostrzegł, że mówi głupstwa.
– Ja wiem, moje towarzystwo to nic zabawnego. Jeżeli chcesz, mała moja przyjaciółeczko, mogę jeszcze odwieźć cię z powrotem do domu.
Skąd i przeciwko komu ten ton agresywny? Śmieję się cichutko, kładę mu na rękawie dłoń w rękawiczce i zostawiam ją tam.
– Nie, niech mnie pan nie odwozi. Jestem bardzo zadowolona. Nie pasujecie do siebie z Marcelem i wolę każdego z was osobno niż obu razem. Ale dlaczego nie powiedział pan tego przy tatusiu?
Ujmuje moją rękę i wsuwa ją sobie pod ramię.
– To proste. Byłem zgnębiony, wyprowadzony z równowagi, balem się, by twój ojciec nie pozbawił mnie ciebie, miła moja kompensato… Może na ciebie nie zasługuję, ale cię przecież zdobyłem…
« 1 2 3 4 6 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.