Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 19 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Colette
‹Klaudyna w Paryżu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułKlaudyna w Paryżu
Tytuł oryginalnyClaudine à Paris
Data wydania8 czerwca 2011
Autor
PrzekładKrystyna Dolatowska
Wydawca W.A.B.
CyklKlaudyna
ISBN978-83-7414-948-8
Format240s. 123×195mm; oprawa twarda, obwoluta
Cena34,90
Gatunekobyczajowa
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Klaudyna w Paryżu

Esensja.pl
Esensja.pl
Colette
« 1 2 3 4 5 6 »

Colette

Klaudyna w Paryżu

– Przyrzekasz, że się nie pochorujesz?
– Pewno, że nie! Ale mam panu jeszcze coś do powiedzenia, i to coś bardzo ważnego. Czy nie uważa pan, że ja dziś jestem jakaś niezwykła?
Wyciągam ku niemu twarz poróżowiałą od asti; pochyla się, spogląda na mnie z tak bliska, że dostrzegam wyraźnie fałdki na jego ciemnych powiekach, a potem odwraca się i mówi:
– Nie, nie bardziej niż zawsze.
– Paskudny! A tymczasem, drogi panie, nie dalej jak przedwczoraj, o jedenastej przed południem po-pro-szo-no o mo-ją rę-kę.
– Sakrr… Któż to był ten dureń…
Uradowana wrażeniem, jakie zrobiły moje słowa, śmieję się wstępującą gamą, głośno, lecz urywam nagle, gdyż wiele głów odwraca się w naszą stronę. Renaud nie jest zachwycony.
– Czy to ładnie tak nabierać ludzi… Zresztą w głębi duszy ani słówka z tego nie wziąłem na serio!
– Splunąć nie mogę, ale daję panu słowo, że poproszono mnie o rękę!
– Kto?
Jest to „kto” całkiem pozbawione życzliwości!
– Pewien młody człowiek bardzo stateczny, pan Maria, sekretarz tatusia.
– Odmówiłaś mu… oczywiście?
– Odmówiłam mu… oczywiście.
Renaud nalewa sobie pełną szklankę tego asti, którego wcale nie lubi, i przeczesuje ręką włosy.
Ja zaś (w domu pijam tylko wodę) doświadczam teraz rzeczy niesłychanych: jakiś opar unosi się sponad stołu, otacza świeczniki, na przemian to oddala, to przybliża ku sobie przedmioty.
Zastanawiam się właśnie, co się ze mną dzieje, gdy jakiś znajomy głos woła od progu:
– Kelner! Niechże zjawi się na naszym stole bigosik z kiszonej kapusty, która jest matką zgagi, i ta lura zaprawiana salicylem, którą w swej bezczelności zowią tu monachijskim piwem. O płynny aksamicie, woniejąca obfitości włosów boskich Rheintöchter, wybacz im, albowiem nie wiedzą, co piją. Weia, Waga, Waga la weia…
To Maugis, liryczny i spocony, wagneryzuje, w rozpiętej kamizelce i w cylindrze zsuniętym na potylicę. Holuje za sobą trzech przyjaciół. Renaud nie może powstrzymać gestu najwyższej irytacji, szarpie wąsa i burczy coś pod nosem.
Znalazłszy się koło nas, Maugis przerywa raptownie pienia ze Złota Renu, spogląda wyłupiastym okiem pookrąglałym ze zdziwienia, waha się, podnosi dłoń i wreszcie mija nas bez ukłonu.
– No proszę! – pieni się szeptem Renaud.
– Co takiego?
– To twoja wina, malutka, a przede wszystkim moja własna. To nie jest właściwe dla ciebie miejsce sam na sam ze mną. Ten dureń Maugis… zresztą każdy na jego miejscu zrobiłby tak samo. Czy uważasz, że musimy dawać powód do plotek na nasz temat?
Ostygła najpierw pod jego wzrokiem zatroskanym i niezadowolonym, odzyskuję zaraz werwę.
– Ach, tylko tyle? I o to takie larum, zmarszczone brwi i nauki moralne? Cóż mnie mogą obchodzić jakieś plotki? Proszę mi nalać!
– Nie rozumiesz. Na ogół nie pokazuję się z panienkami z towarzystwa, a tu ty z twoją urodą, sam na sam – cóż innego mogą o tobie pomyśleć?
– No to co?
Widzi mój pijany uśmiech, błędne oczy i nagle pojmuje.
– Klaudynko! Czy ty przypadkiem nie jesteś troszkę… za wesoła? Pociągasz dziś zdrowo, a nie wiem, czy w domu?…
– W domu raczę się obficie wodą Évian – odpowiadam przyjaźnie i uspokajająco.
– Ładna historia! Co ja teraz powiem twemu ojcu?
– Nic, już śpi.
– Klaudynko, nie pij więcej, oddaj mi zaraz tę szklankę!
– Chce pan dostać po łapie?
Uchroniwszy szklankę przed jego rozważnymi dłońmi, piję i wsłuchuję się w swoją szczęśliwość. Nie idzie to tak zupełnie gładko. Świecznik spowija mgła coraz gęściejsza, jak księżyc przed deszczem. „Księżyc pije” – mówili u nas. Może w Paryżu to też wróży deszcz, jak świeczniki piją… To ty piłaś, Klaudynko. Trzy pełne szklaneczki asti, moje dziecko! Ach, jak to przyjemnie!… W uszach słychać pszsz, pszsz… Czy te dwa grubasy zajadające przy sąsiednim stoliku istnieją naprawdę? Nie ruszają się z miejsca, a przybliżają się do nas coraz bardziej; założę się, że jak wyciągnę rękę, to ich dotknę… Nie, okazuje się, że są bardzo daleko. Zresztą między przedmiotami brak zupełnie przestrzeni: świeczniki przytykają do sufitu, stoły do ścian, a dwa grubasy do jasnych, przybranych pajetkami płaszczyków siedzących nieco dalej.
– Ach, rozumiem! – wykrzykuję. – Wszystko jest w japońskiej perspektywie!
Renaud, zgnębiony, podnosi rękę, a później ociera czoło. Jaka dziwna ta Klaudynka w lustrze po prawej stronie, włosy ma jak piórka wiatrem roztrącone, podłużne oczy rozkosznie nieprzytomne, usta wilgotne! A naprzeciw niej ten pan połyskujący srebrem patrzy na nią, patrzy, tylko na nią patrzy i nie je. Och, ja wiem! To nie asti ani nie pieprzne raki, to jego obecność, jego spojrzenie niemal czarne i roziskrzone spoiły małą dziewczynkę…
Rozdwojona, widzę i słyszę siebie, słyszę własny głos dobiegający z pewnej oddali i ta roztropna Klaudynka, spętana, zamknięta w szklanej wieży przysłuchuje się paplaninie Klaudynki szalonej i nic nie może dla niej zrobić. Nie może i nie chce. Kominek, którego zawalenia się bałam, runął z wielkim hukiem i wzbijający się w powietrze pył obejmuje złocistą otoczką elektryczne lampy. Patrz, roztropna Klaudynko, i nie wtrącaj się! Klaudynka szalona idzie przeznaczoną sobie drogą z nieomylną pewnością obłąkanych i ślepców…
Klaudynka spogląda na Renauda; trzepocze powiekami jak w rażącym świetle. Zrezygnowany, ujarzmiony, wciągnięty w ten wir, milczy i patrzy na nią bardziej chyba zatroskany niż zadowolony. A Klaudynka wybucha:
– Och, jak mi jest dobrze! Och! a pan nie chciał tu wejść! Ach, jak ja czegoś chcę… Nie wyjdziemy stąd nigdy, prawda? Gdyby pan wiedział… posłuchałam pana wtedy, ja, Klaudynka – ja nigdy nie słuchałam nikogo, chyba że sama chciałam… ale żeby słuchać wbrew sobie z takim dziwnym uczuciem w kolanach – och! To dlatego Łusia tak lubiła, jak ją biłam, wie pan, Łusia. Tak ją tłukłam i wcale nie wiedziałam, że ona ma rację, a ona tylko tarzała głową po parapecie, tam gdzie jest taki poharatany, bo na przerwach rozłupujemy tam kotewki… Pan wie, prawda, co to są kotewki? Któregoś dnia chciałam ich nazbierać, poszłam do Barres nad staw i potem dostałam gorączki; miałam wtedy dwanaście lat i śliczne długie włosy… Pan by mnie wolał z długimi włosami, prawda?… Mam „mrówki” w czubkach palców, całe mrowisko. Czuje pan? Czy to absynt? Ten grubas wlał sobie do szampana. W szkole jadałyśmy cukier jęczmienny barwiony na zielono, z absyntem; każda starała się lizać jak najdłużej, aż się robił cieniutki i ostry na końcu. Wielka Anais była taka łakoma i cierpliwa i ona zlizywała najlepiej, jak nikt, i te z młodszej klasy przychodziły do niej i przynosiły swoje laseczki. „Zaostrz mi”, mówiły. Obrzydliwość, prawda? Śnił mi się pan. Miałam się panu do tego nie przyznawać. Taki niedobry sen, nazbyt piękny… Ale teraz, jak jestem „gdzie indziej” mogę już panu powiedzieć…
– Klaudynko! – błaga szeptem Renaud.
Klaudynka szalona, podana ku niemu, z dłońmi leżącymi na płask na obrusie wpatruje się weń. Oczy ma nieprzytomne i bez tajemnic; pasemko włosów, leciuchne i wijące, muska jej prawą brew. Ona, milcząca i zamknięta, mówi tak, jakby była naczyniem, z którego się przelewa. Widzi, jak mężczyzna naprzeciw niej czerwienieje i blednie, i oddycha przyspieszonym oddechem; wydaje się jej to zupełnie naturalne. Dlaczego jednak nie widać, by czuł się równie jak ona wyzwolony, pełen uniesienia? Zadaje sobie to mgliste pytanie i odpowiada na nie głośno, z westchnieniem:
– Teraz nie może mnie już spotkać nic smutnego.
Renaud daje gwałtownie znak w stronę maitre d’hôtel, jak człowiek, który powiedział sobie: „Tak dalej być nie może”.
Klaudynka, z wypiekami na twarzy, skubie herbaciane róże i sama już nie wie, co mówi:
– Jaki pan jest niemądry.
– Tak?
– Tak. Okłamał mnie pan. Pan tak naumyślnie zrobił, żeby Marcel nie był z nami dziś wieczorem.
– Nie, Klaudynko.
To „nie”, bardzo łagodne, przejmuje ją chłodem i przygasza trochę. Pozwala, mała somnambuliczka, dyrygować sobą, wstaje i kieruje się ku wyjściu. Podłoga ugina się pod jej stopami, jak ciepły jeszcze asfalt… Renaud ledwo zdążył chwycić ją pod łokieć, prowadzi, zanosi niemal do fiakra z opuszczoną budą i siada koło niej. Pojazd rusza. Klaudynka wspiera na opiekuńczym ramieniu głowę pełną szumu i prawie pustą. Renaud niepokoi się:
« 1 2 3 4 5 6 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.