Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 19 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Colette
‹Klaudyna w Paryżu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułKlaudyna w Paryżu
Tytuł oryginalnyClaudine à Paris
Data wydania8 czerwca 2011
Autor
PrzekładKrystyna Dolatowska
Wydawca W.A.B.
CyklKlaudyna
ISBN978-83-7414-948-8
Format240s. 123×195mm; oprawa twarda, obwoluta
Cena34,90
Gatunekobyczajowa
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Klaudyna w Paryżu

Esensja.pl
Esensja.pl
Colette
« 1 3 4 5 6 »

Colette

Klaudyna w Paryżu

– Źle się czujesz?
Brak odpowiedzi.
– Nie. Ale niech mnie pan trzyma, bo ja płynę. Wszystko zresztą płynie. Czy pan też?
Renaud obejmuje ją wpół i wzdycha trwożnie. Klaudynka tuli się do niego, lecz kapelusz jej przeszkadza. Ściąga go więc niepewną ręką, kładzie na kolanach, a potem znów skłania głowę na zbawcze ramię w poczuciu bezpieczeństwa, jak ktoś, kto po długim wędrowaniu dotarł wreszcie do celu. Klaudynka roztropna asystuje temu, notuje w pamięci, przysuwa się chwilami bliziutko… I cóż z tego! Ta roztropna jest niemal równie szalona jak tamta druga…
Jej towarzysz, jej najmilszy przyjaciel, ściska lekko tę malutką bezwładną postać… Natychmiast jednak opanowuje się i potrząsa nią lekko:
– Klaudynko, Klaudynko, dojeżdżamy. Wejdziesz sama na górę?
– Na jaką górę?
– Do mieszkania przy ulicy Jacob.
– Pan chce mnie zostawić?
Wyprostowuje się sztywno jak żmija i z włosami w nieładzie pyta go całą swą wstrząśniętą twarzą.
– Ależ, maleńka… musisz przyjść do siebie. Zachowujemy się dziś idiotycznie. To wszystko z mojej winy…
– Pan chce mnie zostawić! – woła Klaudynka, nie zważając na czujne plecy dorożkarza. – Gdzie ja się podzieję? Ja chcę być z panem, z panem…
Oczy jej czerwienieją, usta się zaciskają, krzyczy niemal:
– Och, ja wiem, ja wiem dlaczego! Pan pójdzie do „swoich” kobiet, do tych pana ukochanych. Marcel mi mówił, że ma ich pan przynajmniej ze sześć! One wcale pana nie kochają, są stare, opuszczą pana, są brzydkie! A pan pójdzie z nimi spać, ze wszystkimi! I będzie je pan całował, całował w usta! A mnie kto będzie całował! Och! Dlaczego pan nie chce, żebym była choć tylko pana córką? Powinnam być pana córką, pana przyjaciółką, pana żoną, wszystkim, wszystkim!
Rzuca mu się na szyję i czepia kurczowo, rozełkana, we łzach.
– Tylko pana mam na świecie, tylko pana i pan mnie zostawia!
Renaud otula ją ramionami, jego usta błądzą po ukrytym pod wijącymi się włosami karczku, po ciepłej szyi, po słonych od lez policzkach.
– Opuścić ciebie, szczęście moje!…
Zamilkła nagle, podnosi swą wilgotną buzię i wpatruje się w niego z niesłychanym napięciem. A on, młody pod siwiejącą czupryną, pobladł i dyszy; Klaudynka czuje, jak drżą napięte mięśnie obejmujących ją ramion. Pochyla się nad gorącymi ustami małej dziewczynki, która prostuje się wojowniczo i ulegle, by ofiarować się lub by stawić opór, sama już nie wie… Nagły wstrząs pojazdu, który staje zahaczywszy o chodnik, rozdziela ich, pijanych, poważnych i drżących.
– Do widzenia, Klaudynko.
– Do widzenia.
– Nie będę wchodził z tobą na górę; zapalę ci tylko świecę. Masz klucz?
– Klucz? Mam.
– Nie mogę przyjść do ciebie jutro, bo jutro to jest już dziś; przyjdę pojutrze, na pewno, o czwartej.
– O czwartej.
Uległa, pozwala całować się długo w rękę i wdycha leciutką woń jasnego tytoniu, potem wchodzi, śniąc na jawie, na trzecie piętro i kładzie się, Klaudynka szalona, do wąskiego łóżeczka, gdzie – czas już był najwyższy! – spotyka się z Klaudynka roztropną. Lecz Klaudynka roztropna usuwa się nieśmiało na drugi plan, pełna podziwu i szacunku dla tamtej, która poszła prosto tam, dokąd pchało ją Przeznaczenie, nie oglądając się, jak zdobywca lub jak skazaniec.

Boli. Wszystko boli. Rozkoszna obolałość jak po razach albo po pieszczotach. Łydki drżące, dłonie zimne, kark zesztywniały. A serce bije mi prędziutko, stara się dorównać szybkością spiesznemu tik-tak małego zegarka… a potem zatrzymuje się nagle i znów rusza: Pum! Więc to prawdziwa miłość, prawdziwa? Tak, bo żadne miejsce na świecie nie jest mi równie słodkie jak jego ramię, gdzie wtulona dotykałam niemal wargami jego szyi; bo uśmiecham się z politowaniem, gdy porównuję w myśli delikatne policzki Marcela i pomarszczone skronie Renauda. Dzięki Bogu, nie, nie jest młody. Z racji mego zacnego ojczulka, raczej księżycowego, potrzeba mi ojca, potrzeba mi przyjaciela, potrzeba mi kochanka… Boże! Kochanka!… Warto było tyle czytać, tak obnosić się triumfalnie ze swoją wiedzą miłosną, czysto teoretyczną, jeżeli teraz wystarczy, bym wypowiedziała w myśli to słowo, a zęby zaciskają mi się zaraz i palce u nóg kurczą… Co robić w jego obecności, jeżeli nie mogę nie myśleć o tym?… Spostrzeże i też będzie o tym myślał… Na pomoc, na pomoc! Umieram z pragnienia.
Otwarte okno i woda z konewki ratują mnie trochę. Świeczka, z którą szłam po schodach, pali się jeszcze na kominku, a ja patrzę w lustro i zdumiewam się, że bardziej „tego” nie widać. O czwartej nad ranem, już w biały dzień, zasypiam zmordowana.
– Niegłodna, rybeńka moja? Czekolada stoi od wpół do ósmej, a to już dziesiąta blisko… Och! Ta buzia!
– Jaką znów mam buzię?
– Odmienili mi moje dzieciąteczko!
Jej niezawodny węch kojarzycielki par delektuje się moim zmęczeniem, moją migreną, baczy chytrze na zgniecione pióra u kapelusza, który rzuciłam na fotel… Irytuje mnie.
– Przestaniesz wreszcie ważyć sobie te piersi, jak melony? Który jest dojrzalszy?
Lecz ona śmieje się cichutko i odchodzi do kuchni, śpiewając jedną ze swoich najniemożliwszych piosenek.
Panienki z Montigny
Gorące niby żar
Iżby urzekał ich czar
Kiedy…
Lepiej poprzestać na tym urywku.

Obudziło mnie przerażenie, że ta nieprawdopodobna noc tylko mi się śniła.
Więc to tak zdarzają się wielkie rzeczy? Błogosławione niech będzie asti i pieprzne raki! Bez nich na pewno zabrakłoby mi odwagi.
Zabrakłoby mi odwagi tego wieczoru, tak, lecz któregoś innego moje serce i tak podniosłoby rwetes. Ale on mnie kocha, prawda? I prawda, że był blady i tracił głowę jak zwykła Klaudynka, kiedy ten przeklęty… nie, ten błogosławiony… nie, dobrze mówię, ten przeklęty chodnik przy ulicy Jacob zatrzymał koła dorożki?… Nigdy jeszcze żaden mężczyzna nie pocałował mnie w usta. Jego są wąskie i żywe, a dolna warga jest okrągła i twarda. Och, Klaudynko, Klaudynko, jakże ty się robisz na powrót dziecinna, gdy zaczynasz być kobietą! Ujrzałam w myśli jego usta i jego oczy pomroczniałe i szalone i złożyłam ręce w rozkosznym popłochu…
Inne jeszcze myśli mnie oblegają, od których wolałabym w tej chwili uciec.
„Pewno, że boli!” – podśpiewuje we mnie głos Łusi. Lecz nie, nie: ona poszła do łóżka ze świntuchem, to niczego nie dowodzi. A zresztą, gdyby nawet! Najważniejsze, żeby był przy mnie zawsze, żeby ulubione miejsce na jego ramieniu wciąż było ciepłe i gotowe przyjąć moją głowę, żebym w każdej chwili mogła schronić się w jego objęcia… Moja wolność mi ciąży, moja niezależność mnie znużyła; od miesięcy już, i jeszcze dłużej, szukałam, sama o tym nie wiedząc, władcy. Kobiety wolne nie są kobietami! On wie wszystko, czego ja nie wiem; pogardza odrobinkę tym, co ja wiem; powie do mnie: ,,Ty moje głupiątko!”, i pogłaszcze mnie po głowie…
Tak bardzo zagalopowałam się w marzenia, że, by dosięgnąć ręki mego przyjaciela, pochylam czoło i wspinam się na palce jak Fanszetka dopominająca się, bym ją podrapała po płaskim łebku. „Cóż za zwierzęcy wdzięk jest w tobie, Klaudynko…” Godzina posiłku zaskakuje mnie, gdy pochylona z uwagą nad okrągłym lusterkiem zastanawiam się, włosy podniósłszy ku skroniom, czy spodobają mu się moje spiczaste uszy.
Szybko nasycona konfiturą z pomarańcz i frytkami zostawiam tatusia nad jego kawą, do której co dzień, metodycznie, wrzuca siedem kawałków cukru i odrobinkę popiołu z fajki. Na myśl, że mam przed sobą dwadzieścia siedem godzin oczekiwania, ogarnia mnie ślepa rozpacz. Co robić, czytać? Nie mogę, nie mogę. Srebrzące się jasne włosy omiatają stronice książki. Wyjść też nie; ulice mrowią się od mężczyzn, którym nie jest na imię Renaud i którzy mizdrzą się do mnie, głupcy – o niczym nie wiedzą.
Kłębek materiału na moim fotelu rozśmiesza mnie. To jedna z moich koszulek… zaczęta dawno już temu! Trzeba wziąć się do szycia. Klaudynce potrzebne będą koszulki. Czy ta spodoba się Renaudowi? Biała i powiewna, przybrana śliczną koronką, z ramiączkami z białej wstążki… Wieczorem, gdy lustruję się ze szczególną dokładnością, staję w koszuli przed lustrem, długa malutka madame Sans-Gêne z lokami opadającymi na nos. Nie mogę wydać mu się brzydka! Ach, Boże, będę tak blisko, zbyt blisko niego w samej tylko cieniutkiej koszulce. Dłonie mi drżą, szyję krzywo, a z daleka dobiega mnie głos ulubienicy, delikatny głosik, małej dyrektorczynej Aimée, z lekcji robót: „Klaudynko, proszę, obrębiaj staranniej, do czego to podobne! Spójrz na obrąbek Anais!”.
« 1 3 4 5 6 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.