Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 18 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

James Barclay
‹Dziecko Nocy›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułDziecko Nocy
Tytuł oryginalnyNightchild
Data wydania24 sierpnia 2004
Autor
PrzekładMichał Studniarek
Wydawca ISA
CyklSaga o Krukach
ISBN83-88916-13-0
Format512s. 115×175mm
Cena34,90
Gatunekfantastyka
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Dziecko Nocy

Esensja.pl
Esensja.pl
James Barclay
« 1 14 15 16

James Barclay

Dziecko Nocy

– Cóż, pewne jest, że jeśli Dordovańska Rada wierzy w Proroctwo, zrobią wszystko, aby odzyskać Lyannę – rzekł Bezimienny. – Albo zrobią wszystko, by ją powstrzymać.
– Z tego, co mówisz, wynika, że według Tinjaty Lyanna jest jakąś formą niszczycielskiej mocy – powiedział Denser.
– Albo katalizatorem. Widywaliśmy już błyskawice na bezchmurnym niebie, i była to zwykła anomalia żywiołów. Ale znasz równie dobrze jak ja krążące od jakiegoś czasu opowieści. Przypływy, huragany, burze trwające całe dnie… To nie jeden piorun z jasnego nieba, Denser. Therus mówi, że Proroctwo o tym wszystkim wspomina.
– Kim są ci ludzie, do których, jak sądzisz, Erienne się udała? I co będzie, jeśli nie zechcą kształcić Lyanny, lecz wykorzystają ją jako soczewkę? Musimy rozważyć i tę możliwość.
– Nie zapominaj też o tym, że Tinjacie mogło zależeć na tym, aby odmalować swoje odkrycia w tak czarnych barwach, jak to tylko możliwe – dodał Denser.
Ilkar skinął głową.
– To też prawda. Słuchaj, nie uważam, że mamy zostawić Lyannę Dordovańczykom albo komukolwiek innemu poza tobą i Erienne.
– Zatem co uważasz? – zapytał Denser.
– Że podczas poszukiwań powinniśmy być świadomi szerszego tła tej sprawy. Pomijając kwestię, czy Proroctwo jest prawdziwe, czy nie, Dordover będzie działało na podstawie przesłanek, że jest. Jeśli ich działania nie zostaną powstrzymane, podzielą kolegia, a tego nie chce żaden z nas. Nie trzeba geniusza, by stwierdzić, że Dordover i Lystern myślą o zagrożeniu swojej niezależności i tożsamości, Xetesk zaś pragnie jako najpotężniejszy rozdawać moc i wymusić zjednoczenie. Jeśli natomiast chodzi o Julatsę, cóż… – uśmiechnął się smutno do Densera – nas właściwie nie ma, lecz mimo wszystko chcemy mieć pewność, że nasza magia i wierzenia przetrwają.
Denser oparł głowę na dłoniach i powiedział:
– Ilkar, posuwasz się za daleko. To tylko dziecko. Sama nie może niczego zrobić.
– Z tego, co mi powiedziałeś, wynika, że Dordovańczycy nie podzielają twojego punktu widzenia – odrzekł elf.
– Jesteśmy pewni, że nie jest sama – dodał Bezimienny.
Ilkar westchnął i dopił kawę.
– Słuchaj, Denser, będziesz musiał zdać Xeteskowi dokładny raport. Wiesz, że musisz tak zrobić. Bogowie, nie sądzę, by oni wiedzieli o zniknięciu Erienne. Chodzi o to, że mogą wywrzeć istotny nacisk na Dordovańczyków, aby ci powstrzymali wszelkie zamachy na życie Lyanny. To pozwoli nam, że tak powiem, bez przeszkód szukać twojej rodziny.
– W każdym razie oficjalnie – uciął Bezimienny. Wyciągnął ręce nad głową, prężąc bicepsy i naciągając rękawy koszuli.
– Jeszcze jedno – rzekł Ilkar. – To się rozniesie. Wieści o Lyannie krążą nawet tutaj, choć tylko jako plotki. Wkrótce jednak pojawi się mnóstwo pytań, zwłaszcza jeśli kolegia poprą je swoim autorytetem. Proroctwo Tinjaty grozi powrotem Jedynej Drogi, a to martwi większość magów, nie wyłączając mnie. Nie możemy pozwolić sobie na konflikt, więc działajmy ostrożnie, dobrze?
Denser wzruszył ramionami, kąciki jego ust zadrżały.
– Masz rację. Wiem, że masz rację. Pewnie dlatego najpierw przybyłem tutaj. Potrzebowałem twojej wyważonej opinii. Dziękuję, Ilkarze.
– Cała przyjemność po mojej stronie. Dobrze, a teraz radzę wam odpocząć przez cały dzień, tymczasem ja załatwię tutaj swoje sprawy. Potem pojedziemy do Dordover, a stamtąd do Xetesku.
– Czemu do Dordover? – zapytał Denser.
– Ponieważ Therus wyjechał już z Julatsy. Musicie przeczytać Proroctwo, a właśnie tam przechowywany jest oryginalny zapis i przekład. Zakładając oczywiście, że was wpuszczą.
– Poza tym ktoś musi wiedzieć coś o ucieczce Erienne – zgodził się Bezimienny. – Trzeba tylko zadać właściwe pytania. Hmmm. Powinniśmy zacząć od Willa albo Thrauna. Oni dobrze znali podziemny światek Dordover. Być może ich imiona jeszcze teraz otworzą nam parę drzwi.
– Czegoś mi tu brakuje – powiedział Ilkar.
– Hirada – rzekł Bezimienny, kiwając głową.
– Zabierzemy go, kiedy będziemy jechać z Xetesku – wyjaśnił Denser.
– To nie będzie takie proste – ostrzegł go Bezimienny. – W końcu smoki nadal tu są.
• • •
Hirad zasypał piaskiem ognisko przed swoją krytą strzechą chatką z kamienia i wszedł do Choulu. Nie było to idealne miejsce, zwłaszcza dla smoka z Miotu Kaan. Wiatr hulał po szerokiej na czterdzieści stóp jaskini, a w zimowych miesiącach przynosił chłód, który z trudem znosiły trzy gnieżdżące się tutaj smoki.
Tak naprawdę smoki najbardziej potrzebowały ciepła i błota z legowisk Kaan, lecz do tego Hirad musiałby mieć budowniczych, kowali i robotników. A podobnie jak w przypadku innych spraw związanych z ocaleniem Balai, ludzie woleli po prostu odwrócić się do nich plecami i zapomnieć.
Były jednak wyjątki. Baron Blackthorne, o pół dnia jazdy stąd, wciąż starał się odbudować swoje zrujnowane miasto. I to on wysłał ludzi, aby pomogli uczynić górę jak najwygodniejszym miejscem do zamieszkania dla smoków. W ten sposób chatka Hirada miała przynajmniej dach oddzielony od zadaszenia siedziby Kaanów i dobudowaną stajnię dla jego nerwowego konia.
Hirad zapalił latarnię i przykręcił knot, świadom, że kurczące się zapasy oleju wkrótce zmuszą go do podróży do Blackthorne. Coraz bardziej się denerwował, kiedy musiał zostawiać smoki, choćby tylko na jeden dzień czy noc. Pewnego dnia, kiedy go nie będzie, łowcy zaatakują.
Wchodząc do Choulu, Hirad szczelniej otulił się futrem. Była zimna noc, nietypowa jak na tę porę roku, a przez większość dnia padało. Tęsknił za ciepłą gospodą z ogniem buzującym w kominku, piwem w jednym ręku i kobietą pod drugą. Lecz nie mógł zapomnieć, co obiecał Sha-Kaanowi. Zwłaszcza że chyba tylko on dotrzymywał przysięgi.
Jego nos wypełnił zapach smoków. Bez wątpienia jaszczurzy, dawało się w nim wyczuć woń drewna, oleju i kwaśną nutę, którą smoki wydychały ze swoich wielkich płuc. Nie był to zapach, który da się zapomnieć, ale można go było znieść. Duża, płytka pochyłość, poszerzona przez ludzi Blackthorne’a, prowadziła do niskiej jaskini, na tyle dużej, że mogłaby pomieścić dziesięć smoków. Teraz leżały w niej trzy, a ich rozmiar zawsze zaskakiwał Hirada nie mniej niż wtedy, gdy ujrzał je po raz pierwszy.
Najpierw widać było tylko masę złotych łusek, które poruszały się w rytm oddechu i słabo błyszczały w świetle latarni. Po podkręceniu knota ukazały się trzy smoki Kaan. Nos i Hyn-Kaan spoczywały z boku z podkulonymi ogonami i zwiniętymi szyjami. Ich wielkie ciała, złożone skrzydła i pazury drapiące o szorstkie podłoże przytłaczały Hirada.
Pomiędzy nimi, niemal ćwierć raza większy od nich, leżał Sha-Kaan, Wielki Kaan swego Miotu, wygnaniec z wyboru, który poświęcił się, by ratować dwa wymiary. Jego głowa uniosła się, gdy Hirad wszedł do Choulu, a mierzące sto dwadzieścia stóp ciało, pokryte matowiejącą ze starości łuską, zadrżało. Hirad podszedł do Wielkiego Kaana i stanął przed paszczą, która mogła go w całości pochłonąć.
– Mam nadzieję, że smakował ci posiłek, Hiradzie Coldheart – zadudnił Sha-Kaan.
– Tak, dziękuję, to była niespodziewana uczta – odparł barbarzyńca, przypominając sobie owcę, którą jego przyjaciel zostawił przed chatką. Poza elegancko złamanym karkiem była nietknięta.
– Dostarczamy ci jedzenie, kiedy tylko możemy – powiedział Sha-Kaan.
– Ale rolnik może słusznie smucić się, że wybrałeś jego stado – uśmiechnął się Hirad.
– To z pewnością niewielka cena za nasze nieustanne poświęcenie. – Smok najwyraźniej nie podzielał dobrego humoru Hirada.
Uśmiech barbarzyńcy zgasł, a serce zaczęło bić szybciej, gdy spojrzał głęboko w oczy Sha-Kaana i zobaczył w nich ogromny smutek, jakby żal spowodowany utratą czegoś, ten rodzaj pustki, o której mówił Bezimienny, gdy przecięto jego więź z Protektorami.
– Czy coś się stało, Wielki Kaanie?
Sha-Kaan powoli zamrugał oczami i głęboko odetchnął, a Hirad poczuł wokół siebie przepływ powietrza.
– To miejsce nas wykańcza – nadeszła odpowiedź. – Tłumi nasz ogień, osłabia nasze skrzydła, głodzi nasze umysły. Zrobiłeś wszystko, co mogłeś, Hiradzie, i nasza wdzięczność zawsze będzie wielka. Lecz nasze oczy ślepną, łuski matowieją, a mięśnie bolą przy każdym ruchu. Twój wymiar nas wykańcza.
Po karku Hirada, a stamtąd przez całe ciało, przebiegł dreszcz.
– Umieracie? – odważył się zapytać.
Błyszczące oczy Sha-Kaana odbijały blask latarni.
– Musimy wrócić do domu, Hiradzie Coldheart. I to szybko.
Hirad zagryzł wargi i wyszedł z Choulu, pełen gniewu i frustracji. Musi zacząć działać.
• • •
W ciepły poranek, po śniadaniu złożonym z owoców, mleka i żytniego chleba Lyanna bawiła się w ogrodzie, skacząc między drzewami i podśpiewując, a Erienne przyglądała się jej z ławki, próbując zrozumieć reguły tej zabawy.
Miniona noc minęła cicho i spokojnie. Lyanna nie budziła się, dzięki czemu wstała świeża i pełna energii. Erienne była zadowolona, wiedząc, że dziewczynka tego potrzebuje. Lecz ten spokój wkrótce zostanie zniszczony, spoglądając na swoją bawiącą się córkę czarodziejka czuła, jak opanowuje ją groźny gniew. Niewinność, dzieciństwo, beztroska – to wszystko miało zostać jej zabrane przez nieuniknioną konieczność uwolnienia, a potem kontrolowania ukrytej w niej mocy.
Tej nocy, siedząc samotnie w jadalni i sącząc wino, odkryła nieuniknioną prawdę. Lyanna musi zmienić się na zawsze, a ona powinna uświadomić sobie, że z tą zmianą związane jest śmiertelne ryzyko. Jeśli z jakiegokolwiek powodu nauki pójdą nie tak, dziecko umrze.
– Chodź tu, kochanie. – Erienne wyciągnęła ramiona, pragnąc przytulić córkę tak mocno, że aż będzie bolało. Lyanna podbiegła, a Erienne zmiażdżyła ją w uścisku, z którego już nigdy nie chciałaby jej uwolnić. Lecz dziewczynka szybko zaczęła się wyrywać i matka musiała wypuścić małą z objęć.
– Czy obiecujesz mi, że będziesz grzeczna i będziesz słuchać swoich nauczycieli? – zapytała, gładząc po włosach.
Lyanna kiwnęła głową.
– Tak, mamo.
– I zrobisz wszystko, co ci każą?
Znów kiwnięcie.
– Wiesz, że to ważne. Jeśli będziesz mnie potrzebować, będę tutaj. – Spojrzała w oczy Lyanny. Cały trening Dordover dziewczynka przeszła z łatwością, zupełnie jakby pobierała nauki posługiwania się nożem, widelcem i łyżką. Teraz wszystko mogło wyglądać identycznie, ale Erienne jakoś nie czuła się przekonana.
– Bogowie, ciekawe, czy ty masz pojęcie, co się dzieje? – wyszeptała.
– Oczywiście, mamo – odparła Lyanna, a Erienne roześmiała się.
– Och, kochanie, wybacz mi. Oczywiście, że tak. Powiedz mi zatem.
– Nauczyciele pomogą mi odpędzić złe rzeczy. A potem otworzą drugie magiczne drzwi i pokażą mi, jak utrzymywać wichry w mojej głowie.
Erienne zatkało. Serce podskoczyło jej w piersi. Była pewna, że córka jest zbyt młoda, aby mieć o tym jakieś pojęcie. Wygląda jednak na to, że się myliła.
– Skąd ty to wszystko wiesz?
– Powiedziały mi.
– Kiedy?
– Tej nocy, gdy spałam.
– Och, naprawdę? – Erienne poczuła gorycz w ustach i przyspieszenie pulsu.
Drzwi do ogrodu otworzyły się i weszła szeroko uśmiechnięta Cleress. Dreptanie z zeszłego wieczoru zniknęło, zastąpił je niemal młodzieńczy krok.
– Gotowa? – zapytała radośnie.
– Cóż, chyba wiesz o tym lepiej niż ja – odparła ostro Erienne.
– Co się stało?
– Kiedy następnym razem zechcecie wejść do umysłu mojej córki podczas snu, bądźcie tak uprzejme i powiedzcie mi o tym wcześniej. Czy wyrażam się jasno?
Uśmiech Cleress był kruchy.
– Musimy przygotować ją, a jest wiele rzeczy, których nie zaakceptuje na jawie, lecz które przyjmie jej podświadomość.
– Nie słuchałaś mnie. – Erienne wstała, zsadzając Lyannę z kolan i trzymając ją blisko siebie. – Nie powiedziałam „nie róbcie tego”. Bogowie, przyprowadziłam ją tu, bo wierzę, że wiecie, co robić. Chcę tylko, abyście wcześniej mówiły mi o wszystkim. Nikt nie rozumie Lyanny tak dobrze, jak ja.
– Oczywiście. – Stara elfka skrzywiła się.
– Jest moją córką, Cleress. Niech żadna z was o tym nie zapomina.
– Rozumiem. – Elfka kiwnęła głową. – Byłyśmy same przez bardzo długi czas.
– Zatem zaczynajmy, dobrze?
koniec
« 1 14 15 16
1 sierpnia 2004

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Dzieci, do dzieła!
— Eryk Remiezowicz

Tegoż twórcy

Wyścigi z cieniem
— Eryk Remiezowicz

Złodziej czasu
— Eryk Remiezowicz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.