Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 28 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Joe Abercrombie
‹Bohaterowie›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułBohaterowie
Tytuł oryginalnyThe Heroes
Data wydania18 kwietnia 2012
Autor
PrzekładRobert Waliś
Wydawca MAG
CyklPierwsze Prawo
ISBN978-83-7480-248-2
Format764s. 135×202mm
Cena49,—
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Bohaterowie

Esensja.pl
Esensja.pl
Joe Abercrombie
« 1 2 3 »

Joe Abercrombie

Bohaterowie

– Nie przywiązywałbym do tego większej wagi. Jestem tutaj tylko ze swoją dwunastką. Nie licząc Brydiana Mokrego, który przed kilkoma miesiącami złamał nogę, więc musiałem go zostawić, żeby się wyleczył.
Czerstwy uśmiechnął się smutno i dźgnął ognisko patykiem, posyłając w górę snop iskier.
– Zawsze stanowiliście zgraną drużynę. Podejrzewam, że teraz stoją wokół Bohaterów z łukami w gotowości.
– Mniej więcej. – Chłopcy Czerstwego drgnęli i szeroko otworzyli usta. Zaszokował ich głos, który dobiegł znikąd, a zwłaszcza to, że należał do kobiety. Cudna stała z założonymi rękami pod jednym z głazów, tak beztrosko, jakby opierała się o ścianę tawerny. Przez ramię przewiesiła szpadę i łuk. – Witaj, Czerstwy.
Stary wojownik się skrzywił.
– Mogłabyś chociaż założyć strzałę na cięciwę i udawać, że traktujesz nas poważnie.
Skinęła głową w stronę ciemności.
– Tam czeka kilku chłopców, którzy chętnie przestrzelą ci twarz, jeśli któryś z was krzywo na nas spojrzy. Zadowolony?
Czerstwy skrzywił się jeszcze bardziej.
– Tak i nie – odparł, a jego ludzie wbili wzrok w luki między kamieniami. W nocnym powietrzu nagle zawisła groźba. – Wciąż służysz temu osobnikowi?
Cudna podrapała się po długiej bliźnie przecinającej ogoloną głowę.
– Nie było lepszych propozycji. Jesteśmy jak stare małżeństwo, które od lat się nie pieprzy, tylko kłóci.
– To tak jak ja i moja żona, kiedy jeszcze żyła. – Czerstwy postukał palcem w obnażone ostrze. – Choć teraz za nią tęsknię. Kiedy tylko cię zobaczyłem, Gnacie, wiedziałem, że nie jesteś sam. Ale skoro wciąż gadasz, a ja wciąż oddycham, to zakładam, że chcesz to załatwić po dobroci.
– Widzę, kurwa, że mnie przejrzałeś – odrzekł Gnat. – Właśnie taki mam plan.
– Moi strażnicy żyją?
Cudna obejrzała się i zagwizdała, a wtedy Scorry Skradek wyślizgnął się zza jednego z głazów. Jedną ręką obejmował mężczyznę z dużą różową plamą na policzku. Wyglądaliby jak dwaj kompani, gdyby Scorry nie trzymał ostrza przy gardle Plamy.
– Przepraszam, wodzu – powiedział jeniec do Czerstwego. – Zaskoczył mnie.
– Zdarza się.
Jakiś wątły chłopak zatoczył się w stronę ogniska, jakby ktoś go mocno popchnął, po czym potknął się o własne stopy i z wrzas­kiem runął na długą trawę. Z ciemności za jego plecami wyłonił się Wesoły Yon. W jednej dłoni trzymał opuszczony topór o lśniącym ciężkim ostrzu, a brodatą twarz wykrzywiał mu ponury grymas.
– Dzięki zmarłym. – Czerstwy pomachał patykiem w stronę chłopca, który niezdarnie się podnosił. – To syn mojej siostry. Obiecałem, że będę go pilnował. Gdybyście go zabili, nie dałaby mi spokoju.
– Spał – warknął Yon. – Chyba niezbyt dokładnie go pilnowałeś?
Czerstwy wzruszył ramionami.
– Nikogo się nie spodziewałem. Na Północy mamy pod dostatkiem wzgórz i kamieni. Nie podejrzewałem, że tutaj kogoś one zwabią.
– Mnie nie zwabiły – odparł Gnat. – Ale Czarny Dow poprosił, żebym tu przyszedł…
– A kiedy Czarny Dow o coś prosi… – Brack-i-Dayn rzekł śpiewnym głosem charakterystycznym dla mieszkańców wzgórz. Wkroczył w rozległy krąg porośnięty trawą, zwracając pokrytą tatuażami połowę twarzy ku ognisku, tak że rysy drugiej połowy skryły się w cieniu.
Czerwony Kruk zaczął się podnosić, ale Czerstwy położył mu ciężką dłoń na ramieniu.
– No, no. Wszędzie was pełno. – Popatrzył na topór wesołego Yona, uśmiech Cudnej, brzuch Bracka i nóż Scorry’ego, który wciąż dotykał szyi jego człowieka. Zapewne oceniał swoje szanse, tak jak na jego miejscu zrobiłby Gnat. – Jest z wami Whirrun z Bligh?
Gnat powoli pokiwał głową.
– Nie wiem dlaczego, ale uparł się, żeby za mną podążać.
Jak na zawołanie, w ciemności zabrzmiał dziwny dolinny akcent Whirruna.
– Szogliga powiedziała… że moje przeznaczenie ukaże mi… człowiek dławiący się kością. – Głos odbił się echem od kamieni, zupełnie jakby dobiegał ze wszystkich stron jednocześnie. Whirrun miał świetne wyczucie teatralności, jak każdy prawdziwy bohater. – A Szogliga jest równie stara jak te głazy. Powiadają, że piekło nie chce jej przyjąć. Ostrze nie chce jej zranić. Powiadają, że widziała narodziny świata i ujrzy jego śmierć. Takiej kobiety mężczyzna musi wysłuchać, czyż nie? Przynajmniej tak powiadają.
Whirrun wszedł przez lukę po jednym z brakujących Bohaterów w krąg światła bijącego od ogniska. Był wysoki i szczupły i cierpliwy jak zima; krył twarz pod kapturem. Na jego ramionach niczym nosidło dojarki wisiał Ojciec Mieczy o lśniącej rękojeści z matowego szarego metalu. Zarzucił na niego obie ręce, swobodnie zwieszając dłonie o długich palcach.
– Szogliga powiedziała mi, kiedy, gdzie i jak umrę. Wyszeptała mi to i kazała obiecać, że zachowam tę wiedzę w tajemnicy, ponieważ magią nie należy się dzielić. Dlatego nie mogę wam powiedzieć, gdzie i kiedy to się wydarzy, ale na pewno nie tutaj i nie teraz. – Zatrzymał się w odległości kilku kroków od ogniska. – Ale jeśli chodzi o was, chłopcy… – Whirrun przechylił zakapturzoną głowę, tak że było widać tylko czubek jego spiczastego nosa, ostrą linię szczęki oraz wąskie usta. – Szogliga nie powiedziała, kiedy wy odejdziecie. – Nie poruszył się. Nie musiał. Cudna popatrzyła na Gnata, po czym przewróciła oczami w stronę rozgwieżdżonego nieba.
Jednakże chłopcy Czerstwego nie wiedzieli, że Whirrun powtarza te słowa po raz setny.
– To Whirrun? – szepnął jeden z nich do kompana. – Whirrun Rąbnięty? To on?
Jego towarzysz nie odpowiedział, tylko przełknął ślinę, aż gula na jego gardle podskoczyła.
– No to w walce nie mamy szans – rzekł pogodnie Czerstwy. – Pozwolicie nam odejść?
– Będę wręcz na to nalegał – odparł Gnat.
– Możemy zabrać swoje rzeczy?
– Nie mam zamiaru was upokarzać. Po prostu chcę zająć wasze wzgórze.
– A przynajmniej Czarny Dow tego chce.
– Na jedno wychodzi.
– Zatem jest wasze. – Czerstwy powoli wstał, krzywiąc się, gdy rozprostowywał nogi, zapewne również dotknięte chorobą stawów. – Wieje tutaj jak nie wiem co. Wolę grzać stopy przy ogniu w Osrungu.
Gnat musiał przyznać, że wódz ma rację. Zastanawiał się, komu przypadł w udziale lepszy los. Czerstwy z namysłem schował miecz do pochwy, podczas gdy jego chłopcy zbierali ekwipunek.
– Uczciwie się zachowałeś, Gnacie. Masz zasady, tak jak powiadają. To dobrze, że nawet ludzie stojący po przeciwnych stronach tego zamieszania wciąż potrafią się dogadać. Uczciwość… nie jest w modzie.
– Takie nastały czasy. – Gnat skinął głową na Scorry’ego, który odsunął nóż od gardła Plamy, ukłonił się i wyciągnął otwartą dłoń w stronę ogniska.
Plama się cofnął, pocierając świeżo wygolony placek na pokrytej szczeciną szyi, po czym zaczął zwijać swój koc. Gnat zatknął kciuki za pas i nie spuszczał wzroku z drużyny Czerstwego, która przygotowywała się do odejścia, na wypadek gdyby komuś przyszło do głowy zabawić się w bohatera.
Czerwony Kruk był głównym kandydatem. Zarzucił łuk na ramię i stał z posępną miną, zaciskając dłoń na rękojeści topora, aż zbielały mu knykcie. Na drugim ramieniu zawiesił tarczę z namalowanym czerwonym ptakiem. Już wcześniej miał ochotę zabić Gnata, a przez ostatnie kilka minut nie zmienił zdania.
– Kilku starych gnoi i jakaś jebana baba – warknął. – Wycofujemy się przed taką bandą bez walki?
– Ależ nie. – Czerstwy zarzucił pobrużdżoną tarczę na plecy. – To ja się wycofuję razem z chłopcami. Ty zostaniesz i będziesz walczył z Whirrunem z Bligh.
– Co takiego? – Czerwony Kruk niespokojnie zerknął na Whirruna, który odwzajemnił jego spojrzenie, a widoczny fragment jego twarzy wciąż pozostawał nieruchomy jak kamienni Bohaterowie.
– Właśnie tak – rzekł Czerstwy. – Skoro rwiesz się do bitki. Potem wrzucę twojego posiekanego trupa na wóz i odstawię go do twojej mamusi. Powiem jej, żeby się nie martwiła, bo sam tego chciałeś. Tak bardzo się zakochałeś w tym pierdolonym wzgórzu, że koniecznie musiałeś tutaj umrzeć.
Czerwony Kruk nerwowo zaciskał dłoń na rękojeści topora.
– Co takiego?
– A może wolałbyś zejść razem z nami, błogosławiąc imię Curn­dena Gnata, który uczciwie nas ostrzegł i pozwolił nam odejść bez strzał w tyłkach.
– Zgoda – odrzekł Czerwony Kruk, po czym odwrócił się z zasępioną miną.
« 1 2 3 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Tegoż twórcy

Postęp musi trwać
— Miłosz Cybowski

Czasy się zmieniają, lecz zasady nie
— Miłosz Cybowski

Krótko o książkach: Krótko i do rzeczy
— Miłosz Cybowski

Wiele stron o zemście i zabijaniu
— Miłosz Cybowski

Świat pozbawiony sprawiedliwości i znaczenia
— Miłosz Cybowski

Kamienie nie krwawią
— Miłosz Cybowski

Esensja czyta: Styczeń 2017
— Miłosz Cybowski, Dawid Kantor, Anna Kańtoch, Joanna Kapica-Curzytek, Beatrycze Nowicka, Marcin Osuch, Konrad Wągrowski

Esensja czyta: Grudzień 2016
— Miłosz Cybowski, Joanna Kapica-Curzytek, Beatrycze Nowicka

Garść monet
— Beatrycze Nowicka

Yarvi, królewicz gettlandzki
— Beatrycze Nowicka

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.