Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 14 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Albert Cossery
‹Szyderstwo i przemoc›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułSzyderstwo i przemoc
Tytuł oryginalnyLa violence et la dérision
Data wydania6 marca 2013
Autor
PrzekładMateusz Kwaterko
Wydawca W.A.B.
ISBN978-83-7747-801-1
Format184s. 135×205mm; oprawa twarda, obwoluta
Cena34,90
Gatunekobyczajowa
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Szyderstwo i przemoc

Esensja.pl
Esensja.pl
Albert Cossery
1 2 3 »
Prezentujemy fragment powieści Alberta Cossery „Szyderstwo i przemoc”. Książka ukazała się nakładem wydawnictwa W.A.B.

Albert Cossery

Szyderstwo i przemoc

Prezentujemy fragment powieści Alberta Cossery „Szyderstwo i przemoc”. Książka ukazała się nakładem wydawnictwa W.A.B.

Albert Cossery
‹Szyderstwo i przemoc›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułSzyderstwo i przemoc
Tytuł oryginalnyLa violence et la dérision
Data wydania6 marca 2013
Autor
PrzekładMateusz Kwaterko
Wydawca W.A.B.
ISBN978-83-7747-801-1
Format184s. 135×205mm; oprawa twarda, obwoluta
Cena34,90
Gatunekobyczajowa
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
III
Khaled Omar, mąż niepiśmienny, zadebiutował w handlu tam, gdzie większość kupców zwykło kończyć karierę: w więzieniu. Przed kilkoma laty był jeszcze zwykłym obszarpańcem, wiecznie głodnym, śpiącym pod gołym niebem, żyjącym z kradzieży i jałmużny szlifibrukiem. Wyroki opatrzności gotowały mu jednak świetlaną przyszłość. Złapano go na gorącym uczynku, gdy wydzierał przechodniowi portfel, i skazano na osiemnaście miesięcy odosobnienia. To z pozoru niefortunne zdarzenie okazało się trampoliną, która wybiła go na szczyt fortuny. Za więziennymi kratami odkrył w sobie żyłkę handlową i poszedł za głosem powołania. Wolny od trosk materialnych, nie musząc się kłopotać o utrzymanie, rejestrował w swym nieokrzesanym, lecz chłonnym umyśle rozliczne zjawiska, których wcześniej nie miał sposobności podziwiać. Rozglądał się bacznie wokół siebie, obserwując z zachwytem życie gospodarcze penitencjarnej społeczności. Nielegalny handel prowadzony za więziennymi kratami wywołał w nim szalony entuzjazm. Początkowo nie mógł w nim jednak brać udziału. Nie miał niczego do sprzedania, brakowało mu także środków na jakikolwiek zakup. Zaczął więc kupować na kredyt i odsprzedawać z korzyścią. Ta prosta operacja wprawiła go w nieopisany zachwyt. Był to pierwszy zysk w jego życiu osiągnięty bez najmniejszego wysiłku. W krótkim czasie przedzierzgnął się w wytrawnego spekulanta. Miał, jak się okazało, instynktowne i bezbłędne rozeznanie w sprawach podaży i popytu. Po upływie pół roku kierował już wszystkimi transakcjami i dyktował ceny według własnego uznania. Dostarczał więźniom rozmaite wiktuały, papierosy, narkotyki, czasem sprowadzał im nawet kobiety. Strażnicy, ludzie praktyczni, tolerowali jego rządy bez szemrania; ich dochody znacznie wzrosły. Prawdę powiedziawszy, zdołał przekształcić handel więzienny w jeden z działów narodowej gospodarki.
Więzienie obdarzyło go więc pokaźnym kapitałem i nieomylnym zmysłem handlowym; po wyjściu wdział niezwłocznie garnitur, założył buty i udekorował swoją głowę tarbuszem. Następnie zaś wydzierżawił statek i zaczął przeprowadzać rozmaite legalne lub tylko na poły bezprawne przedsięwzięcia, zawsze z powodzeniem. Obecnie był właścicielem kilku kamienic oraz licznych majątków ziemskich w najżyźniejszych prowincjach i nadal prowadził interesy, jak ognia unikając zbędnego wysiłku. Jego działalność sprowadzała się do telefonicznych rozmów z ludźmi, których nigdy nie widział na oczy. Choć opływał w dostatki i wiódł wystawne życie, a nawet słynął z krzykliwej elegancji, zachował swoje prostackie obyczaje i nie wyzbył się ludowej gwary. Sympatią darzył wyłącznie włóczykijów, czuł się dobrze jedynie w towarzystwie ludzi ekscentrycznych, nieskrępowanych pracą, swobodnie rozporządzających własnym czasem. Łatwość, z jaką wszedł w posiadanie majątku, otworzyła mu oczy na szachrajski charakter tego świata. Rozumiał, że coś takiego mogło się przydarzyć jedynie wśród szaleńców i złodziei.
Kantor kupca odzwierciedlał jego nieokrzesaną naturę. Położony przy jednej z uliczek dzielnicy portowej, odznaczał się brakiem jakichkolwiek papierzysk, ksiąg rachunkowych i wszelkich innych idiotyzmów gmatwających interesy, aby przydać im złudnej powagi. Mieścił się w nim tylko stół – królował na nim aparat telefoniczny starego typu – dwa wiklinowe fotele oraz kilka drewnianych skrzyń, upchanych w kąt i przysypanych kurzem.
W południe, kiedy Karim wkroczył do kantoru, kupiec rozmawiał właśnie przez telefon. Pozdrowił gościa wolną ręką i dał mu gestem do zrozumienia, że konwersacja dobiega końca. Karim usiadł w jednym z wiklinowych foteli. Przyglądał się z podziwem, jak Khaled Omar prowadzi swoje interesy. Kupiec, rozparty w fotelu na kółkach, słuchał swojego niewidzialnego interlokutora, kiwał niekiedy głową lub przerywał rozmówcy oschłym tonem. Czasami też wzdychał głęboko, jakby dawał do zrozumienia, że poświęca mu swój cenny czas. Na stole nie było ani jednej kartki papieru, ani jednego ołówka. Notował wszystko w głowie.
Khaled Omar odłożył słuchawkę, rozparł się wygodniej w fotelu i zaniósł się grzmiącym śmiechem, dobiegającym z samych trzewi. Był to śmiech uradowanego zwierzęcia, śmiech czysto fizyczny.
– Witam, młody przyjacielu! Jak zdrowie? Czy wiesz, czego chciał ode mnie facet, z którym gadałem?
– Nie mam pojęcia – stwierdził Karim.
– Poprosił, żebym mu skądś wytrzasnął tygrysa!
– Tygrysa? Pewnie chce nim poszczuć teściową. Pyszny kawał!
– Skąd. To sprawa poważna.
– Nie powiesz chyba, że masz do sprzedania tygrysa?
– Czemu nie? Mogę mu znaleźć takie zwierzątko.
Dłonią o upierścienionych palcach sięgnął po długą bursztynową rurkę nargile, włożył ją do ust, zaciągnął się kilkakrotnie, wypuszczając nosem gęste kłęby dymu, po czym wrócił do przerwanego wywodu:
– Był czas, młody przyjacielu, że łaknąłem kawałka chleba, ale nie umiałem go zdobyć. Zastanawiałem się, czy pieczywo nie jest aby tworem mojej wyobraźni, a piekarze istotami z bajek. A teraz wiem, gdzie szukać tygrysów. Wiem, do kogo zadzwonić, aby dostarczono mi tygrysa, na smyczy lub w klatce. Czy to nie cudowne?
Znów zaniósł się śmiechem.
– Aż trudno uwierzyć! – zawołał Karim.
– Sprawa jest bardzo prosta. Chodzi tylko o to, by włączyć się do gry. Jeśli ludzie czegoś potrzebują, możesz być pewien, że jest to gdzieś składowane w olbrzymiej ilości i dobrze strzeżone. Czy widziałeś kiedyś tonę ryżu? Ja też nie. A mimo to sprzedałem wiele tysięcy ton. Niczego nie widać, wszystko dzieje się za kulisami. Oto cały sekret handlu. Mam wrażenie, że sprzedaję ludziom wiatr. I to jest w tym wszystkim najzabawniejsze.
– Khaledzie, bracie mój, jesteś niezrównany. Chętnie bym cię wyściskał. I pomyśleć, że mogliśmy się nigdy nie zaprzyjaźnić!
Khaled Omar spojrzał na swego gościa z wyraźną sympatią. Serdeczne więzi łączące go z młodzieńcem zadzierzgnęły się w więzieniu. Karim miał wtedy niespełna dwadzieścia lat; zatrzymano go jako groźnego wichrzyciela politycznego i wsadzono do celi z pospolitymi przestępcami. Ich pierwsze kontakty nie były zbyt udane. Kiedy przyszły kupiec usłyszał z ust samego Karima, że ów trafił do więzienia z przyczyn politycznych, uznał go za kompletnego durnia i zaśmiał mu się w nos. Khaled Omar, człowiek prosty i nieokrzesany, nie mógł zrozumieć, że ktoś narażał się na utratę wolności z tak cudacznych pobudek jak przekonania polityczne. W jego mniemaniu była to skrajna głupota. On sam nie wstydził się swego położenia. Owszem, zaryzykował i stracił wolność, ale dla rzeczy namacalnej, konkretnej jak portfel wypchany banknotami. Los Karima nie budził w nim litości. Mierziło go, że więźniowie polityczni uważali się za męczenników świętej sprawy. A jednak poczuł do tego młodego idealisty sympatię, podał mu przyjazną dłoń i bardzo pomagał w czasie odsiadki.
– Napijesz się czegoś? Może kawy?
– Tak – odpowiedział Karim – napiłbym się kawy.
Khaled Omar wstał, okrążył biurko, podszedł do okna i otworzył je na oścież. Z ulicy dobiegł ich zgiełk pobliskiego targu owocowo-warzywnego. Piskliwe nawoływania kramarzy wychwalających soczystość swych towarów wdarły się do pokoju, wstrząsając nim jak trzęsienie ziemi. Kupiec zdołał jednak przywołać swoim tubalnym głosem, górującym nad tumultem bazaru, kawiarza pracującego po drugiej stronie ulicy:
– Hej, Achourze! Dwie kawy!
– Dwie kawy! – głos kawiarza zawtórował jak echo.
Khaled Omar zatrzasnął okno i wrócił za biurko. Tryskał wesołością, jakby przypomniał sobie właśnie przedni kawał.
– Moje gratulacje z powodu fałszywego żebraka. Dziś rano, kiedy policja go znalazła, omal nie wybuchły zamieszki.
– Gadają o tym na mieście?
– Najpierw rozniosła się plotka, że policjant poderżnął gardło staremu żebrakowi. Ludzie byli oburzeni. W końcu jednak dotarło do nich, że to był tylko żart. Policja najadła się wstydu i zabroniła gazetom wspominać o tym incydencie. Podejrzewają, że jacyś żebracy zaprotestowali w ten sposób przeciw zaleceniom gubernatora.
– Niech sobie myślą, co chcą. Dadzą nam jeszcze wiele powodów do śmiechu. Słuchaj, przyszedłem powiedzieć, że umówiłem cię z Heykalem. Czeka na ciebie dziś wieczór, około ósmej, na tarasie kawiarni „Glob”. Kazał mi przekazać, że rad będzie cię poznać.
– Od dawna marzę o tym spotkaniu – rzekł Khaled Omar głosem, w którym wyczuwało się nieznaczne drżenie. – To, co mi o nim opowiedziałeś, sprawiło, że zapałałem doń sympatią. Kocham go już jak brata. Powiedz mu, żeby na mnie liczył we wszystkich swoich przedsięwzięciach. Może rozporządzać moim skromnym majątkiem.
1 2 3 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Nasz tyran to równy gość
— Kamil Armacki

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.