WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Tytuł | Perfekcyjna niedoskonałość |
Data wydania | 8 listopada 2004 |
Autor | Jacek Dukaj |
Wydawca | Wydawnictwo Literackie |
Cykl | Progres |
ISBN | 83-08-03647-3 |
Format | 450s. 123×197mm |
Cena | 34,99 |
Gatunek | fantastyka |
WWW | Polska strona |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | MadBooks.pl |
Wyszukaj w | Selkar.pl |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Perfekcyjna niedoskonałośćJacek DukajPerfekcyjna niedoskonałośćWidok na ekranie przestał się zmieniać. Bardzo ostrożnie manewrując (znajdowali się przecież we wnętrznościach Deformantu), Gheorg/Oficjum zrównału wektor prędkości Kła z kraftoidowym. Jednak przy całej tej ostrożności nie zdołału uniknąć zahaczenia o ciało Franciszku – aż wstrząs przeszedł przez Kieł i Adamem i Angeliką cisnęło o ścianę ciasnej kabiny. Dopiero po chwili Zamoyski pojął, iż Gheorg/Oficjum bynajmniej nie popełniłu błędu. Wbili się w złoto i lśniąca pajęczyna zarastała teraz dziób Kła. Ujęcia z kamer umieszczonych na grocie Kła pokazywały to w niezręcznych skrótach, jelito Franciszku znajdowało się na samym skraju pola widzenia. Zamoyski poprosił Gheorgu/Oficjum o symulację zewnętrznego ujęcia. Ujrzał wtedy wreszcie wyraźnie: jak Deformant pożera szaroniebieski Kieł, wchłania go w siebie z obsceniczną powolnością. Poczynając od rufy, od szerokiej podstawy stożka, na którą naciągnęłu fioletową błonę jamy chłonnej (a może odbytu); spod niej wylewała się pienista maź, purpurowy dżem. Aż do grotu Kła, na który nawijał się, jak na prądnicę, złoty powój, spirala zimnego ognia. – Co onu robi…? – Wytwarza dla nas biosferę – odparła Angelika. Gdy nadszedł czas, Gheorg/Oficjum otworzyłu śluzę. Zamoyski podświadomie wstrzymał oddech, ale do wnętrza kabiny wionęło chłodne, świeże powietrze. Popłynął korytarzem aż do przegubu. Złota poświata biła zza włazu z taką mocą, że musiał mrużyć oczy. Franciszek wlewału się do Kła. Najpierw, na gorącej fali tego światła, setka ażurowych motyli o skrzydłach jak żagle; potem, skrobiąc głośno po ścianach, armia diamentowych chrabąszczy. Chrabąszcze pozostawiają za sobą chropowaty ślad w materiale Kła, wąskie ścieżki tajemnego grawerunku – którymi już podążają niebieskie pędy, tuziny lepkich wężobluszczy. Z nich rosną pąki złotej cieczy pękające w fontanny rozedrganych kropli. A w kroplach też coś żyje, porusza się. Adamowi przypomniały się zwierzęta trawiące swą ofiarę jeszcze przed połknięciem. Rany na przedramionach, zadane przez Angelikę i przez niego samego, piekły go ostro, nie pozwalając zapomnieć o wrażliwości cielesnego opakowania – jego bioware’u, jak mówiła McPherson. Wrócił do kabiny, przykazał Gheorgowu: – Obudź mnie, jak wyrośnie tu McDonald’s – po czym zasnął; to potrafił: zasypiać w nieważkości według kaprysu woli. Angelika przyglądała mu się długą chwilę. Gdy spał – bardziej był podobny do Adama Zamoyskiego, jakiego zapamiętała z Farstone. Zagubiony, zmęczony, lekko przestraszony, bezbronny. Dotknęła go grzbietem dłoni, obrócił się w powietrzu. To twój pustak, Adamie Zamoyski – ale kim ty jesteś? • • • W istocie obudził go napór moczu na pęcherz, już bolesny. Uniósł powieki i przez ułamek sekundy nie wiedział, gdzie jest. Wisiał pod wielkim żółtym liściem, otoczony przez dżunglę złota, granatu i czerni, skąpaną w miodowym blasku. Powietrze pachniało cynamonem. Rozbuchany barok form organicznych przywodził mu na myśl Birmańskie Ogrody Sony: spędził tam z Niną ostatnie wakacje, opalali się nago pod rododendronami, słońce wówczas – Trzask – – przypomniał sobie sen, przypomniał sobie Narwę – – trzask, trzask – – już wiedział, jak zdobyć obywatelstwo. Zacisnął pięść. – Tak – szepnął. – Tak, tak! Tymczasem jednak zwyciężała fizjologia. Złapał się liścia, podciągnął, obrócił. Odchylona kurtyna złota ukazała pogrążoną w śnie Angelikę McPherson, unoszącą się w powietrzu w pozycji embrionalnej, z otwartymi ustami i dłońmi lekko zaciśniętymi, niczym niemowlę. Poszybował w przeciwną stronę. Gdzieś tutaj powinien trafić na korytarz i szyb perystaltyczny – lecz nie dostrzegał nawet ścian Kła. – Patrick! – zawołał cicho, by nie budzić dziewczyny. – Panie Zamoyski… Obejrzał się. Z gęstwy wysypał się rój owadów (mieniły się w locie błękitno i seledynowo), by skonfigurować się przed Adamem w postać bladego mnicha w grubym habicie. Odrzucony kaptur ukazywał jasną tonsurę, ciemne włosy stroszyły się w nierówny obwarzanek. Mnich wyglądał na bardzo młodego; uśmiechał się nieśmiało. Składniki jego manifestacji były o wiele rzędów wielkości większe od cesarskich nanomatów i odnosiło się wrażenie niejakiej ziarnistości sylwetki – z pewnością nie każdy włos z osobna został tu wymodelowany i zasemblowany. – Obawiam się, iż już nie będziecie mieli wielkiego pożytku z Patricku – rzekłu Franciszek w klasycznym angielskim. – Jenu hardware, procesory Kła, mhm, okazały się niezbyt odporne na modyfikacje, jakich zmuszonu byłum dokonać. Zamoyski rozejrzał się dokoła. – Zbyt duże to wszystko, zbyt duże – mruknął. – Rozmontowałeś… rozmontowałuś wnętrze Kła? – Rozmontowałum… powiedzmy. Ale proszę się nie martwić. Najprawdopodobniej nie będę musiału gościć was tak długo, jak się pierwotnie spodziewaliśmy; dlatego też zaniechałum syntezy anabiozerów. Wkrótce powinien się ktoś zjawić. – Łączność? – spytał szybko Zamoyski. – Plateau? – Owszem. To znaczy – moje. – Co znaczy: twoje? – Ach. Tak. Zostałum poinformowany o pańskiej przypadłości – westchnęłu Franciszek. – Plateau to nie UI, istnieje ich wiele, wszystkie słowińskie i w optimum Transu. Każdy Progres, każda Cywilizacja ma swoje. My korzystamy z tysięcy Plateau, chociażby jako środków łączności, forów handlowych. I gdy tylko odzyskałum dostęp do jednego z Plateau, w które jestem wtajemniczonu, upubliczniłum informację o naszym położeniu. Najwyraźniej blokada jest selektywna, część Wykresu Thieviego została już odkryta, część nie. – Skontaktowałuś się z Gnosis? – Nie wątpię, że informacja dotarła i do nich. Wszelako kiedy mówiłum o niedługiej gościnie, miałum na myśli jedynie fakt, iż nie będzie ona trwała dziesięciolecia k-czasu. Śmiem bowiem zakładać, że wasza Cywilizacja sama jest w poważnych kłopotach. Ratunek może nie nadejść aż tak szybko. – No tak: zamknęli wszystkie Porty. – Mhmm… – mnich okazał jeszcze większe zmieszanie. – Miałum na myśli nieco większe kłopoty… – Cholera, rzeczywiście – rozespany Zamoyski potarł kark. – Te Wojny! Jeśli one niszczą po drodze mechanizmy wszystkich Kłów, to Porty zostały otwarte przemocą. No ale – kalkulował szybko – to powinno umożliwić Cywilizacji wysłanie po nas trójzębowca z Kłów trzymanych dotąd w Portach. Chyba że tak kiepsko stoją ze sprzętem, a ta wojna z Deformantami… to jest… chciałem powiedzieć… Obudź się wreszcie i przestań myśleć na głos, durniu! Znajdujesz się we wnętrznościach jednu z nich. Skąd wiesz, po której naprawdę jest stronie? Franciszek pokręciłu głową. Sięgnęłu za siebie, schwyciłu czarną lianę, rozerwału ją, ścisnęłu. Wypłynął z niej przezroczysty płyn. Powoli uformował się w drgającą bańkę. Franciszek ujęłu ją delikatnie w dłonie, po czym rozłożyłu szeroko ramiona; powtórzyłu gest w pionie. W powietrzu lśnił teraz półprzezroczysty owal cieczy, lepka błona. Manifestacja Deformantu przesunęła ją w bok. Pod takim kątem ujrzał Zamoyski na owym ekranie czarną głębię kosmosu z milionem gwiezdnych cekinów, układających się w poprzek błony w Mleczną Drogę. – To jest to, co stąd widzimy – rzekł mnich. – Ale to tylko światło. Tego już nie ma. – Słucham? – Tysiące lat będziemy jeszcze mogli podziwiać boski gobelin naszej galaktyki; lecz jej samej już nie ma. Wojny wyrwały się na wolność i przeszły od ramienia do ramienia. Każda drobina materii większa od cząsteczki wody została skollapsowana. Dotyczy to także wszystkich Kłów, które nie szły na kraftfali. Nie ma już Mlecznej Drogi – jest tylko mgławica czarnych dziur. Większość z nich zdążyła zresztą wyparować. Struktura grawitacyjna i moment pędu zostały zachowane – lecz teraz już tylko ciemność obraca się wokół ciemności. Wojny zaś – Wojny walczą dalej. Szukał pan urynału, panie Zamoyski? Tędy proszę. Tamten kwiat. |
Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.
więcej »Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.
więcej »Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner
Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner
Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner
Nanomagia i chłopięce marzenia
— Beatrycze Nowicka
Zachwyt nie wychodzi z rozumienia
— Daniel Markiewicz
Rezonans morfy i formy
— Grzegorz Rogaczewski
O tym, czego nie boi się Dukaj
— Mieszko B. Wandowicz
Człowiek przeżywający
— Joanna Kapica-Curzytek
Przeczytaj to jeszcze raz: My nie marzniemy
— Anna Nieznaj
Przeczytaj to jeszcze raz: Dryf
— Beatrycze Nowicka
Nanomagia i chłopięce marzenia
— Beatrycze Nowicka
Wieczność porasta rdzą
— Justyna Lech
Scena za ciasna na Lód
— Karolina „Nem” Cisowska
Człowiek przekraczający
— Daniel Markiewicz
Esensja czyta: Luty-marzec 2010
— Jędrzej Burszta, Jakub Gałka, Anna Kańtoch, Daniel Markiewicz, Marcin Mroziuk
Esensja czyta: Grudzień 2009
— Jędrzej Burszta, Jakub Gałka, Anna Kańtoch, Marcin T.P. Łuczyński, Daniel Markiewicz, Beatrycze Nowicka, Monika Twardowska-Wągrowska, Mieszko B. Wandowicz, Konrad Wągrowski