Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 20 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Jacek Dukaj
‹Perfekcyjna niedoskonałość›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułPerfekcyjna niedoskonałość
Data wydania8 listopada 2004
Autor
Wydawca Wydawnictwo Literackie
CyklProgres
ISBN83-08-03647-3
Format450s. 123×197mm
Cena34,99
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Perfekcyjna niedoskonałość

Esensja.pl
Esensja.pl
« 1 2 3 4 5 »

Jacek Dukaj

Perfekcyjna niedoskonałość

Więc pełna kontrola. Nie da poznać, że – zapomniał o niej.
Gdyby nie Wojny, jak długo zostałby w Farstone? Gdyby nie ich blokada, z Pałacu Pamięci też wróciłby do Farstone, nie do Kła. Angelika wykrwawiłaby się tu na śmierć. Zapomniał o niej.
Zaraz jednak zirytował się i odwrócił gniew od siebie. A co to, jestem jej coś winien? Skąd wyrzuty sumienia? Skąd wstyd? Zapomniałem – cóż, zdarza się. Nie było w nim intencji krzywdy.
Miał jednak świadomość, że w tym momencie fałszuje swoje uczucia.
– Angelika.
– Mhm?
– Słuchaj, ja nigdy bym nie –
• • •
Co właściwie chciał powiedzieć? Zaćmiło go. Poruszył niemo ustami.
Wirujący kalejdoskop barw ściągnął jego spojrzenie w prawo: to zmieniły się gwiazdy na ekranie.
– …że padły wszystkie spirale – mówiłu Patrick/Oficjum. – Kieł nie jest zdolny do dalszego kraftunku. Prawdopodobnie przeszły po nas Wojny. Znajdujemy się w odległości ponad siedmiu lat świetlnych od najbliższej publicznej gwiazdy.
Zamoyski, z głową dziwnie ciężką, z różową ćmą na oczach, rozumował powoli jak we śnie. Co za „publiczne gwiazdy”? Czyli – istnieją także prywatne? No tak: te zamknięte w Portach. Więc wszystko, co w otwartej galaktyce… Nic dziwnego, że mieli pretensje o kradzież iluś tam parseków. Gdyby tak każdy zakraftowywał kosmos podług swojego widzimisię…
– Plateau? – pytała Angelika.
– Ciągle izolowane.
Zamoyski spostrzegł, że powoli zsuwa się po ścianie, w skos, ponad ekran z gwiazdami. Zamachał rękoma, ale nie było się czego złapać.
– Co jest?
– Zaraz skoryguję.
I faktycznie, już po chwili owo śladowe ciążenie zniknęło.
– Więc jednak mamy jeszcze jakiś napęd? – mruknął Zamoyski, z powrotem dryfując do bezpiecznego w zero-g kąta.
– Manewrowy.
Przypomniał sobie teraz przeciążenie, z jakim uciekali z Saka. No tak, napęd był – ale nawet licząc na stałe 3 g, nie mieli szans na dotarcie gdziekolwiek w rozsądnym czasie.
Angelika musiała pomyśleć to samo, bo wymieniła z Adamem długie spojrzenie, pół na pół zgroza i rozbawienie. Wydęła przy tym lewy policzek i przymrużyła lewe oko. Lecz dłonie, dłonie samowolnie sięgały opatrunków na nacięciach, palce zakrzywiały się w szpony, przenosiły drżenie z wnętrza ciała.
– Ile… – zaczęli równocześnie.
Znowu spojrzenia, kwaśna cisza.
Odciętu od Plateau Gheorg/Oficjum nie wykazału się wielką domyślnością.
– Jak brzmi pytanie?
Zamoyski przeczekał – usta zaciśnięte, dłoń masująca czoło i przesłaniająca oczy.
To Angelika wypowiedziała je na głos.
– Ile czasu nam zostało?
– Około pięćdziesięciu siedmiu godzin w modelu dla obojga, stahs.
– Czym właściwie są te Wojny? – wybuchnął Zamoyski w ciszy zapadłej po tym oświadczeniu. – Rejestrujesz w pobliżu jakieś Kły? W ogóle – cokolwiek? Patrick…? Najpierw mi tłumaczyli, że nic nie izoluje od Plateau – po czym Wojny to robią. Następnie się dowiaduję, że Kły –
– Odbieram sygnał pozbawiony identyfikatora Cywilizacji – przerwału mu Gheorg/Oficjum. – Wstępna ocena odległości źródła: ćwierć miliona kilometrów.
Zamoyski wypuścił powietrze z płuc.
– Deformanci – mruknęła Angelika.
– Po utopieniu należy poćwiartowanego na płonącym stosie rozstrzelać zatrutymi kulami – skomentował sucho Adam, przesuwając się wzdłuż ściany ku ekranowi.
McPherson parsknęła za jego plecami.
– Gdzie oni? – postukał brudnym od krwi palcem w gwiazdy. – Pokaż.
Konstelacje przesunęły się. Między ciemną mgławicą a gwiazdą potrójną pojawił się pulsujący, czerwony punkt, graficzny znacznik.
– Względna prędkość.
– Dziesięć kilometrów na sekundę w zbliżeniu, ale to głównie z Dopplera; składowa prostopadła jeszcze niepewna. Jednak na pewno minęlibyśmy się w sporej odległości.
– A ten sygnał – spytała Angelika – co to jest?
– Wezwanie pomocy. W Kodzie.
Adam odruchowo obejrzał się na nią.
– To taka lingua franca Galaktyki – odpowiedziała na niezadane pytanie.
– Że jak? – żachnął się Zamoyski. – Uniwersalny język? Międzygatunkowy? Nie wierzę! – Ale już zarzekając się tak, wiedział, że źle czyni, bo wierzyć powinien we wszystko.
– To niezupełnie jest język – uściśliłu Patrick/Oficjum. – Z „nagim” Kodem nie będzie pan miał nigdy do czynienia, zawsze wyewoluowuje się stosowne interpretery: zwięzyki. Jak koloniści hodowali sobie tłumaczy języków tubylczych, inaczej niepojmowalnych: w dzieciach z tubylczej matki, ojca cywilizowanego, wychowywanych na styku kultur – w nich powstawał fren pomostowy. Do hodowli zwięzyków wystarczy Kod i procesor słowiński. Sygnał od Deformantów przyszedł w formie nieobrobionej, co może być pośrednim dowodem odcięcia ich od Plateau – ale nawet on stanowi już pewną pochodną Kodu. Naturalnie zamierzam na niego odpowiedzieć i pójść na przechwycenie, więc dowiemy się więcej.
– Co?!
Oboje obrócili się ku drugiemu ekranowi, ku twarzy Patricku Gheorgu McPhersonu.
– Proszę o kontrargumenty – rzekłu. – Słucham.
Słuchału, lecz oni – zrazu głucho milczeli, potem pokrzywili się, pomamrotali złe słowa, na koniec Angelika przyznała:
– Teraz to już wszystko jedno, wróg nie wróg.
Nie zabrzmiało to optymistycznie.
Cóż więcej było do powiedzenia? Mknęli ku Deformantom (a właściwie nie ku nim, lecz po stycznej ku punktowi przechwycenia) z 1 g, tak że fotel mieli teraz na ścianie, ekrany na bocznych, przeorientowane o 90°, zaś z sufitu leciał czerwony pył krwawej skrzepliny. Angelika z furią wytrzepywała go sobie z włosów. W podłodze ziała dziura korytarza prowadzącego do perystaltyki śluzy.
Zajęło im to nieco ponad godzinę. Gheorg/Oficjum usłużnie wyświetliłu zegar; mogli liczyć uciekające ułamki życia.
Zamoyski liczył co innego: prawdopodobieństwo, że ta kolejna fala Wojen wyrzuciła dwie swoje ofiary tak blisko siebie. Bo przecież nie było to żadne kosmiczne skrzyżowanie, środek zatłoczonego układu planetarnego. Więc? Przypadek? Nawet jeśli, to już chyba doprawdy ostatni taki w jego życiu.
Deformanci twierdzili, że, istotnie, z ich strony przypadek. Gheorg/Oficjum wymieniału z nimi informacje w Subkodzie. Streszczenia tłumaczeń przekazywału Angelice i Adamowi. Powoli to szło, Deformanci musieli wyhodować emulator Kodu dla stahsowego angielskiego, co poza inkluzjami Słowińskiego było prawie niewykonalne w rozsądnym a-czasie. Kod stawiał tłumaczy w sytuacji fizyków rozwiązujących równania ruchu wielu mas wolniej, aniżeli te masy się przemieszczają.
Potem, gdy w zbliżeniu ujrzeli – miast graficznego symbolu – samo źródło sygnałów, zrozumieli: to nie byli Deformanci – to byłu Deformant; jednu. Gheorg/Oficjum nawet nu spytału o pochodzenie z Progresu – ale tamtu nie wiedziału lub nie chciału zdradzić. Zresztą nie miało to znaczenia. Może pochodziłu od Homo sapiens, może nie.
– Jak to: nie ma znaczenia? Obcy albo nie Obcy!
– Doprawdy?
Rozciągału się na prawie dziesięć tysięcy kilometrów sześciennych. Najpierw, gdy jeszcze mieściłu się cału na ekranie, przypominału bardziej pleśń zarastającą próżnię – od koronki wiotkich, prawie niewidocznych nici, przez ich coraz grubsze sploty i warkocze, aż do kulistych skłębień, spęcznień, zrostów.
– Skoro taka forma życia jest możliwa w naszym wszechświecie, to prędzej czy później musi się ziścić.
– Równanie Drake’a operuje tak wielkimi liczbami –
– To nie ma nic wspólnego z równaniem Drake’a. To Prawo Progresu. Raz uruchomiony Progres, o ile nie zostanie ucięty przed przekroczeniem Pierwszego Progu, w skończonym czasie zrealizuje wszystkie możliwe w danym wszechświecie formy życia.
– Myślałem, że Progres zmierza prosto ku UI…
– Ojej, no przecież nie mówię o Cywilizacjach, tylko odrywających się od Progresu Deformantach! Jeśli warunki fizyczne wszechświata otwierają jakąś niszę ekologiczną, to nie ma siły, autoewoluujący fren wpełznie i tam. I jakie wówczas znaczenie ma, z którego akurat Progresu pochodził? Definiuje go ta nisza.
W miarę jak zmniejszała się skala i dostrzegali kolejne szczegóły, przeważały skojarzenia z rozszarpanym ukwiałem, wypreparowanym układem krwionośnym – układem krwionośnym organizmu, w który uderzyła salwa szrapneli. Nie będą w stanie nu pomóc.
« 1 2 3 4 5 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Nanomagia i chłopięce marzenia
— Beatrycze Nowicka

Zachwyt nie wychodzi z rozumienia
— Daniel Markiewicz

Rezonans morfy i formy
— Grzegorz Rogaczewski

Tegoż twórcy

O tym, czego nie boi się Dukaj
— Mieszko B. Wandowicz

Człowiek przeżywający
— Joanna Kapica-Curzytek

Przeczytaj to jeszcze raz: My nie marzniemy
— Anna Nieznaj

Przeczytaj to jeszcze raz: Dryf
— Beatrycze Nowicka

Nanomagia i chłopięce marzenia
— Beatrycze Nowicka

Wieczność porasta rdzą
— Justyna Lech

Scena za ciasna na Lód
— Karolina „Nem” Cisowska

Człowiek przekraczający
— Daniel Markiewicz

Esensja czyta: Luty-marzec 2010
— Jędrzej Burszta, Jakub Gałka, Anna Kańtoch, Daniel Markiewicz, Marcin Mroziuk

Esensja czyta: Grudzień 2009
— Jędrzej Burszta, Jakub Gałka, Anna Kańtoch, Marcin T.P. Łuczyński, Daniel Markiewicz, Beatrycze Nowicka, Monika Twardowska-Wągrowska, Mieszko B. Wandowicz, Konrad Wągrowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.