WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Tytuł | Ruiny |
Tytuł oryginalny | The Ruins |
Data wydania | 20 czerwca 2013 |
Autor | Orson Scott Card |
Przekład | Maciejka Mazan, Kamil Lesiew |
Wydawca | Prószyński i S-ka |
Cykl | Serpent World |
ISBN | 978-83-7839-532-4 |
Format | 384s. 140×205mm |
Cena | 35,— |
Gatunek | fantastyka |
WWW | Polska strona |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | MadBooks.pl |
Wyszukaj w | Selkar.pl |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
RuinyOrson Scott Card
Orson Scott CardRuinyZaczął więc tłumaczyć, że niewidzialne powietrze składa się z malutkich cząsteczek kilku różnych rodzajów. Bochen wydawał się sceptyczny, a Param znudzona i Rigg wkrótce uznał, że ich edukacja to nie jego zadanie. Zamilkł i myślał o pasożytach, które jedynie w wodzie mogą przyczepić się do ludzi i tracą wtedy zdolność samodzielnego oddychania. Odłożył tę informację do przechowania w umyśle, tak jak ojciec nauczył go, żeby robić z wszystkimi pozornie nieistotnymi wiadomościami; mógł je przywołać, ilekroć ojciec postanowił go sprawdzić. Od roku jestem zdany na siebie, pomyślał Rigg, a mój udawany ojciec, który mnie uprowadził, wciąż jest obecny w moich myślach. Nawet martwy pociąga za wszystkie sznurki w mojej głowie, powoduje mną jak marionetką. Zatopiony w takich rozmyślaniach nie zauważył pierwszego budynku, który pojawił się w zasięgu wzroku. Bochen, zawsze czujny, dojrzał połysk metalu. – Wygląda jak Wieża O – powiedział. Rzeczywiście, budynek był wysoki i z podobnego materiału, lecz nie wieńczył go szpic i nie był zaokrąglony jak cylinder. A nieopodal stało kilka mniejszych. Dopiero po przejściu kolejnych dwóch godzin od chwili, gdy te wieże ujrzeli, zbliżyli się na tyle, by zobaczyć, że otacza je miasto. – Jak oni mogli budować z tego… materiału? – zdziwił się Bochen. – Ludzie wiele razy próbowali przebić Wieżę O i ani narzędzia, ani ogień jej nie ruszyły. – Kto miałby próbować ją zniszczyć? – zapytał Umbo. – Zdobywcy, którzy chcą pokazać swoją potęgę – odpowiedział mu Oliwienko. – Lud Rigga i Param pojawił się niedawno. A wieża stoi tam od dziesięciu tysięcy lat. Rigg zauważył, że w mieście pojawiły się ludzkie ścieżki, lecz wszystkie były stare. Nie nowsze niż dziesięć tysięcy lat. – Jak długo to miasto było opuszczone? – zapytał Rigg. – Nie jest opuszczone – odparł Vadesh. – Od dawna nie było tu żadnego człowieka. – Ja tu byłem. Nie jesteś człowiekiem, chciał odpowiedzieć Rigg. Jesteś maszyną; nie zostawiasz żadnych ścieżek. Miejsce, w którym nie ma nikogo oprócz ciebie, jest niezamieszkane. Nie powiedział tak, bo to zdawało się zbyt nieuprzejme. Zauważył absurdalność sytuacji: gdyby naprawdę uważał Vadesha jedynie za maszynę, nieuprzejmość nie miałaby tu nic do rzeczy. – Gdzie się podziali ludzie? – zapytała Param. – Ludzie przychodzą na świat i odchodzą. Tam, gdzie były kiedyś miasta, zostają ruiny, a tam, gdzie niegdyś nie było niczego, wyrastają miasta – rzekł Vadesh. Rigg zauważył, jak wymijająca jest ta odpowiedź, lecz jej nie zakwestionował. Za mało ufał Vadeshowi, by chcieć dać mu do zrozumienia, że mu nie ufa. – I jest tu woda? – zagadnął Bochen. – Bo moje pragnienie staje się palącą sprawą. – Myślałem, że wy, żołnierze frontowi, pijecie własne siki – zadrwił Oliwienko. – Sikamy do manierek, to prawda. Ale tylko po to, żeby dać to do picia strażnikom miejskim. Mogła wyniknąć z tego kłótnia, lecz ku uciesze Rigga Oliwienko tylko się uśmiechnął, a Umbo zaśmiał, i na tym stanęło. Czemu oni wciąż siebie tak irytują, choć tyle razem przeżyli? Kiedy rywale staną się druhami? Którędy mieszkańcy miasta odeszli? Rigg zaczął się rozglądać za ścieżkami, które świadczyłyby o wielkiej migracji, lecz zanim zdołał się rozeznać, Vadesh poprowadził ich do niskiego budynku ze zwykłego kamienia, na którym widać było ślady wielowiekowej erozji. – Ktoś tu mieszkał? – zapytał Umbo. – To fabryka – oznajmił Vadesh. – A gdzie ludzie siadali do pracy? – zaciekawił się Oliwienko. – Zmechanizowana fabryka – dodał zbędny. – W większości jest pod ziemią. Wciąż z niej korzystam, gdy potrzebuję czegoś, co się tu produkuje. Ale potrzebna była czysta woda dla nadzorców, mechanizmów i dla ludzi, którzy wciągali rzeczy na górę i ściągali je w dół. Poprowadził ich przez drzwi do ciemnej izby. Gdy przeszli przez próg, zapaliło się światło. Cały sufit się rozjaśnił, bardzo podobnie jak w Wieży O. Rigg zauważył, że do tej izby prowadziły nieliczne i pradawne ścieżki ludzi. Z tego budynku korzystano najwyżej przez kilkadziesiąt lat. Został opuszczony przez to samo pokolenie ludzi, którzy go postawili. Vadesh dotknął grubego kamiennego filaru i zaraz usłyszeli plusk wody. Potem dotknął innego miejsca – część filaru się oderwała, zostając mu w ręku. Było to kamienne naczynie wielkości między kubkiem do picia a wiadrem. Wręczył je Bochnowi. – Bo twoje pragnienie to taka paląca sprawa – wyjaśnił. – Ta woda jest bezpieczna? – zapytał Rigg. – Filtrowana przez kamień. Nie może się do niej dostać żaden pasożyt. I znów Rigg zauważył, że choć Vadesh odpowiedział, odniósł się tylko do prawdopodobieństwa skażenia pasożytami, a nie do faktycznie zadanego pytania. Bochen oddał wodę Param, nie próbując jej. – Tobie jest najbardziej potrzebna. – Bo jestem słabiutką księżniczką? – spytała z lekką urazą. Param, dziedziczka Namiotu Światła, żyła w zamkniętym pałacu, co sprawiło, że była słaba fizycznie, a wędrówka do Muru tylko trochę poprawiła jej kondycję. Nikt nie był jednak na tyle niegrzeczny, żeby to dziewczynie wytknąć. – Potrzebujesz jej najbardziej, bo ty i Umbo musieliście pić ze swoich bukłaków przez tydzień dłużej niż my – wyjaśnił Bochen. Param wzięła wodę i upiła. – Świetna – oceniła. – Smakuje świeżo, choć ma dziwny smak… – Śladowe ilości metali – stwierdził Vadesh. – Ze skały, przez którą jest filtrowana. Następny wypił Umbo. Podał naczynie Riggowi, lecz on nie chciał próbować, dopóki Bochen i Oliwienko się nie napiją. – Jest jej dużo – uspokoił go zbędny. – To dopij, Bochen – powiedział Rigg. – Ja wypiję z drugiej porcji. – Sądzi, że do niej naplułem – zadrwił Umbo. – A nie naplułeś? – włączył się Bochen. – Zwykle to robisz. – Dopił do dna i podał puste naczynie Vadeshowi do napełnienia. Rigg nie wiedział, czemu nie ufa Vadeshowi. Ten zbędny w zachowaniu bardzo przypominał mu ojca, był jednak pewien, że jest obłudny i niebezpieczny, nie dlatego, że uchylał się przed odpowiedziami i wyraźnie miał własne ukryte zamiary – jedno i drugie należało również do stałych cech ojca – lecz z powodu tego, na jakie pytania nie chciał odpowiadać. Ojciec powiedziałby mi, dlaczego ludzie stąd odeszli. Wyjaśnianie mi, dlaczego ludzie robią to, co robią, było jego ulubionym tematem. |
Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.
więcej »Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.
więcej »Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner
Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner
Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner
Skoki czasowe i puszczanie bąków
— Konrad Wągrowski
Zaprogramowany chłopiec
— Agata Rugor
Esensja czyta: Lipiec 2013
— Miłosz Cybowski, Joanna Kapica-Curzytek, Jarosław Loretz, Daniel Markiewicz, Paweł Micnas, Beatrycze Nowicka, Agnieszka Szady, Konrad Wągrowski
Nadduszo, zlituj się!
— Jędrzej Burszta
Bliski krewny Endera
— Konrad Wągrowski
Żony i mężowie
— Jędrzej Burszta
Napisane ręką apologety
— Jędrzej Burszta
Kosmiczna sielanka
— Beatrycze Nowicka
Cudzego nie znacie: Jadą, jadą Mleczną Drogą siostrzyczka i brat…
— Michał Kubalski
Cień…izna
— Jakub Gałka
Ach ten Card!
— Konrad Wągrowski
Jestem dumny ze wszystkich moich książek
— Orson Scott Card
Piszę o dzieciach prawdziwych, choć wyjątkowo inteligentnych
— Orson Scott Card