Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 28 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Michael J. Sullivan
‹Pradawna stolica›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułPradawna stolica
Tytuł oryginalnyPercepliquis
Data wydania25 lipca 2013
Autor
PrzekładEdward Szmigiel
Wydawca Prószyński i S-ka
CyklOdkrycia Riyrii
ISBN978-83-783-9560-7
Format672s. 125×195mm
Cena45,—
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Pradawna stolica

Esensja.pl
Esensja.pl
Michael J. Sullivan
« 1 2 3 4 »

Michael J. Sullivan

Pradawna stolica

Guy położył ostrożnie miecz na ziemi, po czym wyjął z sakwy skórzane etui, a z niego zestaw trzech fiolek. Odkorkował pierwszą, przechylił ją lekko i postukał w nią palcem, aż szczypta proszku spadła na pokryty krwią czubek miecza.
– Chcę stąd iść – pochlipywała Mercy, podczas gdy strażnik mocno ją trzymał. – Proszę, możemy odejść?
– Ciekawe – wymamrotał do siebie Guy, po czym opróżnił następną fiolkę; znajdujący się w niej płyn zasyczał po zetknięciu z ostrzem.
– Guy! – krzyknął do niego Arcadius.
– Bardzo ciekawe – ciągnął rycerz sereta, odkorkowując ostatnią buteleczkę.
– Guy, nie rób tego! – ryknął stary człowiek.
Ale wartownik wylał jedną kroplę na końcówkę klingi. Puk! Rozległ się odgłos jak przy odkorkowywaniu butelki wina i pojawił rozbłysk podobny do błyskawicy. Rycerz wstał, wpatrując się w koniec swojego miecza, i wybuchnął śmiechem, który brzmiał upiornie jak śpiew szaleńca.
– Wreszcie znalazłem spadkobiercę Novrona. Poszukiwania prowadzone przez moich przodków dobiegną końca za moją sprawą.
– Mirando – szepnął Arcadius – sama już nic nie zrobisz.
Spojrzał w stronę obozu uchodźców. W porannym świetle Miranda zobaczyła kilka słupów dymu. Możliwa pomoc była boleśnie blisko, zaledwie kilkaset metrów stąd.
– Poświęciłem życie na naprawienie swojego błędu, ale teraz do ciebie należy zrobienie tego, co konieczne – wyjaśnił stary profesor.
Luis Guy chwycił dziewczynkę i posadził ją na grzbiecie swojego wierzchowca.
– Zabierzemy ją do patriarchy.
– A co z resztą, sir? – spytał jeden z zakapturzonych mężczyzn.
– Bierzcie starego. Kobietę zabijcie.
Mirandzie serce na chwilę zamarło, gdy żołnierz sięgnął po miecz.
– Czekaj! – powstrzymał go Arcadius. – A co z rogiem? Patriarcha będzie też chciał dostać róg, prawda?
Guy zerknął szybko na torbę Arcadiusa.
– Masz go? – spytał.
Starzec spojrzał z rozpaczą na Mirandę i rzucił się do ucieczki.
– Pilnuj dziecka – rozkazał Guy jednemu żołnierzowi, rzucając mu lejce konia, po czym skinął na drugiego i razem ruszyli w pogoń za Arcadiusem, który biegł szybciej, niż Miranda mogłaby sądzić. Obserwowała go – swojego najbliższego przyjaciela – jak pędzi drogą, którą przyszli, a za nim powiewa płaszcz. Mogłaby uznać ten widok za komiczny, ale wiedziała, co Arcadius ma w torbie. Wiedziała, dlaczego ucieka i co ona powinna zrobić.
Sięgnęła po sztylet ukryty pod płaszczem. Nigdy wcześniej nikogo nie zabiła, ale czy miała inny wybór? Człowiek stojący między nią a Mercy był żołnierzem, i to prawdopodobnie rycerzem sereta. Odwrócił się do niej plecami, żeby lepiej chwycić konia Guya, skupiając uwagę na Mercy i syczącym szopie, który kłapnął zębami w jego stronę. Miranda miała ledwie kilka sekund, zanim tamci dogonią Arcadiusa. Chciało jej się płakać, ponieważ wiedziała, co się wtedy stanie.
Razem doszli tak daleko, tak wiele poświęcili… i gdy już się wydawało, że w końcu są blisko celu… zostaną powstrzymani w taki sposób… zamordowani na poboczu drogi… „Tragiczne” było zbyt słabym słowem na określenie tej niesprawiedliwości. Ale na łzy będzie czas później. Profesor liczył na nią i ona go nie zawiedzie. To jedno spojrzenie wszystko jej powiedziało. Gdyby tylko udało im się zaprowadzić Mercy do Modiny… wszystko mogłoby wrócić do porządku. Wyjęła sztylet i popędziła naprzód. Z całych sił wbiła nóż żołnierzowi w plecy. Mężczyzna nie nosił kolczugi ani skórzanej zbroi i ostra głownia weszła głęboko, przebijając ubranie, skórę i mięśnie. Ale wartownik obrócił się na pięcie i uderzył Mirandę wierzchem dłoni w policzek. Dziewczyna zachwiała się, a następnie upadła na śnieg, wciąż trzymając sztylet, którego rączka była śliska od krwi.
Mercy chwyciła się mocno siodła i wrzasnęła. Szop zaświergotał, strosząc futerko. Miranda wstała, gdy żołnierz wyjmował miecz. Był poważnie ranny. Miał nogawkę przesiąkniętą krwią. Ruszył jednak chwiejnie w kierunku dziewczyny. Miranda próbowała uciec i wyciągnęła rękę w stronę Mercy i konia, ale seret był szybszy. Jego miecz przebił bok dziewczyny w okolicach talii. Poczuła, jak metal wchodzi w jej ciało. Ból był piekący, ale po chwili nagle zrobiło jej się zimno. Kolana się pod nią ugięły. Zdołała tylko przytrzymać się siodła, gdy koń, przestraszony gwałtownymi ruchami i krzykami Mercy, ruszył szybko, ciągnąc ją za sobą. Żołnierz upadł na kolana, a z jego ust pociekła krew. Miranda zaś usiłowała się podciągnąć, ale nie mogła sobie pomóc nogami, ponieważ były bezwładne. Czuła, jak traci siłę w ramionach.
– Chwyć wodze, Mercy, i trzymaj się mocno.
Guy i żołnierz dogonili Arcadiusa. Wartownik, słysząc wrzaski dziewczynki, zatrzymał się, ale jego towarzysz przewrócił starca na śnieg.
– Mercy – szepnęła Miranda – musisz jechać dalej. Dotrzyj do ognisk i poproś o pomoc. Jedź. Ostatkiem sił uderzyła konia w bok. Zwierzę skoczyło naprzód. Siodło wyślizgnęło się z rąk Mirandy i dziewczyna znów upadła na śnieg. Leżąc na plecach, słuchała tętentu kopyt, gdy koń szybko się oddalał.
– Wstawaj… – usłyszała krzyk Guya, ale było za późno. Arcadius otworzył torbę.
Nawet z odległości kilkuset metrów Miranda poczuła, jak ziemia zatrzęsła się wskutek wybuchu. Chwilę później podmuch powietrza rzucił jej w twarz szczypiący śnieg, gdy w stronę porannego nieba uniosła się biała chmura. Arcadius i walczący z nim mężczyzna zginęli na miejscu. Guy zwalił się z nóg. Pozostałe konie się rozpierzchły. Gdy śnieżna chmura opadła, Miranda spojrzała na niebo wstającego świtu. Już nie było jej zimno. Wraz z narastającym odrętwieniem w rękach i nogach słabł ból w jej boku. Poczuła wietrzyk na policzku i dostrzegła, że jej nogi i talia są mokre, a suknia przesiąknięta. Poczuła smak żelaza w ustach. Miała kłopoty z oddychaniem, jakby się topiła.
Guy żył. Słyszała, jak wartownik przeklina starego profesora i woła do koni jak do nieposłusznych psów, a potem odgłosy skrzypienia śniegu, tarcia skórzanej zbroi i szybko oddalającego się tętentu kopyt. Była sama w ciszy zimowego poranka. Wokół panował spokój.
– Dobry Mariborze, usłysz mnie – modliła się do rozjaśniającego się nieba. – Ojcze Novrona, stworzycielu ludzi… – ostatni raz zaczerpnęła powietrza i wyszeptała: – zaopiekuj się swoją jedyną córką.
• • •
Alenda Lanaklin wyszła z namiotu na rześkie poranne powietrze. Miała na sobie najgrubszą wełnianą suknię i dwie warstwy futra, ale i tak się trzęsła. Zachmurzenie utrzymywało się od ponad tygodnia i Alenda zastanawiała się, czy jeszcze kiedyś znów ujrzy jasną tarczę słońca.
Stała i patrzyła na kilkadziesiąt namiotów rozbitych w sosnowym lesie. Z ognisk w poczerniałych dołach unosiły się wstęgi szarego dymu, który zabierał z sobą wiatr. Pomiędzy nimi chodzili ludzie, ale trudno byłoby odróżnić mężczyzn od kobiet, ponieważ wszyscy szczelnie się opatulili. Lecz to nie stanowiło problemu, ponieważ były tu prawie same kobiety. Oprócz nich w obozie przebywały dzieci i osoby w podeszłym wieku. Wszyscy chodzili ze spuszczonymi głowami, ostrożnie stawiając kroki na ubitym śniegu. W świetle wszystko wydawało się inne – ciche, spokojne. Poprzednia noc była koszmarna: pożar, krzyki i ucieczka drogą Zachodniopolną. Zatrzymali się jedynie na krótko, by policzyć obecnych. Alenda była taka zmęczona, że nie pamiętała momentu rozbijania obozu.
– Dzień dobry, pani – przywitała ją Emilia spod koca, który narzuciła sobie na płaszcz. Rano służąca Alendy zawsze była ożywiona i radosna. Teraz stała z posępną miną. Zaczerwienione ręce jej drżały, a dolna szczęka trzęsła się z zimna.
– Naprawdę, Emmy? – Alenda się rozejrzała. – Skąd możesz wiedzieć?
– Poszukajmy dla ciebie śniadania. Po czymś ciepłym poczujesz się lepiej.
– Mój ojciec i bracia nie żyją – odparła Alenda.
– Zbliża się koniec świata. Śniadanie coś tu pomoże?
– Nie wiem, pani, ale musimy spróbować. Tego chciał twój ojciec… To znaczy chciał, żebyś przeżyła. Dlatego tam pozostał, prawda?
Z północy dobiegł huk podobny do grzmotu. Wszyscy spojrzeli w tę stronę, a na ich twarzach odmalował się wyraz przerażenia, że oto właśnie nadchodzi kres.
Alenda ruszyła ku środkowi obozu, gdzie zastała Belindę Pickering, jej córkę Lenare, starego Juliana – lorda szambelana Melengaru, i lorda Valina – jedynego obrońcę grupy, który przeprowadził ich przez chaos poprzedniej nocy. Tylko tylu ich pozostało w Melengarze. Król Alric był w Aqueście, gdzie udzielał pomocy w krótkiej wojnie domowej i ratował siostrę Aristę przed straceniem. Właśnie do niego teraz uciekali.
« 1 2 3 4 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Las w podziemiach, w lesie lisz
— Beatrycze Nowicka

Tegoż twórcy

Rzuć przez okno sercem, gdy twoje złamane
— Beatrycze Nowicka

Przyczajony Hadrian, ukryty Royce
— Beatrycze Nowicka

Ich dwoje
— Beatrycze Nowicka

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.