Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 15 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Peter F. Hamilton
‹Widmo „Alchemika”. Konflikt›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułWidmo „Alchemika”. Konflikt
Tytuł oryginalnyThe Neutronium Alchemist. Part 2: Conflict
Data wydania9 grudnia 2004
Autor
PrzekładDariusz Kopociński
Wydawca Zysk i S-ka
CyklŚwit nocy
ISBN83-7298-684-3
Format624s. 125×183mm
Cena39,—
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Widmo „Alchemika”. Konflikt

Esensja.pl
Esensja.pl
Peter F. Hamilton
« 1 2 3 4 5 8 »

Peter F. Hamilton

Widmo „Alchemika”. Konflikt

Prosząc barmana o piwo, Jed rozglądał się uważnie. Na ścianach wisiały dziesięcioletnie obrazy holograficzne z widokami egzotycznych krajobrazów. Z czasem kontury się rozmyły, kolory przygasły. Pewnie nawet naga skała, którą zasłaniały, nie byłaby tak przygnębiająca. Prawie wszędzie przy stolikach z powycieranego aluminium i kompozytu ktoś siedział. Ludzie garbili się w grupkach nad szklankami, pogrążeni w cichej rozmowie. Co czwarty miał na sobie kombinezon astronauty, wyraźnie odróżniający się barwą i krojem od szarej odzieży, jaką preferowali mieszkańcy Koblata.
Jed wypatrzył załogę statku „Rameses X”; jego nazwę mieli wyszytą na kieszonkach kombinezonów. Kapitan, kobieta w średnim wieku, nosiła srebrną gwiazdę na epolecie. Podszedł do niej i zapytał:
– Moglibyśmy zamienić parę słów, proszę pani?
Popatrzyła podejrzliwie na chłopca, zdziwiona jego grzecznym tonem.
– A o czym?
– Mój przyjaciel chce lecieć do Valiska.
Wybuchła śmiechem. Jed spiekł raka, kiedy reszta załogi rechotała, wymieniając denerwujące, ironiczne spojrzenia.
– Chyba rozumiem, synku, czemu twój przyjaciel tak się interesuje młodziutką Kierą. – Mrugnęła znacząco okiem.
Jed zawstydził się jeszcze bardziej, co zapewne wszyscy spostrzegli. To prawda, godzinami ślęczał z blokiem procesorowym nad programem graficznym, modyfikując obrazy z nagrania. Po długich staraniach mały projektor AV wyświetlał nagie ciało, leżące przy nim w nocy, albo uśmiechnięte oczy patrzące z wysoka. Na początku bał się, że mogłaby się obrazić, ale chyba zrozumiałaby jego namiętne pragnienie, zauroczenie. Miłość nie skrywała przed nią tajemnic, znała jej wszystkie sekrety. Przecież o niej mówiła.
– Chodzi o to, co nam proponuje – wydukał nieśmiało. – To właśnie nas do niej przyciąga.
Wywołał tym stwierdzeniem kolejną salwę śmiechu.
– Proszę – powiedział. – Może nas pani tam zabrać?
Wesołość zniknęła z jej twarzy.
– Posłuchaj, synku, rady doświadczonej kobiety. Jej nagranie to stek kłamstw, ohydna mistyfikacja. Czekają tam po to, żeby was opętać. Na końcu tęczy nie znajdziecie raju.
– A co, była tam pani? – zapytał sztywno.
– Nie, nie byłam. Oczywiście, nie mam stuprocentowej pewności. Powiedzmy, że podchodzę do tego z dużą dozą zdrowego sceptycyzmu. Życie uczy ostrożności. – Odwróciła się do stolika.
– A więc nie zabierze mnie pani?
– Nie. Zrozum jedno: nawet gdybym była szalona i chciała wziąć cię do Valiska, bilet kosztuje majątek.
Patrzył na nią w milczeniu.
– Podróż kosztowałaby cię ćwierć miliona fuzjodolarów. Masz tyle forsy?
– Nie.
– No to po sprawie. Przestań zawracać mi głowę.
– A zna pani kogoś, kto może nas tam zabrać? Kogoś, kto wierzy w słowa Kiery?
– Bo zaraz mnie szlag trafi! – Obróciła się z krzesłem i przewierciła go gniewnym spojrzeniem. – Czy wy już nie umiecie, osły patentowane, zwąchać pisma nosem, gdy macie je przed oczami?
– Kiera przewidziała, że będziecie na nas krzyczeć za to, że jej słuchamy.
Pokręciła głową ze zdumieniem.
– Nie wierzę własnym uszom! Ona robi was w konia, nie rozumiesz? Ja tylko chcę twego dobra.
– Bez łaski. Ciekaw jestem, skąd ten wasz ślepy upór?
– Ślepy upór? Idźże w cholerę, ty mały smrodzie!
– Boicie się, że to prawda. Że ona jednak ma rację.
Patrzyła na niego w ciszy. Reszta załogi mierzyła go nienawistnym spojrzeniem. Czyżby zamierzali mu wlać? Jed miał to gdzieś. Nienawidził ich nie mniej niż Kilofa i tych wszystkich, którzy mają tępe umysły i serce z kamienia.
– W porządku – rzekła cicho pani kapitan. – Zrobię dla ciebie wyjątek.
– Stój! – Jeden z towarzyszy dotknął jej ramienia. – To tylko gówniarz zadurzony w dziewczynie.
Strząsnęła rękę kolegi i wyciągnęła blok procesorowy.
– Zamierzałam oddać to wojsku, choć musiałabym się długo tłumaczyć, biorąc pod uwagę obecny rozkład lotów. Myślę jednak, że tobie na coś się przyda. – Wyłuskała fleks z kieszeni bloku i włożyła go do ręki zdumionego Jeda. – Pozdrów ode mnie Kierę. Jeśli czas ci pozwoli, gdy będziesz wrzeszczał podczas opętania.
Zaszurały odsuwane krzesła. Załoga „Ramesesa X” zostawiła niedopite drinki i opuściła lokal.
Jed stał na środku pubu, nic nie mąciło ciszy. Wszystkie twarze zwracały się na niego. Wcale się tym nie przejmował. Wpatrywał się urzeczony w mały czarny fleks, jakby zawierał mapę prowadzącą do źródeł wody życia. „Trafne porównanie” – pomyślał.
• • •
Przelatując piętnaście tysięcy kilometrów nad Norfolkiem, „Levęque” przeczesywał zespołami czujników otoczenie planety. Siły Powietrzne Konfederacji cierpiały na głód informacji, lecz przyrządy zbierały mało danych. Nad wyspami rozrastały się fantazyjnie poskręcane zwoje czerwonej chmury; wygładzając się i łącząc w jednolitą powłokę, otaczały glob na podobieństwo olbrzymiej aureoli. Jeszcze przez kilka godzin nad strefami polarnymi przemieszczały się sine kłęby niepokornych cirrocumulusów – ostatnie cętki odmiennego koloru. Z czasem i one utonęły w morzu czerwieni.
Od tamtej chwili upłynęło pięć godzin, nim nastąpiły nowe zmiany. Oficerowie z „Levęque’a” odnotowali wzrost poziomu emisji światła z chmury. Dowódca fregaty wolał zachować ostrożność, dlatego rozkazał zwiększyć pułap o kolejne dwadzieścia tysięcy kilometrów. Kiedy uruchamiano główny silnik termojądrowy, szkarłatny baldachim błyszczał jaśniej niż ściana ognia. Oddalili się z przyspieszeniem 5 g, wystraszeni poświatą przyćmiewającą coraz więcej gwiazd. Czujniki grawitoniczne sygnalizowały niezidentyfikowane anomalie w odczycie masy planety. Jeśli pomiary były poprawne, Norfolk rozpadał się na kawałki. A tymczasem przyrządy pracujące w zakresie światła widzialnego, mimo zastosowania najrozmaitszych filtrów, informowały, że planeta nie zmienia swoich kształtów.
Zwiększyli przyspieszenie do 7 g. Powierzchnia chmury promieniała z intensywnością nuklearnego pieca.
Luca Comar zadzierał głowę w sennym odurzeniu. Czerwona chmura, która objęła we władanie niebo nad stromymi dachami dworu Cricklade, burzyła się nieprzerwanie. W jej szkarłatno-złocistym podbrzuszu tworzyły się szalone zawirowania. Wydzierające się gdzieniegdzie olbrzymie pasy czerwieni przepuszczały snopy ostrego, białego światła. Luca rozłożył szeroko ramiona, witając je z dzikim, radosnym wyciem.
Energia wylewała się z niego niemal z bolesnym pędem; tryskała z jakiegoś nieokreślonego punktu wewnątrz ciała, aby znaleźć swe ujście we wzburzonym niebie. Stojąca obok kobieta zachowywała się dokładnie tak samo; na jej wykrzywionej od wysiłku twarzy malowało się zdumienie. Luca czuł, że na Norfolku wszyscy opętani łączą siły w tym ostatecznym, najświętszym rytuale.
Roztańczone fragmenty chmur przelatywały po niebie z zawrotną szybkością, między nimi strzelały ognie rozłożystych błyskawic. Czerwony kolor przygasał, oddawał pole wspaniałej jutrzence, która wypełniała wszechświat poza atmosferą.
Luca tonął w obfitym, niezwykle czystym świetle. Przenikało na wskroś jego ciało, jak i podobną do mchu trawę, wnikało w ziemię, rozprzestrzeniało się po całym świecie. W natłoku wrażeń mieszało mu się w głowie. Mógł tylko marzyć, żeby ta chwila trwała wiecznie. Żył w oderwaniu od rzeczywistości, póki nie wyszła z jego ciała ostatnia fala energii.
Wtedy nastała niezwykła cisza.
Luca odetchnął i wolno otworzył oczy. Nieboskłon się uspokoił, znów płynęły po nim białe, postrzępione obłoki. Na pagórki padał ciepły, łagodny blask. Nie było widać słońca. Światło napływało z samych rubieży zamkniętego uniwersum. I wszędzie promieniało z równą siłą.
Luca nie słyszał już dusz przebywających w zaświatach. Wreszcie się od nich uwolnił. Umilkły ich natarczywe błagania i obietnice. Stąd już nie było drogi odwrotu; w materii tego kontinuum nie istniała żadna zdradziecka wyrwa. Czuł się wyzwolony w swoim nowym ciele.
Spojrzał na kobietę, która rozglądała się w osłupieniu.
– Udało się – powiedział. – Uciekliśmy stamtąd.
Uśmiechnęła się niepewnie.
Wyciągnął ręce i skupił myśli. Nie chciał już być rycerzem, który parska dymem. Ta chwila wymagała specjalnego uczczenia. Pojawiła się na nim miękka złocista szata; cesarska toga pasowała jak ulał do jego radosnego nastroju.
– Tak! Hura!!!
I wcale go nie opuściły energistyczne zdolności, świadectwo wyższości woli nad materią. Tym razem jednak tkanina miała trwalszy, solidniejszy wygląd niż przedmioty, które kiedyś tworzył.
Kiedyś… Luca Comar roześmiał się. W innym wszechświecie, w innym życiu.
Teraz wszystko będzie inaczej. W końcu zaznają rajskich rozkoszy. Radość nigdy nie zgaśnie.
« 1 2 3 4 5 8 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.