Zapraszamy do lektury fragmentu powieści Jeffa Noona „TV Ciał0”. Książka ukaże się nakładem wydawnictwa MAG w ramach serii „Uczta Wyobraźni”.
Jeff Noon
TV Ciał0
Zapraszamy do lektury fragmentu powieści Jeffa Noona „TV Ciał0”. Książka ukaże się nakładem wydawnictwa MAG w ramach serii „Uczta Wyobraźni”.
Nad jej brzegiem powstała mała osada. Rządek ruderowatych sklepów, knajpek, przyczep kempingowych, namiotów, drewniana buda, w której taksiarze czekali na klientów. Ludzie siedzieli sobie w grupkach, pili i palili. Półlegalne centrum telefoniczne błyskało czerwonymi i żółtymi światełkami. Z głośników sklepu dobiegały losowe fragmenty rozmów, głosowe urywki wyłapane ze zmierzchu przez najnowszy skaner.
– Za dużo w to wkładam…
– W sumie dobrze go wspominam, parę tylko…
– Rozumiesz, to właśnie jest problem: za bardzo go kocham…
– Jakaś nowa gra, wiesz. Ostatnia rzecz, jaka…
– Czasem to szlag mnie trafia, jak ona…
– Niedługo. Obiecuję. Może w ten weekend…
– Jesteś tam? Halo…
– Jest tam kto?
Nola przeszła przez mostek.
Zawyła samotna syrena okrętowa, odpowiedział jej krzyk ptaka. Księżyc wisiał nisko nad wodą.
Po drugiej stronie miasto otwierało się i przyzywało Nolę całą swoją brudną urodą, klimatem tłocznej samotności. Uwielbiała w nim to właśnie: tę szerokość geograficzną o takiej właśnie porze, te powolne minuty, gdy mrok wypiera światło. „Teraz zaczyna się życie”. Neonowe postacie uczepione ścian i wystaw powłączały się, rozbłysły świetliste zielonozłote ciała ozdobione obrazami produktów mających stać się przebojem w przyszłym tygodniu.
Wokół, blisko niej, śpieszyli się ludzie.
Spojrzenie spuszczone, utkwione w portapopkach, sprawdzające najnowszą modę, plotki muzyczne, kursy giełdowe. Palce, pstrykające i suwające, uzależnione od cyfrowej działki.
Parę zerknięć w jej stronę. Odwrócony wzrok.
Była do tego przyzwyczajona.
Reklamy Kopuły Rozkoszy migotały na dachach i w witrynach.
Bip. Bip. Bip-bip-bip.
W kieszeni zadygotał telebug; wyobraziła sobie ten sygnał, płynący do niej maleńkimi niebieskimi impulsikami. Dostała gęsiej skórki. Coś ostatnio robiła się wrażliwa na takie obrazy, takie uczucia.
Przekaz. Otwarta na kontakt.
Czuła, że wyraźnie się do czegoś wpina.
Dlatego to w ogóle się nie trzyma kupy. Tu musi być jakaś pomyłka, jakiś błąd.
Otworzyła buga, zerknęła na ekran.
Przywitała ją twarz Christiny, z tą jej charakterystyczną miną, tym grymasem rozciągniętych w linię prostą ust. Na pewno chciała wiedzieć, gdzie jest Nola, bez wątpienia, będzie pytać, „jak możesz sobie tak chodzić, całkiem sama, bez opiekuna, nigdy nie wiadomo, co się może stać”. Coś w tym stylu.
Wyłączyła ją. Bez słowa.
Bo co by mogła powiedzieć?
Weszła w ciemne podcienia sklepu.
Raz na tydzień odwiedzał ją George – taka przyjacielska wizyta, napić się i pogadać. Z Christiną do pary. Rozmawiali o samopoczuciu Noli, jej zdrowiu, jej miejscu w świecie, informacjach ze sfery publicznej. Potem George pokazywał jej najnowsze prognozowane wyniki sprzedaży. Razem przeglądali dzienne liczby odsłon jej wizerunku. I co tydzień ten jego specjalny uśmiech.
Ale tym razem wyglądało to jakoś inaczej.
W ciemnych oczach nadal miał ten błysk, twarz jednak stężała, nieruchome linie zmarszczek na czole. I żadnych wyników. Nie tym razem.
„Nola, skarbie…”.
Głos George’a. Uspokajający, pełen otuchy.
„Nie ma powodu do paniki”.
Ale te oczy, te oczy. Bezpośredni kontakt. Potem coś w nich zamigotało.
„Wszystko mamy pod kontrolą”.
Kłamie. Nola to czuła.
„Wszyscy wierzą w ciebie. Cały zespół”.
I to już było za dużo. Uciekła od informacji, wybiegła z mieszkania. Chciała tylko zatracić się w mieście, tu i teraz, pośród nocy, pospacerować sobie w chłodnym powietrzu, a potem pójść na drinka albo dwa, zrelaksować się. I tyle. Znaleźć jakiś azyl, tak jak to bywało kiedyś, jakiś obskurny klub albo bar, w którym normalni ludzie robią normalne rzeczy. Żadnej ekipy, żadnych ochroniarzy, błyskających reporterów, glamkamer, teleobiektywów. Tylko się napić, potańczyć, parę szalonych flirtów, żeby coś mieć z tego, że jeszcze żyje, z odrobiny kasy w kieszeniach, w sam raz, żeby wypalić sobie ścieżkę w ciemności i sunąć nią do rana, może z jakimś wybranym facetem u boku, znanym, nieznanym, jeszcze obudzona, jeszcze nabuzowana – żeby popatrzeć, jak wstaje słońce.
To by było to.
Powoli przejechał samochód z pootwieranymi oknami, grzmiąc muzyką, ożywiając ulicę samym dudnieniem basu. Po drugiej stronie jakaś para zatańczyła, ręce, nogi, ciała poruszyły się razem, ciasno objęte.
Miłość. Proszę. Tak właśnie wygląda. Taka jest.
W głowie Noli z kliknięciem wyświetlił się tekst:
Poznać cię chcę (tak po prostu)
Poznać cię
Takiego jakim jesteś
Naprawdę chcę!
Nie mogła się powstrzymać. Zaśpiewała.
Przechodzień obejrzał się, uśmiechnął, kiwnął głową, poczuł się niezręcznie, rozpoznając ją. Nola odkiwnęła głową i poszła, naciągając apaszkę na usta, zmieniając się w nikogo. Założyła maskę.
Bo nigdy nie wiadomo.
„Są ludzie, którzy chętnie zrobiliby ci coś złego. Prześladowcy, świry, wszyscy ci, którzy przysysają się do publicznych twarzy i traktują je jak swoją własność, którzy chcą wyciągnąć z ciebie twoją gorączkę, wykraść twój żar i sprawdzić, z czego jest zrobiony”.
Wspomnienia.
Gadka menedżerów. Pierwszy miesiąc programu. Dzień 16, lekcja 5. Temat: Jak sobie radzić ze sławą. George już się rozkręcił:
„Masz dwa produkty. Twój wizerunek i twój głos. Handluj nimi na swoich warunkach”.
Nola wśliznęła się do prywatnego klubu na Soho, jednego z nielicznych miejsc, gdzie była jeszcze w stanie zachować prywatność. Sala była po dizajnersku ciemna, duszna od perfum, lepka od porozlewanych drogich koktajli. Tutaj przeważnie nikogo nie interesowała. Tu każdy albo darł się pazurami w górę, albo czepiał rozpaczliwie swojego miejsca, powstrzymując upadek w dół. Tu się nie zadawało pytań.
Zamówiła drinka koloru jasnowiśniowego. Słodki alkohol niemal od razu uderzył jej do głowy.
Wypiła go dwoma łykami.
Rozkosz.
I kto to, kurna, jest? Kto się z niej śmieje za plecami? Słyszała te drwiny…
Obróć się…
Nikt.
Milczące twarze, odwrócone oczy.
Zamówiła drugiego drinka, jeszcze raz to samo.
Miała dopiero dwadzieścia trzy lata. Jeszcze będzie czas, czas na życie. Ta wiara płynęła przez nią non stop, we śnie i na jawie.
Poznać cię chcę tak po prostu
Poznać cię
Tak po prostu (po prostu)
Naprawdę poznać cię
Naprawdę
(Szlag, jak to dalej szło? Skup no się!).
Takiego jakim jesteś! Naprawdę chcę
Całego cię
Dotknąć chcę tak po prostu
Całego cię
Ja tylko chcę…
Dobre, nie? Czy to dobre?
A skąd ona ma wiedzieć?
Słowa, słowa. Podtykali jej słowa, a ona je śpiewała. Ciałem i duszą, wszystkim, co miała, przyciskając usta żarliwie do mikrofonu, tym chrypiącym szeptem, który wszyscy u niej uwielbiali, który krytycy zauważyli już po pierwszym singlu, który imitowali ludzie na ulicach, podśpiewujący do piosenek w pubach, na imprezach, na całym świecie.
„Muzyka jest wszędzie. Wszędzie, gdzie prawdziwi ludzie, ludzie pracujący, wyśpiewują swoje serca w piosenkach o marzeniach, o tęsknotach i o miłości. Muzyką żyją, poruszają się i oddychają w rytm muzyki”.
Kochany Georgie znowu gada, oczywiście, wykłada całą tę swoją filozofię.
To jak, czas się stąd wyrwać?
Poznać cię chcę tak po prostu
Całego cię.
Cholera. Czasem miała ochotę po prostu wyciągnąć się i pocałować muzykę w usta i… i… złapać ją za szyję i ścisnąć! Aż, aż…
Sięgnęła po buga i wybrała jego numer.
Nie odpowiadał.
Zadzwoniła do jego asystentki, powiedziała:
– Christina, cześć, znalazłabyś dla mnie George’a?
– Nola? Gdzie ty jesteś?
– Co?
– Gdzie jesteś?