Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 19 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Douglas Preston, Lincoln Child
‹Gabinet osobliwości›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułGabinet osobliwości
Tytuł oryginalnyThe Cabinet of Curiosities
Data wydania1 lutego 2005
Autorzy
PrzekładRobert P. Lipski
Wydawca Zysk i S-ka
CyklPendergast
ISBN83-7298-605-3
Format626s. 125×183mm
Cena29,90
Gatunekgroza / horror
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Gabinet osobliwości

Esensja.pl
Esensja.pl
Douglas Preston, Lincoln Child
« 1 5 6 7

Douglas Preston, Lincoln Child

Gabinet osobliwości

Wróciła do przedostatniej niszy, starannie odnotowując ułożenie każdej kości, każdej części garderoby. Dwie pary spodni, w kieszeniach pusto. Sukienka, brudna, podarta, nędzna. Poświęciła jej nieco więcej uwagi. To była sukienka dziewczynki, drobnej, szczupłej, niskiego wzrostu. Sięgnęła po leżącą opodal zbrązowiałą czaszkę. Czerep kobiety, a raczej nastolatki – szesnasto-, może siedemnastoletniej. Ogarnęła ją fala zgrozy – tuż pod czaszką walały się skłębione włosy, długie, złote loki wciąż przewiązane różową wstążką. Obejrzała czaszkę – zęby, jak w innych przypadkach, w fatalnym stanie. Szesnaście lat, a już miała zaawansowaną próchnicę. Wstążka była jedwabna, znacznie lepszej jakości niż sukienka; na pewno stanowiła jej największy skarb. Ten przebłysk człowieczeństwa, świadomość, że miała do czynienia ze szczątkami istoty ludzkiej, sprawiły, że na moment musiała przerwać badanie.
Gdy sięgnęła do kieszeni, pod jej palcami coś zaszeleściło. Jakiś papier. Obmacała sukienkę skrupulatnie, by stwierdzić, że tajemniczy kawałek papieru nie znajdował się w kieszonce, lecz został zaszyty w podszewce spódnicy. Zaczęła wyciągać sukienkę z niszy.
– Znalazła pani coś ciekawego, doktor Kelly?
Usłyszawszy głos koronera, drgnęła mimowolnie. Van Bronck.
Ton jego głosu zmienił się. Brzmiał teraz arogancko. Mężczyzna stanął nad nią. Rozejrzała się dokoła. Była tak przejęta, że nie usłyszała, jak do niej podszedł. Pendergast stał u wejścia do tunelu, dyskutując zawzięcie z kilkoma postaciami w mundurach, zaglądającymi przez otwór do podziemnego przejścia.
– Jeżeli tylko uznałby pan taką rzecz za ciekawą – odparła.
– Wiem, że nie współpracuje pani z biurem koronera, zatem musi być pani ekspertem FBI.
Nora zaczerwieniła się.
– Nie jestem doktorem nauk medycznych, tylko archeologiem.
Brwi doktora Van Brocka uniosły się, a na jego ustach wykwitł ironiczny uśmiech. Miał małe, doskonale uformowane wargi, które wyglądały, jakby wyszły spod pędzla któregoś z renesansowych mistrzów. Błyszczały, gdy mężczyzna wypowiadał kolejne słowa.
– Ach. Nie jest pani doktorem nauk medycznych. Chyba opacznie zrozumiałem pani kolegę. Archeolog. Jak miło.
Nie miała godziny ani nawet trzydziestu minut.
Włożyła sukienkę z powrotem do wnęki, upychając ją w zakurzonej szczelinie w głębi niszy.
– A pan odkrył coś ciekawego, doktorze? – spytała spokojnym, opanowanym tonem, choć nie przyszło jej to łatwo.
– Przyślę pani mój raport – odparł. – Choć wątpię, by cokolwiek pani z niego zrozumiała. Zawodowy żargon i w ogóle, rozumie pani. – Uśmiechnął się, ale uśmiech ten nie był ani trochę przyjazny.
– Jeszcze tu nie skończyłam – powiedziała. – Kiedy skończę, z przyjemnością z panem porozmawiam. – Ruszyła w stronę ostatniej wnęki.
– Będzie pani mogła kontynuować swoje badania, kiedy usunę stąd ludzkie szczątki.
– Nie zabierze pan stąd niczego, dopóki tego dokładnie nie obejrzę.
– Niech pani powie to im. – Wskazał ręką za siebie. – Nie wiem, skąd wzięło się pani przypuszczenie, że jest to stanowisko archeologiczne. Na szczęście już to skorygowaliśmy. Sprawa została wyjaśniona.
Nora ujrzała grupkę policjantów ześlizgujących się do tunelu z ciężkimi skrzynkami na materiały dowodowe w dłoniach. Wkrótce wnętrze podziemnego korytarza wypełniła kakofonia przekleństw, stęknięć, chrząknięć i podniesionych głosów. Pendergasta nigdzie nie było widać.
Na końcu do tunelu zeszli Ed Shenk i kapitan Custer. Custer zobaczył Norę i podszedł do niej ostrożnie, omijając leżące na podłodze cegły. Towarzyszyło mu dwóch poruczników.
– Pani doktor, dostaliśmy rozkazy z komendy głównej – powiedział przyspieszonym, wysokim głosem. – Może pani powiedzieć swemu szefowi, że popełnił fatalną omyłkę. Jest to co prawda niecodzienne miejsce zbrodni, ale nie ma ono żadnego znaczenia dla współczesnej policji, a w szczególności dla FBI. To miejsce ma ponad sto lat.
„A poza tym trzeba tu postawić nowy budynek” – pomyślała Nora, przenosząc wzrok na Shenka.
– Nie wiem, kto panią wynajął, ale na tym kończy się pani udział w tej sprawie. Zabieramy szczątki do biura koronera. Reszta rzeczy, a jest ich raczej niewiele, zostanie dokładnie opisana i spakowana razem.
Gliniarze bezceremonialnie upuszczali ciężkie pojemniki na wilgotne podłoże i wnętrze tunelu przepełniły głuche łupnięcia. Koroner zaczął wydobywać kości z nisz dłońmi w gumowych rękawiczkach i umieszczać je w pojemnikach, odrzucając odzież i rzeczy osobiste na bok. Wśród tumanów pyłu rozbrzmiały głosy. W półmroku pojawiły się promienie światła. To policjanci, jeden po drugim, zapalali latarki. Na jej oczach stanowisko ulegało bezpowrotnemu niszczeniu.
– Czy moi ludzie mogą panią wyprowadzić? – spytał z przesadną kurtuazją kapitan Custer.
– Sama sobie poradzę – odparła Nora.
Światło słoneczne oślepiło ją na kilka chwil. Zakasłała, zaczerpnęła świeżego powietrza i rozejrzała się dokoła. Rolls wciąż parkował na ulicy przy bramie. Przy samochodzie stał Pendergast. Czekał na nią.
Wyszła za bramę. Agent stał z głową odwróconą od słońca i lekko przymkniętymi powiekami. W świetle dziennym jego skóra wydawała się równie blada i przezroczysta jak alabaster.
– Ten kapitan miał rację, prawda? – spytała. – Pańska jurysdykcja tutaj nie sięga.
Powoli opuścił głowę, na jego twarzy malował się posępny wyraz. Kipiący w niej gniew nagle wyparował. Agent wyjął z kieszeni jedwabną chustkę i otarł nią czoło. Niemal na jej oczach jego oblicze ponownie nabrało wcześniejszego, nieodgadnionego wyrazu. Po chwili odezwał się:
– Bywają takie sytuacje, że nie ma czasu na typowe działania proceduralne. Gdybym zaczekał do jutra, tego stanowiska już by nie było. Widzi pani, jak szybko i sprawnie działa grupa Moegen-Fairhaven. Gdyby to stanowisko uznano za miejsce o szczególnym znaczeniu archeologicznym, musiano by przerwać budowę na wiele tygodni. Rzecz jasna oni nie mogli do tego dopuścić.
– Ale przecież to miejsce ma szczególne znaczenie archeologiczne!
– Oczywiście. – Pendergast skinął głową. – Niestety ta bitwa jest już przegrana, doktor Kelly. I w gruncie rzeczy spodziewałem się, że tak się stanie.
Jakby w odpowiedzi, na placu budowy ożył z warkotem silnik wielkiej, żółtej koparki. Z przyczep i ciężarówek zaczęli wyłaniać się robotnicy. Policjanci ze skrzynkami jeden po drugim wyłaniali się z tunelu i umieszczali pojemniki w karetce. Koparka zadygotała, po czym kołysząc się, ruszyła wolno w stronę jamy, czerpak uniósł się w górę, z żelaznych zębów osypywały się grudy ziemi.
– Co pani tam znalazła? – spytał Pendergast.
Zawahała się. Czy powinna powiedzieć mu o kartce zaszytej pod podszewką sukienki? Zapewne to nic wielkiego, a poza tym sukienka i tak już przepadła.
Wyrwała plik pospiesznie zapisanych stronic z bloczka i podała agentowi.
– Raport z moimi ogólnymi spostrzeżeniami przygotuję dla pana na wieczór – odparła. – Wydaje się, że u każdej z ofiar celowo otwarto kręgi na wysokości odcinka lędźwiowo-krzyżowego. Włożyłam jeden taki kręg do kieszeni.
Pendergast skinął głową.
– Na podłożu odkryłem wiele powbijanych w ziemię odłamków szkła. Wziąłem kilka do analizy.
– Oprócz szkieletów w niszach znajdowało się kilka drobnych monet datowanych na lata 1872, 1877 i 1880. W kieszeniach znalazłam parę przedmiotów osobistych.
– Budynki wzniesiono w tym miejscu w roku 1897 – mruknął posępnym tonem, jakby do siebie, Pendergast. – I to jest nasz terminus ante quem. Zabójstwa miały miejsce przed 1897 rokiem, zapewne w okresie, z którego pochodziły wspomniane przez panią monety, czyli pomiędzy rokiem 1870 a 1880.
Czarna, długa limuzyna bezszelestnie zaparkowała z tyłu, za rollsem, przyciemnione szyby lśniły w popołudniowym słońcu. Z samochodu wyszedł wysoki mężczyzna w grafitowym garniturze, a za nim jeszcze kilka osób. Mężczyzna zlustrował wzrokiem stanowisko, po czym błyskawicznie przeniósł wzrok na Pendergasta. Miał długą, pociągłą twarz, szeroko rozstawione oczy, czarne włosy, a kości policzkowe osadzone tak wysoko i tak wydatne, że można by przypuszczać, iż wymodelowano je toporkiem.
– A oto pan Fairhaven we własnej osobie, który zjawił się tu, aby zapobiec dalszym nieplanowanym i niepożądanym przestojom w pracach budowlanych – rzekł Pendergast. – Chyba na nas już czas. – Otworzył Norze drzwiczki rollsa, odczekał, aż wygodnie się usadowi, po czym sam zajął miejsce na siedzeniu. – Dziękuję, doktor Kelly – rzekł, dając kierowcy znak, aby uruchomił silnik. – Jutro znów się spotkamy. Śmiem twierdzić, że w bardziej oficjalnych warunkach.
Gdy włączyli się w ruch uliczny na Lower East Side, Nora spojrzała na agenta.
– A właściwie skąd dowiedział się pan o tym stanowisku? Odkryto je zaledwie wczoraj.
– Mam swoje kontakty. To bywa pomocne w moim fachu.
– Nie wątpię. A skoro o kontaktach mowa, dlaczego nie spróbuje pan po prostu raz jeszcze zadzwonić do swego przyjaciela, komisarza policji? Na pewno pana poprze.
Rolls wjechał płynnie na East River Drive, potężny silnik mruczał jak zadowolony kociak.
– Do komisarza? – Pendergast spojrzał na nią i zamrugał powiekami. – Niestety nie miałem przyjemności go poznać.
– Wobec tego do kogo pan dzwonił wtedy, na placu budowy?
– Do mojego mieszkania – to rzekłszy, agent FBI uśmiechnął się leciutko pod nosem.
koniec
« 1 5 6 7
8 stycznia 2005

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.