Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 3 czerwca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Elizabeth Moon
‹Być bohaterem›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułByć bohaterem
Tytuł oryginalnyOnce a Hero
Data wydania15 kwietnia 2005
Autor
PrzekładMarek Pawelec
Wydawca ISA
CyklEsmay Suiza
ISBN83-88916-69-6
Format428s. 135×205mm, obwoluta
Cena29,90
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Być bohaterem

Esensja.pl
Esensja.pl
Elizabeth Moon
« 1 16 17 18 19 20 »

Elizabeth Moon

Być bohaterem

– Odziedziczyłam twojego konia do przejażdżek – powiedziała Luci, nie odpowiadając na jej słowa. Bała się, że Esmay będzie złościć się z tego powodu, a tymczasem dziewczyna w ogóle nie myślała o tym koniu – chyba miał na imię Red? – już od lat.
– To dobrze – odpowiedziała Esmay.
– Nie gniewasz się? – Luci była zdumiona.
– Czemu miałabym się gniewać? Opuściłam dom i nie mogłam oczekiwać, że koń nie będzie przez ten czas wykorzystywany.
– Nie pozwolili nikomu jeździć na nim przez cały rok.
– A więc myśleli, że mogę się złamać i wrócić? – Esmay nie była zaskoczona, ale cieszyła się, że nie wiedziała o tym wcześniej.
– Oczywiście, że nie – zbyt szybko zapewniła ją Luci. – Po prostu…
– Ale ja nie wróciłam. Cieszę się, że dostałaś tego konia. Wygląda na to, że odziedziczyłaś rodzinny dar.
– Nie potrafię uwierzyć, że naprawdę nie…
– A ja nie potrafię uwierzyć, że ktokolwiek naprawdę chce zostać na tej planecie – przerwała jej Esmay. – Nawet jeśli wydaje się to właściwe.
– Ale tu jest tyle przestrzeni… – powiedziała Luci, wyciągając rękę. – … Można jechać godzinami…
Esmay poczuła znajome napięcie ramion. Tak, można jechać godzinami i nigdy nie dotrzeć do granicy… ale nie można zjeść posiłku, nie martwiąc się, czy za chwilę nie wybuchnie na nowo jakaś stara rodzinna kłótnia.
– Luci, czy oddałabyś mi przysługę? – spytała. Dziewczyna wciąż śledziła wzrokiem klacz.
– Chyba tak – odparła bez entuzjazmu, ale skąd miałby się brać?
– Weź moją klacz. – Esmay omal nie roześmiała się na widok zdziwionej miny kuzynki. – Weź moją klacz – powtórzyła. – Ty ją chcesz, a ja nie. Załatwię to z Papą Stefanem i ojcem.
– Ja… nie mogę. – Ale z twarzy Luci biło pożądanie, dzika radość, do której sama bała się przyznać.
– Możesz. Skoro to moja klacz, mogę z nią zrobić, co zechcę, a ja chcę ją oddać, ponieważ wracam do Floty. Ona zasługuje na właściciela, który ją wyszkoli, będzie na niej jeździł i rozmnoży ją… – Właściciela, który będzie o nią dbał. Każde żywe stworzenie zasługuje na kogoś, kto będzie się o nie troszczył.
– Ale twoje stado…
Esmay potrząsnęła głową.
– Nie potrzebuję stada. Wystarczy mi świadomość, że mam swoją małą dolinę, do której zawsze mogę wrócić. Co miałabym robić ze stadem?
– Ty mówisz poważnie. – Luci zaczynała wierzyć, że to dzieje się naprawdę, że Esmay nie żartuje.
– Mówię serio. Jest twoja. Graj na niej w polo, ścigaj się, rozmnażaj ją, rób, co chcesz… Jest twoja.
– Nie rozumiem cię… ale… naprawdę ją chcę. – Onieśmielona dziewczyna sprawiała wrażenie, jakby była młodsza niż w rzeczywistości.
– Oczywiście, że chcesz. – Esmay poczuła się przynajmniej o stulecie starsza. Ciekawe, czy ona też wydawała się taka młoda komandor Serrano i wszystkim, którzy byli od niej starsi więcej niż o dekadę? Prawdopodobnie tak. – Posłuchaj, wybierzmy się na przejażdżkę. Jeśli mam odwiedzić dolinę, muszę sobie przypomnieć, jak się jeździ na koniu. – Jeszcze nie potrafiła powiedzieć „moją dolinę”.
– Możesz jechać na niej, jeśli chcesz – zaoferowała Luci. Esmay słyszała w jej głosie walkę; ze wszystkich sił próbowała być uprzejma, odpowiedzieć hojnością na hojność.
– Na nieba, nie. Wezmę jednego z koni szkoleniowych, wytrwałego i pewnego. We Flocie nie jeździłam na koniu.
Stajenni przygotowali wierzchowce i wkrótce obie kobiety ruszyły między rzędami drzew owocowych w stronę pól leżących poza terenem posiadłości. Esmay przyglądała się Luci jadącej na klaczy. Wyglądała tak, jakby jej kręgosłup wyrastał wprost z końskiego grzbietu, jakby były jedną istotą. Esmay, jadąca na statecznym wałachu z białymi plamami wokół oczu i nozdrzy, czuła, jak strzelają jej stawy biodrowe. Zastanawiała się, co powie na to ojciec. Chyba nie spodziewał się, że będzie zarządzała swoim stadem z odległości lat świetlnych? A może liczył na to, że sam będzie nim zarządzał dla niej? Gdy w pewnej chwili Luci przelatywała galopem obok niej, Esmay zdecydowała się pójść na całość.
– Luci, co planujesz w przyszłości robić?
– Wygrać mistrzostwa – odpowiedziała dziewczyna z szerokim uśmiechem. – Na tej klaczy.
– Ale na dłuższą metę, kuzynko.
Luci zatrzymała klacz i przez chwilę siedziała w milczeniu, najwyraźniej zastanawiając się, ile może starszej kuzynce powiedzieć. Na twarzy wprost miała wypisane pytanie, czy to bezpieczne.
– Mam powody, żeby pytać – zapewniła ją Esmay.
– No cóż… Zamierzałam spróbować dostać się na kurs weterynaryjny na Poli, choć matka chce, żebym studiowała coś „bardziej odpowiedniego” na Uniwersytecie. Wiem, że nie mam szans zostać pracownikiem tutejszej posiadłości, ale jeśli będę miała kwalifikacje, może uda mi się gdzie indziej.
– Tak właśnie podejrzewałam. – Esmay chciała, aby to zabrzmiało łagodnie, ale Luci wybuchła.
– Nie jestem marzycielką…
– Wiem o tym. Mówisz poważnie, podobnie jak ja. Mnie też nikt nie chciał wierzyć. Dlatego wpadłam na ten pomysł…
– Jaki pomysł?
Esmay ścisnęła piętami boki konia, aby podszedł do klaczy Luci. Klacz zastrzygła uszami, ale nie ruszyła się z miejsca. Esmay ściszyła głos.
– Jak wiesz, ojciec ofiarował mi stado. To ostatnia rzecz, jakiej potrzebuję, ale jeśli spróbuję je oddać, poczuje się urażony i zawsze będzie mi to wypominać.
Luci odprężyła się, niemal się uśmiechnęła.
– I co?
– A więc potrzebuję kogoś, kto będzie dbał o moje stado. Kogoś, kto dopilnuje, by klacze trafiły do odpowiednich ogierów. By źrebaki zostały właściwie przeszkolone i trafiły na rynek. I tak dalej… Oczywiście za odpowiednią zapłatę. Pańskie oko konia tuczy… a ja przez długi czas będę bardzo daleko.
– Myślisz o mnie? – Luci aż zatkało. – To zbyt wiele. Klacz i…
– Podoba mi się, jak sobie z nią radzisz – powiedziała Esmay. – Chciałabym, żeby właśnie tak obchodzono się z moimi końmi. Mogłabyś zaoszczędzić pieniądze na szkołę; z doświadczenia wiem, że robi na nich wrażenie, jak sama opłacasz swoją ucieczkę. No i zdobędziesz doświadczenie.
– Zrobię to – odpowiedziała Luci z szerokim uśmiechem. Esmay na chwilę wróciła myślą do wczorajszej rozmowy z ojcem i wujkiem. Oto ktoś, komu rozsądek nigdy nie odbierze entuzjazmu.
– Nie zapytałaś, ile ci zapłacę – zauważyła. – Zawsze powinnaś pytać, ile to będzie kosztować i co z tego będziesz miała.
– To nie ma znaczenia. To dla mnie szansa…
– To ma znaczenie – zaprotestowała Esmay, sama zaskoczona szorstkością własnego głosu. Koń pod nią poruszył się niespokojnie. – Szanse nie zawsze są tym, czym się wydają. – Na widok wyrazu twarzy Luci zawahała się. Czemu zareagowała tak porywczo, skoro jeszcze przed chwilą podziwiała jej entuzjazm? – Przepraszam. Chcę dostać od ciebie rozsądne wyliczenie kosztów i zysków. Dam ci czas na spisanie tego wszystkiego do zebrania plonów.
– Ale ile… – Luci była teraz zmartwiona.
– Później zdecyduję. Może jutro. – Esmay szturchnęła wierzchowca i ruszyła w stronę odległej linii drzew; kuzynka pojechała jej śladem.
• • •
Przypomniała sobie o starym człowieku z holu pałacu dopiero wtedy, gdy służący zaanonsował jego przybycie. Siedziała właśnie w kuchni nad drugim kawałkiem ciasta orzechowego z prawdziwą bitą śmietaną.
– Dama, emerytowany żołnierz Sebastian Colon prosi o poświęcenie mu kilku chwil.
Seb Colon… Oczywiście, że się z nim zobaczy. Wsunęła do ust ostatni kawałek ciasta i wyszła do holu, gdzie stał i przyglądał się, jak jeden z jej młodszych kuzynów ćwiczy grę na pianinie pod okiem odmierzającej tempo Sanni.
– Przypomina mi ciebie, Esmay – powiedział, kiedy podeszła, aby uścisnąć jego dłoń.
– A mnie przypomina o długich godzinach męczarni – odpowiedziała z uśmiechem Esmay. – Pozbawieni talentu i wyczucia rytmu nie powinni być zmuszani do nauki czegokolwiek poza kilkoma skalami. – Nigdy nie potrafiła zrozumieć, czemu każdemu dziecku, niezależnie od tego, czy miało talent, kazano przez dziesięć lat uczyć się gry na przynajmniej czterech instrumentach.
– Chodźmy do bawialni – zaproponowała, prowadząc mężczyznę do frontowego pokoju, w którym kobiety zazwyczaj przyjmowały gości. Macocha znów go przemeblowała; roślinne motywy na obiciach foteli i kanap miały więcej pomarańczowej i żółtej barwy, a mniej czerwieni i różu niż Esmay zapamiętała. – Masz ochotę na herbatę? – Zadzwoniła, nie czekając na odpowiedź. Wiedziała, że w chwili przybycia gościa obsługa kuchni już zaczęła przygotowywać tacę z jego ulubionym napojem i przekąskami.
« 1 16 17 18 19 20 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Tegoż twórcy

Esensja czyta: Marzec-kwiecień 2009
— Jakub Gałka, Anna Kańtoch, Michał Kubalski, Joanna Słupek, Konrad Wągrowski

Ten Obcy
— Eryk Remiezowicz

Ku pokrzepieniu serc
— Eryk Remiezowicz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.