WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Tytuł | Bramy Domu Umarłych |
Tytuł oryginalny | Deadhouse Gates |
Data wydania | marzec 2001 |
Autor | Steven Erikson |
Przekład | Michał Jakuszewski |
Wydawca | MAG |
Cykl | Malazańska Księga Poległych |
ISBN | 83-87968-18-8 |
Format | 743s. 115x185mm |
Cena | 39,— |
Gatunek | fantastyka |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | MadBooks.pl |
Wyszukaj w | Selkar.pl |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Bramy Domu UmarłychSteven Erikson
Steven EriksonBramy Domu Umarłych– Różnicy zdań na jaki temat? Nie odpowiedziała. Przez szereg przebiegło nagłe poruszenie. Strażnicy wyprostowali się i zwrócili ku Zachodniej Bramie Ronda. Felisin pobladła na widok swej siostry – teraz przybocznej Tavore, następczyni poległej w Darudżystanie Lorn – która wjechała na rondo na swym ogierze, pochodzącym, ni mniej, ni więcej, tylko ze stadniny Paranów. U jej boku jechała zawsze jej towarzysząca T’jantar, piękna, młoda kobieta, której długa, płowa grzywa harmonizowała z imieniem. Choć nikt nie wiedział, skąd pochodzi, została teraz osobistą adiutantką Tavore. Za dwiema kobietami zmierzało dwudziestu oficerów oraz kompania ciężkiej kawalerii. Żołnierze sprawiali niezwykłe, egzotyczne wrażenie. – Cóż za ironia – mruknął Heboric, spoglądając na jeźdźców. Baudin wysunął głowę przed szereg i splunął. – Czerwone Miecze. Bezkrwiste sukinsyny. Były kapłan obrzucił go rozbawionym spojrzeniem. – Czy to twój zawód pozwolił ci zwiedzić świat, Baudin? Widziałeś nadmorskie wały Arenu? Zbir zakołysał się niespokojnie, po czym wzruszył ramionami. – Zdarzało mi się w życiu stać na pokładzie, potworze. Poza tym – dodał – pogłoski o nich krążą w mieście od co najmniej tygodnia. Kolumna Czerwonych Mieczy poruszyła się nagle jak jeden mąż. Zakute w stalowe rękawice dłonie zacisnęły się na rękojeściach, a hełmy ze szpicami zwróciły się w stronę przybocznej. Moja siostro Tavore, czy zniknięcie naszego brata zraniło cię aż tak bardzo? – pomyślała Felisin. Jak wielkie musiały być twoim zdaniem jego przewiny, jeśli wymagały aż takiej rekompensaty? A potem, by twa wierność stała się niezachwiana, wybrałaś, którą z nas złożyć w symbolicznej ofierze, mnie czy matkę. Czy nie wiedziałaś, że po obu stronach tego wyboru czeka Kaptur? Przynajmniej matka jest teraz z ukochanym mężem… Tavore obrzuciła pośpiesznym spojrzeniem swój oddział, a potem powiedziała coś do T’jantar, która skierowała wierzchowca ku Wschodniej Bramie. Baudin chrząknął po raz kolejny. – Róbcie wesołe miny! Zaraz się zacznie Bezkresna Godzina. Co innego oskarżyć cesarzową o morderstwo, a całkiem co innego przewidzieć jej następne posunięcie. Gdyby tylko posłuchali mojego ostrzeżenia. Gdy ruszyli, okowy wpiły się w kostki Heborica, który skrzywił się z bólu. Ludzie cywilizowani uwielbiają odsłaniać miękkie podbrzusze swej psyche. Dekadencja i wrażliwość to symbole wysokiego urodzenia. Mogli popisywać się nimi z łatwością, gdyż niczym im to nie groziło. O to właśnie szło. Dawali w ten sposób do zrozumienia, że żyją w bezpiecznym dobrobycie. Paliło to gardła biedaków bardziej niż wszelkie ostentacyjne pokazy bogactwa. Heboric pisał o tym w swym traktacie i mógł teraz przyznać, że darzy gorzkim podziwem cesarzową i przyboczną Tavore, która podczas czystki była narzędziem Laseen. Pierwszy szok wywołała przesadna brutalność nocnych aresztowań. Wyłamywano drzwi i wywlekano z łóżek całe rodziny przy akompaniamencie lamentów służby. Oszołomionych brakiem snu szlachetnie urodzonych krępowano i zakuwano w kajdany, a następnie kazano im stawać przed pijanym sędzią i ławą przysięgłych składającą się ze zgarniętych z ulicy żebraków. Ta gorzka, jawna parodia sprawiedliwości odzierała ich z ostatnich nadziei na cywilizowane traktowanie, a nawet samej cywilizacji, pozostawiając jedynie chaos i bestialstwo. Szok następował za szokiem, rozdzierając te ich delikatne podbrzusza. Tavore znała ludzi ze swej warstwy, znała ich słabe strony i bezlitośnie zrobiła użytek z tej wiedzy. Co mogło ją skłonić do podobnego okrucieństwa? Gdy tylko biedacy o wszystkim się dowiedzieli, wylegli na ulice, wznosząc głośne okrzyki na cześć swej cesarzowej. Dzielnicę Szlachecką ogarnęły starannie sprowokowane zamieszki, którym towarzyszyły grabieże i rzeź. Tłuszcza wyławiała nielicznych, wybranych szlachetnie urodzonych, których nie aresztowano. Było ich wystarczająco wielu, żeby podsycić żądzę krwi motłochu, dać cel jego gniewowi i nienawiści. Potem przywrócono porządek, by miasta nie strawił pożar. Cesarzowa popełniała niewiele błędów. Wykorzystała tę okazję, by zgarnąć niezadowolonych, a wraz z nimi niezależnych uczonych, zacisnąć na stolicy pięść wojskowej okupacji, podkreślić potrzebę poboru nowych żołnierzy, nowych rekrutów, którzy będą chronili imperium przed zdradzieckimi spiskami szlachty. Skonfiskowane majątki pokryły wszelkie wydatki. To było mistrzowskie posunięcie, nawet jeśli można się go było spodziewać. Moc Cesarskiego Dekretu rozchodziła się teraz falami po całym imperium. Wszystkie jego miasta ogarnął okrutny gniew. Gorzki podziw. Heboric ciągle miał ochotę spluwać, czego nie zwykł czynić od czasów, gdy był rzezimieszkiem w Mysiej Dzielnicy Malazu. Widział szok na twarzach prawie wszystkich skutych łańcuchami współwięźniów. Większość z aresztowanych miała na sobie tylko bieliznę nocną, a ich oblicza pokrywał brud z dołów, w których ich przetrzymywano. Pozbawiono ich nawet osłony, jaką zapewnia zwykłe ubranie. Rozczochrane włosy, zdumione miny, zdruzgotane pozy – wszystko to czekająca pod Rondem tłuszcza gorąco pragnęła ujrzeć i rozszarpać na strzępy… Witajcie na ulicach – pomyślał Heboric, gdy strażnicy popędzili ich naprzód. Przyboczna wciąż przyglądała się więźniom, siedząc sztywno w wysokim siodle. Jej chuda twarz była tak zapadnięta, że zostały z niej same linie: szczeliny oczu, zmarszczki wokół prostych, niemal pozbawionych warg ust. A niech to, natura nie obdarzyła jej zbyt szczodrze. Przyboczna skierowała wzrok na swą młodszą siostrę, dziewczynę, która wlokła się o krok przed Heborikiem. Były kapłan przyglądał się z ciekawością Tavore, wypatrując czegoś, być może mgnienia złośliwej radości, ta jednak omiotła kolumnę lodowatym spojrzeniem, tylko na krótką chwilkę zatrzymując je na młodszej siostrze. Jej reakcja sprowadzała się do tej pauzy. Poznała Felisin, to wszystko. Spojrzenie powędrowało dalej. Strażnicy otworzyli Wschodnią Bramę. Początek kolumny skutych łańcuchami więźniów dzieliło od niej jeszcze dwieście kroków. Przez starożytną, łukowatą bramę do środka wpadł ryk, fala dźwięku, która z równą gwałtownością uderzyła w więźniów i w żołnierzy, odbijając się od wysokich murów i wznosząc razem z chmurą przerażonych gołębi, które poderwały się z górnych okapów. Odgłos trzepoczących skrzydeł opadł niczym uprzejmy aplauz, aczkolwiek Heboric odnosił wrażenie, że tylko on jeden docenił tę ironię bogów. Nie potrafił jednak odmówić sobie gestu i pokłonił się płytko. Niech Kaptur zachowa dla siebie swe cholerne sekrety. Fenerze, ty stara macioro, tego swędzącego miejsca nigdy nie mogłem podrapać. Przyglądaj się teraz uważnie. Patrz, co się stanie z twoim zbłąkanym synem. Jakaś cząstka umysłu Felisin opierała się obłędowi, stawiała wściekły opór szalejącej wokół burzy. Żołnierze otoczyli Aleję Kolumn kordonem złożonym z trzech szeregów, lecz tłuszczy raz po raz udawało się znaleźć słabe punkty w linii zbrojnych. Dziewczyna przyłapała się na tym, że obserwuje motłoch z kliniczną ciekawością, mimo że szarpały ją dłonie i okładały pięści, a z niewyraźnie widzianych twarzy tryskały ku niej krople plwociny. Zdrowy rozsądek trzymał się jednak mocno, tak samo jak ją podtrzymywała para silnych rąk. Pozbawionych dłoni rąk o ropiejących kikutach, które popychały ją ciągle naprzód. Nikt nie dotknął kapłana. Nikt się nie odważył. A przodem szedł Baudin – bardziej przerażający niż sama tłuszcza. Zabijał bez wysiłku. Odrzucał ciała z rykiem wzgardy, wzywając gestami następnych. Nawet żołnierze gapili się na niego spod ozdobionych grzebieniami hełmów. Odwracali głowy na jego szyderstwa, zaciskając dłonie na pikach albo rękojeściach mieczy. Baudin, śmiejący się Baudin. Nos rozkwasiła mu celnie rzucona cegła, kamienie odbijały się od niego, a podarta w strzępy niewolnicza tunika przesiąknęła krwią i plwociną. Każdego, kto znalazł się w jego zasięgu, chwytał, ściskał, skręcał i pozbawiał życia. Zatrzymywał się tylko wtedy, gdy coś działo się przed nim – w szpalerze żołnierzy pojawiała się jakaś luka – albo gdy słabła pani Gaesen. Łapał ją wtedy pod pachy, bez zbytniej delikatności, a potem popychał naprzód, ani na moment nie przestając przeklinać. Przed nim płynęła fala strachu. Tłum zawracał, porażony grozą. Atakujących było coraz mniej, choć cegły nie przestawały się sypać. Niektóre z nich trafiały w cel, lecz większość chybiała. Marsz przez miasto trwał. Felisin boleśnie dzwoniło w uszach. Zasłona hałasu tłumiła wszystkie dźwięki, lecz jej oczy widziały wyraźnie, aż za często natrafiając na obrazy, których nigdy nie zdoła zapomnieć. Kiedy doszło do najgroźniejszego wyłomu, było już widać bramy. Żołnierze nagle gdzieś zniknęli, a na ulicę wylała się fala gwałtownego głodu, która ogarnęła więźniów. Idący za dziewczyną Heboric popchnął ją z całej siły. – A więc to teraz – mruknął. Baudin ryknął wściekle. Został otoczony przez tłum. Szarpały go dłonie, drapały paznokcie. Z Felisin zerwano ostatnie strzępy ubrania. Czyjaś dłoń złapała ją za włosy i szarpnęła brutalnie, odwracając jej głowę w próbie złamania karku. Usłyszała krzyk i zdała sobie sprawę, że wyrwał się on z jej własnego gardła. Ktoś za nią warknął niczym zwierzę. Poczuła, że dłoń zacisnęła się spazmatycznie, a potem zwolniła uchwyt. Uszy dziewczyny wypełniły kolejne krzyki. |
Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.
więcej »Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.
więcej »Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner
Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner
Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner
Przeczytaj to jeszcze raz: Wędrówka ku oświeceniu
— Miłosz Cybowski
Anatomia zdrady
— Eryk Remiezowicz
Dialogi i monologi
— Miłosz Cybowski
Nekromanci kontratakują
— Miłosz Cybowski
Dwóch panów w drodze (nie licząc lokaja)
— Miłosz Cybowski
Nie ma izolowanych opowieści
— Miłosz Cybowski
I rozczarował się czytelnik niepomiernie
— Miłosz Cybowski
Czekając końca
— Miłosz Cybowski
Wszystkich Kaptur trafia
— Miłosz Cybowski
Przeczytaj to jeszcze raz: Za dużo i za mało
— Miłosz Cybowski
Przeczytaj to jeszcze raz: Podróże kształcą
— Miłosz Cybowski
Przeczytaj to jeszcze raz: Gdzie, kiedy i dlaczego?
— Miłosz Cybowski