Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 5 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Steven Erikson
‹Bramy Domu Umarłych›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułBramy Domu Umarłych
Tytuł oryginalnyDeadhouse Gates
Data wydaniamarzec 2001
Autor
PrzekładMichał Jakuszewski
Wydawca MAG
CyklMalazańska Księga Poległych
ISBN83-87968-18-8
Format743s. 115x185mm
Cena39,—
Gatunekfantastyka
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Bramy Domu Umarłych

Esensja.pl
Esensja.pl
Steven Erikson
« 1 2 3 4

Steven Erikson

Bramy Domu Umarłych

Wtem poniosła ich silna fala – Felisin nie wiedziała, czy w przód, czy w tył – i ujrzała przed sobą Heborica, który wypluwał kawałki zakrwawionej skóry. Wokół Baudina pojawiła się nagle pusta przestrzeń. Zbir przykucnął. Z jego okrwawionych warg sypał się potok portowych przekleństw. Prawe ucho wyrwano mu wraz ze skórą, włosami i kawałkiem mięsa. Na jego skroni wilgotno połyskiwała naga kość. Wokół niego ziemię zaścielały ciała. Tylko nieliczne z nich jeszcze się poruszały. U jego stóp leżała pani Gaesen. Baudin trzymał ją za włosy, tak by tłum widział jej twarz. Wydawało się, że czas się zatrzymał, a cały świat skupił w jednym miejscu.
Zbir odsłonił zęby. Ryknął głośnym śmiechem.
– Nie jestem płaczliwym szlachetką – warknął, spoglądając na tłuszczę. – Czego chcecie? Krwi szlachetnie urodzonej kobiety? Tłum odpowiedział wyciem. Wyciągnęły się ku niemu chciwe ręce. Baudin roześmiał się po raz drugi.
– Dojdziemy do tej bramy, słyszycie mnie? Wyprostował się, unosząc głowę pani Gaesen.
Felisin nie wiedziała, czy staruszka jest przytomna. Jej oczy były zamknięte, a pokryta brudem i siniakami twarz miała spokojny – niemal młodzieńczy – wyraz. Być może już nie żyła. Dziewczyna modliła się o to, by tak właśnie było. Coś miało się zaraz wydarzyć, coś, co streści cały ten koszmar w jednym obrazie. Powietrze było pełne napięcia.
– Weźcie ją sobie! – wrzasnął Baudin. Złapał drugą ręką podbródek pani Gaesen i obrócił gwałtownie jej głowę. Kark złamał się z trzaskiem, a ciało zwiotczało, targane drgawkami. Zbir okręcił kawałek łańcucha wokół jej szyi, zacisnął go mocno, a potem zaczął piłować. Popłynęła krew, która nadała łańcuchowi wygląd zmiętoszonej apaszki.
Felisin gapiła się na to przerażona.
– Fenerze, zmiłuj się – wydyszał Heboric. Oszołomiona tłuszcza umilkła. Choć płonęła w niej żądza krwi, cofnęła się przed tym widokiem. Skądś pojawił się pozbawiony hełmu żołnierz. Jego młoda twarz zbielała. Wbił wzrok w Baudina, nie mogąc postawić ani kroku naprzód. Za nim widać było lśniące, spiczaste hełmy i wielkie pałasze Czerwonych Mieczy. Oręż błyskał nad głowami tłumu, a jeźdźcy powoli przepychali się ku makabrycznej scenie.
Nie poruszało się nic poza piłującym łańcuchem. Słychać było wyłącznie stękanie Baudina. Choć gdzie indziej wciąż szalały zamieszki, wydawały się one odległe o tysiące mil.
Felisin przyglądała się, jak głowa szlachcianki podskakuje w przód i w tył w parodii życia. Dobrze pamiętała panią Gaesen, wyniosłą, władczą kobietę. Dawno już opuściła ją uroda, którą próbowała zastąpić teraz pozycją. Cóż mogła uczynić innego? Wiele rzeczy, ale to nie miało obecnie znaczenia. Nawet gdyby była kochającą, wyrozumiałą babcią, nic by to nie zmieniło, nie zapobiegło nadejściu tej porażającej grozą chwili.
Głowa oderwała się od tułowia z odgłosem przypominającym łkanie. Baudin popatrzył na tłum, odsłaniając lśniące zęby.
– Zawarliśmy umowę – wychrypiał. – Macie tu to, czego chcieliście. Będziecie mieli pamiątkę po tym dniu.
Cisnął w ciżbę głowę pani Gaesen. Włosy zawirowały, a we wszystkie strony trysnęły strużki krwi. Gdy makabryczny podarunek wylądował w jakimś niewidocznym miejscu, przywitały go krzyki.
Pojawili się kolejni żołnierze, wspierani przez Czerwone Miecze. Posuwali się naprzód powoli, odpychając nadal milczących gapiów. Wzdłuż całego szeregu przywracano porządek. Wszędzie poza tym jednym miejscem czyniono to brutalnie, nie dając pardonu. Gdy ludzie zaczęli ginąć pod ciosami mieczy, reszta uciekła.
Arenę opuściło około trzystu więźniów. Gdy Felisin przyjrzała się teraz szeregowi, po raz pierwszy zobaczyła, co z nich zostało. U niektórych łańcuchów wisiały tylko przedramiona, inne zaś były zupełnie puste. Na nogach trzymało się niespełna stu skazańców. Wielu wiło się na bruku, krzycząc z bólu. Reszta leżała nieruchomo.
Baudin łypnął spode łba na najbliższe skupisko żołnierzy.
– Akurat na czas, blaszane łby.
Heboric splunął gęstą plwociną i skrzywił się, przeszywając zbira wściekłym spojrzeniem.
– Wydawało ci się, że w ten sposób kupisz nam prawo przejścia, Baudin? Dasz im to, czego chcieli? Ale okazało się, że to nie było potrzebne. Żołnierze byli już blisko. Mogła ocalić życie…
Baudin zwrócił się powoli w jego stronę. Twarz pokrywała mu warstewka krwi.
– Ale po co, kapłanie? – Czy tak właśnie rozumowałeś? Że i tak zginęłaby w ładowni? – Baudin obnażył zęby.
– Nie znoszę zawierać umów z sukinsynami – wycedził powoli.
Felisin wpatrzyła się w trzystopowy odcinek łańcucha, który dzielił ją od zbira. Wzdłuż jego ogniw mogłoby przebiec tysiąc myśli – kim była, kim stała się teraz; więzienie, które odkryła we własnej duszy i w świecie zewnętrznym, wszystko to połączone w jaskrawym wspomnieniu – pomyślała jednak i powiedziała tylko: – Nie zawieraj już żadnych umów, Baudin.
Przymrużył oczy, spoglądając na nią. Jej słowa i ton dotarły do niego w jakiś sposób.
Heboric wyprostował się nagle i spojrzał na Felisin z twardym błyskiem w oczach. Odwróciła się, na wpół ze wstydu, a na wpół w geście wyzwania.
Po chwili żołnierze, którzy oczyścili już szereg z trupów, popchnęli więźniów ku bramie wychodzącej na Wschodni Trakt, wiodący do portowego miasteczka Niefart. Tam czekała na nich przyboczna Tavore ze swym orszakiem, jak również areńskie statki niewolnicze.
U stojących wzdłuż drogi wieśniaków nie dostrzegało się oznak szału, który ogarnął ich kuzynów z miasta. Felisin widziała w ich twarzach tępy smutek, pasję zrodzoną z innego rodzaju blizn. Nie rozumiała, skąd się on bierze, i zdawała sobie sprawę, że to właśnie ta nieświadomość różni ją od nich. Wiedziała też, dzięki swym siniakom, zadrapaniom i bezbronnej nagości, że jej nauka dopiero się zaczyna.
koniec
« 1 2 3 4
11 kwietnia 2003

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Przeczytaj to jeszcze raz: Wędrówka ku oświeceniu
— Miłosz Cybowski

Anatomia zdrady
— Eryk Remiezowicz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.