Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 22 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Wojciech Szyda
‹Hotel „Wieczność”›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułHotel „Wieczność”
Data wydania30 sierpnia 2005
Autor
Wydawca superNOWA
ISBN83-7054-174-7
Format236s. 125×195mm
Cena24,—
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Hotel „Wieczność”

Esensja.pl
Esensja.pl
Wojciech Szyda
1 2 »
Zapraszamy do lektury fragmentu powieści Wojciecha Szydy zatytułowanej „Hotel »Wieczność«”. Książka ukaże się nakładem wydawnictwa superNOWA.

Wojciech Szyda

Hotel „Wieczność”

Zapraszamy do lektury fragmentu powieści Wojciecha Szydy zatytułowanej „Hotel »Wieczność«”. Książka ukaże się nakładem wydawnictwa superNOWA.

Wojciech Szyda
‹Hotel „Wieczność”›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułHotel „Wieczność”
Data wydania30 sierpnia 2005
Autor
Wydawca superNOWA
ISBN83-7054-174-7
Format236s. 125×195mm
Cena24,—
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
Moda na wirtualne hotele była pochodną mody na wirtualną architekturę – słynne budowle, muzea i knajpy, które można było powtórzyć w sieci. Te namiastki miejsc rzeczywistych, które z początku przypominały jedynie trójwymiarowe odwzorowania na prymitywnych ekranach, z czasem stały się doskonalsze. „Wirtualna tursytyka”, „podróże ery postgeograficznej” – krzyczały media i agencje reklamowe. Z początku wszyscy byli zachwyceni możliwością „złudzeniowych wojaży” bez konieczności ponoszenia opłat za pobyt i noclegi. Domowe stanowisko VR stawało się w ten sposób oknem na świat. Jedna z firm e-turystycznych wykorzystała nawet jako slogan promocyjny tytuł książki Julio Cortazara „W osiemdziesiąt światów dookoła dnia”, tak był adekwatny. A później e-turystom zabrakło czegoś, jakiegoś smaku podróży, które nie była już tym samym bez hotelu i wszystkich związanych z pobytem w nim obrzędów. W kazdym podrózniku drezmała psychiczna potrzeba zakwaterowania się w takim miesjcu. Bez hoteli wirtualne zwiedzanie wydawało się sztuczne jak teleportacja z jednego punktu do drugiego. Naśladowanie starodawnej tursytyki w rzeczywistości wirtualnej nie mogło być pełne bez wprowadzenia symulacji pobytu w hotelach. Rynek szybko odpowiedział na to zapotrzebowanie. Jak grzyby po deszczu rozmnożyły się licencjonowane wersje obiektów słynnych sieci hotelowych – powtsawały w ten sposób e-plazy, e-carltony, e-sheratony… Interes rozkręcił się na dobre. Branża tursytyczna, zagrożona nieco wirtualnym zwiedzaniem, przeżywała drugą młodość – paradoksalnie tam, gdzie miała szczeznąć. Czyli w Internecie.

David Lentano aktywował program przeszukujący (zamigotało: searching…), przywołał wirtualnego „homunkulusa” i odprężony zamknął tableta – skanowanie rozpoczęte. Potrwa to kilka godzin – program miał do przejrzenia tysiące rejestrów, dokument po dokumencie…
Pociągi nie były ulubionym środkiem lokomocji detektywa. Tym razem nie miał wyboru. Z informacji, jakich udzielił mu Timothy Walter, wynikało, że trop prowadzi w Alpy. David Lentano nie zamierzał przejechać samochodem pół kontynentu. Zdecydował się na przedział sypialny. Fikcyjnie opłacone drugie miejsce pozwalało uwolnić się od niechcianego towarzystwa. Nic tak nie kołatało mu nerwów, jak nocne chrapanie przypadkowego sąsiada. Dlatego też z góry postanowił wyeliminować tę ewentualność. Siedział przy szybie i popijając piwo kartkował papiery dostarczone przez klienta. Gdyby Bauman wiedział, kto zlecił mi śledztwo – myślał detektyw – od razu uwierzyłby w hipotezę morderstwa. Nie, to nie była mistyfikacja. A przynajmniej Walter nie był w nią wplątany…
Wysiądzie w Bazylei, gdzie wypożyczy samochód. Udając turystę – dotrze na miejsce. Adres i telefon wypożyczalni zdobył przez Internet. Tą samą drogą skontaktował się z nim klient – dobijał się do jego strony internetowej, śląc maila za mailem, zarzucając skrzynkę firmową detektywa swoimi podaniami – aż zirytowany Lentano otworzył bezpieczny kanał wizyjno-komunikacyjny i wysłuchał natręta. Nie widział wyraźnie jego twarzy, a jednak zdenerwowany głos i rozstrzęsione dłonie w modemie mówiły wszytsko – fecet był nieźle przestraszony. Po półgodzinnej rozmowie Lentano zdecydował się przyjąć zlecenie. Nie wiedział tylko jednego – że jego klient będzie działać na własną rękę.
Za oknem pofałdowany teren przechodzi w górzysty. Przez uchyloną szybę czuć górskie powietrze. Niebo przykrywa stoki abażurem wieczoru, światło robi się miękkie. Lentano przykłada głowę do zagłówka, poddając się rytmowi pociągu. Ogarnia go senność. Znudzony przeskakuje jeszcze pilotem po kanałach telewizora wiszącego pod sufitem. Najpierw informacje – ekonomia, jakiś konsultant wyjaśnia sprawę grzyba atakującego papier. Lentano słucha prez chwilę zaintersowany, może to mieć w końcu związek ze sprawą… Straty wydawnictw są na razie niewielkie, choć edytorzy przygotowują się już do zmiany technologii, co z kolei zmusza drukarnie do… Nudy – myśli Lentano… Na razie nastąpiło krótkotrwałe zachwianie popytu, można to porównać do drobnych strat McDonalds’a w czasie pojawienia się pogłosek o szerzeniu się BSE… Choroba wściekłych książek – myśli drwiąco detektyw… Wszystko zależy więc od tego, jak szybko uda się naukowcom znaleźć antidotum na tego grzyba… Później detektyw ogląda przez chwilę mecz rugby, ale przełącza znudzony zmaganiami troglodytów. Kanał z rozrywką – sala operacyjna i dwóch chirurgów pochylających się nad pacjentem:
– Nie martw się, zaraz dostaniesz znieczulenie.
– Później utniemy ci lewą rękę. Zaciśniesz zęby i po strachu…
Facet zrywa się z wrzaskiem:
– Miał być tylko wyrostek!
Zaciekła wymiana zdań. W końcu jeden z „chirurgów” uśmiecha się i tłumaczy:
– Już spokojnie, jesteś w ukrytej kamerze.
Wybuch śmiechu z offu – logo programu „Keep smiling”.
Detektyw z ulgą gasi telewizor. Następnym razem zaczną inscenizować napady z bronią w ręku – myśli zdegustowany. – Albo sceny egzekucji. To dopiero zrobi furorę…
Lentano ziewa przeciągle, wychyla resztę piwa i zgniata aluminiową puszkę. Rytm pociągu działa rozleniwiająco.
Znużony – powoli zasypia. A gdy już traci kontakt z jawą – nawiedza go dziwny sen…
…później, gdy już się ocknie z koszmaru, będzie próbował wszystko zbagatelizować, bo przecież zanim jego sen przerodził się w oniryczny fresk o rozmachu wizji kinematograficznej – gapił się przez chwilę w telewizor, gdzie transmitowano akurat mecz rugby. To dlatego Lentano ujrzał anielsko-diabelską grę toczoną w zaświatach – metafizyczne przetransponowanie zmagań mięśniaków uganiających się za piłką… Dwie drużyny wyrywające sobie łowieckie trofeum: czarni przeciwko białym, dobro i zło oznaczone po manichejsku, bez półcieni. Lentano był jedynym widzem na ogromym stadionie – czuł się cholernie samotny, nie wiedział nawet komu kibicować. Obsadzony w roli fana eschatologicznego sportu przyglądał się rozgrywkom z obojętnością – nie obchodziło go to, kto wygra.
Boisko nie miało punktów zaczepienia. Zdawało się, że wisi w próżni, dziwnej przestrzeni wypełnionej gwiazdami. W tle majaczyły skorupy ślimaków, ogromne amonity znieruchomiałe w kosmicznej ciszy. Stawką gry było czyjeś życie. Szło o zbawienie lub potępienie śmiertelnika, którego los zapisano w księdze, o którą jak o piłkę – zawodnicy konkurowali w każdym fragmencie gry. Czarni i biali wyrywali sobie książkę, zapisaną nieznacznie albo do końca – zależało to od przeżytych lat, tak przynajmniej Lentano to rozumiał… Za każdym razem walka toczyła się o inną duszę. Gdy któraś drużyna wyrwała zdobycz przeciwnikowi – uciekała na bezpieczną odległość i wydelegowany zawodnik zapisywał puste karty. Zupełnie jakby dodawał kolejny rozdział do czyjegoś życia. Anioł lub diabeł pisał pośpiesznie otoczony murem kompanów odpierających ataki konkurencji – trwało to krótko, później znów trzeba było uciekać z trofeum. Najwyraźniej obie drużyny chciały być narratorem kreślącym dzieje śmiertelnika nie zdającego sobie sprawy z podporządkowania jego życia metafizycznej księdze.
Dopóki Lentano przyglądał się grze – nie był przerażony. Lecz gdy rozejrzał się po trybunach i zobaczył nagle pustkę – ogarnął go strach. Przytłoczyło go poczucie wyobcowania – jakby został sam we wszechświecie. Zerwał się z ławki i zaczął biec przez nicość, zdziwiony że nie spada, przez niewidzialne trybuny, które zdawały się nie mieć początku i końca…
Wtedy zauważył go jeden z graczy.
– Patrzcie – ryknął zawodnik drużyny Piekła. – To ten, którego ksiegę właśnie sobie wyrywamy!…
To mówiąc szponiastym palcem wskazał detektywa. Zaraz jednak staranowało go kilku Niebiańskich. Obie drużyny skupiły się z powrotem na grze. Przerażenie Davida Lentano rosło. Biegł i biegł, bez poczucia kierunku, podczas gdy księga jego życia przechodziła w bitwie z rąk do rąk jak chorągiew…

– Doktorze Profecky?
Siedzący w korytarzu psychiatra oderwał się od czasopisma medycznego. Od kwadransa czekał pod izolatką, w której przebywał pacjent. Stażystka miała obserwować podgląd kamer, robić notatki. I dać znać, gdy pacjent się obudzi.
Profecky uniósł pytająco wzrok.
– Już się obudził.
– Przyniosła pani dokumentację?
– Proszę, oto ona.
Psychiatra wstał, wrzucił magazyn do teczki, zatrzasnął ją i podszedł do wizjera w drzwiach. Odchylił klapkę i spojrzał.
Faktycznie – pacjent chodził po pokoju, przeciagając się i napinając stawy. Wyglądał na zadowolonego. Moment na rozmowę był więc sprzyjający. Jako wizytator Profecky nie mógł pominąć tego szczegółu.
– Panno Worman, wchodzę – zapowiedzi towarzyszyło nałożenie kitla w zielonkawym kolorze. W założeniu miał on działać kojąco na psychikę pacjentów. Jak szaty liturgiczne, he, he… – zaśmiał się w myślach Profecky.
1 2 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Matrix w majtkach horror show
— Michał R. Wiśniewski

Tegoż twórcy

3xF, czyli Faust, Faustyna, Fausteria
— Paweł Micnas

Esensja czyta: Maj-czerwiec 2009
— Jakub Gałka, Anna Kańtoch, Michał Kubalski, Daniel Markiewicz, Joanna Słupek, Agnieszka Szady, Mieszko B. Wandowicz, Konrad Wągrowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.