Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 7 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Lawrence Watt-Evans
‹Wódz mimo woli›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułWódz mimo woli
Tytuł oryginalnyThe Unwilling Warlord
Data wydaniapaździernik 2002
Autor
PrzekładElżbieta Gepfert
Wydawca MAG
CyklLegendy Ethshar
ISBN83-89004-14-3
Format309s. 125x195mm
Cena25,-
Gatunekfantastyka
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Wódz mimo woli

Esensja.pl
Esensja.pl
Lawrence Watt-Evans
« 1 2 3 »

Lawrence Watt-Evans

Wódz mimo woli

Próbował sobie przypomnieć, czy grał ostatnio z jakimiś barbarzyńcami; zwykle ich unikał, ponieważ znani byli z gwałtownych charakterów, a świat pełen jest przecież spokojnych naiwnych farmerów. Nie przypominał sobie, by grał z barbarzyńcami od festiwalu, a z pewnością nikt nie miałby za złe niczego, co mogło się wydarzyć podczas festiwalu - może prócz bezpośredniej przemocy.
Mógł ich ktoś wynająć. W każdym razie Sterren wolałby się z nimi nie spotykać.
Skrył się za zasłoną i rozejrzał, rozważając wszystkie możliwości. Niestety, nie było ich zbyt wiele.
Wnęka była całkiem prosta, złożona z trzech szarych kamiennych ścian, zasłony, drewnianej podłogi z wykreślonymi kredą liniami do wpisywania zakładów, i drewnianego sufitu z belkami poczerniałymi od dymu - będącego równocześnie podłogą dla pokoi na górze. Nie było drzwi ani okien. W żaden sposób nie mógł się wymknąć, ani też schować, gdyż jedynymi meblami były trzy drewniane krzesła. Dymiące lampy oliwne na obu końcach półki dostarczały światła i wydzielały rybi zapach, który w połączeniu ze zwietrzałym piwem tworzył wyraźny odór tawerny.
Nie znajdzie tu ratunku, to jasne; nie uda się też wezwać pomocy; zresztą nie był zbyt lubiany. Gracze, którzy często wygrywają, nie cieszą się sympatią, zwłaszcza gdy grają o stawki tak niskie, że nie stać ich na hojność po zwycięstwie.
Sterren zrozumiał, że musi polegać na własnej inteligencji, a miał jej dość, by wiedzieć, że wolałby na niej nie polegać.
Nie dysponował niczym więcej i nie miał czasu do stracenia. Odsunął zasłonę, wskazał na drzwi wiodące na ulicę i krzyknął:
– Tam idzie! Tam idzie! Jeśli się pospieszycie, zdążycie go złapać!
Jedynie dwie osoby zwróciły na niego uwagę, jednak - traktując go jako drobne zakłócenie - tylko zerknęły na drzwi. Obaj potężni żołnierze zachowali się, jakby w ogóle nie słyszeli jego słów. Gdy tylko go dostrzegli, ruszyli ku niemu powolnym, ale równym krokiem, który kojarzył się Sterrenowi z przypływem w porcie.
Żeglarz i arystokratka ruszyli za żołnierzami. Żeglarz pstryknął palcem i strużka iskier znikła.
Sterren nawet nie próbował kryć się za zasłoną; stał nieruchomo i czekał.
Sztuczka była prymitywna, ale w tak krótkim czasie nic lepszego nie zdołał wymyślić. Zresztą w przeszłości czasem skutkowała, więc warto było spróbować.
Ponieważ tym razem się nie udało, nie uniknie tego, czego chcieli ci ludzie. Miał nadzieję, że nie będzie to zbyt nieprzyjemne. Jeśli wysłał ich któryś z wierzycieli, może nawet zapłacić, gdy tylko dadzą mu szansę, nim złamią rękę lub kark. Nawet jeżeli zażądają procentów, nie było nikogo, komu byłby winien więcej, niż miał w tej chwili.
Cała czwórka zatrzymała się kilka stóp od niego. Jeden z żołnierzy przesunął na bok zasłonę, odsłaniając pustą wnękę.
Żeglarz spojrzał na nagie ściany, a potem na Sterrena.
– To był głupi pomysł - powiedział swobodnym tonem. Mówił po ethsharyjsku czysto, choć ze śladem akcentu z Doków. - Czy jesteś Sterren, syn Keldera?
– Może znam kogoś o tym imieniu - odparł ostrożnie Sterren.
Zauważył, że kilku pozostałych jeszcze klientów tawerny przygląda mu się i kolejno wymyka za drzwi.
Żeglarz wymienił z kobietą kilka słów w jakimś obcym języku, który Sterren uznał za mowę kupców, często słyszaną w porcie. Kobieta rzuciła żołnierzom krótki rozkaz, a Sterren poczuł, że potężni barbarzyńcy chwytają go pod ręce. Wyraźnie czuł ich pot.
I nie był to przyjemny zapach.
– Czy jesteś Sterrenem, synem Keldera i wnukiem Keldera, czy nie? - spytał raz jeszcze żeglarz.
– A czemu pytasz? - odparł trochę drżącym głosem, jednak bez mrugnięcia patrzył żeglarzowi w oczy.
Ten milczał przez chwilę, niemal uśmiechnięty, jakby podziwiając odwagę, której wymagało zadanie tego pytania.
– Jesteś czy nie? - zapytał znowu.
Sterren spojrzał w bok na nieruchomego żołnierza, trzymającego jego prawą rękę. Żołnierz wyraźnie nie miał ochoty na cywilizowaną rozmowę czy luźną pogawędkę.
– Jestem Sterren z Ethsharu. Mój ojciec zwany był Kelderem Młodszym.
– Dobrze - odparł żeglarz, po czym rzucił dwa słowa w stronę kobiety.
Odpowiedziała długą przemową. Żeglarz słuchał uważnie, po czym znowu zwrócił się do Sterrena.
– Jesteś chyba tym, którego szukają, lecz lady Kalira chce, abym dla pewności zadał ci kilka pytań.
Sterren wzruszył ramionami, na ile było to możliwe w uścisku żołnierzy; odzyskiwał pewność siebie.
– Pytaj. Nie mam nic do ukrycia - rzekł.
To pewnie sprawa rodzinna, uznał; inaczej jego tożsamość nie byłaby aż tak ważna. Może jeszcze jakoś się z tego wyłga.
– Czy jesteś najstarszym synem swego ojca?
Takiego pytania nie oczekiwał. Czyżby ci ludzie mieli jakieś niezwykłe skrupuły dotyczące zabijania czyjegoś pierworodnego? Czy odwrotnie, uważali, że najstarszy syn jest odpowiedzialny za działania krewnych? Ta ostatnia możliwość nie miała większego znaczenia, ponieważ Sterren nie miał żadnych żywych krewnych, a przynajmniej żadnych w rozsądnym stopniu pokrewieństwa.
– Tak - odparł z wahaniem.
– Masz inne imię niż ojciec.
– Co z tego? Mnóstwo najstarszych synów tak ma. Powtarzanie imion to głupi zwyczaj. Ojciec pozwolił matce nadać mi imię; powiedział, że i tak za dużo już jest Kelderów.
– Twój ojciec był najstarszym synem swojej matki?
Tego Sterren już zupełnie nie rozumiał.
– Tak - odparł zdziwiony.
– Twój ojciec nie żyje?
– Od szesnastu lat. Naraził się…
– Mniejsza z tym. Wystarczy nam twoje słowo, że nie żyje.
– Moje słowo? Miałem wtedy trzy lata; byłbym słabym świadkiem, nawet gdybym to widział. Powiedzieli mi tylko, że nie żyje i nigdy więcej go nie zobaczyłem.
Pytania zaczęły go niepokoić. Czyżby ci ludzie chcieli pomścić jakiś czyn jego ojca? Nic nie wiedział o swoim przodku, z wyjątkiem tego, że był kupcem; oczywiście znał też dramatyczną, wielokrotnie powtarzaną opowieść o jego śmierci z rąk oszalałego czarodzieja.
Według Sterrena, byłoby bardzo nieuczciwe, gdyby jego własna śmierć wynikła z błędów przodka, a nie z wykroczeń czy postępków, jakie sam popełnił. Miał nadzieję, że zdoła przekonać tych ludzi do swego poglądu.
Przyszło mu do głowy, że może ten żeglarz z różowymi iskrami to ten sam obłąkany czarodziej… Ale to przecież nie miało sensu. Odrzucił ten pomysł. Bardziej prawdopodobne, że różowe iskry były elementem jakiegoś kupionego niedawno zaklęcia.
Właściwie mogły stanowić cały skutek zaklęcia: ot, taka drobnostka, by zrobić wrażenie na damach, czy na kimkolwiek innym.
– Kim była jego matka, a twoja babka? - spytał żeglarz.
Moja babka? Sterren zdziwił się jeszcze bardziej. Miał siedem lat, kiedy umarła; pamiętał ją głównie jako przyjazną pomarszczoną twarz i ciepły głos opowiadający niesamowite historie. Dziadek, który wychował go po śmierci najbliższych, bardzo za nią tęsknił i często o niej mówił. Opowiadał, jak to przywiózł ją z jakiegoś malutkiego królestwa na samym końcu świata i jak ze wszystkimi doskonale się zgadzała, pod warunkiem, że mogła postawić na swoim.
– Nazywała się Tanissa Uparta, o ile pamiętam. Pochodziła gdzieś z Małych Królestw.
Tak jak ta czwórka, uświadomił sobie, a przynajmniej troje z nich. Nagle pytania wydały się bardziej sensowne. Musiała coś ukraść, albo popełnić jakąś haniebną zbrodnię i wreszcie udało im się ją wyśledzić.
Z pewnością zajęło im to dość dużo czasu. Ale nie będą chyba mścić się na trzecim pokoleniu!
– Ona nie żyje - dodał z nadzieją.
– Czy nazywano ją kiedyś Tanissą z Semmy?
– Nie wiem. O niczym takim nie słyszałem.
Nastąpiła kolejna wymiana zdań w znajomym, lecz niezrozumiałym języku. Usłyszał tylko imię babki, a także własne. Pod koniec kobieta wydawała się podekscytowana.
Uśmiechnęła się.
Ten uśmiech nie wyglądał na mściwy, choć nie była to wielka pociecha. Jakąkolwiek zbrodnię popełniła babka, musiało to być pół wieku temu, a tej kobiety nie było pewnie wtedy na świecie. Trudno ją nazwać młodą, ale nie była aż tak stara, ani dostatecznie młoda, by korzystać z zaklęcia młodości. Z pewnością ktoś inny wysłał ją na poszukiwania, może poszkodowanymi byli jej ojciec lub matka. W tym przypadku na pewno cieszy się, że załatwiła sprawę, ale nie ma powodu, by go osobiście nie lubić.
« 1 2 3 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Niechcący głównodowodzący
— Jarosław Loretz

Tegoż twórcy

Niedoczarowany pomysł
— Jarosław Loretz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.