Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 8 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Lawrence Watt-Evans
‹Niedoczarowany miecz›

EKSTRAKT:40%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułNiedoczarowany miecz
Tytuł oryginalnyThe Misenchanted Sword
Data wydania2001
Autor
PrzekładElżbieta Gepfert
Wydawca MAG
CyklLegendy Ethshar
ISBN83-87968-64-1
Cena25,-
Gatunekfantastyka
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Niedoczarowany pomysł
[Lawrence Watt-Evans „Niedoczarowany miecz” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Fabuła toczy się wartko, główny bohater poznaje kolejne ciekawe funkcje miecza (włącznie z tą, że do schowania go do pochwy konieczne jest zabicie uzbrojonego mężczyzny), umyka pościgowi, itd., itp. Aż do momentu, kiedy wojna się kończy (dzieje się to mniej więcej w połowie książki). Bowiem razem z wojną kończy się również fabuła. Zaczyna się za to nicniedzianie. Mija piąta strona, dziesiąta, piętnasta i powoli zanika nadzieja, że coś się ruszy. O, bohater wkracza w niebezpieczne rejony, pewnie ktoś go okradnie, a on użyje miecza… Nie, nic takiego się nie dzieje. Nikt go nie zaczepia… Ale z całą pewnością parę stron dalej… Nie, w sumie też nie. No, to może wtedy, kiedy rusza w kierunku… Nie, wcale nie. On po prostu ruszył, a potem doszedł i się zatrzymał. Nooo, ale tutaj to na mur beton coś się stanie. Pewnie gościu zabije smoka, dwa tygrysy, pięciu ludzi, a zaraz potem podbije świat. Albo miasto. Albo chociaż cokolwiek…

Jarosław Loretz

Niedoczarowany pomysł
[Lawrence Watt-Evans „Niedoczarowany miecz” - recenzja]

Fabuła toczy się wartko, główny bohater poznaje kolejne ciekawe funkcje miecza (włącznie z tą, że do schowania go do pochwy konieczne jest zabicie uzbrojonego mężczyzny), umyka pościgowi, itd., itp. Aż do momentu, kiedy wojna się kończy (dzieje się to mniej więcej w połowie książki). Bowiem razem z wojną kończy się również fabuła. Zaczyna się za to nicniedzianie. Mija piąta strona, dziesiąta, piętnasta i powoli zanika nadzieja, że coś się ruszy. O, bohater wkracza w niebezpieczne rejony, pewnie ktoś go okradnie, a on użyje miecza… Nie, nic takiego się nie dzieje. Nikt go nie zaczepia… Ale z całą pewnością parę stron dalej… Nie, w sumie też nie. No, to może wtedy, kiedy rusza w kierunku… Nie, wcale nie. On po prostu ruszył, a potem doszedł i się zatrzymał. Nooo, ale tutaj to na mur beton coś się stanie. Pewnie gościu zabije smoka, dwa tygrysy, pięciu ludzi, a zaraz potem podbije świat. Albo miasto. Albo chociaż cokolwiek…

Lawrence Watt-Evans
‹Niedoczarowany miecz›

EKSTRAKT:40%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułNiedoczarowany miecz
Tytuł oryginalnyThe Misenchanted Sword
Data wydania2001
Autor
PrzekładElżbieta Gepfert
Wydawca MAG
CyklLegendy Ethshar
ISBN83-87968-64-1
Cena25,-
Gatunekfantastyka
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
To dość zabawne, ale jako ostatnia wpadła mi w ręce pierwsza część cyklu „Legendy Ethshar” – „Niedoczarowany miecz”. Jednak już w trakcie lektury stwierdziłem, że był to duży błąd – na „deser” bowiem zostawiłem sobie książkę, która jest jedną z najnudniejszych, jak zdarzyło mi się w ogóle czytać. Mam tylko nadzieję, że MAG zdecyduje się kiedyś wydać pozostałe pięć opublikowanych do tej pory za granicą części, i że będą to książki znacznie lepsze od „Niedoczarowanego miecza”.
Ogólny zarys fabuły jest podobny do pozostałych znanych u nas części cyklu – zwyczajny, szary mieszkaniec krainy zwanej Ethshar jest zmuszony stawić czoła konsekwencjom płynącym z używania magii. A dokładniej – w trakcie wojny z Północnym Imperium jeden z ethsharyjskich poborowych prowadzi zwiad w puszczy. W międzyczasie wrogie jednostki zajmują całą okolicę, wyrzynają jednostkę, do której należał ów zwiadowca, a na końcu prowadzą obławę na niedobitków. Valder – bo to on jest bohaterem książki – dość późno orientuje się w sytuacji i z wielkim wysiłkiem stara się zmylić pogoń złożoną z trzech północerzy (czyli żołnierzy Północnego Imperium), wśród których jest jeden shatra, to znaczy pół człowiek, pół demon. Udaje mu się to dopiero na bagnach, gdzie spotyka starego maga. Dzięki jego sztuczkom goniący Valdera shatra porzuca trop. Mag, aby pozbyć się żołnierza, przez którego stracił cały dobytek (chatka spłonęła w trakcie „oblężenia”), zaczarowuje mu miecz. Dzięki temu Valder staje się praktycznie nieśmiertelny. To znaczy – do momentu, kiedy zabije tym mieczem setną osobę. Wówczas bowiem miecz – zwany teraz Wirikidorem – zmieni właściciela, a jego pierwszą ofiarą będzie Valder.
Fabuła toczy się wartko, główny bohater poznaje kolejne ciekawe funkcje miecza (włącznie z tą, że do schowania go do pochwy konieczne jest zabicie uzbrojonego mężczyzny), umyka pościgowi, itd., itp. Aż do momentu, kiedy wojna się kończy (dzieje się to mniej więcej w połowie książki). Bowiem razem z wojną kończy się również fabuła. Zaczyna się za to nicniedzianie. Mija piąta strona, dziesiąta, piętnasta i powoli zanika nadzieja, że coś się ruszy. O, bohater wkracza w niebezpieczne rejony, pewnie ktoś go okradnie, a on użyje miecza… Nie, nic takiego się nie dzieje. Nikt go nie zaczepia… Ale z całą pewnością parę stron dalej… Nie, w sumie też nie. No, to może wtedy, kiedy rusza w kierunku… Nie, wcale nie. On po prostu ruszył, a potem doszedł i się zatrzymał. Nooo, ale tutaj to na mur beton coś się stanie. Pewnie gościu zabije smoka, dwa tygrysy, pięciu ludzi, a zaraz potem podbije świat. Albo miasto. Albo chociaż cokolwiek… Nie, niestety, również nie… I w tej chwili pojawia się epilog i reklamy kolejnych książek MAGa.
Czułem się zupełnie tak, jakbym czytał „Szlak chwały” Heinleina – akcja gubi się gdzieś w okolicy połowy książki i już nie wraca, zostawiając czytelnika z masą tekstu do przebrnięcia i głupią nadzieją, że może coś się jednak wydarzy. Że po coś te kolejne zdania są tam w środku umieszczone. Bo przecież autor mógł skończyć książkę w momencie rozwiązania intrygi, a jednak z jakiegoś powodu dopisywał kolejne akapity. Miał w tym jakiś cel, prawda? PRAWDA?
Nie wiem, po prostu nie rozumiem, jak cykl „Legend Ethsharu”, rozpoczęty tak słabą książką, zyskał sobie na Zachodzie na tyle dużą popularność, by obrodzić kolejnymi częściami. Oczywiście, w sumie dobrze się stało, bo dzięki temu powstały przynajmniej dwie dobre książki („Jednym zaklęciem” i „Wódz mimo woli”), ale zagadka pozostaje zagadką. Pocieszam się tylko nadzieją, że „Niedoczarowany miecz” jest odosobnioną wpadką Watt-Evansa, i że pozostałe jego książki stoją na dużo wyższym poziomie pisarskiego rzemiosła.
I drobna uwaga – tak jak i w przypadku „Wodza mimo woli” – na okładce jest literówka – zabrakło „h” w nazwie cyklu (powinno być „Legendy Ethshar”). Ale kto by zwracał uwagę na takie szczegóły (prócz mnie ;)?
koniec
27 października 2003

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Sukcesy hodowcy drobiu
Miłosz Cybowski

7 V 2024

„Rękopis Hopkinsa” R. C. Sherriffa nie jest typową powieścią o końcu świata. Jak na książkę mającą swoją premierę w 1939 roku, prezentuje się ona całkiem nieźle także w dzisiejszych czasach.

więcej »

Fakty i wyobraźnia
Joanna Kapica-Curzytek

5 V 2024

„Przepis na potwora” to książka na wysokim poziomie, popularyzująca w oryginalny sposób naukę i jej historię. W jej tle jest słynny utwór literacki, a efekt tego połączenia jest wręcz znakomity.

więcej »

PRL w kryminale: Nie bądź jak kura w Wołominie!
Sebastian Chosiński

3 V 2024

Szczęsny to ma klawe życie! Nie nudzi się nawet jednego dnia, ponieważ w peerelowskiej Warszawie zbrodnie popełniane są bez opamiętania. A że jest inteligentny i zawsze dopina swego, wzbudza podziw współpracowników i przełożonych. Miewa też magnetyczny wpływ na kobiety, chociaż nie pozwala sobie zamącać umysłu ich urodą. Dlatego też udaje mu się w końcu rozwikłać w „Dwóch włosach blond” wielce skomplikowaną intrygę kryminalną.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Tegoż twórcy

Niechcący głównodowodzący
— Jarosław Loretz

Tegoż autora

Kości, mnóstwo kości
— Jarosław Loretz

Gąszcz marketingu
— Jarosław Loretz

Majówka seniorów
— Jarosław Loretz

Gadzie wariacje
— Jarosław Loretz

Weź pigułkę. Weź pigułkę
— Jarosław Loretz

Warszawski hormon niepłodności
— Jarosław Loretz

Niedożywiony szkielet
— Jarosław Loretz

Puchatek: Żenada i wstyd
— Jarosław Loretz

Klasyka na pół gwizdka
— Jarosław Loretz

Książki, wszędzie książki, rzekł wół do wieśniaka
— Jarosław Loretz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.