Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 6 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Carol Berg
‹Objawienie›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułObjawienie
Tytuł oryginalnyRevelation
Data wydania23 czerwca 2006
Autor
PrzekładAnna Studniarek
Wydawca ISA
CyklRai-Kirah
ISBN83-7418-074-9
Format464s. 160×240mm; oprawa twarda, obwoluta
Cena49,90
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Objawienie

Esensja.pl
Esensja.pl
Carol Berg
1 2 3 14 »
Zamieszczamy pięć pierwszych rozdziałów powieści Carol Berg „Objawienie”. Książka, będąca drugim tomem trylogii „Rai-Kirah” ukaże się nakładem wydawnictwa ISA.

Carol Berg

Objawienie

Zamieszczamy pięć pierwszych rozdziałów powieści Carol Berg „Objawienie”. Książka, będąca drugim tomem trylogii „Rai-Kirah” ukaże się nakładem wydawnictwa ISA.

Carol Berg
‹Objawienie›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułObjawienie
Tytuł oryginalnyRevelation
Data wydania23 czerwca 2006
Autor
PrzekładAnna Studniarek
Wydawca ISA
CyklRai-Kirah
ISBN83-7418-074-9
Format464s. 160×240mm; oprawa twarda, obwoluta
Cena49,90
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
Rozdział 1
Verdonne była piękną dziewczyną, śmiertelniczką, która zdobyła serce boga władającego lasami. Pan drzew pojął Verdonne za żonę, a ona urodziła mu pięknego i zdrowego syna imieniem Valdis. Zaś śmiertelni mieszkający wśród drzew cieszyli się ze związku jednej z nich i boga.
– Opowieść o Verdonne i Valdisie przekazana pierwszym spośród Ezzarian, gdy przybyli oni do krainy drzew

Nie jestem Wieszczem. Teraz gdy zrobiłem coś, co trudno sobie nawet wyobrazić, nie wiem, co mnie czeka. Wierzę… mam nadzieję… że to będzie jedność. Przez szesnaście długich lat myślałem, że oszaleję – byłem wtedy niewolnikiem i wierzyłem, że nie ujrzę już tych, których kochałem. Lecz sądzę, że bogowie lubią płatać nam figle. Ledwo odzyskałem zdrowe zmysły i pewność siebie, mój świat znów zaczął się rozpadać, a skoro już wkroczyłem na ścieżkę wiodącą ku samozniszczeniu, nie potrafię znaleźć sposobu, aby się zatrzymać.
• • •
– Nie ruszaj się – powiedziała szczupła dziewczyna, opatrując moje krwawiące ramię. Przemyła głębokie cięcie kawałkiem płótna moczonego w teravine, piekącym lekarstwie, które z pewnością przygotował jakiś derzhyjski kat. Jej dłoń była zaskakująco ciężka jak na kogoś o tak wiotkiej sylwetce, lecz już wiedziałem, że jej delikatny wygląd jest równie boleśnie zwodniczy jak żelaznej drzazgi.
– Wszystko, czego chcę, to łyk wody i własne łóżko – odparłem, odpychając jej dłoń i sięgając po leżący na podłodze szary płaszcz. Pomarańczowe światło gasnącego ognia lśniło ciepło na gładkim kamieniu. – Krwawienie ustało. Ysanne postara się to uleczyć.
– Niemądrze jest oczekiwać od królowej, że zajmie się niezabandażowaną raną, odniesioną w czasie walki z demonem. Przynajmniej dopóki nie urodzi się jej dziecko.
– Zatem zrobię to sam. Nie narażę na niebezpieczeństwo dziecka… naszego dziecka.
Spędzanie każdej chwili z kimś, kto uważa cię za zwyrodnialca, nie należy do przyjemności. Może byłoby mi łatwiej ignorować Fionę, gdyby nie była aż tak dobra we wszystkim, co robiła. Precyzyjnie i rozważnie tkała zaklęcia oraz doskonale znała prawa i obyczaje. Każdy jej ruch ręki, każde spojrzenie i słowo było naganą za mój brak cnoty, więc nieustanne uczucie gniewu i frustracji wywoływało we mnie poczucie winy.
– Mimo to rana powinna zostać zabandażowana, nim opuścisz świątynię. Prawo mówi…
– Fiono, nie dostanie się do niej żadna trucizna. Dobrze ją oczyściłaś, za co jak zwykle ci dziękuję. Lecz jest środek nocy. Przez trzy dni stoczyłem trzy walki, a jeśli się pospieszę, to przed następną prześpię się na czymś innym niż kamienna posadzka. Ty też potrzebujesz odpoczynku. Nie możemy pozwolić sobie na pomyłkę.
Zapiąłem płaszcz na ramionach. Choć noc była przyjemnie ciepła, deszcz szepczący wśród otaczających otwartą świątynię dębów szybko by mnie ochłodził, a to groziło skurczami. Wciąż byłem rozgrzany po zaciekłej walce w krajobrazie, przy którym środek pustyni Azhaki wyglądał jak wiosenny ogród.
– Jak sobie życzysz, mistrzu Seyonne – odparła, marszcząc z niesmakiem nos i krzywiąc usta w znanym mi grymasie dezaprobaty. Zabrała swoje woreczki z ziołami i lekarstwami, zwitek czystego płótna i podłużne drewniane pudełko, w którym schowałem srebrny sztylet i okrągłe lustro używane przeze mnie do walki z demonami. – Dokończę oczyszczania i inwokacji.
Wywołała we mnie poczucie winy, które niemal wystarczyło, by skłonić mnie do pozostania i pomocy w czynnościach, które według ezzariańskiego obyczaju Strażnik i Aife powinni wykonać wspólnie, by upewnić się, że w świątyni nie zachował się żaden ślad demona. Bez trudu mogłem sobie wyobrazić, jak dodaje to ostatnie wykroczenie do wydłużającej się listy moich przewinień. Lecz perspektywa zejścia Fionie z oczu choćby na kilka chwil sprawiała, że chętnie opuściłbym znacznie więcej niż tylko kilka bezsensownych rytuałów. Docierałem do punktu, w którym nie można już dłużej udawać, choćby miało to sprawić, że moje życie stanie się żałosne. Byłem bardzo zmęczony.
Pełnym nagany gestem Fiona rzuciła garść liści jasnyru na tlące się popioły ogniska; słodko-gorzki dym przepłynął obok mnie prosto w deszczową noc.
Mimo wciąż padającej mżawki, późnej pory i gorącego pragnienia, by znaleźć się w łóżku obok żony, podążyłem doskonale znaną mi ścieżką po otwartej przestrzeni. Oddychałem głęboko – świeży zapach nocy działał jak balsam na obolałe, poranione ciało i ściśnięte kłopotami serce. Deszcz… świeża trawa… żyzna czarna ziemia… gnijące liście dębu. Melydda – prawdziwa moc, czarodziejstwo – w każdym liściu i źdźble. Ezzaria. Nasza błogosławiona kraina. Podziękowałem w myślach dziedzicowi cesarstwa, jak to robiłem zawsze, gdy chodziłem leśnymi ścieżkami albo siedziałem na zielonych, łagodnych zboczach wzgórz.
Od czasu nocy pomazania nie rozmawiałem z Aleksandrem. Podczas gdy moje dni zajmowała odbudowa Ezzarii i wznowienie wojny z demonami, jego los zawiódł w najdalsze zakątki rozległego imperium. Minęły prawie dwa lata od chwili, gdy połączyliśmy jego siłę i moją moc, by pokonać Gai Kyalleta, władcę demonów, i zniweczyć khelidzki spisek mający na celu osadzenie na Lwim Tronie cesarza zarażonego demonem. Gdy myślałem o szalonym i aroganckim księciu, nie mogłem powstrzymać uśmiechu, co było chyba najdziwniejszym efektem naszej szalonej przygody. Jak często niewolnik zaczyna kochać swego pana jak brata, a pan odwzajemnia miłość darami zmienionego serca i najcudowniejszą krainą na ziemi?
Ścieżka wspinała się na wzgórze; z jego szczytu popatrzyłem na zalesioną dolinę, gdzie światła lamp lśniły niczym maleńkie klejnoty na zwoju czarnego aksamitu. Gdybym zbiegł w dół, po kwadransie utonąłbym w blasku ognia, ciepłych kocach, kochanych ramionach i ciemnych włosach rozjaśnionych czerwono-złotym światłem. Lecz jak zawsze gdy chodziłem tą ścieżką, usiadłem na wapiennym urwisku, wyglądającym jak ząb wystający z kości ziemi. Choć przestałem wierzyć, że mogę walczyć bez pomocy – próba wewnątrz duszy Aleksandra nauczyła mnie przynajmniej tego – nadal potrzebowałem chwili samotności, gdy walka dobiegała końca. Czasu, by krew rozpalona płomieniem zaklęć ostygła. Czasu, by niezwykła koncentracja niezbędna do walki z demonem zmieniła się w zwykłą percepcję spokojnego świata. Czasu, by złagodzić ciężar, jakim było życie pełne przemocy – nawet w szlachetnym celu. A po szesnastu latach niewoli, podczas której nie mogłem sobie pozwolić na życie poza chwilą obecną, gdyż zatonąłbym w bólu istnienia, chwile gdy siedziałem, spoglądałem w dół i radowałem się oczekiwaniem, były wprost niebiańską przyjemnością.
Jak to miało miejsce przez ostatnich kilka miesięcy, podczas tych krótkich chwil starałem się zapomnieć o gniewie, frustracji i oburzeniu, zanim wyruszyłem do domu, do Ysanne. Przez pół życia byłem niewolnikiem Derzhich. Zostałem pojmany, gdy miałem osiemnaście lat, a rozrastające się cesarstwo Derzhich w końcu pochłonęło Ezzarię. Przez wiele lat bólu i upokorzeń moje życie stanowiło esencję tego, co mój lud uznawał za nieczyste. Ezzariańskie prawo uważało nieczystość za otwartą drogę dla zemsty demonów i dlatego nawet kiedy Aleksander mnie uwolnił, miałem być ignorowany… a właściwie martwy. Żadnemu Ezzarianinowi nie wolno się było do mnie odzywać ani żadnym gestem uznawać mojego istnienia, słyszeć żadnego słowa, które płynęło z moich ust, abym nie zaraził ich swoim skażeniem, co zagroziłoby naszej tajemnej wojnie. Jedynie siła argumentów wnuczki mojego nieżyjącego mentora i mojej żony, królowej Ezzarii, przekonała moich rodaków, że okoliczności bitwy z władcą demonów były tak niezwykłe, że zasłużyłem na wyjątkowe traktowanie.
Jesienią roku mojego uwolnienia i powrotu przenieśliśmy się z powrotem do odległej, południowej krainy, którą Aleksander nam oddał, i wróciliśmy do służby, o której niewielu ludzi poza granicami Ezzarii w ogóle miało pojęcie. Znów zostałem Strażnikiem Ezzarii, który wędrował w udręczonych duszach po ścieżkach zaklęć utkanych przez Aife i tam stawiał czoła demonom, które doprowadzały swe ludzkie ofiary do szaleństwa lub karmiły się ich złem. I tak oto w wieku trzydziestu pięciu lat powróciłem do życia w tym samym miejscu, w którym się skończyło, gdy miałem lat osiemnaście.
Jak się spodziewałem, niektórzy z rodaków nie byli zachwyceni moim powrotem i przysięgali, że sprowadzę katastrofę na Ezzarię. Nigdy się jednak nie spodziewałem, że głosy te będą tak silne, iż zostanie mi przydzielony obserwator, który będzie za mną podążał w każdej chwili każdego dnia, czekając, aż się potknę, popełnię błąd, okażę najmniejszy ślad opętania. W ciągu minionego roku ponad dwieście razy walczyłem z demonami. Bywały dni, gdy wstępowałem w portal Aife, nadal krwawiąc po poprzedniej walce, dni podobne do trzech ostatnich, gdy spałem zawinięty w płaszcz na podłodze świątyni, ponieważ dostaliśmy wieści, że przygotowano kolejną walkę, znaleziono kolejną udręczoną duszę, która potrzebowała naszej pomocy. Ile czasu zajmie, nim udowodnię, że jestem tym, za kogo się uważam – człowiekiem ani lepszym, ani gorszym od innych, próbującym znaleźć sens w swoim dziwacznym życiu? Do tego czasu miała mi towarzyszyć Fiona.
1 2 3 14 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Po prostu fantasy
— Eryk Remiezowicz

Tegoż twórcy

Na duszy jadąc
— Eryk Remiezowicz

Książę i niewolnik
— Eryk Remiezowicz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.