Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 3 czerwca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Elizabeth Moon
‹Prawo odwetu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułPrawo odwetu
Tytuł oryginalnyMarque and Reprisal
Data wydania26 sierpnia 2006
Autor
Wydawca ISA
CyklWojny Vattów
ISBN83-7418-095-1
Format384s. 135×205mm
Cena29,90
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Prawo odwetu

Esensja.pl
Esensja.pl
Elizabeth Moon
« 1 2 3 4 5 19 »

Elizabeth Moon

Prawo odwetu

Implant wyświetlił mu wygląd obiektów – pozbawionych okien, bezzałogowych pojazdów o krótkich skrzydłach – na chwilę przed rozbłyskiem, grzmotem i niosącym śmieci podmuchem powietrza, który poturlał go po asfalcie. Po chwili drugi rozbłysk, wybuch i znacznie cichszy grzmot.
Zamrugał oczami i podźwignął się na kolana. Gaspard złapał go za ramiona; wyprostowany pilot był biały jak śnieg. Biurowiec zamienił się w kłębowisko płomieni i gęstych tumanów kurzu. A za nim, po prawej, gdzie niegdyś wznosił się wygodny dom, teraz biła w niebo kolumna ognia i dymu.
– Myris! – wyrzucił z siebie. – San! – Wyrwał się Gaspardowi i pognał do biurowca, ponieważ był bliżej. Tuż koło siebie czuł biegnącego Gasparda, choć nie słyszał jego kroków, zagłuszanych wypełniającym uszy rykiem i trzeszczeniem płomieni.
Ktoś wypadł chwiejnie ze środka i Gerard zwolnił, żeby się przyjrzeć. Jedna z recepcjonistek; z okopconej twarzy wyzierały białka wytrzeszczonych oczu.
– Co…?
– Zajmij się nią – rzucił do pilota. – Wezwij… – Lecz służby ratownicze obsługujące ten kraniec wyspy mieściły się po drugiej stronie biurowca. Jeśli przeżyli, mieli pełne ręce roboty. – Dzwoń do miasta. Po pogotowie medyczne. Dzwoń do miasta… ostrzeż Stava… – Na zewnątrz wytoczyły się dwie kolejne postacie, jedna trzymała drugą wpół; Gerard ruszył w ich stronę.
– Ma pan telefon czaszkowy! – wrzasnął do niego Gaspard.
Zamrugał oczami, podrażnionymi gryzącym dymem. Zgadza się. Miał. Trzęsącymi się palcami mentalnymi wybrał numer brata.
– Gerry? – odebrał Stavros. – Co się stało… nie przyjeżdżasz po południu?
– Zarządź ewakuację budynku – powiedział Gerard.
– Co?
– Ktoś właśnie zbombardował naszą siedzibę w Corleigh – wyjaśnił Gerard. – Jakieś bezzałogowe samolociki. Opróżnij kwaterę główną – będzie następnym celem.
– Właśnie otrzymałem ansiblem wiadomość o kłopotach na Allway – stwierdził Stavros. – Powiązanie?
Na dłoni Gerarda wylądował rozżarzony węgielek; strzepnął go niecierpliwie.
– Oczywiście. Do licha, opróżnij budynek.
– Uruchomiłem już alarm, Gerry. Wychodzą. Wiesz doskonale, że to musi zająć trochę czasu.
Nie mieli czasu. Zdawał sobie z tego sprawę, zbliżając się do szalejących płomieni i przygotowując się do wejścia do środka, by ratować ocalałych.
– Ogłoś alarm powszechny. Niech nasi ludzie wiedzą…
– W porządku. Już. Jesteś cały?
– Żyję. Muszę tam wejść i sprawdzić, czy San…
– Gerry… nie rób tego. Pozwól zrobić to ratownikom…
– Nie ma ich – odparł Gerard. Popołudniowa bryza odepchnęła kolumnę dymu na bok i ujrzał, że bomba spadła dokładnie na tamten koniec budynku.
– Myris?
– Dom też trafili. Nie wiem. Po obiedzie wybierała się na basen popływać; modlę się, żeby to zrobiła. – Nawet basen dawał jakąś ochronę. Poza tym, był jeszcze personel, sprzątający po lunchu. Zamknął na chwilę oczy i zmówił krótką, żarliwą modlitwę. – Stav… słyszałem, co mówiłeś. Wychodzą. Ty też wyłaź. Zejdź do bunkra.
– Zaraz to zrobię – obiecał Stavros. – Jak tylko skończę. Wysyłam ostrzeżenie do wszystkich systemów… w porządku. Zostawiam resztę zadań ochotnikowi i wychodzę.
Żar był zbyt wielki; płomienie paliły mu twarz wiele metrów od pożogi. Przypomniał sobie o zbiornikach z paliwem dla pojazdów ratowniczych w chwili, gdy kolejna eksplozja zbiła go z nóg i cisnęła na coś twardego i ostrego, a następne trzy obruszyły na niego fragment budynku.
Ocknął się, kiedy Gaspard i stary George wygrzebywali go spod gruzu. Z każdym oddechem lewy bok przeszywał ból. Podejrzewał złamanie żebra. Albo dwóch. Rozkaszlał się i poczuł kolejne dźgnięcie bólu. Z ruin wciąż buchał dym, ale większość płomieni przygasła… pozostawiając resztki ścian i szpice niemożliwych do zidentyfikowania fragmentów zbrojenia. Wpatrywał się w pogorzelisko wraz z żałośnie nieliczną grupką ocalałych. Gdzieś tam był San, jego jedyny syn na tej planecie. Zapewne martwy… odwrócił się, nie chcąc więcej patrzeć.
Gaspard towarzyszył mu w chwiejnej wędrówce do domu. Nie pozostało z niego nic, oprócz dziury w ziemi. Ogród pokryty był warstwą śmieci; spod ramy okiennej wystawał nietknięty krzak orchidei. Obeszli gruzowisko i dotarli na tyły, gdzie fragmenty dachu zburzyły mur otaczający zieleniec. Na powierzchni olbrzymiego basenu unosiła się zbita masa szczątków… kawałki drewna, kartki papieru, strzępy ubrań, różowe liście kwitnących jabla oraz szerokie haricondów, każdy pokryty warstwą pyłu i nierozpoznawalnych odłamków. Na jego oczach część z nich zatonęła, gdy wiatr poruszył wodę.
Klęczał na skraju basenu, oślepiony i niezdolny wykrzyczeć jej imienia ustami pełnymi strachu i udręki. Ktoś płakał, ktoś powtarzał w kółko jej imię, ktoś miał mokre ręce. Szczypiąca woda omywała oparzenia. Ktoś ciągnął ją za ramię, starając się wydobyć jej twarz spod powierzchni, nie zważając na czerwone smugi, różowiejące w brudnej wodzie.
A potem leżał na plecach, przygniatając kogoś mówiącego do niego i widział ją, spoczywającą w blasku słońca przyćmiewanego kłębami dymu. Woda wypływała spod niej, tworząc powiększającą się, zabarwioną na czerwono kałużę, a ona nie odwróciła ku niemu głowy, nie krzyknęła, nie zapytała, co się stało.
Ktoś przytknął mu butelkę do warg. Wyczuł ostry zapach whisky, na którą nie miał ochoty, niemniej pociągnął łyk, ponieważ miał wyschnięte gardło i zakrztusił się, gdyż okazało się zbyt wysuszone. Przeszył go ból, niemal równie intensywny jak ten, który szarpał jego serce. Poczuł zapach ziemi i cebuli, i zobaczył, że przytrzymujące go ręce są uwalane błotem i sokiem roślin. Ogrodnik. Jego umysł dryfował, powoli rejestrując i kojarząc obrazy.
A potem wszystko nagle wróciło. Atak. Eksplozje. Zniknięcie domu i jego żony. Zniknięcie biura i jego syna. Ostrzegł Stavrosa. Musiał… spróbował usiąść; zakłuły go żebra. Dłonie pomogły mu, delikatnie go popychając.
– Nie żyją – usłyszał swój głos. Nadal dźwięczało mu w uszach; mówił z metalicznym pogłosem. – Wszyscy… kto przeżył?
Gaspard miał listę. Soler, Tina i Vindy z recepcji. Bonas, przebywający w toalecie w drugim końcu budynku, który nie został bezpośrednio trafiony. Gaspard. Stary George. Wszyscy trzej ogrodnicy. Mały Ric, zamiatający frontowy ganek i podjazd, którego podmuch cisnął w okalającą drogę gęstwinę palm i jabla.
Wszyscy patrzyli w niebo. Musiał coś zrobić, zabrać się za przywracanie porządku.
– Woda – usłyszał starego George’a. – Trza nam wody.
– Sprawdzę zbiorniki – odezwał się podtrzymujący go ogrodnik. – O ile może pan stanąć o własnych siłach?
Mógł stać. Musiał. Nadal byli ludzie, którzy od niego zależeli.
– Idź – powiedział. – Sprawdź zbiorniki. Dziękuję.
Woda. Schronienie. Jedzenie. Obrona przed tym, kto to uczynił. Transport. Pomoc medyczna. Szturchnął swój ociężały umysł. Trzeba podjąć decyzje. Podejmij je.
Zanim zdążyli przybyć ratownicy z miasta, jedna z ocalałych osób zmarła. Gerard próbował rozmawiać z urzędnikami przybyłymi razem z ratownikami. Wciąż dzwoniło mu w uszach i z trudem stał na nogach, a oni wypytywali go o przyczynę ataku. Skąd miałby to wiedzieć? Zupełnie jakby to była jego wina. Dlaczego do akcji nie przystąpili ratownicy, ani strażacy? Dlaczego stacjonowali w biurowcu? Dlaczego pod budynkiem znajdował się rezerwowy zbiornik paliwa? Dlaczego, dlaczego, dlaczego?
Implant również nie podsuwał mu żadnych odpowiedzi. Kto to zrobił? Jak tego dokonali? Przyleciał następny samolot, wyładowany inspektorami śledczymi. Jednych znał, innych nigdy wcześniej nie widział. Ktoś przyniósł mu nadpalone krzesło z biura, żeby mógł sobie usiąść. Samolot odleciał, zabierając rannych pracowników. Mijało popołudnie; na lądowisku położył się cień wzgórz. Ktoś dokładnie go obejrzał i poradził położenie się do szpitala. Odmówił. Był otępiały i oczadziały od dymu, lecz nie mógł stąd odlecieć, jeszcze nie.
Wtem przez mgłę przebił się znajomy papuzi skrzek.
– Zabierzcie go stąd, idioci. Jest celem. – Głos przybliżył się. – Gerry… Gerry, spójrz na mnie. Skup się.
Wyglądała na równie zbzikowaną, jak przez ostatnich dwadzieścia-trzydzieści lat: rozwiane, siwiejące włosy, sukienka z drukowanego jedwabiu, sznury korali i pobrzękujące bransolety. Lecz oczy pozostawały bystre.
– Gracie – wymamrotał.
– Wyglądasz okropnie – oświadczyła. – Wstawaj, Gerry.
« 1 2 3 4 5 19 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Tegoż twórcy

Esensja czyta: Marzec-kwiecień 2009
— Jakub Gałka, Anna Kańtoch, Michał Kubalski, Joanna Słupek, Konrad Wągrowski

Ten Obcy
— Eryk Remiezowicz

Ku pokrzepieniu serc
— Eryk Remiezowicz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.