Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 20 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Martha Wells
‹Łowcy czarnoksiężników›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułŁowcy czarnoksiężników
Tytuł oryginalnyWizard Hunters
Data wydania16 lutego 2004
Autor
PrzekładSylwia Twardo
Wydawca MAG
CyklUpadek Ile-Rien
ISBN83-89004-57-7
Format436s.
Cena29,—
Gatunekfantastyka
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Łowcy czarnoksiężników

Esensja.pl
Esensja.pl
Martha Wells
« 1 2 3 4 7 »

Martha Wells

Łowcy czarnoksiężników

Gerard ruszył na górę, ale zatrzymał się, zdziwiony, gdy dziewczyna zawróciła do biblioteki, wciąż ciągnąc za sobą koc.
– Nie trzymasz jej w sejfie na górze?
– Czuje się samotna. Tam jest ciemno i zimno. Pewnie dlatego właśnie dwie pozostałe kule umarły. – Na początku istniały trzy takie przedmioty, skonstruowane przez Edouarda Viller, przybranego dziadka Tremaine, przechowywane w tajemnych skrytkach na strychu w Coldcourt. Dwie spokojnie oddały ducha po latach bezczynności, a jedna została osobiście zniszczona przez Arisilde Damala, podczas wykonywania wyjątkowo silnego zaklęcia. Kiedy ojciec Tremaine, Nicholas Valiarde, ufundował Instytut Villera, który miał kontynuować dzieło Edouarda Viller, Arisilde, współpracując ze specjalistami w filozofii naturalnej odtworzył pierwotny projekt Villera.
Tremaine poprowadziła swego gościa do biblioteki. Książki już dawno temu przestały się mieścić na sięgających sufitu półkach i zajmowały też sąsiedni salonik, jak również kilka pokoi na piętrze, ale tu wciąż znajdowała się główna część kolekcji. Choć biblioteka pilnie wymagała odkurzenia, pozostawała mimo to najprzyjemniejszym pomieszczeniem w całym domu, ze swymi różnobarwnymi, starymi parscyjskimi dywanami i miękkimi fotelami. Był to też jedyny pokój, w którym na ścianach nie widać było jaśniejszych prostokątów po zdjętych obrazach, które milcząco przypominały o stale obecnej groźbie inwazji. Zgodnie z instrukcjami, zostawionymi przez ojca, Tremaine przeniosła jego kolekcję dzieł sztuki do zapieczętowanego skarbca, ukrytego pod biurami Przedsiębiorstwa Importowego Valiarde w Vienne, razem z częścią mebli, co starszymi książkami, biżuterią matki i innymi cennymi przedmiotami. Od tamtej pory miała wrażenie, że dom stał się pustą skorupą, w której nie zostało nic, nawet ona sama. Podeszła do stojącej pod ścianą szafki ze szklanymi drzwiami i otworzyła szufladę w poszukiwaniu klucza.
– Raz jeszcze przepraszam za to najście. Wiem, że masz teraz urlop. – Gerard rzucił okiem na skąpy ogień, płonący na kominku i stosy książek, otaczające fotel. – Piszesz coś nowego?
– Uhm. – Tremaine zrezygnowała z odnalezienia klucza pośród ogryzków ołówków, skrawków papieru i najrozmaitszych rupieci, zgromadzonych przez kilka dekad i mocnym szarpnięciem otworzyła drzwi szafki. Kula spoczywała na górnej półce, razem ze licznymi pożółkłymi notatnikami i teczkami. Była nieduża, wielkości piłki do krykieta, składała się z pasów metalu o barwie miedzi, a w środku miała mnóstwo maleńkich kółeczek i zębatych przekładni. Tremaine wzięła ją z półki, tracąc na chwilę czucie w palcach po bezpośrednim zetknięciu z mocą, która drzemała w tym przedmiocie. Chuchnęła na kulę, która zrobiła się ciepła w dotyku.
Przytrzymała ją przy piersi, zamykając drzwiczki.
– Żadnych magicznych zamków? Żadnych tajemnych urządzeń? – zapytał z lekkim rozczarowaniem Gerard, podchodząc bliżej. – Rodzina Valiarde schodzi na psy.
– Naprawdę? – Gerard był zaufanym przyjacielem jej ojca, więc miał prawo do takiej uwagi, ale mimo to zabolała ona Tremaine. – Możesz od razu wbić mi nóż w plecy; po co tracić czas – mruknęła.
– Przepraszam. – Rzeczywiście wyglądał na skruszonego, gdy odbierał od niej kulę. – Zawsze lubiłem tajemne magiczne zamki – dodał z żalem.
– Ja także. – Tremaine przyglądała się, jak wewnątrz kuli błękitne i złote światełka gonią się po swych metalowych ścieżkach. Łącząc w sobie zdobycze alchemii i filozofii naturalnej, kula posiadała, ale dziewczyna nie miała pojęcia, skąd się to bierze. Ta właśnie kula nigdy nie była badana w Instytucie. Wuj Ari dał ją Tremaine, gdy ta była jeszcze mała, w dniu, kiedy jej ukochany kot umarł ze starości. Czarnoskiężnik powiedział wtedy dziewczynce, że okrucieństwem byłoby przedłużać życie zwierzęcia, ale ten przedmiot może także stać się jej przyjacielem. Wuj Ari nie zawsze grał w otwarte karty, ale był bardzo miły. Jako pierwszy rozpoczął wielkie badania Instytutu Villera i stał się też pierwszą ofiarą. – Daj jej minutę, żeby się rozgrzała – rzekła Tremaine.
Gerard przyglądał się jej z powagą.
– Miałem ją w ręku, gdy Arisilde ładował ją po raz pierwszy, ale to było wiele lat temu. Czy łatwo się nią posługiwać?
Wzruszyła ramionami.
– Nigdy nie miałam nią większych kłopotów, ale też nigdy nie używałam jej do rzucania prawdziwych zaklęć. – Nie trzeba było czarnoksiężnika, by uruchomić kulę, ale należało mieć choć odrobinę talentu do magii. Pra-prababcia Tremaine była potężną czarownicą i wszyscy w rodzinie jej matki mieli pewne zdolności magiczne, chociaż sama matka Tremaine została aktorką. Jako dziecko Tremaine dysponowała wystarczającym zasobem magii, żeby używać kuli do odnajdywania zagubionych zabawek, tworzenia niewielkich iluzji i kolorowych świateł, ale ten niewielki talent osłabł z braku ćwiczenia. A teraz pewnie już nigdy nie zobaczy tej kuli. – Jak wam idzie? – spytała, nie spodziewając się optymistycznej odpowiedzi. – Poza tym, że Riardin wysadził się w powietrze? Oczywiście, trudno to nazwać postępem, ale…
Gerard zbyt dobrze ją znał, żeby się obrazić.
– Myślę, że jesteśmy już blisko celu. Eksperyment, który przeprowadzał Riardin… Podszedł do zaklęcia z zupełnie innej strony. – Pokręcił głową, zdjął okulary i przetarł sobie oczy. – Niewiele nam brakuje do rozszyfrowania tajników projektu Arisilde’a.
– Więc wiecie już dokładnie, co zabiło wuja Ari i mojego ojca. – Tremaine pokręciła kulą, obserwując, jak iskry znikają w jej głębi. Urządzenie było dzisiaj bardzo aktywne, o wiele bardziej niż kiedykolwiek. Może dlatego, że nie wyjmowała go od zeszłego roku. Zeszłego roku? A może jeszcze dawniej?
– Chcieli nas ochronić przed tym wszystkim, Tremaine – powiedział cicho Gerard. Machnął ręką w stronę zasłon, ściśle zakrywających wąskie okna biblioteki. – Przed tą wojną.
– Wiem. – Nicholas Valiarde i Arisilde Damal jako pierwsi odkryli ślady działalności Gardier, wrogów bez twarzy, którzy pojawili się znikąd i atakowali bez powodu, niszcząc bez trudu zarówno broń konwencjonalną jak i magiczną. Miało to miejsce na wiele lat przed tragicznym atakiem na miasto Lodun, zanim nieduży kraj o nazwie Adera został opanowany i użyty przez Gardier jako punkt wyjścia do ataków na Ile-Rien.
Tremaine nie obwiniała Nicholasa i Arisilde za to, co nastąpiło później, po tym, jak ci dwaj, przez całe życie balansujący na cienkiej linii pomiędzy życiem a śmiercią, kilka razy pod rząd popełnili błędy w ocenie sytuacji. Wzdychając, Tremaine podała kulę Gerardowi.
– Wuj Ari nigdy nie chciał tworzyć broni.
Ostrożnie odebrał od niej kulę.
– Wolałbym nie dramatyzować, ale ten przedmiot może okazać się ostatnim ratunkiem… – Popatrzył na kulę z konsternacją. – Wyłączyła się.
– Nie. – Marszcząc brwi, Tremaine odebrała mu ją. Potrząsnęła nią lekko, na co Gerard skrzywił się boleśnie, ale w końcu przyzwyczajony był on do znacznie delikatniejszych instrumentów konstruowanych przez Riardina i innych specjalistów, którzy próbowali odtworzyć dzieło Arisilde’a. – Nic się nie stało. – Podała mu ją znowu, pokazując, że w głębi urządzenia nadal poruszają się światełka.
Gerard odebrał od niej kulę, a Tremaine pochyliła się nad nią i zmarszczyła czoło, gdy urządzenie znowu zamarło. Potrząsnęła z irytacją głową i znowu wzięła instrument do ręki.
– Kiedyś przecież działała, gdy chciałeś jej użyć, prawda?
Znowu potrząsnęła kulą, ale on szybko ją pohamował.
– Może… Nie pracowałem z nią od ponad dziesięciu lat. Jeśli to dlatego… Nie mamy innych działających kul, żeby kontynuować nasze badania – rzekł.
– Chcesz powiedzieć, że cię zapomniała? – Ściągając brwi dziewczyna wysunęła kulę w jego stronę. – Spróbuj jej użyć, kiedy ją trzymam. Zrób coś prostego.
Gerard lekko położył palce na kuli, skupiając się. Przez chwilę Tremaine myślała, że nic się nie stanie. Potem wir magicznego światła przesunął się nad pięknym starym dywanem w pobliżu kominka, iskrząc jak złoty pył i sprawiając, że blask płomieni w kominku a także światło żarówki w lampie przygasły i zamigotały.
Czarnoksiężnik odetchnął z ulgą i zdjął rękę z kuli. Światło znikło.
– Nadal mnie pamięta, ale najwyraźniej potrzebuje także kontaktu z tobą. – Spojrzał jej poważnie w oczy. – Tremaine, wcale nie chcę cię o to prosić, ale… to chyba niezbędne dla dalszych badań. Jesteśmy bardzo blisko sukcesu…
Dziewczyna rozejrzała się po bibliotece, wykonując bezradny gest. Nie mogła sobie teraz pozwolić na żadne dodatkowe zajęcia. – Jestem właśnie w trakcie…
-… wiem, że to niebezpieczne, ale gdybyś…
Niebezpieczne. Tremaine popatrzyła na niego z błyskiem w oku. Doskonale. Kiwnęła głową.
– Daj mi chwilę czasu. Muszę się przebrać.
« 1 2 3 4 7 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Dla każdego, bez wymagań
— Anna Kańtoch

Tegoż twórcy

Dylematy samoświadomości
— Miłosz Cybowski

Przeczytaj to jeszcze raz: Dorożką przez Vienne
— Beatrycze Nowicka

Magiczne światło gazowych lamp
— Joanna Słupek

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.