Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 20 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Martha Wells
‹Łowcy czarnoksiężników›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułŁowcy czarnoksiężników
Tytuł oryginalnyWizard Hunters
Data wydania16 lutego 2004
Autor
PrzekładSylwia Twardo
Wydawca MAG
CyklUpadek Ile-Rien
ISBN83-89004-57-7
Format436s.
Cena29,—
Gatunekfantastyka
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Łowcy czarnoksiężników

Esensja.pl
Esensja.pl
Martha Wells
« 1 2 3 4 5 7 »

Martha Wells

Łowcy czarnoksiężników

— 2 —
Wyspa Burz w pobliżu południowego wybrzeża Syrnai
– Zobaczymy się, kiedy wzejdzie księżyc – powiedział Ilias, myśląc: Mam nadzieję.
W dole na wodzie, Halian ostrożnie balansował na ławce łódki, kolebiącej się na niewielkich falach i stukającej o skalistą ścianę podmorskiej groty. Był wysoki, spalony słońcem i wysmagany morskim wiatrem, a długie, siwiejące włosy związał sobie w prosty węzeł; Ilias nigdy nie myślał o nim, jak o kimś starym, ale teraz niepokój sprawił, iż Halian wyglądał na swoje lata.
– Jesteś pewien, że wiecie, co robicie? – zapytał, podając im zwiniętą linę.
Ilias zaśmiał się i sięgnął po nią w dół.
– Nigdy nie jestem pewien, że wiem, co robimy. – Wejście do groty znajdowało się o jakieś dwadzieścia kroków od dziobu łódki Haliana, wpuszczając blade poranne światło i gęstą mgłę, która leżała jak wełniany koc na szarobłękitnej wodzie. Skała wznosiła się na tyle wysoko, że ich statek, „Szybki” mógłby wpłynąć do środka, ale dno było niebezpieczne, gdyż spoczywały na nim szczątki licznych statków.
Dawniej niż Ilias, czy też ktokolwiek inny pamiętał, w głębi groty znajdował się port, stanowiący część starego, opuszczonego miasta, które zajmowało dalsze jaskinie, w swej znacznej większości zatopione teraz przez morze. Jednakże obecnie dostęp do kamiennych basenów portowych i falochronów blokowały drewniane szkielety wraków, splątane w jedną, gnijącą masę. W chłodnym, wilgotnym powietrzu unosił się odór rozkładu, gromadzący się w zasłonie z mgieł, którą jakiś czarownik utworzył przed wieloma wiekami dookoła wyspy. Nagłe szkwały i groźne prądy, które często porywały statki i rzucały je w otchłań sprawiły, iż miejsce to zyskało sobie nazwę Wyspy Burz.
Haliana nie zachwyciła ta próba poprawienia nastroju.
– Wiesz, co o tym sądzę – stwierdził poważnie, siadając z powrotem w kołyszącej się na falach łodzi.
– Wszystko będzie dobrze – powiedział Ilias ze zniecierpliwieniem. Kiedy Halian przyszedł wczoraj z tą sprawą do Gilieada, wywołał jeden z tych długich, uprzejmych sporów, w których obie strony faktycznie zgadzają się ze sobą, ale mimo to dyskusji nie można doprowadzić do pomyślnego zakończenia. Ilias nie miał pojęcia, jak się to skończyło; znudziwszy się wyszedł i przez resztę wizyty Haliana przesiedział razem z pasterzami na murze zagrody dla kóz.
Ze znajdującej się nad głową Iliasa szczeliny dobiegł głos Gilieada.
– Czego on chce?
Ilias wyciągnął się, żeby podać mu linę przez wąski otwór.
– Stwierdził, że jesteśmy idiotami i zamierzamy chyba popełnić samobójstwo.
– Powiedz mu ode mnie, że bardzo mu dziękuję za wsparcie – rzekł Giliead, ale w jego słowach nie było goryczy. – I niech pozdrowi mamę.
Ilias pochylił się, żeby to przekazać, ale Halian wywrócił tylko oczami, mówiąc:
– Słyszałem, słyszałem. – Sięgnął do wioseł, a Ilias zdjął cumę. Z ponurym wyrazem twarzy powiedział tylko: – Uważajcie na siebie.
Ilias uśmiechnął się. Halian w nich wierzył; miał tylko dosyć oglądania stosów pogrzebowych.
– Jasne.
Nie oglądając się za siebie, Halian skierował łódkę w stronę wejścia do groty, i wkrótce zniknął we mgle. Ilias zaparł się mocniej o śliską skałę i przepchnął się przez otwór do ciasnego korytarza powyżej, szukając szpar w omszałym kamieniu, o które mógłby zaczepić palce Giliead czekał na niego. Siedział w kucki i szukał czegoś w ich torbie. Szczelina ciągnęła się wyżej nad ich głowami, i znikła w cieniu, w miejscu, gdzie nie docierało szare światło, dobiegające z wejścia do groty.
– Gotów? – zapytał Giliead, odrzucając warkocze do tyłu i niezręcznie przekładając sobie przez głowę i ramię pasek torby. Przewyższał Iliasa wzrostem o całą głowę i trochę mu tutaj brakowało miejsca.
– Nie – odparł pogodnie Ilias. Szczelina była za mała nie tylko dla Gilieada, nie wystarczało tu także miejsca by skorzystać z broni, której woleli by używać: łuki i oszczepy nigdy by tu się na nic nie zdały. Obaj mieli ze sobą miecze, przywiązane pasami do pleców, ale dobycie ich w tej ciasnocie byłoby niemożliwe.
Giliead błysnął uśmiechem, a potem z powagą pokiwał głową:
– Ani ja.
– To chodźmy.
Wspinaczka poszła im szybciej niż poprzednim razem, ale może dlatego, że Ilias wiedział teraz, iż kiedyś się wreszcie dobiegnie końca. Szukając w zeszłym roku drogi wyjścia z jaskiń, przypadkiem odkryli tę drogę, nie wiedząc, czy prowadzi do wyjścia, czy też zakończy się ślepo gdzieś w głębi góry. Posuwali się w głębokich ciemnościach, a cuchnąca ciecz spływająca po skałach sprawiała, że było bardzo ślisko. Po jakimś czasie przestali słyszeć szum fal, uderzających o ściany położonej poniżej jaskini i jedynym dźwiękiem, jaki ich dobiegał były ich własne oddechy, szuranie butów o kamień i od czasu do czasu przekleństwo, wymamrotane, gdy którychś z nich uderzył się w głowę, albo otarł sobie skórę. Było tu także gorąco i brakowało powietrza, a Ilias wkrótce poczuł, że pot przykleja mu koszulę do pleców i piersi. Mimo to i tak tym razem wspinaczka wydawała się znacznie łatwiejsza, niż zeszłoroczne schodzenie w dół.
Giliead nakazał postój, gdy wydawało się, że są już w połowie drogi i Ilias zaklinował się na niewidocznej w ciemnościach skalnej półce, zapierając się stopami o przeciwną ścianę szczeliny. Odsuwając lepkie włosy z czoła stwierdził, że warkocz mu się rozplótł i przez chwilę zajmował się porządkowaniem włosów. Potem z trudem ściągnął bukłak z wodą z ramienia i napił się, a potem podsunął go w stronę, skąd dobiegały go szelesty, świadczące o tym, iż Giliead wciąż nie może wygodnie ulokować swego wielkiego cielska i uderzył nim o nogę swego towarzysza, by ten wiedział, co to jest. Kiedy Giliead oddał mu bukłak, Ilias zapytał:
– Co w końcu postanowiliście z Halianem wczoraj wieczorem?
– Że jestem uparty jak muł, a on jeszcze gorzej. – W jego głosie zabrzmiało smętne rozbawienie. Od czasu, kiedy pięć lat temu Halian poślubił matkę Gilieada, stając się jego ojczymem i męską głową domu, od czasu do czasu panowało między nimi napięcie. Problem ten nie istniałby, gdyby Giliead miał razem ze swoją siostrą Irisą własny dom, ale kiedy żył pod dachem, który obecnie należał do Haliana powodowało to niekiedy pewne tarcia.
– Jak muł? Wybrałbym inne słowo. – Ilias był tylko podopiecznym rodziny, bratem Gilieada z łaski a nie dzięki więzom krwi, a zatem mógł uporczywie trwać w neutralności. Pojawił się w domu Andrien jako dziecko, gdyż jego ubodzy rodzice nie byli w stanie utrzymać swego licznego potomstwa, a zwłaszcza chłopców. On i Gil nie wyglądali także na braci, gdyż przodkowie Iliasa pochodzili z głębi lądu: byli niżsi i jaśniejsi, zaś ród Gila cechowały większy wzrost oraz ciemniejsze włosy i karnacja, a ludzie ci zamieszkiwali wybrzeże już w czasach, gdy nie budowano statków.
Giliead prychnął. Ilias usłyszał, jak znowu usiłuje poprawić się i usiąść wygodniej. W końcu Gil odezwał się znowu:
– Rozumie, że chcę się upewnić.
– Że Ixion nie wrócił – dokończył Ilias. Do tej pory żaden z nich nie powiedział tego na głos, chociaż Ilias wiedział, że obaj myśleli o tym od czasu, gdy pojawiły się plotki. Mówiło się, że z wyspy znowu unosi się dym, a morze wyrzuca na odosobnione plaże ciała kreatur podobnych do tych, które hodował Ixion. Nie było to wyłącznie ludzkie gadanie; w ostatnich kilku miesiącach zaginęło o wiele więcej łodzi rybackich niż zwykle, a co więcej nie znajdowano nikogo, kto przeżył katastrofę, ani też żadnych wraków w miejscach, gdzie małe łodzie zazwyczaj miewały kłopoty. Potem nie powróciła do portu składająca się z sześciu statków handlowych flota z Argot, a następnie odkryto, że dwie małe wioski zamieszkałe przez ludzi zajmujących się zbieraniem pokłosia, położone nad brzegiem morza zostały opuszczone przez swoich mieszkańców, domy spalone, a łodzie połamane na drobne kawałki. Nicanor, prawodawca Cineth i jego żona Visolela poprosili Gilieada, by wrócił na wyspę i sprawdził, czy nie pojawił się tam na miejsce Ixiona następny czarnoksiężnik.
– On sam nie mógł wrócić – stwierdził rozsądnie Giliead. – Odciąłem mu głowę. Nikt po czymś takim nie wraca.
Ilias pamiętał to dosyć mgliście. Leżał, oparty na kolanach Gilieada w tonącej łodzi; woda na dnie była czerwona od krwi, ale wyraźnie widział pod ławką głowę Ixiona. O tym także nigdy dotąd nie rozmawiali.
– Dyani powiedziała mi, że rzuciłeś ją na pożarcie świniom.
« 1 2 3 4 5 7 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Dla każdego, bez wymagań
— Anna Kańtoch

Tegoż twórcy

Dylematy samoświadomości
— Miłosz Cybowski

Przeczytaj to jeszcze raz: Dorożką przez Vienne
— Beatrycze Nowicka

Magiczne światło gazowych lamp
— Joanna Słupek

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.