Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 28 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

David Weber
‹Księżyc Buntowników›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułKsiężyc Buntowników
Tytuł oryginalnyMutineer’s Moon
Data wydania23 października 2006
Autor
Wydawca ISA
CyklDahak
ISBN83-7418-122-2
Format320s. 135×205mm
Cena29,90
Gatunekfantastyka
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Księżyc Buntowników

Esensja.pl
Esensja.pl
David Weber
« 1 2 3 4 5 6 12 »

David Weber

Księżyc Buntowników

Zapasy wystarczą mu nawet na trzy tygodnie i przez ten czas może się ukrywać w beagle’u, założywszy, że Dahak mu na to pozwoli. Ale co potem? Ucieczka najprawdopodobniej jest niemożliwa, więc jedynym rozwiązaniem jest opuszczenie statku.
Poza tym Colin czuł przemożną niechęć do pokazania, jak bardzo jest przestraszony.
– Dobrze – powiedział wreszcie. – Przyjdę.
– Dziękuję, komandorze. Atmosfera jest odpowiednia, choć może pan założyć skafander, jeśli pan woli.
– Dziękuję. – Sarkazm w głosie MacIntyre’a był odruchowy. Westchnął. – Sądzę zatem, że jestem gotów.
– Dobrze. Do pańskiej maszyny zbliża się pojazd. Powinien go pan zobaczyć po swojej lewej stronie.
MacIntyre przekręcił głowę i dostrzegł, że do kadłuba zbliża się gwałtownie pojazd w kształcie pocisku i wielkości niewielkiego samochodu, unoszący się stopę czy dwie nad ziemią. Z otworu błysnęło światło, które w spowitej półmrokiem metalowej jaskini wydawało się jasne i zapraszające.
– Widzę – powiedział, stwierdzając z zadowoleniem, że jego głos znowu brzmi normalnie.
– Świetnie. Czy mógłby pan zatem przejść na jego pokład?
– Już idę. – Odpiął pasy i wstał.
I wtedy odkrył kolejną niezwykłą rzecz. Spędził tak dużo czasu na Księżycu, zwłaszcza przez ostatnie trzy lata, gdy przygotowywał się do misji „Prometeusz”, że przyzwyczaił się do zmniejszonego ciążenia, toteż teraz niemal padł na twarz.
Oczy rozszerzyły mu się ze zdumienia. Grawitacja była niemal identyczna jak standardowa, a to znaczy, że te pajace potrafią ją włączać na życzenie!
Właściwie dlaczego nie? Po prostu ci… powiedzmy, ludzie… znacznie wyprzedzają jego technologię dwudziestego pierwszego wieku, prawda?
Gdy otwierał właz, mimo zapewnień Dahaka jego mięśnie napięły się, lecz powietrze, które go owiało, wcale go nie zabiło. Prawdę mówiąc, pachniało lepiej niż to we wnętrzu beagle’a. Było świeże i nieco chłodne, z nutą jakiegoś pikantnego, nieco sosnowego zapachu, i kiedy wziął głębszy oddech, nieco się rozluźnił. Naprawdę trudno bać się obcych, którzy oddychają czymś takim – zakładając, że nie przygotowali tego wyłącznie dla niego.
Do ziemi było jakieś cztery i pół metra; schodząc po uchwytach ratunkowych, żałował, że gospodarze jednak włączyli grawitację. Podszedł ostrożnie do czekającego pojazdu.
Wyglądał całkiem niewinnie. Wewnątrz znajdowały się dwa wygodne fotele przygotowane dla kogoś o ludzkich wymiarach, lecz nigdzie nie widać było tablicy rozdzielczej. Najbardziej jednak interesującą rzeczą był fakt, że górna część karoserii była przezroczysta… ale tylko od wewnątrz. Z zewnątrz wyglądała dokładnie tak samo, jak ziemia pod jego nogami.
Wzruszył ramionami i wsiadł; zauważył, że wiszący w powietrzu pojazd nawet się nie ugiął pod jego ciężarem. Wybrał fotel po prawej stronie, po czym zmusił się do pozostania w bezruchu, gdy wyściełane siedzenie zaczęło się dopasowywać do kształtu jego ciała. Potem właz się zamknął.
– Jest pan gotów, komandorze? – spytał gospodarz; jego głos nie dobiegał z jakiegoś konkretnego miejsca. MacIntyre kiwnął głową.
– Jedziemy – powiedział i pojazd zaczął się poruszać.
Przynajmniej tym razem czuł ruch. Przyspieszenie rzędu dwóch g wcisnęło go w siedzenie. Nic dziwnego, że to coś miało kształt pocisku! Pojazd mknął przez jaskinię wprost na metalową ścianę. Komandor odruchowo skurczył się, lecz tuż przed uderzeniem w przeszkodę otworzył się właz i wpadli do następnej jasno oświetlonej sali, tym razem o szerokości dwóch-trzech takich pojazdów.
Colin pomyślał, czy nie należałoby jeszcze porozmawiać z Dahakiem, lecz ponieważ jedynym prawdziwym celem takiej rozmowy byłoby uspokojenie nerwów i udowodnienie, że wcale się nie boi, siedział w milczeniu, przyglądając się śmigającym za szybą ścianom i usiłując oszacować prędkość, z jaką lecieli.
Szybkość sprawiała, że ściany zlewały się w jednolite pasmo. Wreszcie prędkość spadła do znajomego uczucia swobodnego spadania i MacIntyre poczuł, jak zdziwienie usuwa z jego duszy resztki paniki. Ta baza była większa od największych ludzkich konstrukcji, jakie kiedykolwiek widział. Jak, na Boga, grupa obcych zdołała wykonać tak wielki projekt i nikt tego nie zauważył?
Poczuł kolejny zryw i ciągnącą w bok siłę bezwładu, po czym pojazd przejechał przez łukowato zakrzywione skrzyżowanie i wpadł do następnego tunelu. Wydawało się, że korytarz ciągnie się w nieskończoność, tak samo jak ten, w którym stał jego beagle. Wreszcie po jakimś czasie zaczęli zwalniać.
Pierwszym sygnałem było poruszenie się wnętrza. Cały kokpit przesunął się gładko w tę stronę, z której przyjechali, a później gwałtowne hamowanie wcisnęło komandora w fotel. Rozmywające się za oknem ściany zaczęły zwalniać, znów widać było detale, w tym otwory prowadzące do innych tuneli. Potem zaczęli się posuwać w niemal ślimaczym tempie. Wjechali łagodnie w prostopadły korytarz – niewiele szerszy niż sam pojazd – i zatrzymali się przed jednym z otworów. Właz otworzył się bez szmeru.
– Wysiądzie pan, komandorze? – zapytał łagodny głos. MacIntyre wzruszył ramionami i wysiadł; pod nogami poczuł coś, co wyglądało jak włochaty dywan. Pojazd zamknął właz i odjechał.
– Proszę za przewodnikiem, komandorze.
Rozejrzał się wokół i dostrzegł wiszącą w powietrzu kulę światła. Kula podskoczyła dwa razy, jakby chciała zwrócić jego uwagę, po czym skręciła niespiesznie w boczny korytarz.
Po dziesięciu minutach spaceru minął szereg drzwi opatrzonych przyciągającym wzrok nieznanym falistym pismem. Powietrze było tak świeże i chłodne, jak w jaskini, w której wylądował. Z oddali dochodziły jakieś dźwięki, ale tak ciche, że usłyszał je dopiero po kilku minutach. Były podobne do szumu wiatru w liściach drzew lub dalekiego śpiewu ptaków; stwarzały kojący nastrój, pozwalający zapomnieć o sztucznym otoczeniu.
Korytarz kończył się nagle włazem wykonanym z tego samego stopu w kolorze brązu. Był wielki jak bankowy sejf i ozdobiony wizerunkiem dziwnej trzygłowej bestii, rozkładającej skrzydła do lotu. Łby spoglądały w różne strony, jakby chciały dostrzec zagrożenie, które może się stamtąd pojawić. Uniesione przednie łapy były podobne do kocich, a pazury częściowo wysunięte, jakby istota usiłowała pokazać i jednocześnie osłonić unoszącą się tuż nad nią gromadę gwiazd.
MacIntyre natychmiast ją rozpoznał. Potarł podbródek, zastanawiając się, co ta istota z ziemskiej mitologii robi w ukrytej pod powierzchnią Księżyca bazie kosmitów. Uczucie zdziwienia zastąpił ogromny podziw graniczący niemal z grozą, gdy wielkie, zadziwiająco pełne życia oczy zaczęły go mierzyć ze spokojną powagą; Colin miał świadomość, że mogłaby ona łatwo zamienić się w gniew, gdyby przekroczył określone granice.
Nie wiedział, jak długo tak stał, spoglądając na smoka i będąc przez niego oglądanym, lecz wreszcie prowadząca go kula zakręciła się niecierpliwie w miejscu i podpłynęła bliżej do włazu. MacIntyre otrząsnął się i ruszył dalej z krzywym uśmieszkiem. Drzwi, które się przed nim otworzyły, były grube przynajmniej na piętnaście centymetrów, lecz był to zaledwie pierwszy z tuzina włazów tworzących bardzo mocną barierę. Idąc korytarzem za kulą, czuł się mały i bardzo kruchy. Potężne włazy zamykały się za jego plecami równie cicho, jak się otwierały. Starał się zwalczyć w sobie poczucie, że jest tutaj uwięziony, lecz kiedy wreszcie znalazł się u celu, natychmiast o wszystkim zapomniał.
Okrągła sala była większa niż stara sala dowodzenia pod górą Cheyenne, większa niż pokój kontroli na Sheperd. Zaskoczyła go surowa doskonałość formy, nienaganna krzywizna gigantycznych murów, które napierały na niego tak, jakby chciały mu uświadomić jego małość. Stał na wychodzącej ze ściany platformie – przezroczystej, upstrzonej tuzinem wygodnych, podobnych do foteli siedzisk, przed którymi znajdowało się coś, co przypominało konsole, choć było na nich zadziwiająco mało ekranów i guzików. Ścianę po drugiej stronie sali zajmował ogromny ekran. Na samym środku ekranu unosiła się Ziemia. Ten widok ścisnął MacIntyre’a za gardło, zupełnie jak wtedy, gdy po raz pierwszy siedział w kokpicie wahadłowca i podziwiał tę błękitno-srebrną kulę. Wydarzenia kilku ostatnich godzin dobitnie przypomniały mu, jakie więzi łączą go z tą planetą i co ona dla niego znaczy.
– Proszę usiąść, komandorze. – Cichy głos przebił się przez jego myśli łagodnie, choć wydawał się wypełniać całą przestrzeń. – Tutaj. – Kula światła zatańczyła przez chwilę nad jednym z wyściełanych foteli na samym skraju platformy, przed którym stała największa konsola. Szybko do niego podszedł. Nigdy nie cierpiał na agorafobię czy zawroty głowy, lecz platforma była tak przezroczysta, iż wydawało mu się, że stąpa w powietrzu.
Jego przewodnik zniknął, kiedy tylko usiadł; tym razem nawet nie mrugnął, gdy mebel zaczął dopasowywać się do kształtu jego ciała.
– Teraz, komandorze, spróbuję panu wyjaśnić, co się dzieje – znów odezwał się głos.
« 1 2 3 4 5 6 12 »

Komentarze

04 XII 2019   08:43:58

Wracam po raz kolejny do jej czyatnia

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Tegoż twórcy

Angielscy łucznicy kontra obcy
— Beatrycze Nowicka

Kosmiczne nudy
— Michał Foerster

Idzie ku lepszemu
— Grzegorz Wiśniewski

Krótko o książkach: Marzec 2002
— Magda Fabrykowska, Wojciech Gołąbowski, Jarosław Loretz, Eryk Remiezowicz

Odpowiedź jest oczywista
— Magda Fabrykowska

Krótko o książkach: Listopad 2001
— Wojciech Gołąbowski, Jarosław Loretz, Joanna Słupek

Obszernie o niczym
— Jarosław Loretz

Bóg, Honor i Ojczyzna
— Magda Fabrykowska

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.