Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 3 czerwca 2024
w Esensji w Esensjopedii

David Weber, Eric Flint
‹1633›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Tytuł1633
Tytuł oryginalny1633
Data wydania28 lutego 2007
Autorzy
Wydawca ISA
CyklOdłamki Assiti
ISBN978-83-7418-139-6
Format608s. 135×205mm
Cena35,90
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

1633

Esensja.pl
Esensja.pl
Eric Flint, David Weber
« 1 4 5 6 7 8 16 »

Eric Flint, David Weber

1633

– To nie dżuma, jeśli tego się obawiasz. – Głos Jamesa był bardziej ochrypły niż zazwyczaj. Nichols normalnie pracował całymi dniami, ale odkąd Melissa wyjechała z Grantville, praktycznie mieszkał w szpitalu. Jeśli tylko twarz czarnoskórego mężczyzny może być poszarzała ze zmęczenia, to twarz Jamesa taka była. Ostre, surowe rysy zdawały się być nieco łagodniejsze, jednak nie z powodu wewnętrznego ciepła, tylko z wycieńczenia.
– Ty też musisz się przespać – oznajmił stanowczo Mike.
James posłał mu ironiczny uśmiech.
– Co ty powiesz? A ile ty sypiasz, odkąd Becky wyjechała?
Gdy tak szli w stronę gabinetu Nicholsa, przedzierając się przez zatłoczone korytarze jedynego szpitala w Grantville, grymas powrócił na twarz lekarza – tym razem już wyraźny.
– Boże święty, co nas opętało, żeby wysyłać kobiety na takie dzikie pustkowie? – zapytał.
Mike parsknął.
– Paryż i Londyn nie zaliczają się raczej do „dzikich pustkowi”, James. Jestem przekonany, że James Fenimore Cooper zgodzi się ze mną w tej kwestii, jak tylko się urodzi. Podobnie George Armstrong Custer.
– Pierdoły – nadeszła momentalnie odpowiedź. – Nie jestem jakimś „pogromcą czerwonoskórych”, do cholery jasnej, jestem lekarzem. W tych czasach miasta to istny raj dla zarazków. Nawet tutaj w Grantville jest ciężko przy naszym – śmiechu warte! – tak zwanym „systemie sanitarnym”.
Dotarli do gabinetu Jamesa i Mike po raz kolejny otworzył lekarzowi drzwi.
– Zapomnij o „radosnym Paryżu”, Mike. W roku Pańskim 1633 wyrafinowana paryska koncepcja „higieny” polega na wyjrzeniu przez okno przed wylaniem zawartości nocnika.
Mike skrzywił się lekko na myśl o tym, lecz nie oponował. I tak już wkrótce czekała go dyskusja. Kpina z warunków sanitarnych w Grantville bez wątpienia stanowiła preludium do jednej z częstych tyrad Jamesa na temat szaleństwa przywódców narodów ogólnie, a przywódców Konfederacji Księstw Europejskich w szczególności. Do tych ostatnich zaliczał się oczywiście sam Mike.
Gdy już usiedli – James za biurkiem, a Mike naprzeciw niego – zdecydował się zareagować na tyradę, zanim jeszcze się rozpoczęła.
– Darujmy sobie tradycyjne kazanie – mruknął. Jego głos również brzmiał dość ochryple. Powiedział sobie wyraźnie, że nie będzie wyładowywał na Nicholsie własnej frustracji spowodowanej nieobecnością Rebeki. Chociaż irytowało go, że doktor ma niemalże obsesję na punkcie epidemii, to jednak bardzo szanował i podziwiał Nicholsa. Pomijając już fakt, że od czasu Ognistego Kręgu James stał się jednym z jego najlepszych przyjaciół, umiejętności doktora poparte jego zapałem utrzymały przy życiu setki osób. Może nawet tysiące, jeśli spojrzeć na pośrednie efekty jego pracy.
– Co jej jest? – zapytał szorstko. – Znowu grypa?
Nichols skinął głową.
– Najprawdopodobniej. Może to być coś innego – a raczej grypa plus coś innego. Ale powiedziałbym, że to raczej kolejny przypadek – z Bóg wie ilu – kiedy to amerykańskie siedlisko chorób rozsiało wśród bezbronnych tubylców nasze wysoko rozwinięte szczepy influency.
Jego wydatne usta wykrzywiły się w kwaśnym uśmiechu.
– Oczywiście jestem przekonany, że wkrótce się na nas odegrają, jak tylko dopadnie nas ospa wietrzna. A tak się stanie, możesz być spokojny.
– Udało się coś…?
James wzruszył ramionami.
– Jeff Adams uważa, że w ciągu miesiąca powinniśmy już mieć szczepionkę, i to w wystarczająco dużych ilościach. Mam tylko nadzieję, że się nie myli w kwestii stosowania krowiej ospy. Ja nie jestem do końca przekonany, ale…
Ni stąd, ni zowąd uśmiechnął się. Ten wyraz twarzy był dla niego znacznie bardziej naturalny niż grymas, jaki towarzyszył mu w ostatnich dniach.
– Wydawać by się mogło, że chłopak z getta będzie mniej pedantyczny niż wy, biali! Ale nie jestem, Mike. Boże, to się nazywa ironia losu. Pamiętam jeszcze dni, kiedy narzekałem w swej klinice w getcie, że ugrzęzłem w mrokach średniowiecza. A teraz naprawdę tak się stało.
– Uważaj, żeby Melissa nigdy tego nie usłyszała – odparł Mike z szerokim uśmiechem. – To by dopiero była tyrada!
James pociągnął nosem.
– Jej się łatwo prawi kazania o szlachetności ludzi wszelkich czasów i miejsc. Wychowano ją na bostońską intelektualistkę. Pewnie od dziecka karmiono ją poprawnością polityczną. Ja dorastałem na ulicach na południu Chicago i wiem, jaka jest prawda. Niektórzy ludzie po prostu są gnidami, a większość ludzi to lenie. A przynajmniej niechluje.
Dźwignął się z trudem z krzesła i pochylił nad blatem, opierając się całym swym ciężarem na dłoniach.
– Mike, ja naprawdę nie mam obsesji. Nie masz pojęcia, co choroba może z nami – z całym pieprzonym kontynentem – zrobić w tych warunkach. Do tej pory mieliśmy szczęście. Kilka ognisk tu i tam – nic, co można by nazwać epidemią. Ale to tylko kwestia czasu.
Wskazał kciukiem na leżące za oknem miasteczko Grantville.
– Jaki jest sens tłumaczenia ludziom co wieczór w programach telewizyjnych, że higiena osobista jest istotna, kiedy większości z nich nie stać na ubrania na zmianę? Co mają zrobić w samym środku Niemiec w zimie? Stać nago w kolejce do jednej jedynej pralni z prawdziwego zdarzenia?
Po uśmiechu nie było już śladu.
– Podczas kiedy my poświęcamy nasze cenne zasoby na budowanie coraz to nowszych zabawek dla tego pieprzonego króla, zamiast na przemysł włókienniczy i odzieżowy, wszy mają używanie. A gwarantuję ci, że choroby wybiją więcej osób – więcej żołnierzy tego durnego Gustawa – niż wszystkie wojska Habsburgów i Burbonów na całym świecie.
Mike wyprostował się. Znów przyszła pora na kłótnię i nie było sensu jej unikać. James Nichols był równie uparty i nieustępliwy, jak inteligentny i pełen poświęcenia. Mike przynajmniej w połowie zgadzał się z doktorem, co sprawiało, że z jeszcze większym uporem bronił Gustawa Adolfa – oraz, rzecz jasna, swej własnej polityki. Stany Zjednoczone, których prezydentem był Mike Stearns, stanowiły po prostu kolejne księstwo wchodzące w skład Konfederacji Księstw Europejskich pod rządami króla Szwecji. Nawet jeśli w praktyce cieszyły się niemalże suwerennością.
– James, nie można tego sprowadzać do zwykłej arytmetyki. Ja wiem, że choroby i głód to prawdziwi zabójcy. Ale każdy kolejny rok jest inny. Jeżeli ustabilizujemy Konfederację i zakończymy wojnę trzydziestoletnią, wtedy będziemy mogli zacząć na serio planować przyszłość. Ale do tego czasu…
Ciężko westchnął.
– Czego ode mnie oczekujesz, James? Mimo wszystkich jego uprzedzeń i dziwactw oraz koszmarnego podejścia do wielu kwestii Gustaw Adolf jest najlepszym władcą tych czasów. Wiesz o tym równie dobrze jak ja. I podobnie jak ja nie sądzisz, że Grantville dałoby sobie radę samo – bez przeznaczania jeszcze większej ilości zasobów na cele czysto militarne. Przynależność do Konfederacji, pomimo wszelkich minusów – a sądzę, że rozumiem je lepiej niż ty – to najlepsza opcja. Ale równocześnie oznacza, że nie mamy innego wyjścia, jak robić wszystko, co w naszej mocy, żeby Konfederacja utrzymała się na powierzchni.
Zerwał się i przemierzył trzema krokami odległość do okna. Ze złością wyjrzał na zewnątrz. Z gabinetu Nicholsa mieszczącego się na samej górze dwupiętrowego szpitala roztaczał się widok na tętniące życiem małe miasto.
Tętniące życiem i rojące się od ludzi. Senne appalachijskie miasteczko, które dwa lata temu przeszło przez Ognisty Krąg, już dawno zniknęło, choć oczywiście Mike ciągle jeszcze widział pozostałości po nim. Jak większość miasteczek w Wirginii Zachodniej, tak i Grantville cierpiało na spadek liczby ludności w dziesięcioleciach poprzedzających Ognisty Krąg. W centrum wznosiło się kilka wysokich, kilkupiętrowych budynków, które niegdyś stanowiły siedziby centrali przemysłu górniczego i gazowniczego. W przeddzień tajemniczej i wciąż niewyjaśnionej katastrofy kosmicznej, która przeniosła miasteczko do siedemnastowiecznej Europy, budynki te stały niemal puste. Teraz były wypchane po brzegi, a wszędzie wyrastały nowe – co prawda siermiężne, ale zawsze.
Ten widok nieco go uspokoił. Niezależnie od tego, co zrobił, niezależnie od błędów, jakie mógł popełnić, Mike Stearns i jego polityka przekształciły Grantville wraz z przyległymi terenami w jeden z nielicznych obszarów w środkowej Europie, na których rozkwitała gospodarka i wzrastała liczba ludności. I to wzrastała gwałtownie. Nawet jeśli upór Mike’a w kwestii wspierania kampanii zbrojnej Gustawa Adolfa doprowadzi do śmierci wielu ludzi (a że tak właśnie będzie, wiedział równie dobrze jak Nichols), to jeszcze większą liczbę ludzi utrzyma przy życiu. Przy życiu i w dobrobycie.
Taką przynajmniej miał nadzieję.
– Co ja mam zrobić, James? – powtórzył raczej łagodnie niż ze złością. – Znaleźliśmy się w trójszczękowym imadle, a mamy tylko dwie ręce, żeby się bronić.
Nie odwracając się od okna, uniósł palec.
« 1 4 5 6 7 8 16 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Tegoż twórcy

Angielscy łucznicy kontra obcy
— Beatrycze Nowicka

Cudzego nie znacie: My już są Amerykany
— Miłosz Cybowski

Kosmiczne nudy
— Michał Foerster

Cudzego nie znacie: Średniowieczna SF
— Ewa Pawelec

Idzie ku lepszemu
— Grzegorz Wiśniewski

Krótko o książkach: Marzec 2002
— Magda Fabrykowska, Wojciech Gołąbowski, Jarosław Loretz, Eryk Remiezowicz

Odpowiedź jest oczywista
— Magda Fabrykowska

Krótko o książkach: Listopad 2001
— Wojciech Gołąbowski, Jarosław Loretz, Joanna Słupek

Obszernie o niczym
— Jarosław Loretz

Bóg, Honor i Ojczyzna
— Magda Fabrykowska

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.