WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Tytuł | 1633 |
Tytuł oryginalny | 1633 |
Data wydania | 28 lutego 2007 |
Autorzy | David Weber, Eric Flint |
Wydawca | ISA |
Cykl | Odłamki Assiti |
ISBN | 978-83-7418-139-6 |
Format | 608s. 135×205mm |
Cena | 35,90 |
Gatunek | fantastyka |
WWW | Polska strona |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | MadBooks.pl |
Wyszukaj w | Selkar.pl |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
1633Eric Flint, David Weber
Eric Flint, David Weber1633Wysunęła krzesło, na którym wcześniej rozwiesiła szal, i usiadła. – I w związku z tym musimy podjąć pewną decyzję. Dłuższy pobyt w Paryżu nie ma najmniejszego sensu. Pytanie brzmi: jaką drogą wyruszymy do Holandii? Nagły ruch w drzwiach zwrócił jej uwagę. Do kuchni wkroczył młodszy kolega Jeffa, Jimmy Andersen. Za jego plecami Rebeka dostrzegła pozostałych pięciu żołnierzy z oddziału Heinricha. Poczekała, aż wszyscy weszli do środka i albo gdzieś przycupnęli, albo oparli się o ściany. Rebeka przypuszczała, że jej partnerskie zwyczaje wprawiłyby w osłupienie większość ambasadorów w historii ludzkości. Całą swą świtę traktowała jak kompanów, a nie jak podwładnych. Nie widziała w tym niczego złego. Była intelektualistką i jako taka cieszyła się każdą rozmową i polemiką. – Oto jaki mamy wybór – oznajmiła, gdy już wszyscy słuchali. – Możemy podróżować drogą lądową albo spróbować wynająć przybrzeżny statek. Jeśli wybierzemy to pierwsze, Richelieu zaoferował, że da nam eskortę do terytorium hiszpańskiego i zapewnił mnie, że zdobędzie od Hiszpanów pozwolenie, żebyśmy bezpiecznie przedostali się do Zjednoczonych Prowincji. Gretchen i Jeff już kręcili głowami. – To pułapka – warknęła Gretchen. – Po drodze urządzi na nas zasadzkę. Heinrich również kręcił głową, lecz jego gest skierowany był do Gretchen. – Absolutnie nie – powiedział stanowczo. – Richelieu jest mężem stanu, Gretchen, a nie ulicznym oprychem. – Uśmiechnął się nieznacznie. – I to nie jest kwestia moralności, bo prędzej zaufałbym rozbójnikowi. Po prostu gdyby kazał nas zamordować wtedy, gdy oficjalnie jesteśmy pod jego opieką, cała jego reputacja ległaby w gruzach. Gretchen patrzyła na niego wściekłym wzrokiem, lecz Heinrich był niewzruszony. – Owszem, ległaby. I przestań tak na mnie patrzeć, głupia dziewucho! Nienawiść do wrogów jest czymś pięknym i wspaniałym, lecz nie wtedy, gdy ci robi wodę z mózgu. – Zgadzam się z Heinrichem – wtrąciła się Rebeka. – Jednym z głównych powodów, dla których Richelieu odniósł sukces, jest to, że ludzie mu ufają. Za wszystko ręczy własnym słowem. Taka jest prawda, Gretchen, i myśl sobie, co chcesz. Sięgnęła ręką za siebie i zdjęła z oparcia szal. Był wystarczająco suchy, więc zaczęła go składać. – Nie mam najmniejszych wątpliwości, że jeśli przyjmiemy jego propozycję, Richelieu zapewni nam bezpieczeństwo. Z drugiej jednak strony nie mam żadnych wątpliwości, że… Heinrich zaśmiał się cicho. – Będzie to najdłuższa podróż, jaką ktokolwiek odbył z Paryża do Holandii. Nie więcej niż kilkaset kilometrów – a założę się o co tylko chcecie, że dotarcie tam zajęłoby nam tygodnie, a może nawet miesiące. W tym momencie wrogość Gretchen znalazła nowy cel i Niemka odzyskała swą normalną przytomność umysłu. – I to bez żadnego problemu. Co pięć kilometrów złamana oś. Kulawe konie. Niespodziewane objazdy z powodu niespodziewanych powodzi. Wszystkie mosty zmiotły fale i – coś niebywałego – nikt nie wie, gdzie jest bród. Co najmniej dwa tygodnie na granicy, użeranie się z hiszpańskimi urzędnikami. Do wyboru, do koloru. Jeff przez cały czas obserwował Rebekę. – A jaki jest problem z tą drugą możliwością? Rebeka skrzywiła się. – W portach na północy Francji dzieje się coś, czego Richelieu nie chce nam pokazać. Nie wiem, co to może być, ale tu nie chodzi tylko o sojusz z Holendrami. Jestem tego niemal pewna. A to oznacza – uśmiechnęła się do Heinricha – i tutaj ja się założę, że nie zostaniemy wpuszczeni do Hawru. Richelieu już zadba o to, żeby znalazła się jakaś wymówka. – Masz rację – przyznał Heinrich. – Trzeba będzie wsiąść na statek w którymś z mniejszych i bardziej odległych portów. Major najwyraźniej już wybiegał myślami w przód. Jak każdy wytrawny żołnierz, miał niemal instynktowną orientację w terenie. A podczas gdy Rebeka spędziła ostatnie dwa lata na pochłanianiu książek, które przeniosły się wraz z Grantville, Heinrich z równie wielkim zapałem zgłębiał tajniki cudownych map i atlasów, które posiadali Amerykanie. W tym momencie jego wiedza o geografii Europy była niemal encyklopedyczna. – Wciąż nie widzę, w czym problem – powiedział Jeff. – Nawet jeśli podróż wydłuży się o dwa albo trzy dni, to co z tego? Nadal będziemy w stanie dotrzeć do Holandii w ciągu dwóch tygodni. – Piraci – odpowiedzieli niemal równocześnie Heinrich i Rebeka. Rebeka uśmiechnęła się i dała mężczyźnie znak głową, żeby kontynuował. – Kanał Angielski aż roi się od tych drani – warknął major. – Trwa to od stuleci, ale tak źle jak teraz to chyba jeszcze nigdy nie było: Francuzi i Hiszpanie zajmują się problemami na lądzie, a na tronie angielskim zasiada ten żałosny Karol. Pięciu z sześciu zgromadzonych w kuchni żołnierzy kiwnęło potakująco głowami. Szósty, Jimmy Andersen, który poza Jeffem był jedynym rodowitym Amerykaninem w tej grupie, gapił się na niego z wybałuszonymi oczyma. – Piraci? Na Kanale Angielskim? Rebeka z trudem powstrzymała się od śmiechu. Chociaż przez te dwa lata Amerykanie zdążyli już nieźle przystosować się do realiów siedemnastowiecznej Europy, wciąż jednak zdarzało im się podświadomie myśleć starymi kategoriami. Dla nich wszystko co związane z „Anglią” niosło w sobie takie skojarzenia, jak: bezpieczeństwo, pewność, a czasem wręcz nuda. Sam pomysł piratów na Kanale Angielskim… – Skąd oni się wzięli? – zapytał Jimmy. – Większość ich baz wypadowych mieści się w północnej Afryce – odparł Heinrich. Wzruszył ramionami. – Oczywiście nie wszyscy to Maurowie. „Kaprowie” na usługach hiszpańskich, którzy robią wypady z Dunkierki i Ostendy, napadając na holenderskie statki, oraz dunkierczycy nie są zbyt wybredni, jeśli chodzi o ofiary. Nawet u Maurów pewnie połowa załóg wywodzi się z Europy. Hieny całego świata. Jimmy wciąż kręcił głową z niedowierzaniem. Jeff, który zawsze przystosowywał się do rzeczywistości szybciej niż jego kolega, posłał Rebece znaczące spojrzenie. – Czyli, krótko mówiąc, uważacie, że jeśli wybierzemy drogę morską… Jak trudno byłoby Richelieu zorganizować napaść piratów? Rebeka nie była pewna. Heinrich również, sądząc po wyrazie jego twarzy. Gretchen za to była pewna. – Bez wątpienia tak zrobi! – ucięła. – On jest jak pająk. Wszędzie ma swą sieć. Jak zawsze w przypadku Gretchen, odpowiedź była równie pewna jak analiza problemu. Tak jak myślała Rebeka, dziewięciomilimetrowiec był na swoim miejscu. Chwilę później Gretchen trzymała go w dłoni. Położyła go zdecydowanym ruchem na stole. – Piraci, tak? – Omiotła całą kuchnię wrogim spojrzeniem. – Dajmy im posmakować szybkostrzelności, chłopcy. Co wy na to? Ochrypły i pełen aprobaty śmiech dobył się z gardeł żołnierzy. Rebeka spojrzała na Heinricha. Wzruszył ramionami. – Jak dla mnie, to jest równie dobre rozwiązanie, jak każde inne. Wzrok Rebeki padł teraz na Jeffa i Jimmy’ego. Twarz Jeffa, co wcale jej nie zdziwiło, wyrażała zacięty upór, z jakim popierał żonę. Jimmy zaś… Teraz już nie mogła się nie roześmiać. Może i czasem realia tego nowego świata otumaniały Jimmy’ego Andersena, lecz wciąż był to nastolatek zapatrzony w gry, który cieszy się każdą nadarzającą się okazją. – Ale ekstra! Wypróbujemy granatniki! Rozdział 3 Doktor James Nichols skończył myć ręce, odwrócił się od umywalki i pomachał energicznie dłońmi, żeby je osuszyć. Mike wiedział, że nawet w szpitalu zapas ręczników jest tak skąpy, że James zalecił personelowi medycznemu używanie ich tylko wtedy, gdy będzie to naprawdę niezbędne. Spodziewał się nieuniknionej skargi. Doktor jednak tylko lekko się skrzywił, pokręcił głową i podszedł do drzwi. – Chodźmy już stąd. Pozwólmy tej biedaczce nieco się przespać. Mike otworzył drzwi lekarzowi, który wciąż miał wilgotne ręce i wyszedł za nim na korytarz. Zastanawiał się przez chwilę, jak ta chora kobieta ma zasnąć, skoro cała rodzina tłoczy się wokół jej łóżka. Ale tylko przez chwilę. Mike wiedział, że sam nigdy się do tego nie przyzwyczai, ale siedemnastowieczni Niemcy przywykli do takiej liczby osób w swych domach, która większość Amerykanów doprowadziłaby do obłędu. Liczyło się każde dobre łóżko – po co marnować je na dwoje ludzi, skoro zmieści się czworo? Gdy drzwi się zamknęły, spojrzał ukradkiem na Nicholsa. Starał się ukryć swoje obawy, lecz chyba bez większego powodzenia. Najwyraźniej w ogóle bez powodzenia. |
Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.
więcej »Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.
więcej »Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner
Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner
Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner
Angielscy łucznicy kontra obcy
— Beatrycze Nowicka
Cudzego nie znacie: My już są Amerykany
— Miłosz Cybowski
Kosmiczne nudy
— Michał Foerster
Cudzego nie znacie: Średniowieczna SF
— Ewa Pawelec
Idzie ku lepszemu
— Grzegorz Wiśniewski
Krótko o książkach: Marzec 2002
— Magda Fabrykowska, Wojciech Gołąbowski, Jarosław Loretz, Eryk Remiezowicz
Odpowiedź jest oczywista
— Magda Fabrykowska
Krótko o książkach: Listopad 2001
— Wojciech Gołąbowski, Jarosław Loretz, Joanna Słupek
Obszernie o niczym
— Jarosław Loretz
Bóg, Honor i Ojczyzna
— Magda Fabrykowska