Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 20 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Elizabeth Moon
‹Córka Owczarza›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułCórka Owczarza
Tytuł oryginalnySheepfarmer’s Daughter
Data wydania19 stycznia 2004
Autor
PrzekładJerzy Marcinkowski
Wydawca ISA
CyklCzyny Paksenarrion
ISBN83-88916-58-0
Format492s. 115x175mm
Cena28,90
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Córka Owczarza

Esensja.pl
Esensja.pl
Elizabeth Moon
« 1 2 3 4 13 »

Elizabeth Moon

Córka Owczarza

– O nie! Nie chciałam… w ogóle nie chcę wychodzić za mąż. Pragnę być wojownikiem, jak mój kuzyn Jornoth. Zawsze lubiłam polować, mocować się i przebywać na dworze.
– Rozumiem. Proszę, siadaj na stołku. – Gdy to uczyniła, zanurkował pod stół i po chwili pojawił się z oprawną w skórę księgą, którą położył na blacie. – Pokaż mi ręce, muszę upewnić się, czy nie masz piętna po więzieniu. Dobrze. Mówisz, że lubisz zapasy. Siłowałaś się kiedyś na ręce?
– Pewnie. Z rodziną, a raz na rynku.
– Dobrze, spróbujmy. Chcę sprawdzić, jaka jesteś mocna. – Złapali się za prawe dłonie i na znak zaczęli się mocować. Po paru minutach, gdy żadne nie mogło osiągnąć wyraźnej przewagi, oficer rzucił: – Świetnie, wystarczy. Teraz lewa. – Tym razem wykazał się większą siłą i powoli położył jej rękę na stole. – Wystarczająco dobrze – orzekł. – Powiedz mi teraz, czy decyzję o zaciągnięciu się do Kompanii podjęłaś nagle?
– Nie. Chciałam tego, odkąd Jornoth opuścił dom, a zwłaszcza kiedy nas potem odwiedził. Ale powiedział, że muszę mieć osiemnaście lat i zaczekać na koniec werbunku, żeby mój ojciec nie zdążył mnie wyśledzić i narobić kłopotów.
– Mówisz, że mieszkałaś na wrzosowiskach – jak daleko od miasteczka?
– Stąd? Cóż, mieszkamy pół dnia drogi od Trzech Jodeł…
– Trzy Jodły! Przyszłaś tu dzisiaj z Trzech Jodeł?
– Mieszkamy po drugiej stronie Trzech Jodeł – uściśliła. – Przeszłam przez wioskę o świcie.
– Ale to… Trzy Jodły leżą co najmniej dwadzieścia mil stąd. Kiedy wyruszyłaś z domu?
– Zeszłej nocy, po kolacji. – Zaburczało jej w żołądku.
– Musiałaś przejść… trzydzieści mil. Jadłaś w Trzech Jodłach?
– Nie, było za wcześnie. Poza tym bałam się, że nie zdążę.
– A gdyby tak się stało?
– Mam kilka miedziaków. Kupiłabym trochę jedzenia i poszła za wami.
– Założę się, że tak by było – stwierdził mężczyzna. Uśmiechnął się do niej. – Wobec tego podaj nam swoje imię, a wciągniemy cię do rejestru, by móc cię nakarmić. Każda dziewczyna, która potrafi przejść trzydzieści mil pieszo, nie zatrzymując się na posiłek, powinna zostać żołnierzem.
Odwzajemniła uśmiech.
– Jestem Paksenarrion Dorthansdotter.
– Pakse… co?
– Paksenarrion – powtórzyła wolno i przerwała, czekając, aż to napisze. – Dorthansdotter. Z Trzech Jodeł.
– Zrobione. – Podniósł lekko głos. – Kapralu Bosk!
– Sir. – Jeden ze zbrojnych obejrzał się i zajrzał do namiotu.
– Potrzebuję sędziego i parę świadków.
– Sir. – Kapral przeciął placyk.
– Wszystko musi odbyć się oficjalnie – wyjaśnił oficer. – Nie jesteśmy w dominium naszego Księcia, musimy udowodnić, że nie wykorzystaliśmy cię, nie zmusiliśmy ani nie sfałszowaliśmy twojego podpisu… potrafisz się podpisać, prawda?
– Tak.
– Dobrze. Książę zachęca swoich żołnierzy do nauki czytania i pisania… – Przerwał, gdy do budy wszedł mężczyzna w długiej, brązowej szacie i dwie kobiety.
– Jeszcze ktoś przed zakończeniem, co, Stammel? – rzucił przybysz. Kobiety – jedna w fartuchu i czapce serowara, druga uwalana po łokcie mąką – spojrzały z ciekawością na Paksenarrion.
– Ta młoda dama ma życzenie zaciągnąć się do wojska – odrzekł krótko oficer. Sędzia mrugnął do niego i wyciągnął rzeźbiony na jednym końcu kamienny walec. – Powtarzaj za mną – ciągnął Stammel: Ja, Paksenarrion Dorthansdotter, pragnę wstąpić do Kompanii Księcia Phelana jako rekrut i zgadzam się służyć dwa lata od zakończenia szkolenia bez prawa do urlopu, a także przestrzegać zasad, regulaminu i słuchać wydawanych mi poleceń, walcząc z każdym i wszędzie na rozkaz mojego dowódcy.
Paksenarrion powtórzyła formułkę pewnym głosem i złożyła podpis we wskazanym miejscu w oprawionej w skórę księdze. Obie kobiety podpisały się obok niej, a sędzia nakapał pod spodem wosku i wycisnął w nim kamienną pieczęć. Serowarka poklepała dziewczynę po ramieniu i odwróciła się, a sędzia znowu mrugnął do Stammela i wyszczerzył się w uśmiechu.
– Jestem sierżant Stammel – przedstawił się jej oficjalnie oficer. – Zwykle opuszczamy miasteczko w południe, reszta rekrutów przebywa w „Złotym Prosiaku”. Są już po jedzeniu, ale ty potrzebujesz wypełnić żołądek i odpocząć przed marszem. Zaczekamy chwilę. Pamiętaj, że od tej pory jesteś rekrutem. Co oznacza, że masz odpowiadać „Tak jest, sir” i „Nie, sir” każdemu z nas, z wyjątkiem rekrutów, oraz bez sprzeciwu wypełniać rozkazy. Jasne?
– Tak jest, sir – odpowiedziała Paksenarrion.
Godzinę później z zaciekawieniem przyglądała się przez okno innym świeżo przyjętym młodym ludziom włóczącym się po podwórzu „Złotego Prosiaka”. Tylko dwóch z nich było wyższych od niej: smagły młodzieniec o kędzierzawych, złocistych włosach i kościsty, czarnobrody mężczyzna z tatuażem na lewym ramieniu. Najniższy był chudy, rudowłosy chłopak o okazałym nosie i poplamionej, zielonej, jedwabnej koszuli. Zauważyła dwie inne kobiety siedzące razem na schodach. Nikt nie miał broni, oprócz sztyletów do jedzenia, choć biodra brodacza opinał pas do miecza. W większości wyglądali na chłopskich synów i uczniów, kilku mężczyzn o nadętych twarzach nie potrafiła zaklasyfikować. Tylko zbrojni i sierżant nosili mundury. Reszta miała na sobie stroje, w których zaciągnęli się do Kompanii. Skończyła trzymaną w dłoni pajdę i zaczęła drugą, Stammel poradził jej, by najadła się do syta i odpoczęła. Zjadła cztery porcje, zanim po nią wrócił.
– Wyglądasz znacznie lepiej – zauważył. – Czy twoje imię ma jakieś zdrobnienie?
Zastanawiała się już nad tym. Nie chciała nigdy więcej usłyszeć ojcowskiego: Pakse. Na jej starą ciotkę, po której otrzymała imię, wołano Enarra, ale i to nie podobało się jej zbytnio. W końcu zdecydowała się na formę, z którą – jak uważała – mogłaby żyć.
– Tak jest, sir – odpowiedziała. – Po prostu Paks.
– W porządku, Paks – gotowa do wymarszu?
– Tak jest, sir.
– No to w drogę. – Stammel poprowadził ją na podwórzec. Reszta rekrutów przyjrzała się jej, gdy schodziła po stopniach. – To jest Paks – oświadczył. – Będzie szła w szeregu Cobena, kapralu Bosk.
– Świetnie, sir. W porządku, rekruci, zbiórka. – Zebrali się w cztery szeregi po pięć osób każdy, tylko pierwszy był krótszy. – Paks, ty maszerujesz tutaj. – Kapral Bosk wskazał jej ostatnie miejsce w najkrótszym szeregu. – Pamiętajcie: na moją komendę ruszacie z lewej nogi i utrzymujecie stałe tempo, starając się trzymać równo z sąsiadem po prawej, nie wpadając na poprzedzającego was żołnierza. – Przeszedł się wokół grupy, przesuwając tego i owego o cal lub dwa w jedną bądź drugą stronę. Paksenarrion patrzyła na to z ciekawością, dopóki nie zawołał nagle: – Rekruci, na wprost patrz! - i dał krok wstecz.
– Wystarczy, Bosk – odezwał się Stammel. – Ruszamy.
Po raz pierwszy w życiu Paksenarrion usłyszała najbardziej poruszający z wojskowych rozkazów, gdy Bosk wziął głęboki wdech i krzyknął:
– Naprzód… MARSZ!
Popołudniowy marsz trwał tylko cztery godziny, z dwiema krótkimi przerwami, lecz gdy się zatrzymali, była bardziej zmęczona niż kiedykolwiek. Rekrutom towarzyszyło sześciu żołnierzy (Stammel, Bosk i czterech szeregowców) oraz cztery muły dźwigające budę i zapasy. Potem ćwiczyli, a Paks nauczyła się prawidłowego tworzenia szyku, rozpoczęcia marszu i zwrotów. Poznała numer swojego szeregu i jego lidera oraz opanowała sztukę utrzymywania stałej odległości od żołnierza z przodu. Choć zmęczona, to i tak była w lepszej formie od jednego z pucołowatych mężczyzn. Jęczał i narzekał przez całe popołudnie, a podczas ostatniej przerwy na odpoczynek stracił przytomność. Gdy nie ocknął się, oblany zimną wodą, dwóch żołnierzy przerzuciło go przez muła i przywiązało twarzą do grzbietu. Gdy doszedł do siebie, błagał, by pozwolono mu iść, lecz Stammel zostawił go tam, jęczącego żałośnie, dopóki nie rozbili obozu.
Paksenarrion z drugim świeżym rekrutem zostali wyznaczeni do wykopania kloaki. Był nim wysoki, jasnowłosy chłopak, który przedstawił się jako Saben. Zeszłej nocy też kopał i wiedział, ile czasu to zajmuje. Gdy wrócili do obozu, wytatuowany mężczyzna prychnął:
– Idą dołokopy – wyglądają jak para, co nie?
Ten, który wcześniej zemdlał, przytaknął mu ochoczo:
– Zeszło im wystarczająco długo. Powiedziałbym, że robili nie tylko to.
Paksenarrion zapiekły uszy, zanim jednak otworzyła usta, ujrzała za ich plecami Stammela, który lekko pokręcił głową. Odezwał się za to lider jej szeregu, Coben:
– Przynajmniej żadne z nich nie podkradało ale ani nie było wioskowym pijanicą, Jens. A co do kopania kloak, Korryn, to lepsze to niż okradanie grobów…
« 1 2 3 4 13 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Ku pokrzepieniu serc
— Eryk Remiezowicz

Tegoż twórcy

Esensja czyta: Marzec-kwiecień 2009
— Jakub Gałka, Anna Kańtoch, Michał Kubalski, Joanna Słupek, Konrad Wągrowski

Ten Obcy
— Eryk Remiezowicz

Ku pokrzepieniu serc
— Eryk Remiezowicz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.