Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 17 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Elizabeth Moon
‹Podzielona Wierność›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułPodzielona Wierność
Tytuł oryginalnyDivided Allegiance
Data wydania17 marca 2004
Autor
PrzekładJerzy Marcinkowski
Wydawca ISA
CyklCzyny Paksenarrion
ISBN83-88916-69-6
Format512s. 115×175mm
Cena29,90
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Podzielona Wierność

Esensja.pl
Esensja.pl
Elizabeth Moon
« 1 16 17 18 19 20 »

Elizabeth Moon

Podzielona Wierność

– Czym, nie kim? Cóż za erudycja! A czemuż to uważasz, że nie mogę rzucić na ciebie uroku i zmusić do posłuszeństwa, jak uczyniłem to z twoją śliczną towarzyszką?
Teraz z kolei uśmiechnął się Macenion.
– Zauroczyć czarodzieja? Dobrze wiesz, co to oznacza. Jeśli chciałbyś wykorzystać mnie jako maga, będziesz potrzebował mego niezmąconego umysłu.
– Lecz nie nienaruszonego, maleńki. Pamiętaj o tym.
Macenion ukłonił się arogancko, jak zwykle.
– Niemniej kamyk – odrzekł – może być trudniejszy do skruszenia niźli sosna, choć nieporównywalne wielkością.
– Zamierzasz cytować krasnoludzkie przysłowia? – W głosie elfa nie słychać już było rozbawienia. Paks przysłuchiwała się rozmowie, lecz nie zwracała na nią większej uwagi, jej umysł unosił się w oddali.
Macenion ukłonił się ponownie, jeszcze niżej i gdy się prostował, wykonał prawą dłonią skomplikowany gest i wypowiedział parę słów, których Paks nie zrozumiała. Usłyszała za to syknięcie stojącego koło niej elfa. Ogarnęła ją fala mdłości i strach. Zawirowała na pięcie, z mieczem w ręku, zanim jeszcze dotarło do niej, że może się poruszyć. Tam, gdzie przedtem widziała elfie piękno, teraz stała jedynie ruina. Smród zatkał jej nos.
– Paks! – krzyknął Macenion. Zagłuszył go gromki okrzyk elfa. Komnatę wypełnił rozbłysk energii. Pchnęła elfa, lecz jej klinga napotkała miecz przeciwnika.
– Skrzyżujesz ze mną broń, prawda? – Zielone oczy płonęły. Paks oderwała od nich spojrzenie i skupiła się na ręce z mieczem. – Żaden człowiek nie dorówna elfowi – a ja nie jestem pospolitym elfem. – Rzeczywiście: pierwsze dźwięczące ciosy ujawniły jego umiejętności. Walczyła, wspomagana gniewem. Elfy nigdy nie są złe! Ha! Uniknęła podstępnej sztuczki i pchnęła ponownie. Czubek ostrza jakby zawahał się na moment, co wystarczyło, by przeciwnik jej umknął. Nacierała z furią. Macenion prawdopodobnie zginął od wybuchu lub leżał nieprzytomny, niemniej wyzwolił ją spod zaklęcia. Będzie walczyła do końca i pokaże temu stworowi, co potrafią ludzie.
Raz za razem udawało się jej unikać morderczych ciosów, ale i jej ataki nie sięgały przeciwnika. Cała spływała potem i sapała, zadając kolejne uderzenia. Elf zaś zdawał się nie męczyć. Ten sam uśmiech wykrzywiał idealne usta, ta sama arogancja wyzierała z uniesionych brwi. Rozbolał ją nadgarstek, elf wykorzystywał swój wzrost i zasięg ramion. Zwykle była wyższa od tych, z którymi fechtowała, nie była przyzwyczajona do dostosowywania się do czyjegoś dłuższego zasięgu. Dosięgnął ją silny cios, przyklęknęła na kolano. Czuła wbijające się w ciało ogniwa kolczugi, z trudem uchyliła się przed następnym uderzeniem. Miała ochotę poszukać wzrokiem Maceniona, lecz nie odważyła się. Uśmiech elfa był coraz szerszy.
– Przewyższam cię, wojowniczko – oznajmił lekko. – Jesteś całkiem dobra jak na człowieka, ale niewystarczająco dobra. Spójrz mi w oczy i uznaj mnie swym panem, a natychmiast z tym skończymy.
Potrząsnęła głową, zarówno żeby mu odmówić, jak i oczyścić myśli. Czyżby dostrzegła za plecami elfa jakieś poruszenie? Rzuciła się do ataku, trafiła go, sama z ledwością unikając ostrza. Jakby nie zauważył ciosu. Wtem skapnęła jej na twarz kropelka gorącego wosku. Szybka jak myśl, nie uświadamiając sobie do końca, co zamierza, wyskoczyła w górę, złapała się metalowej obręczy i podkurczyła nogi, unikając zamachu zaskoczonego elfa. Obręcz zawirowała dziko, ochlapując oboje woskiem. Trzymając się jej jedną ręką, drugą zadała mu cios z góry. Sięgnął ku jej nodze, lecz nie złapał, gdy szaleńczo wierzgnęła. Usłyszała zgrzyt i uniosła głowę, by ujrzeć wychodzący z sufitu bolec. Rzuciła się w bok, próbując uniknąć spadającej obręczy, która zwaliła się na ścigającego ją elfa. Zaatakowała go, zanim zdążył się wyswobodzić. Żelastwo i świece ograniczały mu ruchy, szata zajęła się ogniem. Z trudem parował ciosy.
A wtedy zjawił się Macenion, blady i zdyszany, i chlusnął na elfa całym zapasem oleju. Paks odskoczyła, gdy jej przeciwnik zajął się żywym ogniem. Straszliwy smród wypełnił komnatę, a znad płomieni buchnęła gęstsza od dymu czarna chmura. Fala lodowatej nienawiści cisnęła ją na kolana. Płomienie szalały, bardziej niebieskie niż jakakolwiek paląca się oliwa. W komnacie zerwał się wicher, gwiżdżąc w kątach. Uświadomiła sobie, że Macenion szarpie ją za ramiona, wyciągając z palącego się pomieszczenia. Poruszała się z trudem. Rozejrzała się po sali i zobaczyła uciekających drugimi drzwiami służących.
Gdy płomienie zgasły, Paks nadal kuliła się bezsilnie w miejscu, gdzie zaciągnął ją Macenion. Ciało elfa nie zostało strawione przez ogień, choć było okropnie osmalone i pozbawione ubrania. Macenion stał koło niej, marszcząc brwi.
Dopiero po paru próbach zdołała wykrztusić:
– Coś… nie tak? Jest martwy, prawda?
– Sam chciałbym wiedzieć. Taka moc… to był zły duch, który opanował ciało elfa. Elfiego lorda. To ciało wciąż tu jest. Zastanawiam się, czy jest martwy – naprawdę martwy. Słyszałem opowieści o takich…
Nie miała ochoty poruszyć najmniejszym mięśniem. Wszystko ją bolało. Zdołała rozprostować dłoń wciąż ściskającą miecz. Wzięła głęboki wdech, i to także bolało, po czym dźwignęła się na nogi. Miała wrażenie, że tułów i nogi są jedynie luźno połączone. Kolejny głęboki wdech. Nie mogła uwierzyć, że nadal żyją, a złowrogi elf zginął. W pewnym sensie. Podeszła, żeby go obejrzeć.
– Jak dotąd, twoja magia dobrze się sprawiała, Macenionie. Bez niej nie byłoby nas tutaj. Nie mógłbyś zrobić czegoś, żeby ten stwór pozostał martwy?
Choć raz elf nie był nadmiernie pewny siebie.
– Nie – odparł krótko. – To przekracza moje możliwości. Żałuję, że nie ma tutaj mojego starego mistrza. Mamy szczęście, że wybrał takie proste zaklęcie, żeby cię zauroczyć. Może wolał zostawić sobie więcej na mnie, a może czegoś nie wiemy… Lecz teraz…
– Nie moglibyśmy wbić mu drewnianego kołka w serce?
– A kim on według ciebie jest – wiedźmą kuerin? Czy chciałabyś także przybić go do przydrożnego krzyża?
Zarumieniła się.
– Nie mam pojęcia. Pamiętam parę starych opowieści…
– To nie zadziała na niego. Nie wystarczą proste środki.
– Moglibyśmy… – przełknęła ślinę, po czym dokończyła: – pociąć go… porąbać na kawałki.
– Ty? Ja? Wiem, co o tym myślisz. Jeśli zaś chodzi o mnie, to powiadam ci, Paksenarrion, że nie mam ochoty choćby dotknąć tego trupa, o ile naprawdę jest trupem. Ty też nie powinnaś. Ta moc może nadal w nim przebywać i zaatakować nas. Sama widzisz, że ciało nie uległo płomieniom, skóra jest osmalona, lecz nienaruszona.
– Co wobec tego? Będziemy czekać i patrzeć, co się stanie, czy jak?
Pokręcił głową.
– Nie wiem. Żałuję, że nie znam czaru, który uwolniłby to ciało od mocy, jaka je opanowała.
– Ale skoro elfy są nieśmiertelne, to czy ich ciała płoną lub ulegają rozkładowi?
– Elfy nie umierają ze starości, niemniej, jak widzisz, można je zabić. Tak – ich ciała można spalić albo przywrócić ziemi.
Poruszyła ramionami, łagodząc napięcie. Poczuła nagły głód – i pragnienie. Schowała miecz i odkorkowała manierkę. Po paru łykach poczuła się znacznie lepiej.
– Wielka szkoda – mruknęła – że nie wiesz, co zawiera ten piękny zwój, z którego jesteś taki dumny.
Skrzywił się i otworzył usta, by się odciąć, lecz zamilkł.
– Nigdy bym o tym nie pomyślał – przyznał. – Ciekawe, czy… – zaczął grzebać za pazuchą i po chwili wydobył ozdobną tubę. – To trudne – ciągnął, otwierając wieko i wyciągając szeleszczącą zawartość. – Pamiętasz, jak ci mówiłem, jaki był drogi? – Przytaknęła. – Problem w tym, że magiczny zwój – z zapisanymi zaklęciami, takimi wprost do rzucenia – może zostać napisany tylko przez czarodzieja potrafiącego utkać dany czar bez żadnej pomocy. Nie wiem dlaczego, to głupia zasada, w dodatku dająca olbrzymią władzę ludziom, którzy nie robią nic, tylko się uczą, niemniej tak właśnie jest. Zwykle zwój należy do kogoś, kto go napisał lub komu autor ufa: towarzysza podróży lub brata-czarodzieja. Wie, który pergamin co zawiera – lub odpowiednio go oznacza – i wtedy wszystko jest w porządku. Lecz komuś, kto wchodzi w jego posiadanie – z dala od autora owego zapisu – trudno jest określić, co w nim jest, bez przeczytania go.
– No to go przeczytaj – rzuciła, żując kawałek suszonego mięsa. Było wyborne. – Umiesz go przeczytać…?
– Oczywiście, że tak! Nie o to chodzi. Tak właśnie należy go użyć – przeczytać. Jeśli go odczytam, coś się wydarzy.
– Och. Czy nie ma możliwości… zajrzenia?
Pozwolił sobie na rozbawioną minę.
« 1 16 17 18 19 20 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Ku pokrzepieniu serc
— Eryk Remiezowicz

Tegoż twórcy

Esensja czyta: Marzec-kwiecień 2009
— Jakub Gałka, Anna Kańtoch, Michał Kubalski, Joanna Słupek, Konrad Wągrowski

Ten Obcy
— Eryk Remiezowicz

Ku pokrzepieniu serc
— Eryk Remiezowicz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.