Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 17 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Elizabeth Moon
‹Podzielona Wierność›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułPodzielona Wierność
Tytuł oryginalnyDivided Allegiance
Data wydania17 marca 2004
Autor
PrzekładJerzy Marcinkowski
Wydawca ISA
CyklCzyny Paksenarrion
ISBN83-88916-69-6
Format512s. 115×175mm
Cena29,90
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Podzielona Wierność

Esensja.pl
Esensja.pl
Elizabeth Moon
« 1 17 18 19 20 »

Elizabeth Moon

Podzielona Wierność

– Nie. Nigdy o czymś takim nie słyszałem. Istnieje wiele pouczających opowieści dla młodych uczniów opisujących skutki takiego „zaglądania”. Nie, muszę postanowić, badając oznakowanie pergaminu, czy warto zaryzykować rzucenie zapisanego w nim zaklęcia. – Zaczął go oglądać, potem tubę, wreszcie z powrotem zwój.
– Rozejrzę się po korytarzach – rzuciła niedbale Paks. – Na wypadek, gdyby ktoś nadchodził…
– Świetna myśl. Dzięki temu znajdziesz się poza zasięgiem, jeśli coś się wydarzy. – Nie spodziewała się, że tak łatwo rozszyfruje jej motywy. W milczeniu zajrzała do korytarza znajdującego się po przeciwnej stronie niż ten, którym tu przyszli. Tędy właśnie uciekli „słudzy”. Nie zauważyła nikogo aż do znajdującego się dwadzieścia kroków dalej zakrętu. Obejrzała się na elfa. Wciąż badał zwój, podniósł jednak wzrok i skinął głową. – Idź… tylko nie za daleko. Chyba wypróbuję jedno z tych, sądząc po cenie, powinno być bardzo potężne. – Podeszła do zakrętu.
Minęło mnóstwo czasu, nim ją zawołał. Dobyła miecza i pognała do komnaty. W samą porę, by zobaczyć błękitny, jarzący się słup światła, sięgający od elfiego ciała do sufitu. Suchy stukot przyciągnął jej wzrok ku podłodze, leżały na niej porozrzucane kości, na jej oczach rozpadły się w proch. Podniosła wzrok i spojrzała Macenionowi w oczy. Był blady i roztrzęsiony.
– Zadziałało – stwierdziła niepotrzebnie.
– Tak. To… na Orphina, ależ jestem zmęczony. Nawet… przeczytanie tego… leżało poza moimi mocami… – Zatoczył się i Paks podbiegła błyskawicznie, by podtrzymać go, gdy osuwał się na podłogę. Przez pewien czas leżał bez ruchu. Wymacała puls na szyi, więc ograniczyła się do podłożenia elfowi pod głowę złożonego płaszcza i dała mu odpoczywać. Jakiś czas później otworzył oczy i zamrugał powiekami. – Co? Ach, tak. To. – Bez słowa podała mu jedzenie i wodę. Pociągnął długi łyk i pokręcił głową na poczęstunek. Po kolejnym łyku usiadł i energicznie potrząsnął głową.
– Jak sądzisz, Macenionie, czy to z tym stworem przybyliśmy tu walczyć? – Martwiło ją to, jeśli był to sługa jakiegoś większego zła, niewielkie mieli szanse na przeżycie.
– Tak uważam. To… była poważna siła. Gdyby wybrał dla ciebie silniejsze zaklęcie lub lepiej władał mieczem… nie byłoby nas tutaj.
– Co wobec tego mieliśmy uwolnić? Elfie ciało? Nie mogłoby przecież nas wezwać. Cóż innego?
Potarł twarz dłońmi.
– Nie. Masz rację. Wszak nie nagrodziły nas radosne wiwaty ani naręcza darów, prawda? Coś trzeba zrobić… Na Orphina, nie mam pojęcia, czy zdołam rzucić dzisiaj jeszcze jakiś czar.
– Może nie będziesz musiał. Jeśli coś jest tutaj uwięzione, wystarczy to odnaleźć.
– Mam nadzieję, że okaże się to takie proste. – Wstał niepewnie. – Przyszło mi coś do głowy. Pozostało nam liczyć na to, że nie zostało zamknięte w klejnocie lub czymś noszonym przez elfa. Czarodzieje czasami tak robią. Jeśli tak, to mamy pecha.
– Będziemy mieli mnóstwo szczęścia, jeśli się stąd wydostaniemy – rzuciła Paks.
– Prawda. Zobaczyłaś coś w tym korytarzu?
– Nie. Nic.
* * *
Potem Paks nie była pewna, co ich prowadziło w obliczu tylu dróg do wyboru i bez najmniejszego pojęcia, którędy pójść. Początkowo, gdy szli nagim, kamiennym korytarzem, Macenion jadł i co chwilę dotykał ścian, jakby dla utrzymania równowagi. Zatrzymał się, gdy podłoga opadła w dół.
– Zaczekaj. – Gdy obejrzała się na elfa, miał bardzo poważny wyraz twarzy. Dobył miecza i sprawdził jego wyważenie. – Coś czuję…
– Byle nie to, co w Zimowym Holu!
Pokręcił głową.
– Nie. Nic tak poważnego. Niemniej poczułem mrowienie – tam, niżej, są wrogowie. Zbliżają się do nas.
Rozejrzała się w poszukiwaniu dobrego miejsca do walki. Korytarz był nieco za szeroki dla nich dwojga.
– Wobec tego lepiej chodźmy dalej i miejmy nadzieję, że znajdziemy coś, co uda się wykorzystać.
Skinął głową i ruszył u jej boku.
– Nie chcesz trzymać się z tyłu, by móc przygotować zaklęcie?
– Mówiłem ci, dzisiaj nie mogę już czarować. Nawet ogniska nie rozpalę, a co dopiero mówić o czymś użytecznym w starciu.
Korytarz skręcił w prawo, wciąż opadając. Paks była podenerwowana i coraz boleśniej świadoma ciężaru skał i ziemi nad głową. Złapała się na szeptaniu słów piosenki marszowej Książęcych. Macenion zerknął na nią z zaciekawieniem. Zaczerwieniła się i zamilkła.
Wtem stanęła jak wryta, czując przeraźliwy smród.
– Co to takiego?
– Ach – mruknął z entuzjazmem elf. – Powinienem był wiedzieć. Orki. Osiadły tu po odejściu elfów.
– Orki? – Słyszała o nich. Najechały Trzy Jodły w czasach jej dziadka, nie spodziewała się jednak, że kiedykolwiek je spotka.
– Brzydkie i tchórzliwe – opisał je żywo Macenion. – Jeśli to był ich władca, to pewnie myślą tylko o ucieczce. Raczej nie będą rozglądać się za tak doświadczonymi wojownikami, jak my…
– Jeśli chcą uciec, umożliwmy im to – zasugerowała.
– Puścić orki wolno? Oszalałaś? Są obrzydliwe. Robactwo, mordercy, brudne…
– Ile zazwyczaj tworzy grupę? – Nie dbała o to, jak brzydkie były, wystarczająco duża liczba mogła ich zabić.
– Och, nie więcej niż siedem, osiem. Poradzimy sobie z nimi. Pewnego razu sam zabiłem trzy.
– Ale, Macenionie…
– Paksenarrion, widziałem, jak walczysz, pamiętasz? Nie mamy powodów do zmartwienia. Skoro poradziliśmy sobie z tym stworem na górze – kiwnął głową w stronę, z której przyszli – to damy sobie radę z garstką orków. Zaufaj mi. Czy myliłem się do tej pory?
– Nadal uważam, że powinniśmy zaczekać i dowiedzieć się, ile ich jest. A co będzie, jeśli ze dwadzieścia? Znajdźmy miejsce, gdzie będziemy mogli się schować i…
– Gdzie?
Rozejrzała się. Z przodu, po dwudziestu krokach, korytarz znowu zakręcał, nadal schodząc w dół. Przez ostatnie dwieście kroków nie minęli żadnych drzwi. Wzruszyła ramionami i poszli dalej.
Za rogiem smród się nasilił. Podłogę zaściełały śmieci. Paks rozglądała się za kryjówką. W połowie drogi do następnego zakrętu czerniały drzwi. Dochodzili do nich, gdy skądś z przodu usłyszeli chrapliwy głos. Pomknęła naprzód. Drzwi prowadziły do maleńkiego, pustego pokoiku. Złapała Maceniona za ramię i wciągnęła za sobą.
Rzucił jej wściekłe spojrzenie, lecz zmilczał. Głos był coraz bliżej.
Orki były brzydsze, niż Paks mogłaby sobie wyobrazić. Wysmarowane tłuszczem skórzane zbroje osłaniały powęźlone torsy, owinięte ćwiekowanymi, skórzanymi pasami ramiona sięgały ziemi. Pierwszy dzierżył zakrzywioną szablę, złowieszczo ząbkowaną po wewnętrznej stronie, drugi zaś włócznię na tyle krótką, by móc nią władać w korytarzu. Zauważyła dyndające na biodrach zapasowe noże i zachodzące na nosy hełmy. Za pierwszymi dwoma podążał następny – to jego głos słyszeli. Na zbroję narzucony miał brudny płaszcz, a oprócz miecza trzymał nabijany żelazem bicz. Cokolwiek mówił do towarzyszy, musiało być to nieprzyjemne, gdyż włócznik obrócił się nagle i warknął. Paks wtuliła się w kąt pomieszczenia w nadziei, że orki zaprzestaną kłótni i pójdą dalej. Lecz Macenion przesunął się w stronę drzwi. Uświadomiła sobie, że zamierza je zaatakować. Obejrzał się na nią i kiwnął głową w kierunku korytarza.
Jeśli rzuci się na nich i zginie, z pewnością zajrzą do pokoiku. Przeklęła głupotę wszystkich magów świata i z mieczem w ręku podeszła do drzwi z drugiej strony.
– Jest ich tylko trzy – syknął Macenion. – Rozprawimy się z nimi z łatwością.
Miała taką nadzieję. Na zewnątrz kłótnia przybierała na sile. Przynajmniej je zaskoczą. Wzięła głęboki wdech i przykucnęła. Teraz!
Pierwszym ciosem rozorała orkowe udo. Nogę miał twardszą, niż oczekiwała, niemniej udało jej się wycofać, a on przewrócił się z rykiem. Macenion rzucił się na włócznika, lecz chybił, właściciel szabli zamachnął się na niego dziko, po czym zwrócił się przeciwko Paks. Raniony przez nią ork zamierzył się biczem na jej miecz, w ostatniej chwili opuściła ostrze. Orki były niezwykle szybkie. Sparowała szablę i odskoczyła przed biczem rannego. Macenion próbował przedrzeć się przez obronę włócznika. Nie zazdrościła mu.
Po wyjściu z zasięgu biczownika uznała, że walka z uzbrojonym w szablę orkiem jest dziwna, ale nie tak trudna, jak się obawiała. Niemal dorównywał jej zasięgiem, lecz był znacznie niższy. Broniła się bez problemów. Gorzej było z atakowaniem. Ciosy znad głowy spadały na grubą zbroję. Porzuciła tę taktykę i postanowiła sprawdzić szybkość przeciwnika. Może uda się jej znaleźć za jego plecami. Usłyszała okrzyk Maceniona i chrapliwy rozkaz powalonego orka. Gdy na niego spojrzała, elf walczył lewą ręką, strząsając krew z prawej. To już druga rana w to ramię. Natarła na orka z nagłą wściekłością i szczęśliwie dźgnęła go pod ramię. Upadł z prychnięciem, próbując jeszcze zranić ją w nogę. Odskoczyła i rzuciła się na przeciwnika Maceniona. Nie mógł walczyć włócznią na dwa fronty równocześnie. Przebiła go mieczem, gdy próbował pchnąć elfa. Zanim jednak zdążyli wykończyć orka, którego pierwszego raniła, ten rozdarł się wniebogłosy.
« 1 17 18 19 20 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Ku pokrzepieniu serc
— Eryk Remiezowicz

Tegoż twórcy

Esensja czyta: Marzec-kwiecień 2009
— Jakub Gałka, Anna Kańtoch, Michał Kubalski, Joanna Słupek, Konrad Wągrowski

Ten Obcy
— Eryk Remiezowicz

Ku pokrzepieniu serc
— Eryk Remiezowicz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.