Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 6 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Steven Erikson
‹Wicher śmierci: Ekspedycja›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułWicher śmierci: Ekspedycja
Tytuł oryginalnyReaper’s Gale
Data wydania23 listopada 2007
Autor
PrzekładMichał Jakuszewski
Wydawca MAG
CyklMalazańska Księga Poległych
ISBN978-83-7480-070-9
Format600s. 115×185mm
Cena35,—
Gatunekfantastyka
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Wicher śmierci: Ekspedycja

Esensja.pl
Esensja.pl
Steven Erikson
1 2 3 10 »
Zapraszamy do lektury fragmentu powieści Stevena Eriksona „Wicher śmierci: Ekspedycja”. Wchodząca w skład cyklu „Malazańska Księga Poległych” książka ukaże się nakładem wydawnictwa MAG.

Steven Erikson

Wicher śmierci: Ekspedycja

Zapraszamy do lektury fragmentu powieści Stevena Eriksona „Wicher śmierci: Ekspedycja”. Wchodząca w skład cyklu „Malazańska Księga Poległych” książka ukaże się nakładem wydawnictwa MAG.

Steven Erikson
‹Wicher śmierci: Ekspedycja›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułWicher śmierci: Ekspedycja
Tytuł oryginalnyReaper’s Gale
Data wydania23 listopada 2007
Autor
PrzekładMichał Jakuszewski
Wydawca MAG
CyklMalazańska Księga Poległych
ISBN978-83-7480-070-9
Format600s. 115×185mm
Cena35,—
Gatunekfantastyka
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
Rozdział trzynasty
Gdy nasza banda łupieżców zgromadziła się pod wrakiem, została z niego tylko stępka i połowa kadłuba o powyginanym żebrowaniu. Kiedy właziliśmy do środka, pozostałość nocnego sztormu unosiła się w powietrzu, ciężka niczym plwocina.
Słyszałem, że wielu mamrotało modlitwy i kreśliło w powietrzu znaki odpowiadające potrzebom duszy każdego z osobna. Owa konwersacja zaze strachem z pewnością zaczyna się już w dzieciństwie i gdybym tylko potrafił sobie przypomnieć swoją, z pewnością również zapragnąłbym poszukać ucieczki przed przerażeniem.
Mogłem jednak co najwyżej spuścić wzrok i spojrzeć na zbiór maleńkich szkielecików, ogoniastych chochlików o ludzkich twarzach. Ich jastrzębie pazury i rozmaite dziwne ozdoby były doskonale widoczne w koszmarnie jaskrawym świetle słońca.
Nic dziwnego, że owego dnia na zawsze porzuciłem morze. Sztorm i rozbity statek przyniosły nam upiorny zastęp. Z pewnością wokół owej przeklętej wyspy można ich było znaleźć znacznie więcej.
Tak się składa, że to ja wypowiedziałem wówczas szczególnie niesmaczne słowa: „Wygląda na to, że nie wszystkie chochliki umieją latać”.
Ale to jeszcze nie powód, żeby wyłupić mi oczy, prawda?
Ślepy Tobor z Rubieży.

To ci dopiero piękna kobieta, przyjaciele.
– Jeśli takie właśnie lubisz.
– A czemu miałby nie lubić, cholerny kopaczu kurhanów? Kłopot tylko z tym, z czym zawsze bywa kłopot. Tylko popatrz na tego beznadziejnego zbira, z którym jest. Mogłaby mieć każdego mężczyznę tutaj. Mogłaby mieć nawet mnie. Ale nie, woli siedzieć z kulawym, jednorękim, jednouchym, jednookim, beznosym psem pasterskim. I kto tu jest brzydki?
Trzeci mężczyzna, który do tej pory się nie odzywał, spojrzał na towarzysza z ukosa. Zobaczył przypominające ptasie gniazdo włosy, wielkie jak wiosła odstające uszy, wyłupiaste oczy oraz pokrywające przypominającą wyciśniętą tykwę twarz cętki – blizny po poparzeniu. Rzezigardzioł odwrócił pośpiesznie wzrok. Ostatnie, czego by w tej chwili pragnął, to wybuchnąć swym niesamowitym, piskliwym śmiechem, który zawsze wszystkich paraliżował.
Nigdy przedtem tak się nie śmiałem. Ten cholerny pisk przeraża nawet mnie.
No cóż, nawdychał się oleistych płomieni, i to z pewnością nie pomogło jego tchawicy. Uszkodzenia dawały o sobie znać tylko wtedy, gdy się śmiał, a przypominał sobie, że w ciągu ostatnich miesięcy nie miał zbyt wielu powodów do wesołości.
Tyle się wydarzyło…
– Lezie ten oberżysta – zauważył Trupismród.
Łatwo im było rozmawiać o wszystkim, ponieważ nikt oprócz nich nie rozumiał tu po malazańsku.
– On też stracił dla niej głowę – zauważył z szyderczym uśmieszkiem sierżant Balsam. – A z kim ona siedzi? Niech mnie Kaptur weźmie, to nie ma sensu.
Trupismród pochylił się powoli nad blatem i ostrożnie napełnił kufel.
– Chodzi o dostarczenie tej beczułki. Dla Brullyga. Wygląda na to, że ładny chłopak i martwa dziewczyna zgłosili się na ochotników.
Wyłupiaste oczy Balsama zrobiły się jeszcze większe.
– Ona nie jest martwa! Powiem ci, co jest martwe, Trupi-smród. Ten oszczany robak, którego nosisz między nogami!
Rzezigardzioł popatrzył na kaprala.
– „Jeśli takie właśnie lubisz” – powtórzył. Z ust wyrwał mu się zdławiony dźwięk.
Obaj jego towarzysze wzdrygnęli się trwożnie.
– Z czego tu się śmiać, w imię Kaptura? – zapytał Balsam. – Nie śmiej się. To rozkaz.
Rzezigardzioł przygryzł mocno język. Oczy przesłoniły mu łzy. Ból miotał się wewnątrz jego czaszki jak kamyk w pustym wiadrze. Potrząsnął głową.
Śmiać się? To nie ja.
Sierżant ponownie łypnął ze złością na Trupismroda.
– Martwa? Wcale nie wygląda na martwą.
– Zaufaj mi – odparł kapral, pociągnąwszy długi łyk. Beknął. – Muszę przyznać, że dobrze to ukrywa, ale ta kobieta nie żyje już od dłuższego czasu.
Balsam zgarbił się nad stołem, pociągając za zwisające w strąkach włosy. Sypiące się z nich drobiny pokryły ciemne drewno niczym plamki farby.
– Bogowie na dole – wyszeptał. – Może ktoś powinien… bo ja wiem… powiedzieć jej o tym?
Trupismród uniósł niemal całkowicie bezwłose brwi.
– Wybacz, pani, ale za taką cerę, jak twoja, warto umrzeć, i coś mi się zdaje, że to właśnie zrobiłaś.
Z ust Rzezigardzioła ponownie wyrwał się stłumiony pisk.
– Pani, czy to prawda, że świetnie uczesane włosy i kosztowny makijaż potrafią ukryć wszystko? – ciągnął kapral.
Rzezigardzioł pisnął jeszcze głośniej. Głowy zwróciły się w ich stronę. Trupismród wypił kolejny łyk. Temat wyraźnie go zafascynował.
– To zabawne, ale nie wyglądasz na martwą.
Przenikliwy śmiech wyrwał się na swobodę.
Kiedy umilkł, w całej gospodzie zapanowała cisza, mącona jedynie dźwiękiem toczącego się kufla, który po chwili spadł ze stołu, odbijając się od podłogi.
Balsam przeszył Trupismroda wściekłym spojrzeniem.
– To twoja robota. Ciągle przebierasz miarkę. Jeszcze jedno słowo, kapralu, a będziesz bardziej martwy niż ona.
– Co to za zapach? – zapytał Trupismród. – Aha, wonności zgniłości.
Balsam wydął policzki. Jego twarz przybrała dziwny, fioletowy odcień. Żółtawe oczy wyglądały, jakby za chwilę miały wyskoczyć z czaszki i zwisnąć na szypułkach.
Rzezigardzioł spróbował zacisnąć powieki, ale obraz twarzy sierżanta przeniknął do jego umysłu. Pisnął przeraźliwie, zasłaniając twarz dłońmi, po czym rozejrzał się wokół z bezsilnym błaganiem.
Wszyscy już się na nich gapili. Nikt się nie odzywał. Nawet piękna kobieta towarzysząca kalekiemu głąbowi i sam głąb, który zmarszczył głęboko czoło z błyskiem w jedynym oku, zatrzymali się po obu stronach beczułki ale przyniesionej przez oberżystę. Właściciel lokalu również wlepił wzrok w Rzezigardzioła, rozdziawiając szeroko usta.
– No cóż, właśnie straciliśmy opinię groźnych twardzieli – zauważył Trupismród. – Gardzioł wydaje okrzyki godowe. Mam nadzieję, że na wyspie nie ma indyków. A ty, sierżancie, wyglądasz, jakby głowa miała ci zaraz eksplodować niczym wstrząsacz.
– To twoja wina, skurwysynu! – wysyczał Balsam.
– Bynajmniej. Jak widzisz, jestem całkiem spokojny. Aczkolwiek trochę się wstydzę towarzystwa, w którym przebywam.
– Świetnie, zmienimy cię. Kaptur wie, że Gilani jest znacznie ładniejsza niż…
– Aha, ale ona żyje, sierżancie. Nie jest w twoim typie.
– Nie wiedziałem o tym!
– To raczej żałosne wyznanie, nie sądzisz?
– Chwileczkę – wtrącił wreszcie Rzezigardzioł. – Ja też nic nie zauważyłem, Trupismród. – Wyciągnął palec w stronę kaprala. – To kolejny dowód, że jesteś cholernym nekromantą. Zapomnij o tej zszokowanej minie, nie damy się już więcej nabrać. Wiedziałeś, że nie żyje, bo czujesz smród umarłych. Świadczy o tym twoje imię. Idę o zakład, że właśnie dlatego Wyłam Ząb ci je nadał. Nic nie umknie jego uwagi, prawda?
Hałas w gospodzie wracał powoli do normalnego poziomu. Niektórzy wykonali gesty chroniące przed złem, a parę krzeseł zadrapało brudną podłogę, gdy goście przesuwali je bliżej drzwi, próbując wymknąć się niepostrzeżenie.
Trupismród pociągnął kolejny łyk ale. Nie odezwał się ani słowem.
Martwa kobieta i jej towarzysz opuścili gospodę. Mężczyzna utykał wyraźnie, balansując beczułką na barku.
Balsam chrząknął.
– Poszli. Typowe, co? Akurat w chwili, gdy jesteśmy osłabieni.
– Nie przejmuj się, sierżancie – uspokoił go Trupismród. – Wszystko jest pod kontrolą. Chociaż jeśli oberżysta spróbuje za nimi pójść…
Rzezigardzioł przerwał mu chrząknięciem.
– Jeśli to zrobi, pożałuje. – Wstał i poprawił mundurową pelerynę piechoty morskiej. – Wy dwaj macie farta. Siedzicie tu sobie i tuczycie dupska. No wiecie, na dworze jest cholernie zimno.
– Zakonotuję sobie twoją niesubordynację – zapowiedział Balsam. Postukał się palcem w skroń. – O, tutaj.
– Ulżyło mi – odparł Rzezigardzioł i opuścił gospodę.
• • •
1 2 3 10 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.