Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 20 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Elizabeth Moon
‹Przysięga Złota›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułPrzysięga Złota
Tytuł oryginalnyOath of Gold
Data wydania19 kwietnia 2004
Autor
PrzekładJerzy Marcinkowski
Wydawca ISA
CyklCzyny Paksenarrion
ISBN83-88916-70-X
Format496s. 115×175mm
Cena29,90
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Przysięga Złota

Esensja.pl
Esensja.pl
Elizabeth Moon
« 1 2 3 4 16 »

Elizabeth Moon

Przysięga Złota

Zdołała pokonać napięcie gardła i wykrztusiła:
– Panie, ja… ja nie mogę. Nie możesz nic zrobić… Po prostu pozwól mi odejść…
– Nic nie mogę zrobić? Pozwól mi samemu to osądzić, dziecko. A jeśli chodzi o twe odejście, to dokąd chcesz iść bez pieniędzy i plecaka?
– Dokądkolwiek. Na wschód albo na południe, na wzgórza… nieważne…
– Wśród tamtych wzgórz dosyć jest już kości umarłych. Nie, nigdzie nie pójdziesz, dopóki nie opowiesz mi o swoich kłopotach. Chodź ze mną.
Zorientowała się, że idzie za Kuakganem do jego domu. Bez zdziwienia odnotowała, że drzwi otworzyły się, nim do nich podszedł. Pochylił się pod niską framugą. Paks także się zgarbiła i zstąpiła na chłodne klepisko dużego, długiego pomieszczenia. W oknach w przeciwległej ścianie widać było gaj podchodzący niemal pod dom Kuakgana. Z belek sufitu zwieszały się pęki suchych ziół. Po drugiej stronie pokoju czerniało olbrzymie, uprzątnięte palenisko. Pod oknami stały dwa stoły, jeden zasłany był zwojami, a do drugiego, pustego, przystawiono ławeczkę.
– Chodź – zachęcił ją gospodarz. – Usiądź i napij się.
Opadła na ławę i patrzyła, jak nalewa jej do kubka przezroczystego płynu z glinianego dzbana. Napiła się. Woda, ale o korzennym posmaku.
– Liście mięty – wyjaśnił. – I pół laski cynamonu. Proszę… – Sięgnął po wiszący w siatce okrągły ser. Odkroił spory kawałek. – Najedz się przed rozmową.
Była pewna, że nie przełknie choćby kęsa, lecz śmietankowy ser bez trudu pokonał zaciśnięte gardło i uspokoił żołądek. Uporała się z serem i drugim kubkiem wody, który jej napełnił. Kuakgan zdążył ukroić pajdę ciemnego chleba i położyć przed nią. Ugryzła, smakował orzechami.
Mistrz Oakhallow usiadł za stołem, odrzucił kaptur i zjadł kawałek chleba z serem. Zerknęła na niego, miał tę samą ogorzałą twarz, gęste brwi i włosy przewiązane rzemienną plecionką barwy kory. Wyglądał przez okno, marszcząc lekko brwi. Podążyła za jego spojrzeniem. Do pnia pobliskiego drzewa przywarł czarno-biały ptak, gdy go obserwowała, zaczął bić dziobem w korę. Uderzenia były szybkie i donośne, niemal jak werbel. Zastanawiała się, jak to się dzieje, że nie rozłupał sobie łebka. Nigdy czegoś takiego nie widziała, choć słyszała już kiedyś taki odgłos i nie wiedziała, co go powodowało. W powietrzu zawirowały kawałki kory.
– To dzięcioł – wyjaśnił, odpowiadając jej myślom. – Wyszukuje gnieżdżące się pod korą insekty i zjada je. Las bez dzięciołów zostałby pochłonięty przez maleńkich, którzy pożerają drzewa.
Czuła, jak jej mięśnie rozluźniają się, jeden po drugim.
– Czy to… jest ich więcej rodzajów?
Kuakgan uśmiechnął się.
– O tak. Na ogół nakrapianych, choć są także brązowo-białe lub szaro-białe. Są małe i duże – większe od tego – i przeważnie mają jaskrawo ubarwiony łebek. Ten ma żółty pasek, ale z tej odległości trudno go dojrzeć.
– Jak mogą tak walić w drzewo, nie wyrządzając sobie krzywdy?
Wzruszył ramionami.
– Po to je stworzono, taka jest ich natura. Postępowanie zgodne z naturą nie krzywdzi zwierząt. Jakże inaczej konie mogłyby cwałować po kamienistym gruncie na tych swoich cienkich kopytach? Cienkich w stosunku do ich wagi, oczywiście. – Sięgnął po dzbanek i napełnił wodą kubek Paks i swój własny.
Dziewczyna wzięła kolejną kromkę chleba.
– Gdy tu szłam, słyszałam ptaka. Śpiewał trzy nuty… – Spróbowała je zagwizdać.
– Tak, znam go. Jest bardzo płochliwy. Nigdy go nie zobaczysz: ma brązowy grzbiet i szary, nakrapiany brzuch. Żywi się muchami i komarami i składa zielone jajka w brązowe wzorki.
– Myślałam, że większość ptaków – za wyjątkiem sokołów i kruków – je ziarno.
– Część tak. Na przykład większość wróbli. Jest taki ptak, który wyjada nasiona z szyszek. Patrz… – Wziął kawałek chleba i rozkruszył go na szeroki parapet, po czym wyjął z zanadrza cienką, drewnianą rurkę i zadął w nią. Wydobyły się ciche, świergoczące dźwięki. Między gałęziami zatrzepotały skrzydła i na parapecie wylądowało pięć ptaków. Paks znieruchomiała. Trójka przybyszów była podobna do siebie: zielona, z żółtą piersią. Jeden brązowy i jeden ognistopomarańczowy z czarnymi skrzydłami. Ich małe ślepka błyszczały, gdy dziobały okruchy, popatrując na nią. Kiedy skończyły, Kuakgan poruszył ręką i ptaki odfrunęły.
Odetchnęła.
– Są takie śliczne. Nigdy nie widziałam czegoś równie pięknego – zwłaszcza ten czarno-pomarańczowy…
– A więc przyznajesz, że nie widziałaś jeszcze wszystkiego na świecie, który tak skwapliwie chciałaś opuścić?
Przygarbiła się w milczeniu. Usłyszała donośne westchnienie i zgrzyt odsuwanego stołka.
– Zostań tutaj – powiedział – dopóki nie wrócę.
Nie podniosła głowy, słyszała jednak przemierzające pomieszczenie kroki i cichy stukot zamykanych drzwi. Przez chwilę rozważała ucieczkę oknem, lecz o zmierzchu gaj wydawał się taki gęsty i ciemny. Nakrapiany ptak odleciał, stukanie dobiegało teraz z oddali. Odłożyła resztę chleba, przeszedł jej apetyt. W pokoju pociemniało. Zastanawiała się, czy odszedł na całą noc, rozejrzała się, lecz nie dostrzegła nigdzie miejsca do spania. Z gaju dobiegł dziwny okrzyk, zadrżała, przypominając sobie pogłoski o tym, jak to Kuakgani przemierzają lasy pod postacią olbrzymich niedźwiedzi.
Nie usłyszała otwierania drzwi, lecz nagle znalazł się obok niej.
– Pomóż mi przynieść drewno – powiedział, a ona wstała i wyszła na dwór. Tuż przy drzwiach natknęła się na stertę chrustu. Na zachodzie jaśniały ostatnie promienie słońca. Połamali gałęzie na odpowiednią długość i wnieśli do środka. Zapalił świece i umieścił je w lichtarzach na ścianach, po czym ułożył drewno na palenisku, nie rozpalając jednak ognia. Wyszedł ponownie i wrócił z zawiniątkiem, w którym znajdował się gorący garnek. W środku parę węgielków podgrzewało kilka miseczek. Gdy odwinął tkaninę, pomieszczenie wypełniło się wspaniałym aromatem cebul, grzybów i mięsnego sosu. Poczuła, jak ślina napływa jej do ust i szybko ją przełknęła.
– Najlepszy gulasz Hebbinforda – wyjaśnił, rozstawiając naczynia na stole. – Zawsze lubiłaś duszone grzyby, prawda? Usiądź i zabieraj się do jedzenia, nie pozwól mu ostygnąć. Wiesz, jesteś stanowczo za chuda.
– Nie jestem głodna – wymamrotała żałośnie Paks.
– Nonsens. Widziałem twoją minę, gdy poczułaś grzyby. Twoje ciało ma własny rozum, nawet jeśli ty go chwilowo postradałaś.
Odgryzła kawałek grzyba: soczystego, gorącego, smakującego cebulą i mięsem. Zanim zdała sobie z tego sprawę, grzyby i gulasz zniknęły. Wyczyściła miseczkę kawałkiem chleba. Brzuch zaburczał jej z zadowoleniem, nie pamiętała, kiedy ostatni raz tyle zjadła. Dawno temu, odkąd… podniosła głowę. Mistrz Oakhallow obserwował ją.
– Deser – zarządził stanowczo. – Ciasto ze śliwkami czy jabłecznik?
– Jabłecznik – odparła. Pchnął ciasto w jej stronę. Wgryzła się w kruszonkę, słodki sok z jabłek pociekł jej po brodzie. Pochłonęła całą porcję, nim Kuakgan zdążył zjeść swoją. Otarła brodę rąbkiem tkaniny, w którą owinięty był garnek. Zauważyła, że ściska w ręce kolejną kromkę chleba i zjadła ją. Czuła się pełna i lekko senna. Mężczyzna dokończył deser i spojrzał na nią.
– Tak lepiej – orzekł. – A teraz, jak sądzę, chciałabyś się umyć i pójść do ubikacji. Pokażę ci. – Dotknął panelu przy palenisku i ten odsunął się, odsłaniając wąski korytarzyk. W jednej ścianie znajdowały się drzwi, za którymi widać było łóżko, w drugiej zaś otwierało się trzystopniowe zejście do wyłożonego kamieniami pokoiku z kanałem pod jedną ze ścian. Usłyszała bulgotanie bieżącej wody, blask świecy zaiskrzył się na powierzchni. – Tylko zimna woda – stwierdził. – Oto korzeń mydlany i ręcznik… – Mówiąc, zapalał dodatkowe świece. – Jeśli wolałabyś zmienić ubranie, możesz założyć tę szatę. – Wskazał na brązowy strój, wiszący na kołku. – Wyjdę na trochę. Kiedy skończysz, przejdź do drugiego pomieszczenia. Pod żadnym pozorem nie wychodź na zewnątrz. Jasne?
– Tak, panie – odrzekła. – Nie wyjdę.
– Dobrze. – Obrócił się i wspiął na schodki, w korytarzyku zamigotał płomyk świecy.
Pokoik był zimny i wilgotny, lecz pachniał czystością i ziemią. Zaczęła ostrożnie od umycia dłoni, lecz zimna woda tylko lekko szczypała, zamiast kąsać. Ochlapała sobie twarz i wytarła ją, po czym zerknęła podejrzliwie na drzwi. Z pewnością już poszedł. Weszła po schodach i wyjrzała. Nikogo. Zeszła na dół i przez chwilę przyglądała się wodzie, po czym chrząknęła i rozebrała się, była oblepiona brudem i potem. Namoczyła korzeń mydlany i wyszorowała się, po czym stanęła w kanale i opłukała wodą. Zanim skończyła, cała dygotała, lecz energiczne wycieranie ręcznikiem rozgrzało ją na nowo. Popatrzyła na ubranie i pożałowała, że wrzuciła zapasową koszulę do misy ofiarnej. Jej strój wyglądał tak samo brudny jak ona. Zerknęła na brązową szatę i zdjęła ją z kołka. Czuła jej ciepło i miękkość. Po wyjściu z ubikacji znowu spojrzała na ubranie. Rozważała wypranie go w kanale, lecz uznała, że potrzebuje gorącej wody i cebrzyka. Strzepnęła je i złożyła. Naciągnęła znoszone buty i weszła po schodach do korytarzyka, a stamtąd do głównego pomieszczenia.
« 1 2 3 4 16 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Ku pokrzepieniu serc
— Eryk Remiezowicz

Tegoż twórcy

Esensja czyta: Marzec-kwiecień 2009
— Jakub Gałka, Anna Kańtoch, Michał Kubalski, Joanna Słupek, Konrad Wągrowski

Ten Obcy
— Eryk Remiezowicz

Ku pokrzepieniu serc
— Eryk Remiezowicz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.