Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 3 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

David Drake, S.M. Stirling
‹Wybraniec›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułWybraniec
Tytuł oryginalnyThe Choosen
Data wydania29 marca 2004
Autorzy
PrzekładMarta Koniarek
Wydawca ISA
CyklGenerał
ISBN83-88916-96-3
Format492s. 115×175mm
Cena29,90
Gatunekfantastyka
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Wybraniec

Esensja.pl
Esensja.pl
David Drake, S.M. Stirling
« 1 2 3 4 5 21 »

David Drake, S.M. Stirling

Wybraniec

Wszechświat zniknął. John znalazł się w… jakimś miejscu. Wydawało się, iż jest to wnętrze doskonale odbijającej światło kuli, było to jak znalezienie się w środku bańki z lustrzanego szkła. Próbował krzyczeć.
Nic się nie stało. Wówczas uświadomił sobie, że nie ma gardła ani ust. Nie ma ciała.
Nie ma ciała nie ma ciała niemaciała…
Histeria została nagle zduszona, jakby zanurzono go w środku uspokajającym. A potem poczuł ciężar, oddech, siebie. Przez chwilę chciało mu się płakać z ulgi.
– Przepraszam – odezwał się głos za nim.
Odwrócił się, a lustrzana kula znikła. Zamiast niej widział pokój. Kominek, dywany, głębokie fotele, książki, stół, karafki, lecz nic z tego nie było dokładnie takie, jakie znał. Przy stole stał mężczyzna w mundurze, którego nie rozpoznawał: workowate bordowe spodnie, niebieska frakowata kurtka, pas z szablą; obok kieliszków na stole leżał pistolet. Nieznajomy miał ciemną karnację, ciemniejszą niż opalenizna, oraz krótkie, bardzo czarne włosy i szare oczy. Wysoki mężczyzna, stojący niczym żołnierz.
– Gdzie… co… – zaczął John.
– Baczność! – rzucił mężczyzna.
– Tak jest! – odparł John, stając na baczność. Sześć lat szkoły probantów uczyniły z tego odruch.
– Spocznij, synu – powiedział ciemnolicy mężczyzna i uśmiechnął się. – Tylko pomagałem ci się wziąć w garść. Przede wszystkim nie martw się. To jest prawdziwe – objął gestem pomieszczenie – lecz nie jest fizyczne. Wciąż dotykasz meteorytu w skrzyni. W… w zewnętrznym świecie czas właściwie nie płynie. Gdy zakończymy rozmowę, wrócisz do doku, jak gdyby nigdy nic.
– Czy zwariowałem? – wykrztusił John.
– Nie. Tylko przydarzyło ci się coś bardzo dziwnego. – Uśmiechnął się krzywo. – Mniej więcej to samo przydarzyło się mnie, chłopcze. Dawno temu, gdy byłem niewiele starszy niż ty teraz. Siadaj.
John opadł ostrożnie na jedno z krzeseł. Było wygodne. Stara skóra stęknęła pod jego ciężarem. Siedział ze stopami na podłodze i rękoma na oparciach krzesła.
– A tak przy okazji, to nazywam się Raj Whitehall. A to – machnął ręką w kierunku pokoju – jest Centrum. Komputer.
Mimo kotłującego się w nim przerażenia, John zagwizdał bezgłośnie. – Komputer? Taki, jaki mieli przodkowie, Federacja? Wiele o nich czytałem, proszę pana.
Raj Whitehall roześmiał się. – Cóż, to dobry początek. Mój lud uważał je za anioły. Tak, Centrum jest pozostałością Pierwszej Federacji. To komputer bojowy, z typu dowódczo-kontrolnego. Nie pytaj mnie o szczegóły. Tam, gdzie mnie wychowano, eksperci znali się na silnikach parowych, trochę. Popatrz tutaj.
John odwrócił głowę, aby spojrzeć na lustrzaną powierzchnię. Zamiast niej zobaczył pejzaż. Nie był to obraz; miał w sobie głębię i fakturę. Różnił się w subtelny sposób od wszystkiego, co kiedykolwiek widział. Księżyce na wyblakłym, błękitnym niebie były nieodpowiedniej wielkości i ilości. Światło słoneczne miało inny odcień i rzucało czarne cienie na przeżarte erozją parowy zbudowane z kremowo-białych osadów. Z poszarpanego terenu wysunęła się kolumna ludzi w mundurach podobnych do Rajowego. Jechali, lecz nie na koniach. Na psach, olbrzymich psach o wysokości pięciu stóp w kłębie. Mocno przypominały Vulfa, poza tym, że ich nogi były proporcjonalnie grubsze. John znowu zagwizdał, tym razem na głos.
Kolumna ludzi przejechała obok wraz z niezgrabnie wyglądającym działkiem polowym ciągniętym przez sześć jeszcze większych psów. A potem Raj Whitehall zatrzymał swojego… cóż, swojego olbrzymiego myśliwskiego psa. U jego boku jechała kobieta, nie w mundurze. Twarz miała pokrytą pyłem i strużkami potu, piękną. Wyglądały z niej błyszczące, skośne, zielone oczy.
Wizja zblakła, stając się nieskazitelnym lustrem. John spojrzał z powrotem na Raja. – Gdzie to było? – spytał. A potem, powoli: – Kiedy to było?
Raj skinął głową, opierając się biodrem o stół i krzyżując ramiona. – To była Bellevue, planeta, na której się urodziłem. Jakieś sto pięćdziesiąt lat temu.
– Jesteś… duchem?
– Duchem w maszynie. Zapisem, który myśli, że jest człowiekiem. Jest to przekonujące złudzenie, nawet dla mnie.
John siedział w milczeniu przez czas, który wydawał mu się minutą. – Dlaczego ze mną rozmawiasz?
– Dobry chłopak – rzekł Raj. John poczuł dziwny przypływ dumy na tę pochwałę. Raj ciągnął dalej. – A teraz, słuchaj uważnie. Wiesz, jak doszło do upadku Federacji?
John skinął głową. Visager zachowało zapiski. Widział je w szkole. Ekspansja z Ziemi, a potem rywalizacja i wojna domowa. Wojna domowa, która trwała, dopóki Sieci Tanaki nie zostały zniszczone a międzygwiezdne podróże przerwane, a później dalej na samym Visager, aż cywilizacja została całkowicie zmiażdżona. A potem nastąpił długi proces odrodzenia, powolny i bolesny.
– Tak się stało w całej zasiedlonej przez ludzi galaktyce. Na Bellevue upadek był nawet gorszy niż tutaj. Centrum pozostało w rumowisku pod rezydencją planetarnego gubernatora. Centrum czekało przez długi, długi czas, aby nadszedł właściwy moment. Ponad tysiąc lat. A potem znalazło mnie. Problemem Bellevue było rozbicie wewnętrzne. Dążyliśmy do katastrofy. Pewnie skończyłoby się na powrocie do posługiwania się kamiennymi siekierami. Byłem żołnierzem, oficerem. Z pomocą Centrum – i pewnych bardzo dzielnych ludzi – zjednoczyłem planetę. Teraz Bellevue jest stolicą Drugiej Federacji.
– Chcesz, abym zjednoczył Visager? – John poczuł, jak opada mu szczęka. – Ja? – Głos załamał mu się w krępujący sposób, co ostatnio mu się zdarzało. Zarumienił się.
Raj potrząsnął głową. – Niezupełnie. Bardziej, abyś uniemożliwił zjednoczenie, a przynajmniej dokonanie go przez nieodpowiednich ludzi. – Pochylił się lekko do przodu. – Powiedz mi szczerze, John. Jaką masz opinię o Wybrańcach?
John otworzył usta, a potem je zamknął. Wspomnienia przemknęły mu przez myśl, zakończone obrazem pustych, zapadniętych twarzy dokerów, gdy wynoszono nieprzytomnego człowieka.
– Szczerze, panie, to nie najlepszą. Tak jak mama. Próbowałem kiedyś rozmawiać o tym z ojcem, ale… – Wzruszył ramionami i odwrócił wzrok.
Raj skinął głową. – Centrum potrafi przewidzieć pewne rzeczy. Nie zawsze tę jedyną przyszłość, lecz to, co zapewne się stanie i jak bardzo jest to prawdopodobne. Nie proś, abym ci to wytłumaczył – miałem na to trzy życia, a wciąż tego nie potrafię zrozumieć. Wiem jednak, że to działa.
»Utrzymanie matrycy twojej osobowości nie daje się pogodzić z modyfikacjami koniecznymi do zrozumienia analizy stochastycznej.«
John drgnął i przykrył uszy rękoma. Głos dobiegał zewsząd i znikąd. W jakiś sposób wyczuwało się jego ciężar, jakby waga znaczenia tych słów była większa niż jakichkolwiek, które słyszał. Ich brzmienie w jego umyśle było całkowicie bezbarwne i miarowe, pobrzmiewały w nim jednak nuty o rezonansie przypominającym brzęczenie strun gitary w chwilę po dotknięciu ich przez palce grającego. W głosie tym dawał się wyczuć… smutek.
– Centrum ma na myśli to, że gdybym został tak zmieniony, nie byłbym sobą – powiedział Raj.
»Johnie Hosten« powiedział starożytny, bezosobowy głos. »W przypadku braku interwencji z zewnątrz, istnieje prawdopodobieństwo 51% plus minus 6%, że w przeciągu 34 lat Wybrańcy zapanują całkowicie nad Visager. Obserwuj.«
John spojrzał na lustrzaną ścianę.
Niekończąca się kolumna ludzi w postrzępionych zielonych mundurach maszerowała obok stanowiska karabinu maszynowego obsadzonego przez żołnierzy Krainy – protegowaną piechotę i oficera Wybrańców. Obok stało dwóch agentów policyjnych w cywilnych ubraniach – w długich skórzanych płaszczach i kapeluszach o szerokich rondach – z ciężkimi pistoletami w dłoniach. Co jakiś czas dawali znak ręką, a żołnierze wyciągali mężczyznę z kolumny więźniów, rzucając go na kolana. Ludzie z Czwartego Biura podchodzili, przykładali lufy pistoletów do tyłu głowy klęczącego człowieka…
»Podbój imperium« powiedziało Centrum. »Obserwuj.«
…puściło zmontowany materiał: płonące miasta, których nazwy i położenie znalazły się jakoś w jego umyśle. Statki zatłoczone niewolniczą siłą roboczą przybywające do Składania Przysięgi i Słupów oraz Dorst. Grupa inżynierów Wybrańców rozmawiająca nad papierami i planami, podczas gdy kolumna robotników rozciągająca się poza zasięg wzroku pracowała nad kolejowym nasypem.
»Konsolidacja. Dalsza ekspansja.«
Płonący okręt wojenny zatonął w oceanie usianym oleistymi plamami płomieni, wrakami, ciałami i ludźmi, którzy w dalszym ciągu próbowali się poruszać. Setki zostały wessane w głąb, gdy statek stanął w pionie i zatonął niczym ołowiany ołówek wrzucony do sadzawki. Jego ogromne śruby z brązu wciąż się kręciły, gdy się ostatecznie zanurzał. Z dymu wyłoniła się kolumna ciężkich okrętów wojennych z czarno-złotymi sztandarami Wybrańców na masztach. Ich główne baterie były nadpalone i pokryte pęcherzykami od ciężkiego ognia, lecz milczały. Mniejsze i szybkostrzelne działka siekły wodę.
»Zniszczenie Santander.«
« 1 2 3 4 5 21 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Tegoż twórcy

Cudzego nie znacie: Średniowieczna SF
— Ewa Pawelec

Inna wojna
— Janusz A. Urbanowicz

Super-naziści w kosmosie
— Leszek ’Leslie’ Karlik

Krótko o książkach: Wrzesień 2001
— Artur Długosz, Janusz A. Urbanowicz, Grzegorz Wiśniewski

Pierwsza krew
— Janusz A. Urbanowicz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.