WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Tytuł | Plagi tej ziemi |
Data wydania | 3 października 2008 |
Autor | Michał Krzywicki |
Wydawca | RUNA |
ISBN | 978-83-89595-45-4 |
Format | 416s. 125×195mm |
Cena | 29,50 |
WWW | Polska strona |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | MadBooks.pl |
Wyszukaj w | Selkar.pl |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Plagi tej ziemiMichał Krzywicki
Michał KrzywickiPlagi tej ziemiRozdział I Korzeń jesionu, Kora granatu. Wymieszaj, Skosztuj o zmroku. Nie zapomnij, Zamocz w słodkim winie. Niech ci życie Z ulgą płynie. „O parciu bolesnym na stolec”, Przecław, O naturalnych sposobach leczenia, Kopnik A.D. 1148 Brat Rudolf z Lubeki zginął śmiercią tragiczną. Ginęły też kobiety, starcy i dzieci. Struchlał jednak obodrycki książę Niklot, sam nie stając do walki. Pod Lubeką szukał także pomsty na Sasach okutany w zbroję Swarożyca książę Jaksa z Kopnika. Kronika Słowian, Księga I, Wojna, autor nieznany Las był królestwem dzika. Ale należał również do Niklota. A zwierzę, które leżało powalone włócznią obodryckiego księcia, nie mogło tego wiedzieć. Mężczyzna przyklęknął na jednym kolanie i pogłaskał twardą sierść. – Ponoć tam, gdzie jest krzyż, tylko bóg daje i zabiera. – Spojrzał na stojących wokół niego wojów. – Ale tu, w zwierzynieckich lasach, krzyża nie ma. I nie będzie! Książę Jaksa z Kopnika przyglądał się Obodrytowi. Niklot miał długie włosy barwy słomy, spływające na plecy, wytartą kurtkę, a miecz wyszczerbiony. Nie dbał o książęce pozory. Autorytet wyrabia się siłą i rozwagą, a nie ozdobami – w tym względzie Jaksa podzielał filozofię starego księcia. – Nie ma krzyża w zwierzynieckich lasach, ale mój syn ma go pod habitem. – Splunął. Jaksa wiedział, że pierworodny księcia wybrał księgi, a nie miecz. Porzucił ojcowiznę dawno temu, żeby oddać swoje życie nowemu bogu. Sromota mieć taką gadzinę w swoim rodzie, rozumiał złość księcia. Niklot odwrócił się na pięcie i ruszył w las. Wszyscy woje podążyli milcząco za nim. – Niedługo napadniemy na Lubekę. Tam wspólnie będziemy chłeptać krew naszych wrogów. – Obodryta uśmiechnął się do Jaksy. Sprewianin odwzajemnił uśmiech. Grunt to tkwić w gównie po uszy razem z Obodrytami, przeszło mu przez głowę. Spieprzajcie, dziki! Wasz napuszony książę idzie. Uśmiechnął się jeszcze raz, tym razem sam do siebie. Przy całej niechęci do księcia, Jaksa przybył jednak do Dobina, by wesprzeć Niklota w walce z Sasami. Młody wilczek usłyszał wycie basiora. Zdawał sobie sprawę, że gdy zginie przywódca stada, cała sfora zostanie wyrżnięta. Wtedy Jaksa nie będzie miał szansy na zdobycie Brenny. Jak tylko Sasi zdobędą Dobin, przeleją się przez Łabę, zdobędą Brennę, Dymin, i jego Kopnik. Matka Jaksy zawsze go uczyła, by zachował dystans do świata. Że nic wokoło nie jest takie, jakie się wydaje. „Nigdy nie wiadomo, co skrywają liście” – mawiała, albo tak mu się tylko zdawało. Nie pamiętał zapachu jej skóry, raczej zapach sierści, jak szczenię. Czasami czuł w ustach gorzki smak matczynego mleka, ale z wielkim trudem przypominał sobie jej twarz, gdy pochylona nad nim warczała w jakiś dziwny nienaturalny sposób. Umarła zbyt szybko, pozostawiając go na łaskę swego brata, księcia Przybysława, pana na Brennie. Zanim Jaksa dorósł, żył w cieniu księcia, swojego opiekuna i nauczyciela. Nauczył się od niego, jak nienawidzić wszystko co saskie, jak trzymać w ręku miecz, jak pluć na krzyż. Jak śmiać się chrześcijańskiemu bogu w twarz, jak w modlitwie pielęgnować pamięć o matce – wraz z wujem odwiedzali tylko im znane kąciny. Książę zmienił się jednak, gdy wiele lat temu, na drodze do Dargunia, pozbawił mnichów życia i majątku. Księgi zauroczyły go tak bardzo, że nauczył się czytać. Sposępniał bardzo, zamknął się w sobie. Kilka zim później sprowadził na dwór młodą żonę, przyjął chrzest. Wtedy drogi małżonków rozeszły się na zawsze. Księżna zawładnęła sercem starca. Potem go zatruła. A może to księgi? Jaksa potrząsnął w zamyśleniu głową. Teraz, gdy wuj zdychał, miał szansę przejąć jego schedę. A czas nadchodził ku temu sposobny. Wojowie zagłębili się w ciemny las, postępując powoli naprzód w poszukiwaniu zwierzyny. Książę Jaksa skinął na swoich druhów, by ruszyli za Obodrytami. Zgubili się na jakiś czas, ale po chwili doszły ich odgłosy walki, a potem szaleńcze ryki. Jaksa wyszedł na polanę, gdzie wokół Niklota skupiło się pół tuzina wojów i jego synowie. Obodrycki książę leżał na ziemi przywalony cielskiem dzika. W prawym boku zwierzęcia tkwiła włócznia. Obodryta nie pozwolił, by któryś z wojów zbliżył się do niego. Dopiero gdy dostrzegł Jaksę, książę wstał i wsparł się na jego ramieniu. Gestem ręki odprawił wojów, by dali im się rozmówić. Również druhowie Jaksy odeszli w las. – Mój kapłan powiedziałby, że to zły znak. – Niklot wskazał na powalone zwierzę. – Dzik powalił księcia! – Ale to jego krew wsiąka w ziemię, nie twoja. – Chodź ze mną – nakazał Niklot. Odszukali wśród zarośniętych ścieżek kącinę Trzygława – choć była zapuszczona, nadal robiła wrażenie. Majestatyczny posąg boga nierówno rozkładał cienie na lśniącej od rosy trawie. Ściana drzew, lita niczym kamień, i sklepienie z listowia zazdrośnie strzegły go przed światem. Wszystko wokoło zachowało swój ponury czar. O tym, że las jednak jeszcze nie umarł, przypomniały im topielice i boginki. Przyglądały się intruzom z ukrycia, gdy postanowili wykąpać się w zwierzynieckim jeziorze. Po tafli wody niósł się ich cichy chichot. – Właśnie o to wszystko warto walczyć. – Niklot z ochotą zanurzył się w zimnej wodzie. Jaksa poszedł w jego ślady. Był wdzięczny, że książę pokazał mu to święte miejsce. Gdy wyszli z wody i pozwolili, by promienie słońca osuszyły ich ciała, ruszyli dalej w stronę grodu. – Wszyscy wokół mnie knują. – Stary książę szedł przodem. – Próbowałem potajemnie rozmówić się z moim sąsiadem, księciem Holsztynu. Miał uprzedzić mnie o saskich planach. W zamian obiecałem mu bezpieczną granicę – że nie będę najeżdżał jego ziem. Od kilku dni jednak nie daje znaku życia. Nie stawił się na umówione spotkanie. A niemieccy kupcy w Dyminie, Lubece czy Brennie wyznają zasadę, że lepiej przyjaźnić się z tymi, którzy stoją u władzy. Czyżby moja klęska została już przesądzona? – Trzeba nam wszystkim krwi. – Jaksa przeskoczył powalone drzewo. – Gdy wyruszymy na Lubekę, Obodryci, Stodoranie, Czrezpienianie przypomną sobie, jak śmierdzi chrześcijański trup. W boju ozdrowieją. Odrzucą wtedy mrzonki, że gdy przejmą nową wiarę, Sas ich oszczędzi. Książę przystanął na chwilę. – Może mają rację? Nastały takie czasy, że w lasach złe duchy wadzą nam, zatruwają jadem nasze dusze. Nie dają się przekupić żadną ofiarą. Ale krew chrześcijan to nie to samo. – Wróci stare. – Jaksa skinął na księcia, by szedł dalej. Zgłodniał, więc śpieszno mu było do grodu. Niklot posłusznie ruszył przed siebie. – A ty, młody książę, nie wierzysz w szczerą przyjaźń starego księcia, hę? – Czrezpienianie, Ranowie, Stodoranie nie chcą, byś nimi rządził. Dlaczego mam udawać, że myślę inaczej. – Wzruszył ramionami. – Więc dlaczego tu jesteś? – zdziwił się stary. – Bo tylko wspólnie możemy wystąpić przeciwko Sasom. Jaksa rozumiał, że porażka Niklota oznacza zagładę Sprewian. Zwycięstwo obodryckiego księcia gwarantowało, że Sasi nie przekroczą Łaby. A jeżeli uda im się i dojdą do Brenny, to przynajmniej poturbowani. W przeciwnym wypadku… |
Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.
więcej »Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.
więcej »Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner
Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner
Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner
Plagi tej ziemi, rozdział II
— Michał Krzywicki