Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 2 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Michał Krzywicki
‹Plagi tej ziemi›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułPlagi tej ziemi
Data wydania3 października 2008
Autor
Wydawca RUNA
ISBN978-83-89595-45-4
Format416s. 125×195mm
Cena29,50
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Plagi tej ziemi, rozdział II

Esensja.pl
Esensja.pl
Michał Krzywicki
1 2 3 7 »
Przedstawiamy drugi rozdział powieści Michała Krzywickiego „Plagi tej ziemi”. Książka ukazała sie nakładem Agencji Wydawniczej RUNA.
Prolog i pierwszy rozdział „Plag…” również możecie przeczytać w „Esensji”.

Michał Krzywicki

Plagi tej ziemi, rozdział II

Przedstawiamy drugi rozdział powieści Michała Krzywickiego „Plagi tej ziemi”. Książka ukazała sie nakładem Agencji Wydawniczej RUNA.
Prolog i pierwszy rozdział „Plag…” również możecie przeczytać w „Esensji”.

Michał Krzywicki
‹Plagi tej ziemi›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułPlagi tej ziemi
Data wydania3 października 2008
Autor
Wydawca RUNA
ISBN978-83-89595-45-4
Format416s. 125×195mm
Cena29,50
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
Rozdział II
Gdy jądra nabrzmieją
I ból odczujesz,
Weź mąki z bobu,
I soku z bzu,
Wetrzyj z olejem
W twardy swój członek.
Jak na spowiedzi,
Złe wody wytrujesz.
„O nabrzmiałości jąder tudzież dokuczliwym bólu członka”, Przecław, O naturalnych sposobach leczenia, Kopnik A.D. 1148

Żyjmy przyzwoicie (…), nie w hulankach i pijatykach, nie w rozpuście i wyuzdaniu (…) Ale przyobleczcie się w Pana Jezusa Chrystusa i nie troszczcie się zbytnio o ciało, dogadzając żądzom, lecz wszystko w swoim czasie. Liście i tak spadają z drzew.
Św. Augustyn, Rz. 13, 13-14, i dodatkowo: komentarz na marginesie jego dzieła. Autor dopisku nieznany

Margrabia Albrecht Niedźwiedź i książę saski Henryk Lew wezwali do Magdeburga panów saskich, którzy stawili się tam na krucjatę przeciwko Słowianom Połabskim. Wspierało ich rycerstwo z Bawarii, Saksonii, Szwabii. Przybyli także Flamandowie, Walonowie i Lotaryńczycy, którzy statkami z Brenny mieli dostać się do Anglii, a stamtąd wraz z brytyjskim rycerstwem popłynąć do Ziemi Świętej. Wielu z nich jednak zostało, by szukać łupów bliżej, na Połabiu. Wśród krzyżowców znaleźli się też biskupi oraz nawróceni na wiarę chrystusową Wagrowie.
Dla tych wszystkich, którzy stawili się pod rozkazami Albrechta i Henryka, świat po św. Pawle i Piotrze miał niedługo skurczyć się do ziem na wschód od Łaby. Rycerze w tunikach przyozdobionych w krzyż, który zwisał nad krążkiem wyszytym z czerwonego sukna, poprzysięgli gotowość, by nieść poganom światło Chrystusa. To, czego nie udało się dokonać Karolowi Wielkiemu, Henrykowi Ptasznikowi i Ottonom, miało się powieść Albrechtowi Niedźwiedziowi, Henrykowi Lwu i Bernardowi z Clairvaux, a także biskupom niemieckim i pospolitym rycerzom.
Kolumna podążająca zwierzynieckim traktem w stronę Dobina ciągnęła się przez kilka staj. Krzyżowcy musieli zmówić wiele pacierzy, by przejść z jej końca na czoło. I tylko na przodzie dało się odetchnąć świeżym powietrzem. Tam świętobliwy pochód otwierali dumni biskupi i leniwi książęta, wielu margrabiów, i hrabiów, na których rozkazy czekali usłużni giermkowie.
Dalej panował już tylko smród tłoczącej się na gościńcu wygłodniałej ciżby, porykującego bydła, nerwowo stąpających koni. Pastuchowie popędzali kijami leniwe muły, ciągnące dwukółki wypchane prowiantem. Na większych wozach załadowano drabiny, liny, rozłożono trebuszety.
W las, który zewsząd otaczał krzyżowców, niósł się nieustający lament kobiet i przerażonej dziatwy. Rycerze nie mogli opędzić się od napastliwych dziewek i kalekich włóczęgów.
Nad głowami przykrytych kurzem i spoconych od letniego słońca piechurów, kuszników i obozowych ciurów górowali konni feudałowie niemieccy. Uzbrojeni we włócznie i miecze, swoją dumną postawą roztaczali aurę zwycięstwa. Niewielu jednak mogło pochwalić się pełną zbroją. Przed słowiańskimi toporami i strzałami miały chronić ich kolczugi złożone z dużych pierścieni połączonych rzemieniem, narzuconych na pikowany kaftan, i jakkolwiek liche wydawało im się czasami to zabezpieczenie, liczyli na to, że połabska ziemia także ich uczyni bogatymi. A zysk wart był ryzyka, choćby niemałego.
Posłanie w wozie, który podskakiwał gdzieś pośrodku kolumny, odpowiadało mnichowi. Wiązka dobrze ubitej słomy i miękkie cycki Magdy wystarczały, by zamortyzować wstrząsy. Uwielbiał jej białą skórę, rude włosy i piegi na całym ciele, obfity zadek, grube uda… Ach! Przy takich łakociach cielesna powłoka mnicha wyglądała znacznie mniej okazale.
Przecław nie dbał o tonsurę, a twarz miał wychudzoną. Chodził w przydużym habicie, lekko zgarbiony, przytłoczony ciężarem niewyspowiadanych grzechów. Jednak oczy – ciemne, lekko skryte pod krzaczastymi brwiami – wszystkim dziewkom wydawały się aż nazbyt piękne. Niedostatki ciała nadrabiał usposobieniem, łagodnością i spokojem ducha, a także wrodzoną zdolnością, by kochać i być kochanym – miał zręczne palce, długi język i ciepłe usta. Dzięki temu w ciągu kilku dni, kiedy saskie wozy nieubłaganie toczyły się na wschód, pokochali się z Magdą szybką i nieskrępowaną niczym fizyczną miłością. Niepokoił go jednak fakt, że kochanka wzięła po chrześcijańsku ślub, a jej mąż – nieco zbyt gwałtowny – nie skąpił jej razów. Przecław naliczył na jej plecach wiele pręg, nastawiał wyłamane palce. Nie mógł mieć wątpliwości, jak zdradzony mąż potraktowałby kochanka.
• • •
Wóz powoli wytracił prędkość. Rozległ się dźwięk rogu. Znak, że kolumna stanęła na postój.
Magda zaczęła masować swoje obolałe cycki. Jeszcze przed chwilą Przecław gniótł je niemiłosiernie; dziewka myślała, że z miłości, a on czynił tak, bo… nie wiedział co czyni. Aż nazbyt pogrążył się w swoich myślach.
Wiele lat temu, jako chłopiec został oddany pod opiekę do Clairvaux. Bernard, opat klasztoru, stworzył tam prawdziwą twierdzę, gdzie nie sięgały prawa biskupów i władców świeckich. Dla przełożonego liczył się jedynie głos papieża.
W bibliotece opactwa, na zlecenie Bernarda, zabezpieczano wiele setek rękopisów – traktatów z dziedziny medycyny, filozofii i sztuki wojennej. Według Bernarda zbyt duża ich liczba krążyła w granicach Francji i Cesarstwa, by trafiać w niepowołane ręce. Ich sententia opacznie była rozumiana, wręcz heretycko. Stąd brał się pogląd opata, że więcej nauki i pożytku wynika z obserwacji natury niż z czytania ksiąg, bo jedynym jej twórcą jest Bóg i tylko przez Boga można ją zrozumieć, a nie przez koślawe literki, które mogły zostać nakreślone dłonią Szatana.
Mimo to, non superbiendo vel contradicendo Przecław już jako oblat wyszkolił się w nauce czytania i pisania. Jako nowicjusz pomagał składać w skryptorium księgi: wygładzał skóry, z których powstawał pergamin, skrawał brzytwą nierówności, dziurkował kartki. Każdy wolny czas przeznaczał na ich lekturę. Najbardziej zachwyciły go pisma medyczne: Galena, Awicenny, Arystotelesa. Szybko wyszkolił się w poznaniu co to jest litera i sensus pisma, także sententia nie przychodziła z trudem; dzięki niej dał się poznać przełożonemu opactwa, który uwielbiał dysputy, choć wolał raczej, gdy to jego słuchano.
Z czasem opat zaczął zabierać Przecława w podróże po Francji i Cesarstwie. Szybko więc dorastający mnich stał się powiernikiem jego trosk i tajemnic. Z pokorą wysłuchiwał wszystkich przestróg, zakazów i życiowych wskazówek. Ale po wizytach w Chartres przypadła mu do gustu nauka tamtejszych mnichów. Bogobojni braciszkowie, nie porzucając oczywiście bożego objawienia, za którego sprawą cały świat się dzieje, twierdzili, że dzięki rozumowi można wyjaśnić to, co widzimy i czego doświadczamy w życiu. Studiowali naturę ochoczo, jak nakazywał Bernard, ale nie wyłącznie dla Boga, lecz dla niej samej, by lepiej ją poznać, a dzięki niej samych siebie.
Tak więc Przecław studiował naturę podczas podróży, najchętniej w tawernach lub przy boku rozgrzanych dziewek, przykazanie ora et labora zostawiając na później. Twierdził przy tym, że i na świętość przyjdzie czas. Święty Augustyn wpierw zażył życia, a dopiero potem dopadło go objawienie. Zresztą z tymi objawieniami bywało różnie.
Podczas pobytu w Chartres wymęczony podróżą i nieco rozczulony Bernard przyznał, że nie gardził kiedyś rozpustą i że chorował od nadmiaru jedzenia i picia. Omal nie skazał się przez to na śmierć, a swej duszy na wieczne potępienie. Jednakże dzięki objawieniu, którego doznał podczas modlitwy – Najświętsza Panienka sprawiła, że z jego ust popłynęło mleko – uratował siebie. Tę samą historię, w nieco odmiennym świetle, Przecław poznał kiedy indziej dzięki mnichom z Burgundii w Fontenay. Opat przyswoił wtedy zbyt dużo trunku, i gdyby nie jego towarzysz, zadławiłby się wymiocinami. A modlitwa pod ołtarzem brzmiała ponoć jak bluźnierstwo.
Grzechy młodości odbijały się na zdrowiu Bernarda, więc z czasem Przecław, jako jego zaufany, wyjeżdżał w podróże bez niego. Jako wizytator klasztorów wszędzie wysłuchiwał tych samych skarg przeorów i opatów: przeciekający dach, niedostatki w spiżarni albo łamanie celibatu.
Jednak gdy wracał do Clairvaux, Bernard z racji podupadającego zdrowia coraz częściej nadstawiał ucha na nowinki medyczne zebrane po klasztorach. Trapiące go dolegliwości – problemy gastryczne, ból w stawach i łamanie w kościach, a nawet melancholie – godził się opat łagodzić nawet dzięki heretyckim receptom, choćby z Fontenay albo Chartres. Ale narzucił sobie zbyt ascetyczny tryb życia: surową dietę i przerywany sen w zimnej celi na wiązce słomy z drewnianym klocem pod głową. Nie mógł liczyć już na ozdrowienie. Stąd z coraz większą niechęcią patrzał na życie doczesne, kłuło go to, co się dzieje w opactwach. Mnisi nie podzielali skłonności Bernarda do ascezy, tętniło tam heretyckie życie.
1 2 3 7 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Plagi tej ziemi
— Michał Krzywicki

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.