Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 18 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

John Crowley
‹Samotnie›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułSamotnie
Tytuł oryginalnyÆgypt
Data wydania24 października 2008
Autor
PrzekładKonrad Walewski
Wydawca Solaris
CyklÆgipt
ISBN978-83-89951-00-2
Format460s.
Cena39,90
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Samotnie

Esensja.pl
Esensja.pl
John Crowley
« 1 2 3

John Crowley

Samotnie

– Tuscarora – wypowiedział głośno Pierce w autobusie. O bogata w nazwy Pensylwanio! Scranton i Harrisburg i Allentown były ciężkie i ciemne, naznaczone mozołem; ale nie Tuscarora. Shenandoah. Kittatinny. (To był ostatni tunel: Góra Kittatinny! Zanurzali się w mrok, lecz dusza Pierce’a była uniesiona, jak gdyby za sprawą muzyki, w przestworza letniej aury). Nigdy nie zdarzyło się, by nash zjechał z autostrady, by podążył za znakami, które zapraszały do Lancaster bądź Lebanon, mimo iż mieszkali tam amisze, lub do Filadelfii, wzniesionej dawno temu przez człowieka, który widniał na opakowaniu kwakierskiej owsianki; jechali prosto przed siebie, ku Autostradzie Jersey, która wydawała się Pierce’owi nikłym cieniem tej z Pensylwanii, chociaż nie wiedział dlaczego: może wyłącznie dlatego, że zbliżali się do Nowego Jorku i jego dawnego świata, wydobywając się z Historii oraz wspaniałej teraźniejszości i brnąc w jego osobistą przeszłość, przeciskając się ku ulicom Brooklynu, po które sięgał i wkładał na siebie niczym stare ubrania, zbyt dobrze znane i coraz mniejsze za każdym razem, kiedy do nich powracał.
Istniały zawsze inne możliwości wyboru, do ostatniej minuty, a przynajmniej aż do Pulaski Skyway i diabelskich równin, jakie przecinała, po których nieodłącznie następował podobny nieskończonej mrocznej łazience Tunel Holland. Mogli skręcić na północ ku owym brzmiącym z holenderska miejscom (Pierce znalazł je na mapie, którą trzymała jego matka), bądź na południe ku zatoce Jersey – samo słowo „zatoka” przepełnione było dla niego pluskiem spienionych słonych fal, krzykiem mew, widokiem wypłowiałych od słońca promenad. Po drodze mogli odwiedzić niewyobrażalne Cheesequake. Mogli też skręcić ku Faraway Hills, które wcale nie wydawały się tak bardzo odległe, zjechać z autostrady właśnie w tym miejscu, w niezbyt długim czasie znaleźć się pośród gór Jenny Jump i wkraczać do Krainy Pozorów. Tak wynikało z mapy.
Nie potrafił nakłonić Sama, żeby skręcił naprawdę, podróż nazbyt silnie podlegała własnej logice, nash, prący przed siebie moloch, poddany był autostradowemu przyzwyczajeniu. On zaś doprawdy nie pragnął uniknąć spotkania ze swoim ojcem na Brooklynie. Mimo to po cichu wypowiadał życzenie: Życzę sobie, żebyśmy w tej chwili pojechali w to miejsce, jego palec dotykał go i zakrywał: a nawet – zamykając oczy i nie zważając na nic – Życzę sobie, żebym natychmiast się tam znalazł: nie oczekując właściwie tego, że ryk pojazdu i wrzawa czyniona przez jego kuzynostwo zostaną zastąpione przez ciszę i ptasi śpiew, bądź tego, że woń nagrzanej słońcem tapicerki ustąpi zapachom łąki: a chwilę później ponownie otwierał oczy, którym ukazywała się wciąż skrzącą się iluzorycznymi sadzawkami srebrzystej wody autostrada oraz billboardy reklamujące atrakcje, jakie oferowało zbliżające się w szybkim tempie miasto.
W sumie też tu ładnie, pomyślał w tej chwili Pierce, spoglądając ku łąkom, stawom oraz okolicznym miasteczkom. Wszystko to było dość przyjemne, z pewnością, a nawet więcej niż przyjemne – budziło pragnienie, lecz równocześnie owo miejsce, o którym mawiamy „wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma”, nie było jakoś szczególnie gdzie indziej. Nie poznał go jako chłopiec – nie zawsze znał je jako mężczyzna – lecz czym innym jest wyrażanie życzeń, czym innym zaś tęsknota. Tęsknota, drżenie duszy ku spokojowi, odprężeniu, odnowie lub odpoczynkowi; pragnienie szczęścia, które przez chwilę jawi się jako ów kaczy staw, nad którym pochylają się klony, jako ładny kamienny dom, którego koronkowe firany zapraszają do chłodnych pokoi, gdzie narzuta zwinięta jest na wysokim łożu – z trudem pozyskana mądrość rozróżniła podobne drżenia, posiadające przelotne cele, i prawdziwe życzenia, które ukształtowały przedmiot pożądania z taką starannością, że nie mógłby sprawić zawodu.
Goshen. Zachodnie Goshen. Wschodnie Bethel. Bethel. Wybór pomiędzy Stonykill, trzy mile, a Fair Prospect, cztery – wybrali Fair Prospect, dobrze. Życzę sobie, żebym znalazł się tu w tej chwili, w Fair Prospect w Faraway Hills: i właśnie tam, lub niemalże tam, się znalazł – tyle że ćwierć wieku później.
Lecz tymczasem najwidoczniej coś niedobrego stało się z autokarem, którym podróżował. Z mozołem pokonywał długie, kręte wzniesienie mniej strome niż te, które już zdołał przemierzyć; gdzieś głęboko w jego wnętrzu rozległo się basowe dudnienie, jak gdyby serce poczęło uderzać o żebra. Dźwięk ustąpił z chwilą, gdy kierowca odszukał bardziej komfortowy bieg, a następnie znowu dał się słyszeć wraz z narastającą stromizną drogi. Pojazd zwolnił i począł się wlec; stało się jasne, iż nie zdołają pokonać wzniesienia, ale zdołali, choć nie bez trudu; autokar parsknął i zadyszał, niczym zajechany koń, po czym ukazał się prześliczny widok, oprawiony przez ciemny szpaler drzew o ciężkich koronach, niczym pejzaż Claude’a: pełen słońca pierwszy plan, wijąca się srebrna wstęga rzeki o zielonych brzegach, wilgotna perspektywa zlewająca się z przymglonym niebem i puszystą chmurą. Przemknął po nich cień liści, zaś autokarem wstrząsnęło jakieś okropne szarpnięcie – zerwane więzadło, udar, więc jednak się nie udało. Pojazd zadygotał na całej swej długości, a jego silnik zgasł. W ciszy – Pierce dosłyszał syczenie opon na powierzchni jezdni – stoczył się po drugiej stronie wzniesienia wprost do rozciągającej się u jego podnóża wioski, kilka drewnianych oraz kamiennych domów, ceglany kościół, jednoprzęsłowy mostek na rzece, i tam, na oczach kilku zaciekawionych ludzi stojących na werandzie połączonej ze sklepem spożywczym stacji benzynowej, zatrzymał się.
A niech to.
Kierowca wysiadł, pozostawiając swych pasażerów na miejscach, nadal zwróconych ku frontowi, jak gdyby wciąż jeszcze jechali, tyle że stali w miejscu. Z zewnątrz dobiegł odgłos otwierania komory silnika; kierowca zajrzał doń, podłubał, po czym czmychnął w kierunku sklepiku, z którego przez jakiś czas nie wychodził. Kiedy wrócił, wsunął się na powrót na swoje siedzenie i wziął do ręki mikrofon – choć gdyby zwrócił się do nich, mniej więcej piętnaścioro pasażerów autokaru usłyszałoby go wystarczająco wyraźnie; może czuł się nieco skrępowany – i oznajmił metalicznym głosem: „No cóż, drodzy państwo, coś mi się zdaje, że ten autokar już dalej nie pojedzie”. – Szmery i pomruki niezadowolenia. – „Zadzwoniłem do Cascadii i obiecali przysłać drugi autokar tak prędko, jak tylko będzie to możliwe. Potrwa to jakąś godzinkę. Wedle życzenia możecie państwo wygodnie posiedzieć sobie tutaj, w autokarze, albo wysiąść”.
Nieodmiennie zdumiewało Pierce’a, że bez względu na to, w jakie kłopoty pakowali swoich pasażerów autokary oraz ich słudzy, nigdy nie pozwalali sobie na zaniechanie pozorów, że oferują im wygodę, luksus, a nawet rozkosz. Wepchnął swą księgę samotności do bocznej kieszeni worka, zarzucił go sobie na ramię, po czym wysiadł, kierując się w ślad za kierowcą, który, jak się zdawało, zamierzał skryć się w sklepiku.
– Przepraszam pana!
Cóż to był za dzień, doprawdy, co za dzień! Prawdziwe powietrze, jakie wypełniło jego płuca, kiedy wziął wdech, by ponownie zawołać, było wonne i świeże w porównaniu z fałszywym powietrzem autokaru. – Przepraszam pana!
Kierowca odwrócił się, unosząc brwi w geście, który miał oznaczać „czy mógłbym w czymś pomóc?”.
– Mam bilet do Conurbany – oświadczył Pierce. – Miałem złapać przesiadkę do Cascadii. Spóźnię się?
– O której?
– O drugiej.
– Przykro mi to mówić, ale na to wygląda.
– A czy mogliby go przetrzymać?
– Oj, wątpię. Wie pan, sporo ludzi jeździ tym z Conurbany. Oni też mają swoje przesiadki. – Niewyraźny uśmiech, takie jest życie. – Wydaje mi się, że jest jeszcze jeden do Cascadii, o szóstej.
– Świetnie – jęknął Pierce, próbując powściągnąć złość; w końcu z tego, co wiedział, nie była to wina tego człowieka. – Mam tam spotkanie o pół do piątej.
– Ojej – zafrasował się kierowca. – Niedobrze.
Wydawał się naprawdę zmartwiony. Pierce wzruszył ramionami, rozejrzał się wokół. Tchnienie bryzy uniosło listowie z drzew, które łukiem okalały wioskę, po czym pierzchło, przywracając południowy bezruch. Pod wpływem chwili pomyślał o wzięciu taksówki, nie, tu nie znajdzie taksówki, autostop – nie podróżował autostopem od czasów studenckich. Powrócił rozsądek. Pomaszerował w stronę sklepiku, przetrząsając kieszenie w poszukiwaniu dziesięciocentówki.
koniec
« 1 2 3
29 listopada 2008
1) Faraway Hills (ang.) – odległe, dalekie wzgórza (wszystkie przypisy pochodzą od tłumacza).

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Więcej niż jedna historia świata
— Anna Kańtoch

Tegoż twórcy

Świat przed zmianą
— Anna Kańtoch

Raczej średnie
— Michał Foerster

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.