WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Tytuł | Żelazny Anioł |
Tytuł oryginalny | Iron Angel |
Data wydania | 25 lutego 2009 |
Autor | Alan Campbell |
Przekład | Anna Reszka |
Wydawca | MAG |
Cykl | Kodeks Deepgate |
ISBN | 978-83-7480-120-1 |
Format | 400s. 135×205mm |
Gatunek | fantastyka |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | MadBooks.pl |
Wyszukaj w | Selkar.pl |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Żelazny AniołAlan Campbell
Alan CampbellŻelazny AniołDill przez długą chwilę przypatrywał się swym dłoniom. – On też mi się śnił. – Mesmerysta? – Był poza tym pokojem, poza mną, ale szukał sposobu, żeby wejść. Nie widziałem go, ale za każdym razem, kiedy wyglądałem przez okno, zauważałem coś dziwnego: dom, którego tam wcześniej nie było, nowy pomost na przystani, pochyłe drzewo. Są jakieś drzewa w Sandport? – Nie – przyznała Rachel. – To był tylko sen. Koszmary dręczyły Dilla od jego powrotu z Piekła. Śniło mu się, że staje się otoczeniem – czy to był pokój w Sandport, skamieniały zagajnik czy wydma na Martwych Piaskach. I zawsze w pobliżu ukazywała się ta sama postać, tyle że za każdym razem przebrana za inny element krajobrazu. Anioł zaczął nazywać ją mesmerystą, choć nie potrafił powiedzieć, skąd wziął to określenie. – Musisz coś zjeść. – Rachel podała mu miskę. Zauważyła, że jest w niej niewiele więcej poza mlekiem. – I powinniśmy pomyśleć o opuszczeniu tego miejsca. Nie wiem, jak długo jeszcze możemy ufać Meerowi. Dill wyglądał na wyczerpanego. – Dokąd pójdziemy? – zapytał. – Byle dalej od Spine. Okręt misjonarzy Głos Herolda opuścił Clune dwa tygodnie temu i powinien przybyć do portu w każdej chwili. Po wprowadzeniu stanu wojennego przez Spine to może być ostatni świątynny statek, który wyruszy na Żółte Morze. Misjonarze mają swoje osiedle w wiosce Baske, sto dwadzieścia mil na wschód od delty Pocked. Gdyby Herold nas zabrał, bylibyśmy tam bezpieczni. – Kapłani obroniliby nas przed Spine? – Mogliby obronić ciebie – odpowiedziała Rachel. – Jesteś zbiegiem, ale jednocześnie aniołem, a ja nie wyobrażam sobie, żeby kapłanom z Deepgate podobały się ostatnie rządy Spine. – Zastanawiała się przez chwilę. – Tak, jestem pewna, że wzięliby cię pod ochronę. – A co z tobą? Gdzieś w górze zahuczał sterowiec. Rachel słuchała go przez chwilę, ale jej uwagę przyciągnęły inne, bliższe odgłosy – zamieszania na ulicy. Podeszła do okna. Nabrzeżem przed gospodą toczył się z turkotem kolorowy wóz ciągnięty przez wołu. Miał czerwony dach, boki z żółtych listew i koła z jaskrawozielonymi i złotymi szprychami. Wzdłuż jednego boku biegł napis: „Magiczny Cyrk Greene: Poznajcie przerażające okropieństwa Irilu!”. Wokół tłoczyła się gawiedź, biegnąc za pojazdem w stronę centrum miasta. Rachel domyśliła się, że wóz zapewne zjechał z którejś barki w głębokim porcie, który znajdował się za półwyspem poza zasięgiem jej wzroku. Dziwne. Normalnie ta przystań była używana wyłącznie przez wojska Deepgate przybywające z oddalonych lądowisk sterowców. Po chwili zauważyła nabazgraną notatkę przypiętą do tyłu wozu i wstrzymała oddech. „Obejrzyjcie dziś wieczorem śliniącego się, zmiennokształtnego demona z Labiryntu!”. Gapie trajkotali z podnieceniem. Grupki bosych dzieci biegły przed wozem, ścigając się z krzykiem i klaszcząc w ręce. Rachel usiadła na parapecie i patrzyła, jak drewniany wehikuł pnie się na wzgórze i znika w plątaninie uliczek otaczających Plac Targowy. Wędrowni magicy i gabinety osobliwości były znane w Sandport. Z Clune i Dalamoor czasami przybywali szamani i taumaturdzy z prawdziwym rogiem obfitości niepokojących obiektów zakonserwowanych w słoikach. Ale Rachel nigdy nie słyszała o kimś, kto by twierdził, że jest w posiadaniu prawdziwego demona. Zmiennokształtny? Przybycie wozu cyrkowego i powracające sny Dilla to za dużo jak na zwykły zbieg okoliczności, uznała Rachel. – Wychodzę – oznajmiła. Ale Dill już zdążył zasnąć. Zanim dotarła na Plac Targowy, słońce schowało się za niskimi domami i niebo lśniło jak łuski złotej rybki. Mistrzyni ceremonii, młoda kobieta, właśnie kończyła przygotowywać pokaz. Na brązowych płytach chodnikowych pośrodku placu urządziła prowizoryczną scenę z karmazynowych desek ustawionych obok wozu. Wokół niej zebrał się spory tłumek, podczas gdy inni gapie ustawili się dalej, w cieniu okolicznych budynków. Nad rynsztokami, w których gniły owoce po cotygodniowym targu, bzyczały roje much. Sandportyczycy siedzieli na progach domów i sączyli wino figowe. Spośród publiczności kobieta zwerbowała do pomocy dwóch krzepkich mężczyzn, żeby wyładowali dużą skrzynię z tyłu wozu. Tymczasem ona sama stała z boku, trzymając na rękach małego psa. Według jej wskazówek dwaj pomocnicy ściągnęli skrzynię po kilku stopniach i wnieśli ją na scenę, obserwowani przez ciżbę. Rachel odruchowo powiodła wzrokiem po zbiegowisku, wypatrując kieszonkowców, zanim sobie przypomniała, przecież nie ma żadnych pieniędzy. Uśmiechnęła się i skierowała uwagę z powrotem na zbliżający się spektakl. Właścicielka cyrku była młodą, smukłą kobietą o ciemnych włosach opadających gęstymi, ciężkimi splotami na szczupłe plecy. Owalna twarz i ciemne oczy wskazywały na dalamoorskie pochodzenie, ale dziewczyna miała skórę jaśniejszą niż większość mieszkańców północnej pustyni. Jaskrawą, nawet trochę krzykliwą suknię w kolorach tęczy ozdobiła szklanymi paciorkami. Gdy pomocnicy ustawili skrzynię i zeszli na plac, kobieta posadziła ulubieńca na jednym ze stopni wozu, a następnie odwróciła się do widowni i uniosła ręce, żeby ją uciszyć. – Witajcie! – zawołała radosnym głosem, w którym wyraźnie pobrzmiewał akcent z Deepgate. – Nazywam się Mina Greene i przyjechałam do Sandport, żeby pokazać wam magię, cuda i dziwy! Jeśli zaciekawi was to, co teraz zobaczycie, opowiedzcie o tym rodzinom i znajomym. A jeśli widowisko przyprawi was o mdłości albo przerazi, i tak o nim opowiedzcie. Komukolwiek. Tylko na pewno. Tłum odpowiedział śmiechem. – I proszę, wróćcie po zmierzchu, bo to, co zobaczycie, teraz będzie zaledwie przedsmakiem mojego cyrku. Podróżowałam na krańce świata, szukając osobliwości, i dziś wieczorem pokażę je, żeby sprawić wam przyjemność. – Mówiła jak dziecko czytające z kartki, którą sobie wcześniej przygotowała. – Mam duchy i stwory z Labiryntu uwięzione w bursztynie, trupy demonów z mrocznych głębi Piekła, a nawet kości bogów i kamienne potwory spod ziemi. – Tak, widzieliśmy to wszystko w zeszłym roku! – krzyknął jeden z gapiów. Jego słowa wywołały gromki śmiech. Mine Greene zmarszczyła brwi i tupnęła nogą. – Tak, istoty pozszywane z kilku innych, imitacje. Słoiki z trytonami i małymi pająkami, zakonserwowane gicze wołowe. Widzieliście je tutaj, prawda? – Chyba sobie uświadomiła, że traci panowanie nad sobą, bo uczyniła wysiłek, żeby powściągnąć gniew. – Ale ja pokażę wam dzisiaj prawdziwe monstra. Żadnych sztuczek ani oszustw, tylko żywe, oddychające demony. – Skończyła przemowę ukłonem tancerki. – Obejrzyjcie okropieństwa Labiryntu! Uniosła wieko skrzyni, sięgnęła do środka i pomajstrowała przy wewnętrznym zamku. Cztery boki rozłożyły się niczym płatki kwiatu. Przez tłum przebiegło głośne westchnienie. Kilka osób cofnęło się gwałtownie. Rachel, która stała nieco z boku, z twarzą częściowo zasłoniętą jedwabnym szalem, dopiero wtedy zobaczyła wyraźnie, co spowodowało takie poruszenie. Poczuła, że żołądek podchodzi jej do gardła. – Ten potwór został schwytany w Deepgate cztery dni temu – oznajmiła Greene. – Avulsior Spine pozwolił mi, skromnej artystce estradowej, pokazać go tutaj i przestrzec was przed prawdziwymi niebezpieczeństwami Labiryntu. Spójrzcie na jego członki, zobaczcie, jak płacze i cierpi. Oto, co się dzieje z heretykami i bluźniercami. Czyżby Spine wynajęli ją, żeby głosiła ich nauki? Rachel zastanawiała się, czy Mina Greene wierzy w choć jedno słowo z kłamstw Avulsiora, czy po prostu zgodziła się pracować dla niego w zamian za to nieszczęsne stworzenie. Na pierwszy rzut oka trochę przypominało dziecko, ale Rachel nie widziała dokładnie, w jaki sposób powykręcane ręce i nogi łączą się z tułowiem. Niektóre części ciała wyglądały, jakby zrobiono je z tego samego drewna, co skrzynię. Mięśnie i kości były przemieszane z jasnymi sosnowymi deszczułkami. Wodniste, załzawione oczy łypały z wyraźnym strachem z bezwłosej czaszki. Z zaślinionych ust wydobywało się żałosne zawodzenie. Rachel odwróciła się z odrazą i przerażeniem. Jak Spine mogli się zniżyć do czegoś takiego? Zaczęła się cofać przez tłum. Ale przedstawienie jeszcze się nie skończyło. Najgorsze dopiero miało nastąpić. Mina Greene uniosła ręce i zwróciła się do publiczności: – To okropieństwo, kiedy zostawi się je samo, próbuje upodobnić się do swojego otoczenia. Widzicie, jak skopiowało skrzynię? Jest jak nasienie, z którego nie wiadomo co wyrośnie. A teraz patrzcie uważnie. – Nie! – Istota zawyła głosem zdławionym przez ślinę. – Proszę, nie rób tego. Rachel obejrzała się i zobaczyła, że Greene pochyla się nad stworem i coś do niego szepcze. To, co ujrzała w następnej chwili, sprawiło, że zatrzymała się w pół kroku. Stworzenie zaczęło się zmieniać. Jego członki się wydłużyły, głowa zapadła się w szyję niczym bańka z różowego błota. Na oczach osłupiałej ciżby tors istoty napęczniał i rozpadł się na dwa amorficzne kawałki. Te z kolei rozciągnęły się i spłaszczyły. Jednocześnie pociemniała skóra. |
Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.
więcej »Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.
więcej »Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner
Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner
Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner
Wow i opad szczęki
— Anna Kańtoch
Esensja czyta: Styczeń 2010
— Anna Kańtoch, Paweł Laudański, Marcin Mroziuk, Beatrycze Nowicka, Mieszko B. Wandowicz, Konrad Wągrowski
Na łańcuchach, nad przepaścią i w sąsiedztwie boga
— Anna Kańtoch