Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 19 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Alan Campbell
‹Żelazny Anioł›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułŻelazny Anioł
Tytuł oryginalnyIron Angel
Data wydania25 lutego 2009
Autor
PrzekładAnna Reszka
Wydawca MAG
CyklKodeks Deepgate
ISBN978-83-7480-120-1
Format400s. 135×205mm
Gatunekfantastyka
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Żelazny Anioł

Esensja.pl
Esensja.pl
Alan Campbell
« 1 2 3

Alan Campbell

Żelazny Anioł

Wśród publiczności rozległy się krzyki strachu i odrazy, a potem zapadła cisza. Nikt w tłumie nie wypowiedział ani jednego słowa.
Transformacja na scenie dobiegła końca. Na miejscu odrażającego zlepka mięśni i kości stało zwyczajne drewniane krzesło. Greene przyciągnęła je sobie i usiadła.
– Wszyscy macie je w domach, prawda? – zagaiła. – Mam na myśli krzesła, nie demony. Cóż, tego lepiej nie próbujcie. – Wyjęła nóż z fałd kolorowej sukni i dźgnęła drewno między swoimi nogami.
Z uszkodzonego siedziska trysnęła na scenę krew, a towarzyszył temu osobliwy dźwięk, jakby dalekie echo krzyku. Zmiennokształtny zachował świadomość i czucie?
– Oto jak się tworzy demony – ciągnęła Greene. – To rodzaj mesmeryzmu, a są w Labiryncie istoty, które wykorzystują takie techniki, żeby nadać waszym duszom dowolną formę. – Dyskretnie zerknęła na kartkę przybitą do boku wozu. – Labirynt Krwi to stosowna nazwa – mówiła dalej przesadnie dramatycznym tonem – bo jego korytarze są wcieleniami żywych dusz. Martwi nie wędrują po Piekle; oni są cegłami i zaprawą, z których jest zbudowane. – Wstała z krzesła i wykonała kolejny teatralny gest. – Iril jest zarówno Labiryntem, jak i roztrzaskanym bogiem, który w nim mieszka. Podobnie, kiedy umarło to żałosne stworzenie, stało się na zawsze częścią Labiryntu, żywym, oddychającym, myślącym kawałkiem Piekła. – Przez chwilę obserwowała publiczność. – I co, widzieliście kiedyś taki pokaz?
Rachel przepchnęła się przez tłum i szybkim krokiem ruszyła z powrotem do tawerny. Wokół krążyło tylu agentów Spine, że wiele ryzykowała, biorąc udział w tego rodzaju publicznych spektaklach. Słowa Miny Greene rozbrzmiewały echem w jej głowie. „To rodzaj mesmeryzmu… Są w Labiryncie istoty, które wykorzystują takie techniki, żeby nadać waszym duszom dowolną formę”.
Czyżby młody anioł padł ofiarą tych niecnych mesmerycznych sztuczek? Co się właściwie z nim stało? Próbowała odpędzić od siebie ponure myśli, ale obraz płaczącego stworzenia na scenie pobudzał jej wyobraźnię.
„Część Labiryntu – żywy, oddychający, myślący kawałek Piekła”.
Spiesząc mrocznymi uliczkami, uskakiwała przed strumieniami cuchnącej brązowej wody wylewanej przez drzwi ceglanych domów i zastanawiała się, w jaki sposób demon Miny Greene w ogóle znalazł się w Deepgate. Zjawy i upiory od zawsze nawiedzały ciemne zaułki łańcuchowego miasta, ale to były eteryczne istoty, widziadła przyciągane przez niegdysiejszą przemoc i rozlaną krew. Natomiast ten zmiennokształtny miał ciało. Jeśli kobieta mówiła prawdę…
Może ostatnie żniwo śmierci doprowadziło do większego i trwalszego pęknięcia między miastem a Labiryntem Krwi? Przecież zginęły dziesiątki tysięcy ludzi, kiedy Alexander Devon przyprowadził swoją monstrualną machinę pod bramy Deepgate. Rachel niezbyt obchodziło, co się stało z uszkodzonym miastem, ale kiedy ostatnio je widziała, wyglądało, jakby zaraz miało spaść w otchłań.
– Panno Hael!
Omal nie wpadła na Olirinda Meera, który wyskoczył z bocznej uliczki. Spocony i potargany, zatrzymał się raptownie, najwyraźniej zaskoczony jej obecnością.
– Co pani tutaj robi? – spytał tonem, w którym pobrzmiewała panika. – Już prawie ciemno. Dlaczego nie jest pani w swoim pokoju?
– Ciszej, Olirindzie, proszę. Musiałam wyjść. Miałam coś do załatwienia.
Właściciel gospody obejrzał się za siebie i wrócił spojrzeniem do Hael.
– Szybko – wyszeptał. – Musi pani natychmiast ze mną wrócić. Wszędzie jest pełno Spine.
– Nie możemy pozwolić, żeby nas razem widziano – rzuciła Rachel przez ramię, wymijając oberżystę. – Porozmawiamy później.
Zostawiwszy Meera oszołomionego na skrzyżowaniu, popędziła do tawerny.
Kiedy weszła do pokoju, Dill siedział na skraju łóżka i wpatrywał się w swój miecz. Nawet nie tknął miski z zupą.
– Czuję się lepiej – powiedział. – Przepraszam, że byłem ostatnio… nieobecny.
– Wynosimy się stąd natychmiast – oznajmiła Rachel.
Anioł przyjął jej decyzję bez słowa protestu.
– Odkryłaś coś, kiedy cię nie było?
– Tylko to, że Olirind Meer jest podłym łajdakiem. Myślę, że właśnie nas zdradził. – Rachel otworzyła szafę i wyjęła z niej worek ze skórzaną zbroją i nożami. – Spotkałam go na ulicy. Wracał biegiem najprawdopodobniej z rezydencji Avulsiora i nie wyglądał na szczęśliwego, kiedy mnie zobaczył.
– Może przypadkiem był w tej części miasta w swoich sprawach, a kiedy cię zobaczył, zmartwił się, że ktoś cię zauważy.
– Już wcześniej nieraz mijaliśmy się na ulicy, a on dobrze wiedział, że powinien patrzeć w inną stronę. Pozwalał sobie jedynie na przelotne spojrzenie, żeby się nie narazić, gdybym została złapana. – Rozłożyła skórzaną kamizelkę i spodnie na łóżku, a potem otworzyła szufladę komody i zaczęła luzem wrzucać ubrania do pustego worka. – Ale tym razem nie sprawiał wrażenia przestraszonego, że ktoś nas razem zobaczy. Nawet zaproponował, że odprowadzi mnie do tawerny. – Rachel prychnęła. – Bardziej się martwił, że nie siedzę bezpiecznie w pokoju, gdzie mógłby…
Nagle umilkła i zaczęła nasłuchiwać, a następnie podbiegła do drzwi i przekręciła gałkę. Drzwi nawet nie drgnęły.
– Cholera! Ktoś tutaj przychodził, kiedy mnie nie było? Dill, widziałeś, żeby ktoś majstrował przy futrynie?
– Ja… – Anioł miał bezradną minę. – Nie wiem Spałem.
– Szykuj się do lotu. Wyruszamy natychmiast.
Ale gdy tylko Dill wstał z łóżka, sufit się zawalił, a na ich głowy posypał się pokruszony tynk. Coś ogromnego i metalowego przebiło dach i utknęło w deskach podłogowych. Przez chmurę pyłu Rachel dostrzegła łańcuch i giętką rurę wychodzącą z otworu w górze. Potem usłyszała cichy syk i zrozumiała, co się dzieje.
– Gaz – krzyknęła. – Wstrzymaj oddech.
Aeronauci z Deepgate nazywali je szperaczami. Wystrzeliwane ze sterowców wojennych ogromne żelazne harpuny skutecznie dostarczały toksyczne gazy do zamkniętych budynków. Użyto ich na pustyni, żeby wpuścić gaz wapienny do podziemnej sieci tuneli Heshette. Zabito w ten sposób tysiące nomadów bez konieczności lądowania choćby jednym sterowcem. Możliwe, że właśnie teraz wisiał nad nim taki statek i pompował niewidzialne opary do pokoju. Gaz wydostawał się przez otwory w trzonie, a kolce znajdujące się na całej jego długości można było dowolnie przesuwać, żeby zwiększyć precyzję działania pocisku. Pieczętowanie drzwi polegało na rozprowadzeniu na framudze roztworu chemicznego, który pienił się i pęczniał w kontakcie z katalizatorem w formie oparu.
Rachel przeklinała w duchu własną głupotę i łajdaka Meera za zdradę. Dlaczego mu zaufała? Dlaczego w ogóle komuś zaufała w tym przeklętym mieście?
Spine wiedzieli, że usłyszałaby ich kroki w korytarzu, dlatego wykorzystali jej ostatnie wyjście, żeby przygotować zasadzkę. I przewidzieli, że będzie musiała uciekać przez okno. Przebicie się przez ściany albo podłogę trwałoby zbyt długo.
Wstrzymując oddech, Rachel otworzyła okna i szybko uskoczyła w bok. Spodziewany grad bełtów nie zasypał pokoju. Na ulicy nie było żadnych Spine? Żadnych kusz wycelowanych w tawernę? Co to oznaczało? Jeszcze nie zaczerpnęła toksycznego powietrza, a już była oszołomiona i zdezorientowana. Czyżby Spine zastosowali truciznę działającą na rogówkę oka? Hael odwróciła się do Dilla, ale młody anioł już leżał na podłodze tuż obok syczącego metalowego pocisku.
Rachel przyciągnęła go bliżej okna, choć nie wiedziała, czy jej przyjaciel jeszcze żyje. Drugi atak na razie nie nastąpił, więc czepiała się nadziei, że świątynni asasyni postanowili wziąć ofiary żywcem.
Anioł okazał się cięższy, niż przypuszczała. Zauważyła, jak bardzo urosły mu skrzydła i jaki szeroki ślad zostawiały na zakurzonej podłodze. Po tym wysiłku musiała go zostawić i wychylić się przez okno, żeby zaczerpnąć tchu. Do jej nozdrzy dotarł zapach gazu. Zakrztusiła się, ale nie rozpoznała toksyny.
Coś nowego?
Sądząc po skutkach, jakie wywołał jeden mały wdech, była to substancja silniejsza, niż Rachel się spodziewała. Przystań Sandport zakołysała się przed jej oczami – rój światełek na ciemnej rzece. Zobaczyła, że maszty się chwieją, a budynki zlewają w jeden w ostatnich czerwonych promieniach zachodzącego słońca. Gdzieś w górze huczał sterowiec.
Lecieli wysoko, żebym nie usłyszała silników, pomyślała. I straciła przytomność.
koniec
« 1 2 3
24 lutego 2009

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Wow i opad szczęki
— Anna Kańtoch

Tegoż twórcy

Esensja czyta: Styczeń 2010
— Anna Kańtoch, Paweł Laudański, Marcin Mroziuk, Beatrycze Nowicka, Mieszko B. Wandowicz, Konrad Wągrowski

Na łańcuchach, nad przepaścią i w sąsiedztwie boga
— Anna Kańtoch

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.