Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 7 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Poul Anderson
‹Genesis / Olśnienie›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułGenesis / Olśnienie
Tytuł oryginalnyGenesis / Brain Wave
Data wydania16 listopada 2010
Autor
PrzekładMartyna Plisenko
Wydawca Solaris
ISBN978-83-7590-055-2
Format500s. oprawa twarda
Cena45,90
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Olśnienie

Esensja.pl
Esensja.pl
Poul Anderson
« 1 2 3 4 »

Poul Anderson

Olśnienie

Rozdział 2
Peter Corinth wyszedł spod prysznica z gromkim śpiewem na ustach i zastał Sheilę zajętą smażeniem bekonu i jajek. Uniósł jej miękkie, brązowe włosy, pocałował jej kark, a ona odwróciła się do niego z uśmiechem.
– Wygląda jak anioł i gotuje jak anioł – oświadczył.
– Hej, Pete – powiedziała – przecież ty nigdy…
– Nigdy nie potrafiłem znaleźć słów – zgodził się. – Ale to szczera prawda, najdroższa.
Pochylił się nad patelnią i z pełnym zadowolenia westchnieniem wdychał zapach smażeniny.
– Mam przeczucie, że to jeden z tych dni, kiedy wszystko idzie dobrze – powiedział. – Odrobina hubris1), przez którą bogowie niewątpliwie ześlą na mnie nemezis2).
Hubris, Nemesis, Ate3) – jej szerokie, gładkie czoło przecięła malutka zmarszczka. – Pete, już wcześniej używałeś tych słów. Co one znaczą?
Zamrugał. Dwa lata po ślubie wciąż był bardzo zakochany w swojej żonie, a kiedy tak po prostu przed nim stała, jego serce ze szczęścia wywijało fikołki. Była łagodna, radosna, piękna i umiała gotować – ale nie miała w sobie nic z intelektualistki. Podczas wizyt jego przyjaciół siadała cicho z boku i nie brała udziału w rozmowie.
– Dlaczego chcesz wiedzieć? – zapytał.
– Tak się tylko zastanawiałam – odparła.
Wszedł do sypialni i zaczął się ubierać. Drzwi zostawił uchylone, aby słyszała, co ma do powiedzenia na temat podstaw greckiej tragedii. Poranek był zbyt piękny, by rozwodzić się nad tak ponurym tematem, ale słuchała uważnie, od czasu do czasu wtrącając jakieś pytanie. Gdy już się ubrał, uśmiechnęła się i podeszła do niego.
– Mój ty kochany, niezgrabny fizyku – powiedziała. – Jesteś jedynym człowiekiem, jakiego znam, który w garniturze prosto z pralni wygląda tak, jakby przez tydzień spał w nim w samochodzie.
Poprawiła mu krawat i wygładziła marynarkę. Przeciągnął ręką po swoich czarnych włosach, zmierzwił je niemiłosiernie i podszedł z nią do stołu kuchennego. Para unosząca się znad kubka z kawą osiadła na jego rogowych okularach. Zdjął je i przetarł szkła krawatem. Jego szczupła twarz ze złamanym nosem wyglądała bez nich zupełnie inaczej – młodziej, może tylko na trzydzieści trzy lata, czyli tyle, ile faktycznie miał.
– Wpadłem na to zaraz po przebudzeniu – powiedział smarując masłem kanapkę. – Chyba mam całkiem nieźle wytrenowaną podświadomość.
– Mówisz o rozwiązaniu swojego problemu? – spytała Sheila.
Przytaknął, zbyt zaabsorbowany, aby zastanowić się, co oznacza jej pytanie. Zazwyczaj po prostu pozwalała mu mówić, w odpowiednich miejscach wtrącając „tak” lub „nie”, ale tak naprawdę nie słuchając. Cała jego praca była dla niej czymś bardzo tajemniczym. Czasami myślał sobie, że jego żona żyje w świecie dziecka, który nie jest jeszcze poznany, ale za to podniecający i dziwny.
– Próbowałem zbudować analizator fazowy rezonansu połączeń molekularnych w strukturach krystalicznych – powiedział. – No, nieważne. Rzecz w tym, że przez kilka ostatnich tygodni tkwiłem w miejscu, próbując zaprojektować obwód działający tak, jak chciałem i nic mi z tego nie wychodziło. A dziś po prostu obudziłem się z pomysłem, który może się sprawdzić. Zastanówmy się…
Jego wzrok stracił ostrość. Jadł nie czując smaku. Sheila zaśmiała się cicho.
– Mogę dziś wrócić późno – powiedział przy drzwiach. – Jeśli mój pomysł okaże się trafiony, to nie chciałbym przerywać pracy, aż – Bóg wie, jak długo. Zadzwonię.
– W porządku, kochanie. Udanego polowania.
Kiedy wyszedł, Sheila jeszcze przez chwilę się uśmiechała. Pete był – cóż, po prostu miała szczęście i tyle. Nigdy specjalnie tego nie doceniała, ale dzisiejszy poranek wydawał jej się jakiś inny. Wszystko było wyraźne i jasne, jakby była w górach, które jej mąż tak kochał.
Myjąc naczynia i sprzątając mieszkanie mruczała coś do siebie. W głowie przesuwały się wspomnienia, małe miasteczko w Pensylwanii, gdzie dorastała, college o profilu ekonomicznym i to, jak cztery lata temu przyjechała do Nowego Jorku, aby podjąć pracę w biurze firmy należącej do przyjaciół rodziny. Dobry Boże, jakże nie nadawała się do takiego życia! Impreza za imprezą, narzeczony po narzeczonym i cały ten szybko mówiący, zamaszyście gestykulujący, wystudiowanie twardy, wszechwiedzący tłum, wśród którego zawsze musiała mieć się na baczności. W porządku, wyszła za Pete’a w rewanżu po tym, jak Bill nazwał ją idiotką i wyszedł – ale to już nieważne. Zawsze lubiła tego nieśmiałego, cichego mężczyznę i teraz nie żałowała swojej decyzji.
Pewnie jestem nudna, powiedziała sobie, i dobrze mi z tym.
Sheila wiodła zwykłe życie niepracującej żony, nic szczególnie interesującego. Kilkoro przyjaciół wpadało czasem na piwo i pogawędkę, w niedzielę chodziła do kościoła – sama – Pete, agnostyk, spał wtedy do późna; wakacje spędzali w Nowej Anglii albo w Górach Skalistych; w nieodległej przyszłości planowali dziecko – czego chcieć więcej? Niegdyś wraz z przyjaciółmi wyśmiewała się ze sztampy i nudy mieszczańskiego życia; jednak teraz sama tak żyła, a dawni przyjaciele zamienili tylko jedną rutynę na inną, stary zestaw sloganów zastąpili nowym i poniekąd zatracili poczucie rzeczywistości.
Sheila zdumiona potrząsnęła głową. Dotąd nie śniła na jawie, to do niej niepodobne. Nawet myśli miała jakieś inne niż zwykle.
Uporała się z obowiązkami domowymi i zajęła się sobą. Zazwyczaj przed lunchem relaksowała się chwilę przy ulubionych powieściach kryminalnych; potem robiła zakupy, czasem szła do parku, czasem odwiedzała jedną z przyjaciółek. Wreszcie przygotowywała kolację i czekała na Pete’a. Ale dzisiaj…
Wzięła powieść detektywistyczną, którą miała zamiar przeczytać. Przez chwilę niezdecydowanie gładziła jaskrawą okładkę i prawie zabrała się do czytania. Potem, potrząsając głową, odłożyła ją i podeszła do zapchanej półki z książkami, wyciągnęła należący do Pete’a zniszczony egzemplarz Lorda Jima i wróciła na fotel. Późnym popołudniem uświadomiła sobie, że całkiem zapomniała o lunchu.

Corinth spotkał w windzie Feliksa Mandelbauma. Stanowili rzadki w Nowym Jorku przypadek sąsiadów z tego samego budynku, którzy zostali bliskimi przyjaciółmi. Sheila, wychowana w atmosferze małego miasteczka nalegała, aby poznać wszystkich mieszkańców, przynajmniej na ich piętrze, a w przypadku Mandelbaumów Corinth bardzo się z tego cieszył. Sarah była pulchną, cichą Hausfrau4) w wieku emerytalnym, miłą, lecz nieco bezbarwną; za to jej mąż ulepiony był z innej zgoła gliny.
Felix Mandelbaum urodził się pięćdziesiąt lat temu w hałasie i brudzie czynszówek na East Side, a życie nie szczędziło mu kopniaków; jednak z dużym zaangażowaniem oddawał ciosy. Wykonywał najróżniejsze prace, był obwoźnym sprzedawcą owoców, a w czasie wojny wykwalifikowanym mechanikiem i agentem operacyjnym O.S.S.5), gdzie przydawały się jego talenty językowe i umiejętność dogadywania się z ludźmi. Jednocześnie robił karierę jako działacz związkowy – zaczynał od najniższego szczebla, by dojść bardzo wysoko w pracy, którą wykonywał dziś: oficjalnie pełnił obowiązki sekretarza wykonawczego miejscowego związku, a w rzeczywistości był „wygaszaczem problemów”, którego głos bardzo liczył się w radach narodowych. Nie w tym rzecz, że był radykałem; mawiał, że poznał radykalizm od podszewki, a to wystarczy, aby zniechęcić każdego rozsądnego człowieka. W istocie twierdził, że jest jednym z ostatnich prawdziwych konserwatystów – a by się zakonserwować, trzeba się dostosować. Był samoukiem, jednak bardzo oczytanym, miłującym życie bardziej, niż ktokolwiek inny z kręgu Corintha, może poza Natem Lewisem.
– Dzień dobry – powiedział Corinth. – Spóźniłeś się dziś.
– Niezupełnie.
Mandelbaum mówił szybko, z ostrym, nowojorskim akcentem. Był niski, żylasty i siwowłosy, w pomarszczonej twarzy ze śladami po ospie błyszczały przenikliwe, ciemne oczy.
– Obudziłem się z pewnym pomysłem. Z gotowym planem reorganizacji. Zdumiewające, że nikt na to wcześniej nie wpadł. O połowę zmniejszę papierkową robotę. Wszystko sobie rozrysowałem.
Corinth smętnie potrząsnął głową.
– Feliksie, powinieneś już wiedzieć, że Amerykanie za bardzo kochają papierkową robotę, aby oddać ci chociaż jedną kartkę – powiedział.
– Nie widziałeś Europejczyków – mruknął Mandelbaum.
– Wiesz co – powiedział Corinth – to zabawne, że wpadłeś na ten pomysł akurat dzisiaj. Przypomnij mi, abym cię później wypytał o szczegóły, bo to wydaje się interesujące. Ale rzecz w tym, że ja też obudziłem się dziś z rozwiązaniem problemu, który przez ostatni miesiąc nie dawał mi spokoju.
– Hm? – Mandelbaum przyjął ten fakt do wiadomości, prawie można było zobaczyć, jak obraca go w rękach, wącha i odkłada na bok. – Dziwne.
« 1 2 3 4 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Genesis
— Poul Anderson

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.