Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 6 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Matthew Woodring Stover
‹Bohaterowie umierają›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułBohaterowie umierają
Tytuł oryginalnyHeroes Die
Data wydania1 lipca 2009
Autor
PrzekładWojciech Szypuła, Małgorzata Strzelec
Wydawca MAG
CyklAkty Caine’a
ISBN978-83-7480-139-3
Format670s. 135×205mm
Cena39,—
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Bohaterowie umierają

Esensja.pl
Esensja.pl
Matthew Woodring Stover
1 2 3 7 »
Zapraszamy do lektury fragmentu powieści Matthew Woodringa Stovera „Bohaterowie umierają”. Książka będąca pierwszym tomem cyklu „Akty Caine’a” ukaże się nakładem wydawnictwa MAG.

Matthew Woodring Stover

Bohaterowie umierają

Zapraszamy do lektury fragmentu powieści Matthew Woodringa Stovera „Bohaterowie umierają”. Książka będąca pierwszym tomem cyklu „Akty Caine’a” ukaże się nakładem wydawnictwa MAG.

Matthew Woodring Stover
‹Bohaterowie umierają›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułBohaterowie umierają
Tytuł oryginalnyHeroes Die
Data wydania1 lipca 2009
Autor
PrzekładWojciech Szypuła, Małgorzata Strzelec
Wydawca MAG
CyklAkty Caine’a
ISBN978-83-7480-139-3
Format670s. 135×205mm
Cena39,—
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
Prolog
1
Kładę rękę na klamce i w tym momencie jakiś żywcem pochowany we mnie instynkt odzywa się w mojej piersi: to będzie bolało.
Biorę głęboki wdech i wchodzę.
Sypialnię księcia regenta Toa-Phelathona urządzono naprawdę gustownie i bez przepychu, wziąwszy pod uwagę, że śpi tu facet, który włada drugim co do wielkości cesarstwem w Nadświecie. Już samo łóżko jest skromne – ma tylko osiem kolumienek i pół akra powierzchni (albo coś koło tego); dodatkowe cztery kolumny – każda z bogato rzeźbionego thierrilu o różowych żyłkach i grubsza od mojego uda – podtrzymują lampy z jaśniejącego mosiądzu. Długie żółte płomienie jak ostrza włóczni falują delikatnie, poruszane podmuchem z ukrytych drzwi dla służby. Bezgłośnie zamykam drzwi za sobą, a ich pokryta brokatową tapetą powierzchnia idealnie stapia się z wzorem na ścianie.
Brnę przez wzburzone morze jedwabnych poduszek – sięgającą kolan chmurę lśniących, żywych kolorów. Dostrzegam błysk złota i mignięcie czegoś o barwie bordo po mojej lewej i nagle serce zaczyna mi walić jak oszalałe – ale to tylko moja własna liberia, przebranie służącego, na mgnienie oka pochwycone przez srebrne lustro na szafce nocnej z lakierowanego lipkeńskiego krimu. W odbiciu widzę zaklęcie, zaczarowaną twarz, którą noszę: gładkie, zaokrąglone policzki z ledwie śladem meszku zamiast zarostu, jasne włosy. W nagrodę posyłam sobie uśmiech, rozciągając spierzchnięte usta, i mrugam do siebie porozumiewawczo, po czym bezgłośnie wzdycham i ruszam dalej.
Książe regent leży wsparty na poduszkach większych od mojego łóżka i pochrapuje spokojnie. Siwe wąsy poruszają mu się przy każdym świszczącym wdechu i wydechu. Na jego szerokiej piersi leży okładką do góry książka – jeden z serii romansów koryjskich Kimlarthena. To znowu wywołuje mój uśmiech: kto by pomyślał, że Lew Prorithuna jest sentymentalny? Bajki – proste historie dla prostych umysłów, zefirek chłodzący czoło umęczone złożonością prawdziwego życia.
Delikatnie stawiam złotą tacę na stoliku obok łóżka. Książę się porusza, wygodnie mości we śnie – a mnie krew ścina się w żyłach. Ruch sprawia, że z poduszek unosi się obłoczek lawendowego aromatu. Świerzbią mnie palce. Rozpuszczone do snu włosy rozkładają się wachlarzem w kolorze stali wokół jego twarzy. To szlachetne czoło, błyszczące oczy, ostry podbródek, pieczołowicie wygolony, podczas gdy policzki porasta bujna broda – dla każdego to doskonały wizerunek wspaniałego króla. Jego posąg na stającym dęba rumaku – ten, który znajduje się przed Dziedzińcem Bogów w pobliżu Fontanny Prorithuna – będzie wspaniałym, inspirującym ludzi pomnikiem.
Książę regent gwałtownie otwiera oczy, gdy czuje moją dłoń zaciskającą się mu na gardle. Jestem prawdziwym zawodowcem, więc nawet nie próbuję zatykać mu ręką ust, żeby zdusić okrzyk; ze ściśniętego gardła dobywa się jedynie skrzek. Widok mojego noża, i to w dużym zbliżeniu – grube, obosieczne ostrze znajduje się raptem cal od jego prawego oka – osłabia dalszy opór.
Przygryzam język, ślina napływa mi do ust i zwilża wysuszone gardło. Głos mam spokojny – bardzo cichy i bardzo beznamiętny:
– W takich sytuacjach zwyczajowo mówi się kilka słów. Człowiek nie powinien umierać, nie wiedząc, dlaczego został ­zamordowany. Nie szczycę się swoją elokwencją, więc ujmę to w prostych słowach. Pochylam się nisko tuż obok ostrza noża i patrzę księciu w oczy.
– Klasztory utrzymywały cię na Dębowym Tronie, wspierając twoje idiotyczne działania przeciwko Lipke w Wojnie na Równinach. Po rozważeniu wszystkich kwestii Rada Braci uznała, że będziesz wystarczająco silnym władcą, żeby utrzymać cesarstwo w jedności, przynajmniej do czasu, gdy Mała Królowa osiągnie pełnoletność.
Jego twarz sinieje, a ja czuję pod palcami występujące na szyi żyły. Jeśli nie będę mówił wystarczająco szybko, uduszę go, zanim skończę mówić. Wzdycham i przyspieszam.
– Jednak odkryli, że jesteś idiotą. Karne podatki, które nałożyłeś, osłabiają i Kirisch-Nar, i Jheled-Kaarn. Powiedziano mi, że zeszłej zimy w samym Kaarn dziesięć tysięcy wolnych chłopów umarło z głodu. Teraz rozkwasiłeś nos Lipke z powodu tej kretyńskiej kopalni żelaza w Bożych Zębach i gadasz tak, jakbyś myślał o regularnej wojnie z powodu tych dwóch zasmarkanych małych prowincji na wschodzie. Zignorowałeś i obraziłeś handlową delegację lipkeńską i zlekceważyłeś napomnienia ze strony Rady Braci. Uznali, że już się nie nadajesz do sprawowania władzy, o ile kiedykolwiek się nadawałeś. Mają dość czekania. Zapłacili mi ogromną sumę, żebym usunął cię z tronu. Zamrugaj dwa razy, jeśli zrozumiałeś.
Oczy księcia otwierają się szeroko; wybałusza je na mnie, jakby chciał sprawić, żeby zniknęły jego powieki. Gardło pracuje pod moją dłonią. Poruszając wargami, bezgłośnie mówi do mnie, ale moje nędzne umiejętności w czytaniu z ruchu ust nie pozwalają mi nadążyć i jedyne co rozumiem, to początkowe „proszę, proszę, proszę”. Bez wątpienia chciałby pospierać się ze mną, poprosić o wyrozumiałość albo o azyl dla żony i dwóch córek. Nie mogę mu obiecać żadnej z tych rzeczy; jeśli po jego śmierci zacznie się wojna o tron, będą miały takie same szanse jak reszta.
W końcu wysychają mu gałki oczne i mruga – raz. Zabawne, jak czasem nasze odruchy spiskują przeciwko nam, sprowadzając na nas śmierć. Zgodnie z warunkami kontraktu mam się upewnić, że zrozumiał. Jeśli mam to zrobić jak należy, powinienem poczekać na następne mrugnięcie. Gdy się morduje króla, winno się zachować pewne formy.
Jego wzrok minimalnie się przesuwa – stary wojownik zamierza sprawdzić swoje szanse ze mną; to ostatnie, rozpaczliwe parkosyzmy jego woli życia, które odwołują się do innych, całkiem świeżych odruchów w nadziei na ratunek.
Mając wybór między stosownym zachowaniem a wpadką w sypialni księcia regenta, na dziewiątej kondygnacji wieży pałacu Colhari, uznaję, że jednak w dupie mam dobre wychowanie.
Wbijam mu nóż w oko. Pęka kość i tryska krew. Za pomocą noża odwracam jego twarz od siebie – kiedy będę stąd wychodził, plama krwi na liberii może wywołać fatalne konsekwencje. Książę regent rzuca się jak łosoś, który nieoczekiwanie wyskoczył ze strumienia na ląd. To tylko ostatnie, nieświadome próby walki ciała o życie; równolegle odbywa się opróżnianie kiszek i pęcherza. Książę obsrywa i zasikuje satynową pościel i całego siebie – kolejny pierwotny odruch, daremna sztuczka, mająca na celu obrzydzenie drapieżnikowi zdobytego mięsa.
Pieprzyć to. I tak nie jestem głodny.
Mijają wieki i w końcu książę regent się uspokaja. Opieram się ręką o jego czoło i poruszam nożem w tę i we w tę, aż w końcu ostrze wychodzi z wilgotnym odgłosem. I teraz biorę się za makabryczną część mojej roboty.
Ząbkowane ostrze z łatwością rozcina skórę szyi, ale zgrzyta, gdy dociera do kręgów szyjnych. Zmieniam lekko kąt cięcia, wsuwając krawędź między trzeci i czwarty krąg, i po kilku sekundach piłowania już mam głowę. Miedziany zapach jego krwi jest tak mocny, że czuję go mimo odoru gówna. Żołądek mi się zaciska, ledwo mogę oddychać.
Odkrywam złotą tacę, którą przyniosłem z kuchni, ostrożnie odstawiam talerze z parującym jedzeniem i kładę na tacy głowę Toa-Phelathona. Ostrożnie unoszę ją za włosy, żeby ściekająca krew nie zaplamiła mi ubrania. Z powrotem stawiam na tacy złotą pokrywę. Ściągam zakrwawione rękawiczki i beztrosko rzucam je na ciało, obok porzuconego noża. Ręce mam czyste.
Unoszę tacę na wysokość ramienia i biorę głęboki wdech. Łatwa część za mną. Teraz muszę wydostać się stąd żywy.
Najtrudniejsza część ucieczki to pokonanie pierwszej przeszkody – oddalenie się od ciała. Jeśli bez problemu przejdę obok dwóch strażników przy drzwiach dla służby, znajdę się poza pałacem, nim ktokolwiek się dowie, że staruszek jest martwy. Adrenalina śpiewa mi w żyłach na cały głos, aż drżą mi ręce i na karku wyskakuje gęsia skórka. W uszach słyszę łomot pulsu.
W górnym lewym rogu pola widzenia miga czerwony kwadrat wyjścia. Ignoruję go, chociaż przesuwa się przed moimi oczami jak powidok.
Jestem w połowie drogi przez pokój, kiedy drzwi dla służby otwierają się z rozmachem. Jemson Thal, kamerdyner, zaczyna mówić już w wejściu:
– Proszę o wybaczenie, Wasza Wysokość – trajkocze, chociaż nawet nie złapał tchu. – Krąży plotka, że ktoś się podszył pod służ…
Jemson Thal widzi bezgłowego trupa w łożu, zauważa mnie i zadyszana paplanina zamiera mu w gardle. Jego oczy robią się okrągłe jak spodki; porusza ustami, jakby się dusił. Skracam dystans między nami jednym długim, zręcznym croisé i kopię go w szyję. Pada jak worek szmat i teraz naprawdę walczy o oddech, bo ma zmiażdżoną krtań. Łapie się za gardło i wije na podłodze w przejściu dla służby.
A ja nawet nie przechyliłem tacy.
Z jednym ze strażników idzie – a w każdym razie pójdzie – łatwo. Z krzykiem zamarłym na ustach opada na kolano obok Thala i w kretyńskim odruchu próbuje mu pomóc. Myśli, że co zrobi? Będzie klepał biednego sukinkota w plecy, aż ten sobie wykaszle tchawicę? Drugiego nie widać. Bystrzejszy od kumpla przywarł do ściany w przejściu dla służby i czeka na mnie.
1 2 3 7 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.