Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 4 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Alan Campbell
‹Bóg Zegarów›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułBóg Zegarów
Tytuł oryginalnyGod of Clocks
Data wydania11 września 2009
Autor
PrzekładAnna Reszka
Wydawca MAG
CyklKodeks Deepgate
ISBN978-83-7480-145-4
Format400s. 135×205mm
Cena35,—
Gatunekfantastyka
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Bóg Zegarów

Esensja.pl
Esensja.pl
Alan Campbell
1 2 »
Przedstawiamy fragment powieści Alana Campbella „Bóg Zegarów”. Książka będąca trzecim tomem cyklu „Kodeks Deepgate” ukazała się nakładem wydawnictwa MAG.

Alan Campbell

Bóg Zegarów

Przedstawiamy fragment powieści Alana Campbella „Bóg Zegarów”. Książka będąca trzecim tomem cyklu „Kodeks Deepgate” ukazała się nakładem wydawnictwa MAG.

Alan Campbell
‹Bóg Zegarów›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułBóg Zegarów
Tytuł oryginalnyGod of Clocks
Data wydania11 września 2009
Autor
PrzekładAnna Reszka
Wydawca MAG
CyklKodeks Deepgate
ISBN978-83-7480-145-4
Format400s. 135×205mm
Cena35,—
Gatunekfantastyka
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
Rozdział 1
Trzy godziny wcześniej
Dwunastu aniołów wypuszczono na świat z Dziewiątej Cytadeli Piekła i mieli tam wrócić dopiero w ślad za całą ludzkością. Ziemia drżała i rozstępowała się pod ich stopami z kości zakutych w żelazo. Silniki dudniły w ich czaszkach i w opancerzonych klatkach piersiowych, nadal parujących po przejściu przez bramę. Zmiażdżyli wojowników Rysa na polu bitwy w Larnaig, po czym ruszyli na Coreollis. Anioły-zjawy na cienkich nogach podążały przez falujące, sczerniałe łąki, wypalony las i błoto zasłane trupami. Kości ich skrzydeł rysowały się czernią na tle krwawego blasku zachodu, nisko stojące słońce przeświecało przez nie jak wizja apokalipsy.
Obrońcy miasta, który pozostali wierni lordowi Rysowi, podtoczyli katapulty pod mury. Beczki z siarką poleciały wysokim łukiem i rozbiły się na gigantach, a następnie spadły płonącymi żółtymi kaskadami na domy Coreollis. Ale po bitwie stoczonej i przegranej w Larnaig w tych budynkach zostały już tylko wdowy i sieroty.
W końcu dwunastu golemów, skąpanych w czerwono-złotej poświacie, wlokących siarkowe łańcuchy ulicami Coreollis, stanęło pod pałacem oblężonego boga. Po drodze miażdżyli szczyty domów i dachy stalowymi goleniami. Kominy się przewracały, dachówki fruwały w powietrzu i ­roztrzaskiwały się na bruku wśród tumanów czerwonego pyłu i siarkowych płomieni koloru cytryny.
Pół mili dalej na wschód Rachel Hael stała na blankach opuszczonej wieży wznoszącej się na nasypie ziemnym w kształcie ściętego stożka. Ten bastion z drewna i ziemi zbudowali wiek wcześniej żołnierze Rysa, żeby obserwować Czerwoną Drogę. Palisadę otaczającą dziedziniec zdobiły teraz głowy pandemeriańskich zdrajców i mesmeryckich demonów. Rachel urządziła sobie skromny piknik za szańcem, układając na ławce chleb, masło i owoce.
Trzymając jabłko w zębach, była asasynka uniosła lornetkę do oczu i poszła za bezokimi spojrzeniami ponurych strażników nabitych na pale. Przyjrzała się czarnej drodze, zrytej ciężkimi buciorami żołnierzy króla Menoi, a potem przesunęła wzrok na metaliczne różowe wody jeziora Larnaig. Podobną do muszli linię brzegową porastały kępy białych wierzb o starych pniach stłoczonych w czerwonym cieniu. Na wschodzie stalowe szyny linii kolejowej Skirl lśniły jak rtęć pod niebem ciemnym jak atrament. Tory dzieliły na pół skupisko spalonych budynków stacji, mieszczącej się na północnym brzegu, i kończyły na pirsie Larnaig. Parowiec Sally Broom, który przywiózł traktat pokojowy Menoi do tego portu, leżał teraz roztrzaskany na końcu głębokiego wąwozu na Polu Larnaig, trzysta jardów od miejsca, z którego go rzucono.
Za jeziorem, niebieskawymi warstwami skarp, zębów i stożków podobnych do świątyń, wznosił się ku chmurom masyw Moine. Trochę bliżej, zaledwie milę na północny wschód, mniej naturalna mgła przesłaniała liściasty las, zdradzając położenie statku Cospinola, który szybko oddalał się od Coreollis. Przez dłuższą chwilę Rachel obserwowała czarnoksięski całun Rotswarda, a następnie skierowała lornetkę na zachód. Tutaj Pole Larnaig było zasłane trupami i niezliczonymi częściami ciał, zarówno ludzkich, jak i mesmeryckich. Spalone i pokryte błotem, rozrzucone w śmiertelnych pozach po przeklętej ziemi, wyglądały jak skamieniałości ludzi i zwierząt wyrzucone na powierzchnię przez jakiś kataklizm.
Żyły ciemniejszego błota łączyły te obrazy przemocy, wywołując wrażenie, że sama skóra świata zestarzała się i zrobiła cienka jak pergamin. Kurz pokrywał metalowe szprychy kół, miecze nadal ściskane w rękawicach albo pazurach, włócznie, piki, młoty, maczugi i pałki nabijane ćwiekami. Osypywał się po pagórkach kości, suchych zębów i żelaznych kończyn zmienionych ludzi, urwanych albo wygiętych, po klatkach ­piersiowych, spalonych, czarnych ciałach. Wszędzie walały się porozrzucane części silników: koła zębate, sworznie, łańcuchy, obejmy, zwoje drutu, ciemne od mineralnego tłuszczu, który wsiąkł również w ziemię. Fragmenty stalowych płyt albo kolczug lśniły wśród hełmów z biało-niebieskimi pióropuszami, brudnych szmat i wnętrzności.
Całe pole bitwy było usłane szczątkami koni, ogarów i szakali o różowo-czarnych językach, a także częściowo zjedzonymi korpusami pancernych turów, niezliczonymi stosami trupów wojowników o niebieskich ustach, lepkich twarzach i oczach rojących się od much.
Rachel ugryzła jabłko.
W samym sercu pobojowiska znajdowała się brama do Piekła Menoi, czerwony krater, który zaczynał się kurczyć i zapadać do środka jak rana. Wkrótce miał się zamknąć całkowicie. Żeby mógł powstać, zginęło sto tysięcy wojowników. Dwunastu arkonitów wyssało z niego całą moc.
Nad Coreollis unosiły się smugi dymu i opływały kości przerażających gigantów.
Już dotarli do pałacu. Najpotężniejszy z Dwunastki przekroczył mur o wysokości sześćdziesięciu stóp, opasujący dziedziniec, i spojrzał w dół na białe pinakle bastionu oblężonego boga i balkony ozdobione różami. Pozostali arkonici trzymali się z tyłu. Ich golenie lizał ogień, cienkie skrzydła połyskiwały jak strugi deszczu. Rozżarzone węgle zasypywały ich z natarczywością os. Pierwszy golem schylił się i podniósł coś z dziedzińca.
Kiedy Rachel próbowała wyostrzyć obraz, gigant zmiażdżył znalezisko i rzucił je na ziemię. Potem znieruchomiał, jakby na coś czekał.
Podczas gdy asasynka obserwowała całą scenę przez lornetkę, dwunastu kapłanów patrzyło oczami bezrozumnych ambasadorów wykutych w Labiryncie. Rachel przypuszczała, że Rys będzie się targował o swoją duszę. Ale co takiego miał do zaoferowania bóg kwiatów i noży, skoro król Menoa wszystko mógł po prostu wziąć siłą? Na pewno nie tutaj rozstrzygną się przyszłe losy świata.
Asasynka ugryzła jabłko, a następnie przyjrzała się oknom bastionu w poszukiwaniu śladów życia.
Jej ograniczone pole widzenia zasnuł dym. Opuściła lornetkę w samą porę, by zobaczyć, jak nad dachami Coreollis leci płonącymi łukami kilkadziesiąt pocisków. Obrońcy miasta wznowili atak z murów z nowym wigorem, jakby porzucili wszelką nadzieję na uratowanie swoich domów. Z oddali dobiegła seria eksplozji, a po nich donośny trzeszczący dźwięk. Potem zapadła cisza. Pióropusze żółtego siarkowego dymu wkrótce rozwiały się na wietrze.
Rachel wypluła pestkę.
Jeden z arkonitów płonął, ale trwał w bezruchu, z przepastnymi oczodołami skierowanymi ku pałacowi Rysa. Pozostałe automaty stały sztywno obok niego, górując nad pałacem jak cytadele z nagich kości.
Na dziedzińcu pod wieżą wierzchowiec Rachel zarżał i wierzgnął, szarpiąc wodze jak niecierpliwy pan domagający się uwagi. Asasynka przyłożyła palec do ust i potrząsnęła głową. Ten koń należał kiedyś do jeźdźców Heshette i kiedy go od nich dostała, był obrazem nędzy i rozpaczy: chudy, zabiedzony, przykryty brudnym płóciennym czaprakiem. Mimo swego nędznego pochodzenia i stanu nadal łypał na nią z wyuczoną pogardą. Rozpoznawał w niej świątynną asasynkę Spine z Deepgate. Przez całą drogę do wieży nie słuchał jej poleceń, a kiedy niezdarnie próbowała go okiełznać, dwa razy omal jej nie zrzucił.
Rachel dokończyła jabłko i rzuciła ogryzek nieszczęsnej szkapie.
Nagła zmiana w fakturze światła przyciągnęła jej uwagę z powrotem do pałacu Rysa. Jedenastu arkonitów Menoi oddalało się od niego, machając skrzydłami niczym wielkimi przezroczystymi żaglami. Pierwszy i największy z nich klęczał przed bastionem boga w błagalnej pozie. Rachel przystawiła do oczu lornetkę.
Na najwyższym tarasie stała postać z białymi skrzydłami. Na lśniącą stalową zbroję miała narzuconą pelerynę w róże, tak jaskrawoczerwone jak żywe kwiaty, które spadały kaskadą z balkonu. Szklane drzwi prowadzące do prywatnych komnat były otwarte. Miriady szybek połyskiwały niebiesko.Rys pojawił się, żeby błagać o życie.
Gestykulował gniewnie, ale choć Rachel miała lornetkę ustawioną na maksymalną odległość, nie widziała jego twarzy na tyle wyraźnie, żeby czytać mu z ust. Nie słyszała również słów, które kierował do klęczącego giganta. Ale po chwili odpowiedź arkonity rozbrzmiała wyraźnie jak grzmot przetaczający się po niebie, głęboka jak echo wydobywające się ze wszystkich grobów świata.
– Król Menoa z góry odrzuca twoją propozycję, lordzie Rysie, bo podejrzewa, że dusze twoich braci tak naprawdę nie należą do ciebie, więc nie możesz nimi kupczyć. Dlatego żąda, żeby w geście dobrej woli stawili się oni przed zgromadzonymi ambasadorami. Pan Labiryntu jest wspaniałomyślny. Nie ukarze takich godnych przeciwników. On tylko domaga się, by wszyscy synowie Ayen weszli do Piekła, zanim brama zniknie. Jako gościom Dziewiątej Cytadeli oszczędzi wam okropieństw Labiryntu i nie odmówi żadnych jego przyjemności.
W rzeczywistości arkonita nie potrafił mówić, bo jego usta były jedynie atrapą. Głos wydobywał się z metalowej, sztucznej krtani, a myśli ukryte za tymi słowami zrodziły się w cytadeli zbudowanej pod innym niebem.
1 2 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Esensja czyta: Styczeń 2010
— Anna Kańtoch, Paweł Laudański, Marcin Mroziuk, Beatrycze Nowicka, Mieszko B. Wandowicz, Konrad Wągrowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.