Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 29 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Jeffrey Ford
‹Rubieże›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułRubieże
Tytuł oryginalnyThe Beyond
Data wydania20 stycznia 2010
Autor
PrzekładMartyna Plisenko
Wydawca Solaris
CyklCley
ISBN978-83-7590-008-8
Format262s. 125×195mm
Cena32,90
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Rubieże

Esensja.pl
Esensja.pl
Jeffrey Ford
1 2 3 6 »
Zapraszamy do lektury fragmentu powieści Jeffreya Forda „Rubieże” będącej trzecim tomem cyklu „Cley”. Objęta patronatem „Esensji” książka ukaże się nakładem Wydawnictwa Solaris w styczniu przyszłego roku.

Jeffrey Ford

Rubieże

Zapraszamy do lektury fragmentu powieści Jeffreya Forda „Rubieże” będącej trzecim tomem cyklu „Cley”. Objęta patronatem „Esensji” książka ukaże się nakładem Wydawnictwa Solaris w styczniu przyszłego roku.

Jeffrey Ford
‹Rubieże›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułRubieże
Tytuł oryginalnyThe Beyond
Data wydania20 stycznia 2010
Autor
PrzekładMartyna Plisenko
Wydawca Solaris
CyklCley
ISBN978-83-7590-008-8
Format262s. 125×195mm
Cena32,90
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
Zimowa jaskinia
Czyste piękno, fioletowy eliksir, medium snów…
Raz już wyrwałem Cleya ze szponów narkotyku, arogancko niszcząc fiolki, choć pragnął przespać życie zamknięty w kokonie swoich iluzji. Wówczas wiedziałem, że to dla niego trucizna, teraz zaś, w pragnieniu, aby wyczarować go z kawałków Rubieży wiem, że to sok, który przywiedzie jego historię z korzenia zagrzebanego w moim umyśle przez moje ramię, wzdłuż nadgarstka, przez palce do pióra i na światło dzienne czystego, białego papieru.
Bulgocze w moich żyłach, rozprzestrzenia się po zwojach mózgu i wznieca pożar w pięciu komorach mojego demoniego serca. Oto zaczyna się wić pierwszy wąs atramentu, skręcając to w jedną, to w drugą stronę, łapie się niczego i próbuje zmienić się w poskręcaną roślinę, która rośnie z prędkością światła. Początkowo jest wszędzie, dźwigając ciężki biały owoc pękający pośród pędzącego wichru mijających pór roku, uwalniając stado wrzeszczących, ślepych ptaków. Rwą w górę z dziwaczną determinacją, aby roztrzaskać się o sufit nieba i rozprysnąć w tysiące chmur, które łączą się w jedną. Pada, a zielona ziemia wyciąga się, tylko na chwilę, w dzicz tak rozległą, że nawet nie ma co marzyć o jej pokonaniu.
Tam, jak maleńki owad na głowie olbrzyma, którego brew jest najpotężniejszym z górskich pasm, widać Cleya w miejscu, gdzie go zostawiłem, na polanie pośród wysokich dębów. Obok niego, jak nieznaczną czarną plamkę, widać Wooda, psa o jednym uchu.
Teraz bliżej i bliżej, aż mogę rozpoznać jego szerokoskrzydły czarny kapelusz, ozdobiony trzema piórami dzikiego indyka, pamiątką pierwszego udanego polowania na Rubieżach. Pod kapeluszem kasztanowate włosy są długie i splecione z tyłu w nieporządny warkocz, związany ścięgnem demona. Na pierś opada wielka broda. Pośrodku tej plątaniny wystaje nos i policzki, na lewym blizna po uderzeniu kolczastego ogona. Z napięciem patrzy na północ, jakby przez tysiące mil leżących przed nim już widział swoje przeznaczenie.
Na polach, otaczających Latrobię, widywałem strachy na wróble ubrane lepiej od tego myśliwego. Stary brązowy płaszcz, zdjęty ze szkieletu w ruinach Anamasobii, jak skóra jakiejś wymęczonej, pomarszczonej bestii. Flanelową koszulę, granatową z polem ze złotych gwiazd, znalazł w nietkniętej garderobie w jednym z pokojów w tawernie Froda Geeble’a, który ostał się z pożaru. Kalesony. Buty miał już wcześniej, w lewej cholewie nosi kamienny nóż, który, jak mnie zapewniał, tnie z większą precyzją niż skalpel Fizjonomisty. Strzelba, najbardziej fortunne znalezisko ze wszystkich, jest dla niego jak małżonka. Śpi z nią, szepcze do niej, dba o nią ze szczerym oddaniem. Kiedy nadchodzi czas zabijania, zabija za jej pomocą, strzela lepiej i lepiej, aż może trafić demona w locie, strzałem prosto między oczy, ze stu jardów. W plecaku ma pudełka z pociskami, jednak Rubieże są bezkresne.
Ten pies, potencjalny obłęd na czterech nogach, może być równie spokojny jak ktoś śpiący snem bez snów, dopóki z drzew nie spadnie niebezpieczeństwo, a wtedy jego łagodny, niemal ludzki uśmiech znika, ustępując miejsca kłapiącej zębami maszynie do wypruwania flaków. Przebiegłe stworzenie uczy się rzucać na niechronione części ciała moich braci – skrzydła, miękkie podbrzusze, pachwinę, lub ogon. Sam byłem świadkiem, jak to psisko nacierającemu demonowi wydarło członka, wyrwało go spomiędzy nóg, a potem uciekającemu poszarpało skrzydło na strzępy. Myśliwy jest go niesamowicie pewny w każdej sytuacji, jakby każdy z nich był tancerzem, który przez całe życie ćwiczył ten jeden taniec. Wood czyta Cleya jak książkę, rozumie sygnały dawane rękami i subtelne ruchy gałek ocznych. Bez dwóch zdań umrze za myśliwego i jestem przekonany, że podąży za nim poprzez śmierć – anioł stróż w kolorze nocy, twardy i poharatany, i trudniejszy do zagłuszenia od poczucia winy.

Myśliwy zagwizdał raz jeden, zagłębiając się w jesienny las, a pies ruszył za nim, trzy stopy z tyłu i na lewo. Na nagich gałęziach powyżej siedziało w ciszy stado kruków, podczas gdy małe futrzaste stworzenie z ptasim dziobem przebiegło przez smagane wiatrem morze pomarańczowych liści. Kiedy pokonywali niezmierzone bezkresy Rubieży, ich kompasem była tylko postrzępiona i wyblakła zielona woalka. Z południa nadleciał dźwięk, wydawany przez coś umierającego.
Zawartość plecaka Cleya taka, jaką nakazywały Rubieże: jeden kłębek sznurka; cztery świece; dwa pudełka zapałek; osiem pudełek nabojów (tuzin w pudełku); jeden metalowy garnek; jedna mała patelnia; jeden nóż i jeden widelec; nitka i igła; woreczek leczniczych ziół; książka, znaleziona pośród wypalonych ruin Anamasobii (bez okładki i kilku pierwszych stron, mówiących o autorze i tytule); trzy pary skarpetek; cztery pary bielizny; jeden koc.

Dni były jak koszmar na jawie, pełen rzezi demonów, które spadały na niego zewsząd, bez przerwy, rzucając się z drzew, podrywając się z ziemi na czterech kończynach, powiewając skrzydłami. Strzelał do nich ze strzelby, a kiedy już nie nadążał, sięgał po kamienny nóż, wbijając go w futro, mięśnie i mostek, przebijając serca. Dzika krew wsiąkała w jego ubranie, a on nauczył się wyczuwać w powietrzu ich zapach. Szpony rozdarły jego kurtkę, zadrasnęły klatkę piersiową, szyję i policzek, a kiedy spotykał się z nimi w walce wręcz wrzeszczał przerażającym głosem, jakby sam także stał się jakimś stworzeniem z dziczy.
Duch, który wyostrzył mu intuicję tak, że jego strzały były czyste i pozwolił używać noża i poruszać się z pozbawioną wyrachowania elegancją, był potężną potrzebą, której nie rozumiał w pełni i nie potrafił nazwać. Zmusił go do przezwyciężenia starych nawyków i zapewnił przetrwanie.

Cley przyczaił się pod wierzbą i wycelował do białego jelenia, który pił z potoku. Skrzypnięcie gałęzi, ofiara rzuciła się do ucieczki, a z góry na plecy myśliwego rzucił się demon. Strzelba wypadła mu z rąk, kiedy poczuł stęchły oddech i mocny odór cielska, które teraz go dosiadało, szukając miejsca do zatopienia kłów. Wytrzymał ciężar swojego napastnika wystarczająco długo, żeby go z siebie zrzucić. Bestia upadła na skrzydła. Sięgnął po nóż. Demon kolczastym ogonem smagnął go w przedramię, a uderzenie osłabiło jego chwyt. Nóż poleciał i wbił się w ziemię. Pies już tam był, zaciskając szczęki na ogonie demona. Stwór ryknął i wygiął się z bólu, a ten moment był wszystkim, czego potrzeba było myśliwemu. Porwał upuszczony nóż i brutalnym cięciem niemal oddzielił głowę demona od reszty ciała.
Od tej pory, niezależnie od tego, ile ich zabił w zasadzce, nieważne, ile czasu to zajmowało, każdemu odcinał głowę. Ta myśl powoduje u mnie mdłości, ale widzę go, jak odłamuje im rogi z czół i wykłuwa im oczy ich własnymi pazurami. Nawet te durne stworzenia mogą rozumieć strach, powiedział do psa, który siedział w oddaleniu, zdumiony dziwacznym rytuałem.

Nauczył się, że demony nie polują w nocy. O zmroku rozpalił ognisko nad strumieniem. W płomieniach umieścił sześć czy siedem dużych kamieni i zostawił je tam, dopóki nie rozżarzyły się jak węgle. Przed snem kijem wyciągnie je z ognia i zakopie w ziemi na długości swojego ciała. Dzięki temu będzie mu ciepło przez większą część nocy.
Na kolację była dziczyzna z zieleniną, którą zebrał w ciągu dnia. Teraz, kiedy jesień zmieniała się w zimę, nie było tego dużo. Mięsem dzielił się z psem po równo.
Kiedy na czarnym niebie zalśniły gwiazdy, z plecaka wyciągnął książkę bez tytułu. Potem leży przy ogniu, z psem u boku, i wytęża wzrok, czytając szeptem. Ciekawy temat wyprany z sensu. Dotyczy natury duszy, jednak opisy są wysoce symboliczne, a zdania żonglują znaczeniami, aż znaczenie umyka z nich jak życie z demona z sercem przebitym nożem.
Płomienie przygasły, a on przygotowuje sobie posłanie na kamieniach. Leżąc zawsze na plecach – uważa, że nigdy nie powinno się odwracać tyłem do Rubieży – wpatruje się w niebo w poszukiwaniu migoczących gwiazd. Spadające gałązki, piski nietoperzy, upiorne krzyki ptaków brzmiących jak wrzask kobiety, której zapaliły się włosy, parsknięcia i jęki bólu są kołysanką dziczy. Wiatr muskał jego twarz. Gdzieś, setki mil na północ, spadła gwiazda, być może uderzając w Raj, i był tam we śnie, patrząc jak płonie.

Były tam drzewa o tak potężnym pniu i tak obłędnie wysokie, że były masywniejsze od wież, które niegdyś stały w Dobrze Skonstruowanym Mieście. Korzenie tych gigantów wystawały z ziemi na taką wysokość, że Cley mógł przechodzić pod nimi nie pochylając się. Kora drobniejszych roślin była pokryta jasnym meszkiem, który w dotyku był jak ludzkie ciało. Inne drzewo używało gałęzi do chwytania małych ptaków i wpychało je w swój drzewny przełyk. Cienkie, niebieskie roślinki falujące na wietrze; zarośla wstążek pozbawione widocznej struktury, która utrzymuje je w pionie. Dla Cleya najbardziej niepokojące były wtedy, kiedy przez te falujące łodygi przelatywał wiatr – przejmujący dźwięk śmiechu, wyrażającego radość bardziej jednoznacznie niż jakiekolwiek słowo czy muzyka.

1 2 3 6 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Tegoż twórcy

Dziwne nie zawsze znaczy lepsze
— Anna Kańtoch

Dwunastu braci, wierząc w sny, zbadało mur od marzeń strony
— Beatrycze Nowicka

Esensja czyta: Wrzesień 2012
— Miłosz Cybowski, Jacek Jaciubek, Joanna Kapica-Curzytek, Beatrycze Nowicka, Agnieszka Szady

Dwie podróże, jedna bardziej niezwykła od drugiej
— Anna Kańtoch

Fizjonomista na drodze do Raju
— Anna Kańtoch

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.