WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Tytuł | Martwy aż do zmroku |
Tytuł oryginalny | Dead Until Dark |
Data wydania | 1 czerwca 2004 |
Autor | Charlaine Harris |
Przekład | Ewa Wojtczak |
Wydawca | Zysk i S-ka |
Cykl | Sookie Stackhouse |
ISBN | 83-7298-603-7 |
Format | 352s. 125×183mm |
Cena | 29,90 |
Gatunek | humor / satyra, kryminał / sensacja / thriller |
WWW | Polska strona |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | MadBooks.pl |
Wyszukaj w | Selkar.pl |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Martwy aż do zmrokuCharlaine Harris
Charlaine HarrisMartwy aż do zmroku– Wiesza pranie – odparłam. Babcia używała suszarni tylko w ostateczności, najchętniej natomiast wywieszała mokre ubranie na słońce. A sznur do bielizny wisiał oczywiście tam, gdzie powinien, czyli na podwórku za domem. – Na lunch będą wiejskie smażone steki, słodkie ziemniaki i zielona fasolka, którą babcia osobiście sadziła w zeszłym roku – dodałam, starając się oderwać myśli Jasona od mojej bijatyki. Miałam nadzieję, że babcia nie zjawi się nagle. Nie chciałam, by usłyszała naszą rozmowę. – Mów cicho – przypomniałam mu. – Rene Lenier nie mógł się doczekać, aż przyjdę dziś rano do pracy, żeby mi o tym powiedzieć. Chciał kupić trochę trawki, pojechał więc ubiegłej nocy do przyczepy Rattrayów. Denise nadjechała z drugiej strony tak wściekła, jakby zamierzała kogoś zabić. Rene mówi, że o mało go nie trzasnęła. Pomógł jej wnieść Macka do przyczepy, a potem zabrali go do szpitala w Monroe. – Jason obrzucił mnie oskarżycielskim spojrzeniem. – Czy Rene ci powiedział, że Mack zaatakował mnie nożem? – spytałam, uznawszy ostrą ripostę za najlepszą odpowiedź. Czułam, że rozgoryczenie Jasona spowodowane jest w dużej mierze faktem, iż usłyszał całą opowieść z ust osoby trzeciej. – Jeśli Denise powiedziała o tym Rene, ten nic mi nie wspomniał – odparł powoli mój brat. Dostrzegłam, że jego ładna twarz ciemnieje z gniewu. – Rzucił się na ciebie z nożem? – Tak. I musiałam się bronić – odrzekłam logicznie. – Zabrał też twój łańcuch. – Była to całkowita prawda, choć może troszeczkę zniekształcona. – Wróciłam do baru, bo chciałam ci o tym powiedzieć – ciągnęłam. – Niestety, gdy weszłam, odkryłam, że wyszedłeś już z DeeAnne. Zdecydowałam, że nie warto cię szukać po nocy. Wiedziałam zresztą, że jeżeli powiem ci o nożu, poczujesz się zobowiązany pojechać za nimi – dodałam dyplomatycznie. Było wiele prawdy w tym stwierdzeniu, ponieważ Jason strasznie lubi się bić. – Po co, do diabła, w ogóle tam lazłaś? – spytał, lecz już się odprężył i czułam, że zaakceptował stan rzeczy. – Wiedziałeś, że oprócz handlu narkotykami, Szczury zajmują się osuszaniem wampirów? Teraz był zafascynowany. – Nie… naprawdę? – No cóż, jeden z moich wczorajszych klientów był wampirem, a oni postanowili kompletnie pozbawić go krwi na parkingu obok „Merlotte’a”. Nie mogłam na to pozwolić! – Tu, w Bon Temps zjawił się jakiś wampir? – Tak. Nawet jeśli człowiek nie ma ochoty przyjaźnić się z wampirami, nie może pozwolić śmieciom w typie Szczurów na taką akcję. Osuszenie wampira nie jest podobne do odlania benzyny z baku auta! Te gnojki całkowicie wydrenowałyby go z krwi, a następnie pozostawiły w lesie na pewną śmierć. Chociaż Rattrayowie nie zdradzili mi swoich zamiarów, byłam skłonna się założyć, że Bill skończyłby w ten sposób. Mógłby zresztą skonać, nawet gdyby go czymś przykryli i nie spaliłoby go słońce, ponieważ (zgodnie z tym, co powiedział ktoś w programie Oprah Winfrey) osuszony wampir potrzebuje co najmniej dwudziestu lat na regenerację. I w takim przypadku musi się o niego zatroszczyć inny wampir. – Wampir był w barze, kiedy tam siedziałem? – spytał zaskoczony Jason. – Jasne. Brunet. Przy stoliku ze Szczurami. Mój brat uśmiechnął się, słysząc jak nazywam Rattrayów. Najwyraźniej nie zamierzał wszakże kończyć rozmowy o ubiegłej nocy, jeszcze nie. – Skąd wiedziałaś, że jest wampirem? – zapytał, spojrzawszy jednak na mnie, natychmiast wyraźnie pożałował, iż nie ugryzł się w język. – Po prostu wiedziałam – odburknęłam swoim najbardziej kategorycznym tonem. – No tak. – Na moment oboje się zamyśliliśmy. – W Homulce nie ma wampira – powiedział Jason w zadumie. Odchylił głowę w tył, by złapać trochę słońca, a ja wiedziałam, że wchodzimy na niebezpieczny grunt. – To prawda – zgodziłam się. Homulka była miastem, którego Bon Temps serdecznie nienawidziło. Rywalizowaliśmy w futbolu, koszykówce i historycznym znaczeniu dla przyszłych pokoleń. – Ani w Roedale – odezwała się za naszymi plecami babcia. Jason i ja aż podskoczyliśmy. Doceniam mojego brata za to, że od razu podskakuje i ściska babcię za każdym razem, kiedy ją widzi. – Babciu, wystarczy obiadu i dla mnie? – Starczyłoby jeszcze dla dwóch takich chłopa – odparła, uśmiechając się do wnuka. Dostrzegała jego wady (tak jak i moje), ale bardzo go kochała. – Właśnie dzwoniła do mnie Everlee Mason i powiedziała, że ubiegłej nocy poderwałeś DeeAnne. – O rany, w tym mieście nie można się ruszyć, żeby nie dowiedzieli się o tym wszyscy mieszkańcy – odburknął Jason, choć wcale się nie gniewał. – Ta DeeAnne – kontynuowała babcia ostrzegawczym tonem, gdy wszyscy ruszyliśmy w stronę domu – była kiedyś w ciąży. Słyszałam przynajmniej o jednym razie. Uważaj, wnusiu, żeby tobie nie wykręciła takiego numeru, bo będziesz płacił do końca swojego życia. Z drugiej strony, może tylko w ten sposób doczekam się prawnuka! Jedzenie czekało już na stole, toteż gdy Jason powiesił swój kapelusz, usiedliśmy i zmówiliśmy modlitwę. Później babcia i mój brat zaczęli plotkować (nazywają takie gadki „wymianą najnowszych informacji”) o ludziach z naszego małego miasteczka i całej gminy. Jason pracuje dla stanu, dozorując ekipy drogowe. Odnosiłam wrażenie, że jego dzień składa się z przemierzania dróg stanowym pikapem… a kiedy skończy pracę, przez całą noc jeździ własnym pikapem. Rene jest natomiast członkiem jednej z roboczych załóg, których pracę Jason dogląda. Chodzili razem do szkoły średniej. Sporo się wtedy wałęsali z Hoytem Fortenberrym. – Sookie, musiałem wymienić w domu bojler – oświadczył nagle mój brat. Jason nadal mieszka w starym domu naszych rodziców, tym samym, w którym mieszkaliśmy całą czwórką, gdy umarli w straszliwej powodzi. Potem zamieszkaliśmy z babcią, ale kiedy mój brat ukończył drugi rok college’u i zaczął pracować dla stanu, wrócił do tamtego domu, który według dokumentów należy w połowie do mnie. – Potrzebujesz pieniędzy? – spytałam. – Nie, nie, mam. Oboje zarabiamy, mamy jednak także niewielki dochód z funduszu ustanowionego w okresie, kiedy na posiadłości naszych rodziców znaleziono ropę i dokonano odwiertów. Ropa wyczerpała się wprawdzie po kilku latach, moi rodzice jednak, a później babcia dopilnowali, że pieniądze zostały odpowiednio zainwestowane. Jasonowi i mnie fundusz ten bardzo ułatwił życie. Nie wiem zresztą, jak babcia zdołałaby nas wychować bez tych dodatkowych pieniędzy. Postanowiła nie sprzedawać ani kawałka z posiadanej przez nas ziemi, a przecież miała jedynie emeryturę. To jeden z powodów, dla których nie mam własnego mieszkania. Skoro mieszkamy razem, babcia zgadza się, że ja kupuję rozmaite produkty, gdybym jednak mieszkała osobno, przynosiła jej artykuły spożywcze i kładła je na stół, a następnie wracała do swojego domu, babcia uznałaby moje postępowanie za objaw dobroczynności, która by ją rozwścieczyła. – Jaki rodzaj wybrałeś? – spytałam ot tak, dla okazania zainteresowania. Aż się palił, by mi opowiedzieć. Jason ma fioła na punkcie rozmaitych urządzeń i pragnął szczegółowo opisać swoje poszukiwania nowego grzejnika. Słuchałam z największą uwagą, do jakiej potrafiłam się zmusić. Nagle mój brat sam sobie przerwał. – Hej, Sookie, pamiętasz Maudette Pickens? – Pewnie – przyznałam zaskoczona. – Skończyłyśmy tę samą klasę. – Ktoś ją zabił w jej mieszkaniu ubiegłej nocy. To stwierdzenie przykuło uwagę babci i moją. – Kiedy? – spytała babcia, zaskoczona, że jeszcze nikt jej o tym fakcie nie powiadomił. – Znaleźli ją dziś rano w sypialni. Jej szef próbował się do niej dodzwonić i spytać, dlaczego nie zjawiła się w pracy ani wczoraj, ani dzisiaj, a ponieważ nie odbierała telefonu, podjechał do niej i skłonił gospodarza domu do pomocy. Ten otworzył drzwi i weszli. Wiesz, że mieszkała naprzeciwko DeeAnne? Bon Temps ma tylko jeden kompleks mieszkaniowy z prawdziwego zdarzenia, złożony z trzech dwupiętrowych budynków ustawionych w kształt litery „U”, toteż wiedzieliśmy dokładnie, które domy Jason ma na myśli. – Tam ją zabito? – Poczułam się źle. Doskonale pamiętałam Maudette. Miała wydatną szczękę, klocowaty tyłek, ładne, czarne włosy i krzepkie ramiona. Była guzdrałą, która niemal nigdy nie bywała bystra czy ambitna. Przypomniałam sobie, że pracowała chyba w Grabbit Kwik – sklepie ogólnospożywczym na stacji benzynowej. – Tak, przypuszczam, że pracowała tam przynajmniej od roku – potwierdził Jason, gdy go spytałam. – Jak to się stało? – Moja babcia miała ciekawską, wręcz natarczywą minę, z jaką mili ludzie pytają o złe wiadomości. |
Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.
więcej »Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.
więcej »Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner
Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner
Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner
Mord w świetle reflektorów
— Magdalena Kubasiewicz
Nuda, nuda, więcej nudy
— Magdalena Kubasiewicz
A zombie zjadł jej mózg
— Magdalena Kubasiewicz
Bo we mnie jest seks
— Michał Foerster